KIJÓW 2011: 15 WIEKÓW I 20 LAT

Z centrum owiniętego czerwonymi szarfami wieńca z kłosów zbóż – herbu byłego Związku Radzieckiego, z miejsca w którym był glob z sierpem i młotem, pod wieńczącą go czerwoną, pięcioramienną gwiazdą, wyrywa się Laokoon z synami walczący z kłębowiskiem węży.

 

Ta, jedna z najsłynniejszych antycznych rzeźb w zbiorach Muzeum Watykańskiego, w której białym, marmurowym gadom barwę zmieniono na krwawoczerwoną, przyciąga uwagę przechodniów.

 

Bijący w oczy napis: „20 rokiw na woli” – 20 lat na wolności, nie pozostawia wątpliwości, że dotyczy obchodzonej w br. 20 rocznicy powstania Niepodległej Ukrainy.

 

Powiększona do rozmiarów dużego plakatu okładka specjalnego numeru tygodnika „Weekly ua” zdobi przystanki kijowskiej komunikacji miejskiej. I jest najlepszą graficzną syntezą tego jubileuszu.

 

 

Trudnego, obchodzonego przez skłócone politycznie społeczeństwo, z miasteczkiem namiotowym na pryncypialnej ulicy Kijowa – Chreszczatyku protestujących przeciwko przetrzymywaniu w areszcie śledczym byłej premier – jednej z przywódczyń „Pomarańczowej rewolucji” Julii Tymoszenko. W niełatwej sytuacji gospodarczej i społecznej.

 

Ale i z przekonaniem zdecydowanej większości narodu, poza częścią weteranów i emerytów uważających, iż w ZSRR było im lepiej „bo nie było wówczas takiej rozpiętości dochodów i kłującego w oczy bogactwa mniejszości”, że poprawa tej sytuacji oraz szansa na godne życie jest jedynie w niepodległym i niezależnym kraju. Nie zaś w jakiejś odnowionej wersji wspólnego państwa z wielkim sąsiadem z północy i wschodu.

 

Wspominam o tym, gdyż są to sprawy żywo tu dyskutowane. A dorobek minionego 20-lecia, mimo niespełnienia wielu, nie zawsze zresztą realnych, społecznych oczekiwań, w sumie jest jednak znaczny.

 

Także w obszarach przede wszystkim interesujących zagranicznych turystów: rewaloryzacji, odbudowy i utrzymania zabytków, ciekawych wystaw i imprez, rozwoju infrastruktury. Co widzę na każdym kroku w moim ukochanym Kijowie, nawet tylko po rocznej w nim nieobecności.

 

Jest to miasto zupełnie inne niż przed 20 laty.  Jeszcze bardziej niezwykłe, o ponad 15- wiekowej historii – w roku przyszłym obchodzić będzie 1530 – lecie istnienia. A równocześnie coraz bardziej nowoczesne i europejskie. Nie ukrywam, że mam do niego stosunek szczególny.

 

Zauroczyło mnie ono bowiem od pierwszej chwili, gdy przed ponad półwieczem przyjechałem do niego nad ranem, jadąc w grupie turystów na Krym. I zamiast iść spać, skrzyknąłem parę osób aby zobaczyć Kijów w godzinach sierpniowego przedświtu, budzący się do nowego dnia.

 

Z internatu jakiegoś technikum przy ul. Wołodymirśkoj zamienionego na sezonową, tanią noclegownię poszliśmy, zgodnie z radą portiera, bo nie istniały wówczas plany miasta ani przewodniki po nim, na prawo. Minęliśmy, nie zauważając ich w mroku po przeciwnej stronie ulicy, stojące w głębi resztki sławnej Złotej Bramy.

 

O którą to, według naszej narodowej legendy, Bolesław Chrobry miał wyszczerbić swój miecz, od tamtej pory Szczerbcem zwany. Nie ma przy tym znaczenia, że t ę bramę zbudowano w 12 lat po śmierci pierwszego polskiego króla. W 1982 roku, prawie ćwierć wieku po moim pierwszym pobycie w Kijowie, ruiny jej i sąsiednich średniowiecznych murów obronnych obudowane zostały kilkupiętrową konstrukcją ceglano – drewnianą.

 

Nadal trochę szokującą „rekonstrukcją”, ale tak wyobrazili ją sobie ówcześni radzieccy architekci i historycy. Bo przecież żaden jej rysunek, ani wierny opis nie istniał. Pokonując dwie przecznice wyszliśmy na Plac Sofijski ze stojącym na nim od 1888 roku pomnikiem Bohdana Chmielnickiego. W tym momencie pierwsze promienie słoneczne oświetliły złoconą kopułę nadbramnej dzwonnicy Soboru Sofijskiego.

