UKRAINA: BERDYCZÓW – WOŁYŃSKA JEROZOLIMA I… SŁAWNE SANKTUARIUM MARYJNE

 

 

Chodząc po ulicach i placach tego dosyć zaniedbanego ukraińskiego miasta, trochę trudno uwierzyć w jego sławną przeszłość. Mimo iż częściowo zrewaloryzowano obronny klasztor karmelitów bosych, a chyba już całkowicie w granicach możliwości zabytkowy klasztorny kościół z „cudownym” obrazem Matki Bożej Berdyczowskiej. A i fara p.w. św. Barbary z roku 1826, w której w 1850 roku Honoré Balzak wziął ślub z Eweliną Hańską, stoi na swoim miejscu i prezentuje się nieźle. Trzeci z tutejszych zabytków sakralnych, cerkiew prawosławną z XIX w. można sobie darować. Podobnie jak podziwianie wykutego w kamieniu wielkiego pomnika Lenina przed gmachem administracji miasta oraz większości jego ulic i placyków.

 

ZWIEDZANIE NA… NOS

 

Po raz pierwszy przyjechałem do Berdyczowa w 1997 roku, po 5 godzinach wleczenia się (plonem tej podróży był, ponoć ciekawy i trochę szokujący, reportaż) „elektryczką” z odległego o około 150 km Kijowa. Do wojewódzkiego (obłastnego) Żytomierza są stąd 43 km. Zaprosił mnie wówczas młody, początkujący ale już utalentowany, a dzisiaj świetny, mieszkający pod Kijowem, artysta rzeźbiarz Wiaczesław – dla przyjaciół nadal Sławik – Didkowski abym mógł obejrzeć jego pracownię oraz jego prace znajdujące się w tutejszym Domu Kultury.

 

Miasto liczyło około 100 tys. mieszkańców, gospodarka przeżywała nadal załamanie, ludzie bezrobocie. Toaletę na stacji kolejowej odnalazłem z odległości kilkudziesięciu metrów po… zapachu. A zabytkowy zespół klasztorny był jeszcze w opłakanym stanie. Późniejsze przyjazdy tu pozwoliły mi obserwować postępy prac rewaloryzacyjnych w klasztorze i kościele stanowiącym jego dominantę nad rzeczką Hniłopiat’, dopływem Teterewy.

 

I porządkowanie także samego miasta. Obecnie liczy ono już tylko niespełna 80 tys. mieszkańców. Zwłaszcza młodzież nie mogąc na miejscu znaleźć pracy, gdyż wiele po sowieckich fabryk przestało mieć rację bytu, migruje w bardziej sprzyjające strony, lub emigruje za granicę. Przyrost naturalny więc spadł, a śmiertelność osób starszych jest spora. Warto tu jednak, mając tylko okazję, przyjechać. Zarówno ze względu na sławną przeszłość Berdyczowa, jak i możliwość zobaczenia tego, co z niej pozostało.

 

W Polsce nadal znane jest powiedzenie „Pisz do mnie na Berdyczów”, obecnie rozumiane jako sprawa beznadziejna, zachęcanie do odczepienia się. Chociaż jego rodowód był zgoła inny. Otóż miasto to w czasach stanisławowskich, gdy należało do Korony, a także później, pod zaborem rosyjskim od 1791 roku, było dużym ośrodkiem handlowym konkurującym pod tym względem, przynajmniej w tej części Europy z mającymi parowiekowe tradycje Targami Lipskimi.

 

PISZ PAN NA BERDYCZÓW !

 

Co roku odbywało się tu 10 różnych imprez targowych! Kupcy przyjeżdżali nie tylko z całej Rzeczypospolitej, ale także z państw sąsiednich, a nawet z Turcji i Włoch. Przywozili głównie płótno i tkaniny, wywozili stąd konie, bydło, pszenicę, miód i wosk pszczeli, a także ubrania szyte przez sławnych berdyczowskich krawców.

 

Ponieważ stale podróżowali i znajdowali się w ruchu, jedynym miejscem, w którym poczta mogła ich naprawdę odnaleźć, był właśnie Berdyczów. I kontrahentów prosili do niego kierować listy. Chociaż z czasem stało się to i tu również trudne. „Baza noclegowa” rozrosła się bowiem do ponad stu karczm, zajazdów, rezydencji itp.

 

Być może to spowodowało stopniową zmianę pierwotnego znaczenia tego powiedzenia. Bo i w Berdyczowie odszukanie adresatów stało się niełatwe. Ten handlowy okres prosperity miasta, chyba, jak na razie, ostatni w jego dziejach jeżeli pominąć „socjalistyczne uprzemysłowienie”, które zakończyło się dramatycznie, poprzedzało kilka wieków burzliwej historii.

 

Najstarsza znana mi wzmianka o Berdyczowie pochodzi z roku 1320. Wówczas to wielki książę litewski Gedymin podarował – tak! ruskie ziemie tego księstwa sięgały w pewnych okresach aż do Morza Czarnego, a nie tylko na Wołyń – tę miejscowość rodzinie Tyszkiewiczów. Istniała ona oczywiście już wcześniej, a jej nazwa pochodzi od imienia Berdycza, inaczej Berdy-beka, syna władcy Ordy Ozbiaka.

