
Leżą nad nią historyczne stolice Birmy: Amayabuya (ang. Amarapura), Mandalaj, Pagan (Bagan) i Rangun (Yangon), największe obecnie w kraju miasto, położony około 40 km od ujścia rzeki.
Jest to zarazem ważna arteria komunikacyjna w państwie o słabej i marnej sieci dróg lądowych. W delcie Irawadi, nad rzeką o takiej samej nazwie i jej dopływami, z portem rzecznym połączonym w 1883 roku kanałem Twante z Irawadi, leży pięciomilionowy Rangun.

Po jezdni przewalają się, nierzadko wiekowe, samochody ciężarowe i dostawcze oraz przeładowane wózki pchane lub ciągnięte przez ludzi. Na jeden niewielki potrafią załadować nawet 10 dużych, metalowych beczek. Główną siłę przeładunkową stanowią ludzkie mięśnie. Spoceni robotnicy przenoszą na głowach i karkach z samochodów na promy i statki lub odwrotnie ogromne worki ryżu i paki innych towarów.

Np. ogromną reklamę na bocznej ścianie dużego samochodu ciężarowego „High Class Whisky” – miejscowego trunku o tej właśnie nazwie alfabetem łacińskim, a poza nią tylko informacją birmańskimi „robaczkami”. I przechodzącą obok kobietę z ogromnym ładunkiem na głowie.

Przy brzegu cumują niewielkie łodzie, a w przystaniach promy i statki rzeczne. Załadowywane różnorodnym dobytkiem, zatłoczone ludźmi nie mniej niż miejskie autobusy i mikrobusy. Z tą różnicą, że nikt z nich nie zwisa ani nie płynie uczepiony burty. Obrazy ubóstwa, nawet nędzy, wszechobecny smród. Ale takie jest tu życie.
Są jednak w Delcie także inne miejsca. Kilkanaście kilometrów od Rangunu, nad rzeką Pago (Pegu) leży miasteczko Thanlyin. Jadąc do niego zatrzymujemy się przy runiach portugalskiego kościoła katolickiego z 1750 roku. Zachowały się z niego tylko solidne, ceglane fragmenty murów nawy porośnięte roślinnością.

Obok niej stoi jednak niewielka figurka stojącego, chyba Buddy. A pod nimi dostrzegam resztki zaschniętych kwiatów. Ktoś tu jednak przychodzi. Robię zdjęcia, jedziemy dalej. Thanlyin zamieszkane obecnie głównie przez ludność hinduską, założył podobno w końcu XVI wieku jako swoją bazę portugalski awanturnik, pirat i rozbójnik Philipe De Bregu.

Chociaż jest też trochę solidnych budynków, kramów i wszechobecne handlarki czymś do zjedzenia. Dostrzegam także dosyć dużą złoconą stupę oraz chyba hinduską świątynię. Główną tutejszą atrakcję stanowi jednak pagoda Kayuktan wzniesiona na wyspie pośrodku nurtu rzeki Pago.

Wchodzimy po kamiennych stopniach prowadzących od nurtu rzeki w górę. Na wyspie jest zespół pagód z sześcioma charakterystycznymi dla nich wielopoziomowymi, strzelistymi, bogato zdobionymi i złoconymi wieżami. Są sale modłów z ołtarzami wypełnionymi posągami Buddy oraz dekoracjami. W jednej z nich, z pełnymi banknotów wielkimi szklanymi skarbonkami przed ołtarzem, modli się samotny mnich i kobieta.

A także tace pełne ofiarowanych przez wiernych owoców. Do niewielkiej pagody stojącej na palach wbitych w dno rzeki prowadzi zbudowany też na palach pomost kryty spadzistymi, zdobionymi dachami. Na placyku między budowlami sakralnymi dostrzegam na niewysokich słupach dwa sporej wielkości dzwony. W jeden z nich próbuje uderzać drewnianą pałką mały, najwyżej 4-letni chłopczyk.

Jest na tej świątynnej wyspie także zejście nad nurt rzeki. Do miejsca, w którym można karmić ryby kupionymi okruchami czy kukurydzą. Rzucają się na pokarm, kotłują, ale w brudnej, mętnej rzece tylko zrzadka migają na ułamek sekundy ich grzbiety.

Wracamy na ląd stały i do Rangunu. Przed nami jeszcze dziesiątki wspaniałych miejsc kultu oraz zabytków w różnych miejscach Birmy. Ale o nich napiszę osobno.
Zdjęcia autora