 

To był szok, widok jak ze spektaklu „Światło i dźwięk”. Z mroku powoli wyłaniały się widoczne na drugim planie cebulaste wieże zamkniętego za wysokimi murami obronnymi zespołu architektonicznego Soboru, a my staliśmy jak urzeczeni.

 

Później trafiliśmy na odległy o około kilometra, stojący na parkowym zboczu sławnej Wołodymirśkoj Hirki – Włodzimierskiej Górki jeszcze nie obciętej po barbarzyńsku przez komunistów od strony obecnego placu Europejskiego i Chreszczatyku, aby w miejscu tym postawić Muzeum Lenina, obecnie Ukraiński Dom – pomnik księcia Włodzimierza Wielkiego, chrzciciela Rusi.

 

I spod niego podziwialiśmy oświetlony już, głęboko w dole, Dniepr. Dalszy poranny spacer, a później zwiedzanie miasta i jego zabytków w dzień, pogłębiły tylko moje zauroczenie Kijowem. A następne pobyty w nim, turystyczne i reporterskie oraz praca korespondenta prasy polskiej przez ostatnie miesiące istnienia sowieckiego Imperium Zła oraz blisko sześć lat Samostijnoj Ukrainy tylko je utrwaliły.

 

Staram się więc co roku wpadać do przyjaciół w ukraińskiej stolicy przynajmniej na 10 – 15 dni. Co pozwala niemal na bieżąco obserwować zachodzące w niej zmiany. Poznawać to, czego jeszcze gdzieś się nie widziało.

 

Pomimo nadal wielu widocznych zaniedbań, rażących przykładów samowoli i nonsensów budowlanych, w sumie jednak bardzo pozytywne.

 

W br. przyjechałem po raz kolejny z wnuczką Anią. Licealistką i zapaloną fotoreporterką. Pierwszy raz zabrałem ją tutaj, do jednego z najbardziej fascynujących miast Europy nie tylko wschodniej, gdy miała 10 lat. Z zainteresowaniem oglądała monastery, sobory, cerkwie, zabytki architektury świeckiej, pomniki oraz place i ulice.

 

Początkowo bardzo onieśmielona czuła się w prawosławnych świątyniach, z obrządkami i zwyczajami tak przecież innymi od znanych jej z kraju. Natomiast świetnie na placach zabaw, które nawet w centrum Kijowa są na każdym kroku: na placach, skwerach, miejscach po wyburzonych domach lub między nimi. Ogólnie dostępne, dobrze zagospodarowane i utrzymywane przez miasto.

 

Z huśtawkami, zjeżdżalniami, przeplotniami, metalowymi konstrukcjami do wspinania się, kamiennymi smokami i innymi stworami pobudzającymi dziecięcą wyobraźnię itp. I chociaż niemal na każdym mijanym musiała spędzić chociaż parę minut aby się zrelaksować w trakcie intensywnego zwiedzania miasta, szczególnie upodobała sobie bogato wyposażony plac na skwerze przy Wołodymirśkym proizde.

 

Łączącym place: Sofijski i Michajłowski oraz znajdujące się przy nich, widoczne znakomicie z każdego miejsca, Sobór Sofijski przy jednym i Monastyr Michajłowski przy drugim. Na skwerze tym stoi kamienna kopia ( oryginał jest w Muzeum Narodowym w Krakowie ) słowiańskiego bożka – Światowida znalezionego w nurcie Zbrucza.

 

A przy placu zabaw brązowa replika studni – lwicy, z której pyska leje się woda, z XII – XIII w. z Perejasławia Chmielnickiego. Ulubione, nie tylko przez dzieci, miejsce siadania i fotografowania się. Podobnie jak podczas poprzednich wspólnych tu pobytów – tegoroczny był już trzecim, po starej części Kijowa chodziliśmy, mieszkając u przyjaciół w centrum, głównie pieszo.

 

Bo najważniejsze zabytki i najciekawsze miejsca tej, zbliżającej się już do 4 milionów mieszkańców metropolii znajdują się, poza kilkoma wyjątkami, w zasięgu do półgodzinnego spaceru. O ile wie się, którędy chodzić. Bo główne, historyczne części ukraińskiej stolicy na wysokim, prawym brzegu Dniepru zajmują liczne wzgórza, stromo opadające dawne jary, wąwozy i zjazdy oraz dolinki.

