
Nawet z obrzeży do niedawna stołecznego Rangunu. Mimo iż ma tylko 98,6 m wysokości. Wzniesiono ją jednak na niewielkim wzgórzu.
Pokryta jest 13.153 płytkami złota o łącznej wadze 53 ton (!!!). A kula na szczycie jej iglicy inkrustowana 4.351 diamentami ważącymi w sumie ponad 1800 karatów, z których największy ma ich 76. I niezliczonymi rubinami, szmaragdami, szafirami i topazami. W promieniach słonecznych, ale także w nocnym oświetleniu, daje więc wspaniałe odblaski.

Składa się bowiem z 82 budowli, w tym 59 opisanych na jego planie: mniejszych stup, pagód, kaplic, sal modłów, pawilonów oraz niezliczonych posągów i rzeźb, o detalach architektonicznych nie wspominając. Wyglądają one jak powiększone niekiedy setki, nawet tysiące razy dzieła niezwykle utalentowanych jubilerów. Już tylko po to, aby móc je zobaczyć, warto przylecieć do Birmy.

Jak opowieść z najpiękniejszej wschodniej baśni. Wiadomo, że to wokół tej stupy powstała osada Dagon, później miasto, które stało się dziś 5-milionowym Rangunem i na prawie 120 lat stolicą Birmy. I nadal największym jej miastem oraz ośrodkiem gospodarczym. Ale początki Szwe Dagon są przedmiotem sporów. Według legendy stupa ta ma 2,5 tys. lat.

Ale również, w 1612 roku, przez portugalskiego awanturnika Philipa De Brito. Jak łakomy kąsek stanowiła może świadczyć fakt, że wspomniana królowa Shinsanbu ofiarowała na pokrycie tej stupy tyle złota, ile sama ważyła. Zaś jej zięć dorzucił jeszcze równowartość wagi jego żony Dhammazedi oraz czterokrotność własnej.

Sposób w jaki ten dar z VI w p.n.e. trafił do przyświątynnej osady nad rzeką Yangon, też osnuty jest legendami. Współcześnie Szwe Dagon Pagoda o obwodzie 460 metrów, otoczona 64 mniejszymi stupami i dużą marmurową platformą oraz cały otaczający ją zespół sanktuarium, położony jest niemal w środku miasta.

Strzegą go dwa ogromne, około 8-metrowej wysokości posągi legendarnych pół lwów – pół smoków. A także siedzący Strażnicy Świątyni ciemno zielonego koloru, zdobieni złotymi detalami. Już przed wejściem na schody wiodące do wysokiej i szerokiej hali – galerii z długim ciągiem sklepów, trzeba zdjąć buty. Miejsca kultu w Birmie zwiedza się bowiem boso. I to dosłownie.

Boso trzeba chodzić także po, nierzadko, ostrym żwirze, ruinach itp. Inaczej nie da się jednak poznawać tego, co w Birmie jest najciekawsze. Z rozległego przejścia wychodzę na zespół wewnętrznych dziedzińców sanktuarium. Na wprost świątyni jednego z Buddów – Oświeconych, Konagamana Shrine. Za nią dopiero znajduje się słynna i najważniejsza Złota Stupa Szwe Dagon.

Przed kapliczkami i posągami wierni zapalają świece lub kadzidełka, składają kwiaty i owoce. Z ozdobnych studni nalewają do kubków wodę i polewają nią figury. W wielu miejscach, zarówno wewnątrz hal modlitewnych z ołtarzami i rzeźbami buddów, jak i na placykach przed nim, jedni wierni modlą się żarliwie. Inni po prostu siedzą w cieniu, niektórzy jedzą, zajmują się dziećmi.

Pielgrzymów, a także turystów z różnych krajów, widzę sporo. Ale miejsca w sanktuarium jest tak dużo, że w dzień powszedni nie ma nawet śladu tłoku. W cieniu kolumn jednej z pagód medytują starzy mnisi. Młodzi, a bywają także zaledwie kilkuletni, przechadzają się, modlą, a niektórzy – jest gorące południe – nawet śpią tuż pod ołtarzami i posągami Oświeconego.

Staram się jednak przede wszystkim jak najwięcej zobaczyć i sfotografować także tutejszych budowli i ich detali architektonicznych, figur oraz posągów. A jest ich, jak już wspomniałem, mnóstwo i to wspaniałych. Oprócz głównej, Złotej Stupy, w północno-wschodniej części kompleksu stoi znacznie mniejsza, też otoczona kaplicami, stupa Golden Elder.
W zachodniej zaś, niewielka Ósmego Dnia – Eight Day – buddyjski tydzień ma 8 dni. W jej sąsiedztwie, w specjalnej budowli, słynny 23–tonowy Maha Ganda Bell – XVIII-wieczny dzwon. Z ciekawą historią. Brytyjczycy próbowali go wywieźć w 1825 roku podczas pierwszej wojny angielsko-birmańskiej, ale wpadł im do rzeki Rangun.

Uwagę w tym wspaniałym sanktuarium przyciąga oczywiście duży posąg Buddy z polerowanego złota. Ale również niezliczone mniejsze rzeźby, figurki. Np. lwów-smoków, lwic z kobiecymi głowami w tradycyjnych birmańskich, szpiczastych nakryciach głowy, białych słoni itp.

Jako jedne z najnowocześniejszych technicznie urządzeń, do motania przędzy wykorzystuje się ręczny napęd starych rowerów. Koniecznie trzeba zajrzeć do tutejszego muzeum w jednym z pawilonów i obejrzeć eksponowane w nim liczne dokumenty oraz zdjęcia i plakaty. Zarówno historyczne, przedstawiające ważne wydarzenia z przeszłości, jak i poszczególnych budowli oraz ich fragmentów z różnych okresów.

Dopiero w ten sposób widać jak przepięknie jest zdobiona złotymi smokami i chorągiewkami, a także setkami – jest ich podobno 1500 – małych złotych i srebrnych dzwonów. To właśnie ta kula pokryta jest największą ilością brylantów i kamieni szlachetnych, chociaż nie brak ich również na wielokrotnie większej, stanowiącej podstawę tej iglicy.

Oglądając ranguńskie sanktuarium oraz jego wspaniałe budowle i ich detale, w niektóre miejsca wracałem kilkakrotnie. Po to aby spojrzeć na nie i sfotografować pod innym kątem, w zmienionym oświetleniu, lub z odmiennej perspektywy. Bo zachwycać się nimi można nieskończenie. Bez przerwy odkrywając coś nowego i fascynującego.

A i wychodząc z kompleksu trzeba przynajmniej rzucić okiem na tysiące pamiątek oraz innych artykułów oferowanych w niezliczonych sklepach w galeriach wejściowych.
Zdjęcia autora