 

To Berdysz zbudował tu, na początku XIV w. pierwszy drewniany zamek. Nawiasem mówiąc lubił on, jak wynika z przekazów historycznych, luksusowe życie. Uczty, sztukę, muzykę oraz kobiety zapełniające jego harem. W tym nieszczęsne polskie branki chwytane w jasyr przez… Litwinów i darowane temu władcy. Zresztą nie bezinteresownie.

 

Podobno za jedną z otrzymanych piękności Berdycz odwzajemnił się Gedyminowi wysłaniem mu całego pułku „ordyńców”. Pierwsza znacząca klęska dopadła Berdyczów, już własność Tyszkiewiczów, w roku 1483. Zniszczyły go hordy tatarskie dowodzone osobiście przez chana Mengli I Gireja.

 

DZIEŁO TYSZKIEWICZÓW

 

Miasteczko szybko jednak odrodziło się, co w czasach, gdy domy i inne budowle wznoszono z drewna, nie było czymś niezwykłym. Wiadomo, że 1546 r. hr. Wasyl (Bazyli) Tyszkiewicz zbudował w nim pierwszą, o której coś wiadomo, cerkiew pod wezwaniem Michała Archanioła. Na mocy Unii Lubelskiej Berdyczów włączony został w 1569 r., wraz z okolicznymi ziemiami, do Korony.

 

W 1593 r. wnuk Wasyla, Teodor, rozpoczął budowę Berdyczowskiego Zamku. A równocześnie sprowadzanie do miasta osadników – chłopów, którzy na 20 lat zwalniani byli z podatków. Budowę zamku kontynuował jego syn ks. Janusz Tyszkiewicz, wojewoda kijowski oraz starosta żytomierski i śniatyński, z którym związane są początki drugiego źródła sławy Berdyczowa.

 

Z czasem stal się on prawdziwą twierdzą otoczoną potężnym wałem z mostem zwodzonym oraz bastionami, bronioną przez 60 armatami. W 1758 r. król August III Sas ofiarował karmelitom nowoczesne maszyny drukarskie. Tutejsza drukarnia w ciągu 86 lat istnienia wydała 714 tytułów książek w językach: łacińskim, polskim, niemieckim, francuskim, rosyjskim i żydowskim. W tym cieszące się ogromną popularnością – miały nakłady do 40 tys. egz., gigantyczny na owe czasy – kalendarze berdyczowskie.

 

Miasto stało się siedzibą głównego katolickiego sanktuarium maryjnego prawobrzeżnej (czyli należącej do Rzeczypospolitej) Ukrainy. Mającego dla ziem ruskich takie znaczenie, jak dla Korony Jasna Góra w Częstochowie, zaś dla Litwy wileńska Ostra Brama. To kolejna, szalenie ciekawa historia, na szczegóły której nie ma tu, niestety, miejsca. Wspomnę więc tylko, że w 1627 r. Janusza pojmał i wziął do niewoli jakiś tatarski oddział.

 

OBRAZ „CUDAMI” SŁYNĄCY

 

Pewnej nocy więźniowi przyśniło się, że odzyskał wolność dzięki modlitwom nieznanych mu mnichów. Po oswobodzeniu okazało się, że byli nimi karmelici bosi. Przekazał więc im więc w podzięce w 1630 r. zamek, wieś Skahalowkę oraz ustanowił doroczną rentę na budowę klasztornego kościoła Matki Bożej. Rozpoczętą po przybyciu karmelitów do Berdyczowa w 1634 r.

 

Jego poświęcenie odbyło się 22 lipca 1642 r. Sponsor dorzucił jeszcze z tej okazji obraz Matki Boskiej Śnieżnej – kopię jej wizerunku z rzymskiego kościoła Santa Maria della Neve. Słynący, dodam, łaskami w jego rodzinie. W ten sposób rozpoczęła się historia „ cudownego” obrazu MB Berdyczowskiej. Bo i w nowym miejscu też nie stracił on mocy „czynienia cudów”.

 

Źródła kościelne wspominają o 263 potwierdzonych takich przypadkach za jego pośrednictwem, i to liczonych tylko od 1756 roku. Uzdrowił m.in., przynajmniej w jego głębokim przekonaniu, nawet samego biskupa kijowskiego Stanisława Zarębę z Kalinowa. Uzdrowiony w ten sposób hierarcha ogłosił więc 23 maja 1647 r. ten obraz „cudownym”.

 

Poza przypisywanymi mu cudami miał on, bo tamten obraz już nie istnieje, burzliwe dzieje. Podczas wojen kozackich 1848 – 1853 miasto oraz klasztor dostały się w ręce rezunów Maksyma Kriwonosa i zostały splądrowane oraz rozgrabione. Obraz zdołano jednak w porę wywieźć do Lwowa, gdzie, wobec niepokojów na ziemiach ruskich, przebywał aż 73 lata.