 

W wielu miejscach aby pokonać dwustu, czy nawet stumetrowy odcinek, tak prosto wyglądający na planie miasta, trzeba wspiąć się, nierzadko ostro, nawet kilkadziesiąt metrów w górę, aby następnie zejść np. na równoległą ulicę centrum. Często wystarczy jednak pójść sąsiednią przecznicą, aby tę drogę pokonać gładko. Chodząc po dobrze nam znanym mieście zwracaliśmy przede wszystkim uwagę na to, co się w nim ostatnio zmieniło – lub nie.

 

Na placu Lwowskim np. od ponad 20 lat nadal straszą, coraz bardziej zamieniając się w ruinę, kilkupiętrowe mury nie dokończonego biurowca. I chociaż jest to wyjątkowo atrakcyjny punkt centrum, władze miasta jakoś nie wiedzą co z nim zrobić, bo ukończenie go już nie wchodzi w grę, a rozbiórka oraz wzniesienie na tym miejscu czegoś przydatnego i nowoczesnego, musi być kosztowne.

 

Chociaż świetnie w tym miejscu pasowałoby jakieś centrum biznesu czy wysokiej klasy hotel. Plac ten ma także innego pecha. Również od ponad 20 lat nie może na, a ściślej pod nim, powstać tak tu potrzebna stacja metra „Lwiwśka Brama” – bo niegdyś znajdowała się w tym miejscu brama o tej nazwie w średniowiecznych murach.

 

Zaznaczona jest na niektórych planach metra, pociągi linii Syrecko – Pieczerskiej łączącej Syrec i Łukjanowkę, przez Chreszczatyk i Pieczersk, z dalekim Lewobrzeżem, przejeżdżają pod tym placem. Warunki geologiczne ( kurzawka ) podobno ciągle jednak uniemożliwiają zbudowanie tej stacji. Nieco mniejszych rozmiarów ruiny niedoszłego „Roddomu” – szpitala położniczego, znajdują się kilkaset metrów dalej przy odchodzącej od placu Lwowskiego ulicy Worowskiego.

 

Ale to już coraz mniej liczne wyjątki. Podobnie z każdym rokiem zmniejsza się, przynajmniej w centrum, liczba zaniedbanych dawnych czynszówek z przełomu XIX – XX wieku, lub z lat między – i wczesno powojennych. Są remontowane, unowocześniane, przeznaczane zarówno na cele mieszkalne jak i biznesowe. Wspomniałem o placach i terenach zabaw dla dzieci. W ostatnim roku przybył chyba najpiękniejszy.

 

Na zapleczu, od strony podwórek, jednej z krótkich ale ważnych arterii centrum – ulicy Wełykoj Żytomirśkoj, przy której w ostatnich latach zbudowano m.in. najwyższej klasy hotel „Intercontinental” oraz nowoczesne biurowce, siedziby banków i apartamentowce, znajdowała się dosyć szeroka alejka dla pieszych na skarpie, nad głębokim urwiskiem przechodzącym w dolinę.

 

Łączaca plac Lwowski z Muzeum Historycznym, zachowanymi fundamentami cerkwi Diesiatynnej – o których napiszę osobno, ulicą Wołodymirśką i sławną cerkwią Andrijiwśką.

 

Chodząc tędy przez lata spotykałem studentów pobliskiej Akademii Sztuk Pięknych szkicujących szeroką panoramę terenów zielonych w dole, wzgórze zamkowe czy zabytki architektury.

 

Na paru huśtawkach i prostych urządzeniach bawiły się dzieci. Ostatnio teren ten, wraz z przylegającymi do niego podwórkami domów, zmienił się nie do poznania. Powstał cały ciąg, świetnie wyposażonych i o atrakcyjnych dla dzieci formach, placów zabaw. Z płotami na których mogą malować i rysować, miejscami aby grać w różne gry, czy po prostu odpocząć na ławeczkach podtrzymywanych przez metalowe ludzkie ręce.

 

Tutejszym artystycznym hitem są ceramiczne lalki siedzące na kilkumetrowej wysokości stosach poduszek, pięknie pokrytych wielobarwnymi mozaikami. Inną z kijowskich nowości jest duży, ponad 5 – metrowej wysokości brązowy pomnik Pilipa Orlika postawiony w jednej z najładniejszych, chociaż krótkiej, kijowskiej ulicy Lipskiej. 

 

W pobliżu siedziby Rady Najwyższej ( parlamentu ), Administracji Prezydenta Ukrainy, gmachu Rady Ministrów i Pałacu Mariijskiego – siedziby prezydenta. Upamiętnienie akurat tej postaci w roku 20–lecia Niepodległości Ukrainy, i to z rocznym poślizgiem w stosunku do 300 rocznicy opublikowania sławnego dokumentu jej autorstwa, też ma swoją wymowę.

