UKRAINA: ODESSA – TYGIEL KULTUR

Potiomkinowskie Schody – jedna z najsłynniejszych scen światowego filmu w  „Pancerniku Potiomkin” Sergiusza Eisensteina.
 
Mołdawanka – dzielnica biedoty, głównie żydowskiej oraz przestępczości, tak barwnie opisana w „Opowiadaniach odeskich” Izaaka Babla. I gmach Opery, to chyba najbardziej znane symbole Odessy.
 
Największego ukraińskiego, a wcześniej rosyjskiego portu nad Morzem Czarnym. Miasta młodego, liczącego niewiele ponad dwa wieki, praktycznie bez, przynajmniej liczących się, zabytków. A równocześnie magicznego, niepowtarzalnego konglomeratu, czy jak wolą inni tygla kultur.
 
W którym mieszkają Odiesity, jak nazywają siebie zarówno jego rdzenni mieszkańcy, jak i ci przybysze, którzy po wielu latach mieszkania tu przejęli zwyczaje i ducha tego miasta.
Spotykałem ich w wielu krajach zarówno Europy, jak i tak egzotycznych jak Uzbekistan czy Zimbabwe.
Przeważnie będących tam w podróży lub osiadłych czasowo, bo trafiła się dobra praca. Ale nawet ci, którzy wyemigrowali na stałe, tęsknili do miasta z którego wyjechali i jego atmosfery.
 
         
 KIM SĄ ODIESITY ?
 
Natychmiast udawało mi się nawiązać z nimi kontakt. Są bowiem otwarci, ciekawi świata, ze smykałką do interesów, a przynajmniej możliwie niezłego urządzenia się także na obczyźnie. Mówią przeważnie po rosyjsku, chociaż większość mieszkańców ponad milionowej Odessy stanowią Ukraińcy.
 
A przedstawiciele innych narodowości, nie tylko żyjący tu z dziada pradziada jak Grecy, Bułgarzy, Rosjanie, Rumuni czy Żydzi, ale nowi imigranci np. Ormianie, gdy tylko zostaną wchłonięci przez tutejsze społeczeństwo i atmosferę, stają się przede wszystkim właśnie Odiesitami.
 
Dzieje Odessy są proste i stosunkowo krótkie, jak ulice jej centrum wytyczone pod kątem prostym. Chociaż miasta tego oraz portu mogło w ogóle nie być, gdyby nie… łapówka którą przyjął nie byle kto, bo sam car Wszechrosji. Co w dwa wieki później upamiętnił… pomnik. Ale o tej historii za chwilę.
 
Pierwsze kamienie węgielne pod przyszłe miasto i port położono tu w sierpniu 1794 roku na rozkaz feldmarszałka i generalissimusa Aleksandra Suworowa. I podobno z jego osobistym udziałem. Tak twierdzą miejscowe kroniki.
 
Równocześnie jednak mu Polacy pamiętamy, że jesienią tegoż roku tłumił on na rozkaz carycy Katarzyny II powstanie kościuszkowskie, a wydając 4 listopada rozkaz rzezi bezbronnej ludności warszawskiej Pragi, wpisał się na listę zbrodniarzy wojennych.
 
Rola Suworowa w powstaniu Odessy, jeżeli nawet była, to raczej symboliczna. Główną, dając na to pieniądze, odegrała wspomniana caryca. A jako wykonawcy francuscy uchodźcy polityczni. Było to przecież okres Wielkiej Rewolucji i jej gilotyn.
 
JUŻ ANTYCZNI GRECY…
 
Miasto wznoszono bynajmniej nie na zupełnie nowym, dziewiczym miejscu. Było ono zamieszkane już w czasach antycznych. Istniała tu później niewielka osada grecka Istron, której odkopane i przykryte szklanym dachem ruiny są jedną z atrakcji jednej z najważniejszych ulic miasta, Bulwaru Nadmorskiego.
 
U schyłku średniowiecza, na przełomie XIV i XV w. dotarły tu nawet, zajmując ten obszar na pewien czas, wojska Wielkiego Księstwa Litewskiego. Powstała wówczas niewielka słowiańska osada portowa Kaczuba. Której nazwę sturczono następnie na Kaczybej, a z niej na Hadżibej.
 
Kolejnymi bowiem władcami tego regionu Europy od końca XV do niemal końca XVIII w. byli najpierw Tatarzy krymscy, później zaś Turcy. Zbudowali tu nawet w 1764 r. niewielką, zwłaszcza w porównaniu z niezbyt odległą, położoną na południowy–zachód akermańską, twierdzę Yeni Dünya. W ćwierć wieku później zdobytą przez czarnomorskich Kozaków.
 
W 1791 roku ten późniejszy południowy zachód wybrzeża czarnomorskiego Imperium Rosyjskiego przypadł mu po pokoju zawartym w Jassach. Jak już wspomniałem, Odessa – taką nazwę miasto otrzymało w 1795 roku – swoje piękno i przejrzysty układ zawdzięcza francuskim imigrantom. Zwłaszcza trzem. Byli to: książę Armand Emanuel Richelieu, generał Louis Alexandre Andranault Langerom i Joseph Deribas.
 
Mało jednak brakowało, aby nie przeszli oni do historii jako budowniczowie Odessy. W roku 1796 zmarła bowiem Katarzyna II. Zacięty wróg rewolucyjnej Francji i opiekunka arystokratycznych uchodźców z niej.
 
A co w tym przypadku ważniejsze, władczyni rozumiejąca potrzebę zbudowania w tym peryferyjnym wówczas, ale nadmorskim regionie kraju, dużego portu i miasta.
 
 
 
 
 
ŁAPÓWKA DLA IMPERATORA
 
Jej syn i następca, car Paweł I (1754 – 1801) skłócony z matką, która wbrew zasadom dziedziczenia nie dopuściła aby to on zasiadł na tronie Romanowów po śmierci ojca, Piotra III i sama go objęła, zaczął „czystkę” po rodzicielce. Zlikwidował wiele wprowadzonych instytucji, ograniczył pańszczyznę do 3 dni w tygodniu, zwolnił jeńców polskich, m.in. Tadeusza Kościuszkę itd.
 
Odmówił także dalszego finansowania budowy Odessy. Wówczas odescy kupcy – to chyba wówczas narodzili się „Odiesity” – wysłali carowi kilka wozów pomarańczy, które właśnie przypłynęły statkiem do tutejszego portu. Były one wówczas rarytasem, owocem egzotycznym ulubionym przez cara.
 
Na drugi dzień po otrzymaniu tego daru szybko, chociaż z dala od wszystko słyszących uszu, nazwanego wziatką – łapówką, imperator przekazał Odessie znaczącą wówczas kwotę 250 tys. rubli w złocie na inwestycje w port i budowę miasta. Odiesity najpierw zainwestowali te pieniądze w lombardy oraz wielokrotnie je pomnożyli.
 
Dzięki czemu gdy przeznaczono je na właściwy cel, środki na budowę były już ogromne. Fakt ten – bo to bynajmniej nie anegdota – upamiętniono w roku 2004 wznosząc na pięknym bulwarze Pomnik Pomarańczy dłuta Aleksandra Tokariewa. Przedstawia on wóz ciągnięty przez parę koni i wiozący ogromną, rozciętą pomarańczę.
 
W jej środku stoi postać cara Pawła I, na owocu zaś znajdują się klasycystyczne budowle miasta. Odiesity natychmiast nazwali go pomnikiem Łapówki.
I stał się on, chyba na pewno jedynym na świecie, monumentem upamiętniającym korupcję. Jest to jeden z co najmniej kilkudziesięciu odeskich pomników zasługujących na uwagę.
 
Przykładowo wspomnę o innych: ks. Armanda Richelieu, Katarzyny II, ks. Michaiła Woroncowa, Josifa Deribasa czy marszałka Rodiona Malinowskiego. Są też dwa pomniki Aleksandra Puszkina – jeden na początku Bulwaru Nadmorskiego z gmachem dawnej Giełdy, obecnie Rady Miasta w tle oraz na ul. Puszkina przed domem w którym mieszkał poeta, a obecnie znajduje się poświęcone mu muzeum.
 
Jest nowy – nie widziałem go podczas poprzednich tu pobytów – pomnik Adama Mickiewicza. Zaś na podwórzu domu przy ul. Deribasowskiej 3, w którym mieszkał tu ten lekarz i twórca języka Esperanto, Ludwika Zamenhofa.
Są pomniki pisarza i dziennikarza Izaaka Babla patrzącego na dom, w którym mieszkał oraz aktora Leonida Utiosowa.
 
 
 
 
MOŁDAWANKA: NIE MA JUŻ ŚLADÓW BENI KRZYKA
 

Przed Muzeum Archeologicznym stoi „Grupa Laakona” – replika antycznej rzeźby, której oryginał jest w zbiorach Muzeum Watykańskiego. Na jednym ze skwerów – pomnik Krzesła – tego najbardziej poszukiwanego wśród „Dwunastu krzeseł” w satyrycznej powieści Ilfa i Pietrowa. I sporo innych, nie licząc mnóstwa tablic pamiątkowych z płaskorzeźbami.