 

Pilip Orlik ( 1672 – 1742 ) był bowiem zaufanym współpracownikiem hetmana kozackiego Iwana Mazepy. Po jego śmierci też hetmanem. Ponadto działaczem politycznym, dyplomatą, publicystą i poetą. Autorem dokumentu znanego jako Konstytucja Pilipa Orlika opublikowanego w 1710 roku. Przesadnie zresztą określonego na tablicy stanowiącej fragment pomnika jako „Pierwszej konstytucji w Europie”.

 

Autorom tego tekstu pomyliło się pojęcie Konstytucji, jako najwyższego zbioru praw państwa – a taką pierwszą w Europie i drugą, po amerykańskiej w świecie, była oczywiście nasza Konstytucja 3 Maja – oraz projektu rozwiązań konstytucyjnych w kraju, który już wówczas nie posiadał samodzielności, gdyż został wcielony do Rosji.

 

Podkreślić jednak warto, że Orlik był zwolennikiem uniezależnienia się Ukrainy od Rosji. Związanym m.in. z dyplomacją francuską oraz naszym królem Stanisławem Leszczyńskim. Pomnik ten składa się z dwu części usytuowanych przy ulicy Pilipa Orlika po dwu stronach wysadzanej lipami ciągu spacerowego ulicy Lipskiej.

 

Po jednej jest to stojąca postać hetmana, po drugiej dwa wysokie drzewce ze sztandarem i buńczukiem, tarczą z szablami, niżej zaś wspomnianą już tablicą informacyjną oraz ukraińskim instrumentem muzycznym – bandurą. Związana jest z nim ciekawostka. Lewą, wyższą – ze sztandarem – część pomnika wykonał, według szkicu autora całości, zaledwie 40–letni, ale już z dorobkiem wpisującym go w historię współczesnej sztuki ukraińskiej, Wiaczesław Didkiwśkyj.

 

Dla jego przyjaciół, do których i ja jestem zaliczany, po prostu Sławik. „Odkryłem go” bowiem w 1997 roku, tuż przed końcem mojej ponad 6–letniej pracy korespondenta w Kijowie, na wielkim majowym jarmarku sztuki na Andrejewskim Uzwizie.

 

 Zaintrygowany jego nowatorską twórczością – wykonywaniem rzeźb z miedzianej blachy i drutu metodą kształtowania ich mechanicznego, termicznego i chemicznego, skorzystałem z zaproszenia do Berdyczowa, gdzie wówczas mieszkał.

 

I napisałem, jako pierwszy, reportaż o nim. Po nim pojawiły się kolejne, w prasie ukraińskiej i rosyjskiej oraz następny mój. Bo jego twórczość obejmująca nie tylko rzeźbę, ale także malarstwo, grafikę, akwafortę oraz oryginalne prace jubilerskie, rozwija się dynamicznie. A my, pomimo ogromnej różnicy wieku przyjaźnimy się już od kilkunastu lat, i to rodzinami.

 

Na wykonanie tej ogromnej, składającej się z kilku elementów i części pomnika pracy: zaprojektowanie, sporządzenie modeli 1:1 i dopilnowanie ich odlewania oraz montaż na miejscu, Sławik z pomocnikiem miał zaledwie miesiąc.

 

Inni kijowscy rzeźbiarze, gdy o tym usłyszeli, pukali się tylko w głowę. Termin został jednak dotrzymany, a wysoką jakość wykonanej pracy może obecnie zobaczyć każdy.

 

Trzecią nowością o której wspomnę, jest stadion piłkarski na EURO 2010. Chociaż do otwarcia jest jeszcze mniej przygotowany, niż nasz Narodowy w Warszawie, to prace na nim trwają non stop i, jak zapewniają wykonawcy, zdążą na czas.

 

Jest to ładna z zewnątrz konstrukcja, wzniesiona na miejscu dawnego Stadionu Republikańskiego, na którym rozgrywano m.in. mecze podczas Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w 1980 roku. W odróżnieniu od warszawskiego, budowany jest z częściowym wykorzystaniem starej konstrukcji. Stadion ten ma znakomitą lokalizację.

 

Położony jest trochę na uboczu centrum miasta, ale w pobliżu dwu stacji metra różnych linii, głównych ciągów miejskiej komunikacji naziemnej oraz kilku, góra kilkunastu minut spaceru do głównych zabytków i ważnych obiektów śródmieścia Kijowa.

 

To tyle na razie o nowościach i atrakcjach tego miasta. Jest ich bowiem tak wiele oraz tak wysokiej klasy, zasługujących na poznanie nie mniej niż najsławniejsze w innych europejskich stolicach i miastach, że poświęcę im cały cykl reportaży, które ukazywać się będą sukcesywnie.

 

Zdjęcia autora

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top