 

Wrócę jednak jeszcze na chwilę do dziejów miasta, które odzwierciedlają także te pomniki. Odessa rozwijała się od początku dynamicznie zarówno jako port, jak i miasto. W 1803 roku liczyła 9 tys. mieszkańców, w 1904 – pół miliona, zaś w latach 80-tych XX wieku przekroczyła milion i ta liczba, pomimo sporej emigracji, utrzymuje się nadal.

 
XIX wiek był celem przyjazdów i osiedlania się tutaj, poza Rosjanami i Ukraińcami, także wielu innych narodowości. Zwłaszcza wspomnianych już Żydów, Bułgarów, Rumunów i Mołdawian. Ten tygiel kultur, języków i wyznań stworzył niezwykły lokalny folklor. Ze szczególną w mieście rolą Mołdawanki, dzielnicy biedoty i przestępczości.
 
Rewolucja bolszewicka spowodowała pierwszą wielką falę emigracji z miasta i kraju. Szacuje się, że Odessę opuściło wówczas około 40% mieszkańców. Praktycznie większość kupców i fabrykantów, twórców oraz w ogóle inteligencji. II wojna światowa spowodowała mnóstwo ofiar także tutaj. Zarówno podczas 73 dniowej obrony miasta w 1941 roku, jak i 3 letniej okupacji. Formalnie rumuńskiej, ale pod nadzorem Niemców, SS i gestapo.
 
Ludność żydowska, która nie zdołała w porę wyjechać na wschód, została zlikwidowana. Wówczas też ostatecznie przestała istnieć bablowska Mołdawanka. Ostatecznie, bo tamtejsze środowisko spekulacyjno – przestępcze, którego symbolem był literacki Benia Krzyk i jego ferajna, zostało mocno przetrzebione przez władze bolszewickie. Po wojnie Odessa rozwijała się dynamicznie.
 
Głównie dzięki portowi, nowym fabrykom oraz sanatoriom. Poznałem to ówczesne miasto podczas pierwszego w nim reporterskiego pobytu przed 45-laty. Było szare, z wieloma zaniedbanymi domami zamieszkanymi niegdyś przez bogatych mieszczan zamienionymi w wielorodzinne „komunałki”. Ale dynamiczne, pełne życia i humoru, chociaż niekiedy wisielczego.
 
Następny mój przyjazd tutaj, w przełomowym okresie rozsypywania się Imperium Zła i powstawania Samostijnej Ukrainy, pozwolił zauważyć zmiany, jakie w mieście i jego mieszkańcach zaszły w czasach gorbaczowowskiej Głasnosti. Także, trochę obecnie przemilczaną, skalę kolejnej fali emigracji – żydowskiej. I nie tylko. Nagle adresy i telefony stały się nieaktualne. Czasami padały wyjaśnienia: Misza wyjechał do Izraela, Rita do Niemiec, Oleg z rodziną do Kanady…
 
MIASTO KONTRASTÓW…
 
Odessa, jaką oglądam wiosną 2012 roku jest miastem ogromnych kontrastów. Rozciągnęła się, zwłaszcza w regionie nadmorskim, daleko na południe od Arkadii. W nowych dzielnicach, jak i historycznym, XIX-XX – wiecznym centrum, zbudowano zarówno mnóstwo nowoczesnych, także wysokościowych, domów, centrów biznesu, banków itp.
 
Równocześnie jednak wystarczy niekiedy skręcić za róg, lub wejść w równoległą ulicę nawet centrum, aby znaleźć się w innym świecie. Rozsypujących się ruder, parterowych bądź jednopiętrowych domów z odpadającymi tynkami i zarywającymi się balkonami oraz secesyjną sztukaturką. Szczególnie widoczne jest to na Mołdawance.
 
Bo mają rację zarówno ci, którzy twierdzą, że przecież istnieje ona nadal i tętni życiem. Jak i wykazujący, iż   t a m t e j dzielnicy o tej nazwie już nie ma co najmniej od czasów wojny. Pozostały stare domy, trochę dawnych mieszkańców i ich potomków, ale dawny charakter i tutejsza atmosfera przeminęły bezpowrotnie.
 
Mogłem przekonać się o tym już w połowie lat 60-tych ub. wieku, gdy oprowadzał mnie po niej i po mieście jego znawca, miejscowy kolega dziennikarz. Obecnie wstrząsające wrażenie zrobił na mnie widok dużego i pięknego niegdyś domu w starej, reprezentacyjnej części miasta, w którym w latach 1850-1851 mieszkał jeden z klasyków literatury rosyjskiej i światowej Mikołaj Gogol.
 
Jest to duża, opuszczona piętrowa ruina z oknami na parterze i piwnicznymi pozabijanymi deskami, sypiącymi się tynkami, popsutymi rynnami. I tablicami, w tym jedna z płaskorzeźbą – portretem pisarza, które w każdej chwili mogą odpaść od ścian. Niezrozumiały zupełnie brak troski o zabytek.
 
 
… I FASCYNACJI
 
A jednak Odessa jest nadal, może jeszcze bardziej niż niegdyś, miastem fascynującym. Mimo braku wielkiej klasy zabytków, pełnym ciekawych budowli i miejsc. Aby przekonać się o tym wystarczy przejść się Bulwarem Nadmorskim na skarpie ponad 30 metrowej wysokości nad brzegiem morza, odległym od niego o kilkadziesiąt metrów.
 
Sławną ulicą Deribasowską, czy ulicami Puszkina, Richelieu (jeszcze niedawno Lenina), Jekateriny ( d. Marksa) i wieloma sąsiednimi równoległymi lub poprzecznymi najstarszej części miasta. Chociażby Wielką Arnautską (d. Czkałowa), Małą Arnautską ( d. Worowskiego), Bazarną (d. Kirowa), Uspieńską (d.Cziczerina).
 
Pospacerować czy przysiąść i odpocząć na Placu Soborowym, Starobazarowym, Kulikowym Polu, w Ogrodzie Dukowskim (b. Parku Zwycięstwa), Parku Preobrażeńskim lub innym miejscu wśród zieleni. Zajrzeć na słynny Priwoz – miejsce handlu. Pokręcić się obok i w okolicach Opery, której rzeczywiście piękny gmach uważany jest przez Odiesitów oczywiście za najpiękniejszy w świecie.
 
Skoro o teatrze mowa, to zawsze zastanawiało mnie dlaczego w tej dużej i kulturalnej przecież metropolii jest tak mało teatrów. Obecnie zaledwie siedem, w tym także Lalek i Młodego Widza oraz Dom Klaunów. Niewielki wybór mają tu również miłośnicy starych, a przynajmniej interesujących świątyń.
 
Właściwie poza soborem Swjato–Trockim ( Trójcy Świętej) z 1808 roku z klasycystycznym frontonem oraz także nie powalającą z nóg XIX-wieczną katedrą katolicką z nowym posągiem Jana Pawła II po prawej stronie głównego wejścia i wieży, to w celach poznawczo – turystycznych warto zajrzeć może do jeszcze dwu – trzech.
 
Chociaż w katedrze trochę zaskoczony zostałem ekspozycją „Jedynemu Bogu Chwała” z dużą reprodukcją sławnej ikony „Trojca” Andreja Rublowa, obrazami wielu świątyń z przesłaniem „Wielonarodowa duchowość Odessy” i grającego na tym tle na flecie Japończyka.
 
PERŁY MALARSTWA
 
O wiele większy jest w mieście wybór muzeów. Doliczyłem się ich, łącznie z galeriami i Wielką Synagogą, 36-ciu. Gwiazdą wśród nich pierwszej wielkości jest Odeskie Muzeum Sztuk Pięknych w dawnym klasycystycznym Pałacu Potockiego. Posiada bowiem w zbiorach – to fakt raczej mało znany – największy i najwspanialszy poza Rosją, zbiór sztuki rosyjskiej, zwłaszcza malarstwa XIX wieku.
 
Skutecznie konkurują z nim pod tym względem tylko Galeria Tretiakowska w Moskwie i Muzeum Rosyjskie w Petersburgu. Dobrą renomą cieszą się muzea: Archeologiczne, Sztuki Zachodu i Wschodu, a także Miejskie Muzeum Kolekcji Prywatnych. Kilka „branżowych” muzeów ma charakter przy uniwersytecki: Botaniczne, Paleontologiczne, Rzadkich Książek, Minerałów, Zoologiczne.
 
Jest muzeum Wojskowo – Historyczne, Odeskie Historyczno – Krajoznawcze, Obrony Odessy, Filmowe, Odeskiej Sztuki Współczesnej, Historii odeskich Żydów, Holocaustu i ofiar faszyzmu, Rzemiosła Artystycznego, Portu Odeskiego, Kotwic – pod odkrytym niebem. Figur woskowych. Nawet Sztuki (wytwarzania) Koniaku.
 
Ponadto kilka podobno, bo nie starczyło mi czasu aby do nich wejść, ciekawych galerii sztuki. M.in. „Złoty Anioł”, „Biały Księżyc”, „Liberty”. A także muzeów „personalnych”: Aleksandra Puszkina, Konstantego Paustowskiego, Nikołaja Rericha itp. No i wiele miejsc, poza już wymienionymi, które zarówno trzeba, jak i warto zobaczyć. Chociażby odeskie katakumby.
 
Natomiast sławne Nadmorskie „Schody Potiomkinowskie” nie jednego już rozczarowały. Zwłaszcza gdy widział je w scenie ze zjeżdżającym nimi dziecięcym wózkiem i maszerującymi marynarzami w filmie Sergiusza Eisensteina. Zbudował je w latach 1834 – 1841 F. Biff. Mają 136 m długości, 27 wysokości i liczą 192 stopnie.
 
Piękną perspektywę z nich na port pasażerski bezpowrotnie zepsuło przecięcie jej na dole ulicą oraz zabudową. Ale jakoś nie przeszkadza to oblegającym je turystom i mieszkańcom. Pełne uroku są liczne skwerki, placyki, ulice najstarszej części miasta. Warte zobaczenia także ciekawostki.
 
Np. dom z jedną tylko ścianą. Boczna w nim jest bowiem pod takim kątem, że patrząc z odpowiedniego miejsca widzi się tylko frontową, za którą jest pustka. Czy Most Miłości – kładka nad ulicą w pobliżu portu z setkami kłódek zamkniętych na jej poręczach przez zakochanych.
 
OD ADAMA MICKIEWICZA DO LECHA KACZYŃSKIEGO
 
Każdy Polak z reguły chce zobaczyć – i tak zresztą nie może pominąć tej ulicy – jednopiętrowy budynek pod nr 16. Dawnego Liceum Richelieu, w którym w 1825 roku uczył i mieszkał Adam Mickiewicz. Przypomina o tym płaskorzeźba w granicie z portretem poety autorstwa Aleksandra Gołowanowa. Jeszcze z czasów radzieckich, gdyż tylko z tekstem w języku rosyjskim.
 
Zastąpiła ona starszą i mniejszą, z białego marmuru, umieszczoną niegdyś między oknami nad bramą wejściową na rozległy dziedziniec. Pod nią była podobna ku czci chemika, autora Tablicy Pierwiastków, Dymitra Mendelejewa. Widziałem i fotografowałem je podczas poprzednich tu pobytów. O pomnikach Adama Mickiewicza i Ludwika Zamenhofa już wspomniałem.
 
Nowością w odeskich polonikach jest tablica na domu nr 3 przy ul. Lecha Kaczyńskiego. Tę nową nazwę otrzymała niedawno uliczka Polskie Zejście (poprzednio Spusk Kanguna), łącząca ul. Grecką (d. Karla Liebknechta) i Skwer Celny (d. pl. Wakulenczuka). To w tym miejscu zaczyna się ul. Deribasowska. Uliczka ta stanowi zarazem przedłużenie ulicy Polskiej, poprzednio Garibaldiego.
 
Na tablicy z czarnego kamienia znajduje się biała płaskorzeźba – podobizna en face zmarłego prezydenta, Orzeł Biały oraz tekst w językach ukraińskim i polskim: „Ulica ku czci Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego. 1949 – 2010”. Oczywiście miejsc, budowli i obiektów wartych zobaczenia w Odessie jest o wiele więcej. Trudno nudzić się tu nawet przez tydzień czy dłużej.
 
Zwłaszcza, gdy oprócz zwiedzania chce się trochę powchłaniać atmosferę tego miasta, posiedzieć w kawiarniach, piwiarniach, restauracjach. Lub w parkach, na skwerach czy bulwarach. „Poobszczatsia”, czyli nawiązać kontakty z Odiesitami. Ewentualnie popatrzeć na morze, nie mówiąc już o korzystaniu w lecie z tutejszych plaż.
 
Dodam, bo fakt ten jakoś pomijają nasze przewodniki, że Odessa to nie tylko ponad milionowe miasto i wielki czarnomorski port, ale także uzdrowisko. W czasach sowieckich przyjeżdżało tu z całego ZSRR na leczenie i pobyty profilaktyczne po ponad 400 tys. kuracjuszy rocznie. Nie znam aktualnych liczb, ale i tego rodzaju gości jest również obecnie sporo. Niezależnie od celu wizyty, naprawdę warto więc tu przyjeżdżać.
 
Zdjęcia autora

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top