 

Wspomnę, że oprócz grabieżczych i niszczycielskich najazdów Berdyczów przeżył kilka epidemii dżumy. Największą, w XVII w. przeżyli, ścisłej rzecz ujmując, wg. danych z 1683 r., mieszkańcy zaledwie 6 domów. W 1695 r. miasto po raz kolejny spalili Tatarzy krymscy. A na przełomie wieków (XVII i XVIII) opanowali je kozacy hetmana Iwana Mazepy.

 

PAPIESKIE KORONY BENEDYKTA XIV

 

Zamek przez wiele lat był przedmiotem sądowego sporu właścicieli miasta – Tyszkiewiczów z zakonem, który go ostatecznie wygrał. W 1721 r. włości berdyczowskie przeszły na własność w drodze dziedziczenia do poleskiej linii rodu Radziwiłłów – hetmana wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego, ks. Mikołaja Faustyna Radziwiłła.

 

Klasztorny kościół w kształcie zachowanym do naszych czasów, karmelici wznieśli według projektu i pod nadzorem architekta (i dowódcy twierdzy w Kamieńcu Podolskim) Jana Wittego w latach 1739-1754. Powstała wspaniała budowla, naprawdę godna rangi najważniejszego sanktuarium katolickiego na Rusi. Uważana za jedną z najpiękniejszych, wzniesionych wówczas w Europie.

 

16 lipca 1756 roku odbyła się pierwsza – bo była i druga, o czym za chwilę – koronacja „cudownego” obrazu MB Berdyczowskiej. Na tyle niezwykła, że warto poświęcić jej trochę więcej uwagi. Według ustaleń badacza Anatola Horobczuka na uroczystość tę zjechało do Berdyczowa około 50 tysięcy (!!!) ludzi. Magnaci: Lubomirscy, Potoccy, Sanguszkowie, Radziwiłłowie, Sługoccy, Chojeccy, Woroniczowie i inni.

 

Wojewodowie i starości. Reprezentacje zakonów: jezuitów, bazylianów, dominikanów, pijarów, karmelitów oraz 72 różnych bractw religijnych. Szczerozłote korony ozdobione 10 szmaragdami – dla Madonny i Dzieciątka – ufundował sam papież Benedykt XIV. A obraz ukoronował nimi biskup kijowski Kajetan Sołtyk (1715-1788).

 

Uroczystość odbyła się na specjalnie zbudowanym placu poza miastem. Wzniesiono na nim kaplicę z 11 ołtarzami, mogącą pomieścić 20 tys. wiernych. Dotychczas ta koronacja obrazu uważana jest za najważniejsze wydarzenie w historii Berdyczowa. Jeżeli chodzi o koszt tej imprezy, to źródła wymieniają ogromne na owe czasy kwoty: od 83.655 do 114 tys. ówczesnych złotych.

 

DRUGA KORONACJA I DRAMNATYCZNE DZIEJE ŚWIĘTEGO OBRAZU

 

Sanktuarium, obok wspomnianych już jarmarków, stało się drugim magnesem przyciągającym do tego miasta pielgrzymów i wpływającym na jego rozwój gospodarczy. Tamte, tak uroczyście nakładane, korony papieskie skradziono z obrazu w 1831 roku, po stłumieniu powstania listopadowego. Druga koronacja tego „cudownego” obrazu, tym razem koronami ofiarowanymi przez papieża Piusa IX, odbyła się 6 czerwca 1857 roku.

 

Nałożył je biskup łucki Kasper Borowski. W 1768 r. obronny jak twierdza klasztor broniony był, niestety mało skutecznie, gdyż tylko przez kilkanaście dni w 1768 r. przez konfederatów barskich pod dowództwem Kazimierza Pułaskiego. Po kasacie klasztoru w 1864 r. przez władze carskie w odwecie za powstanie styczniowe, jego pomieszczenia przekazano różnym instytucjom: policji, straży pożarnej itp.

 

Kościół był nadal czynny. Został on, wraz z klasztorem, częściowo zniszczony przez pożar podczas I wojny światowej. Pod rządami bolszewickimi został zdewastowany. Ówcześni ateistyczni komsomolcy – prawzory maoistowskich „hunwejbinów” zrywali nawet z murów sztukaterie. Z „cudownego” obrazu zdarto sukienki, wota, wyrwano go z zabytkowej, ważącej 75 kg, srebrnej ramy, którą pocięto i przekazano do przetopienia.

 

Sam obraz ocalał, gdyż wystawiono go w kościele górnym – jest to świątynia dwupoziomowa – zamienionym w „Muzeum religii i ateizmu” jako dowód zabobonu. Kościół dolny zamieniono w salę kinową. W latach 20-tych klasztor zamieniono częściowo w muzeum historyczne, zaś w 30-tych w więzienie. Sławna ikona już nie istnieje. Formalnie uważana jest za zaginioną, w rzeczywistości jest prawie pewne, że spłonęła w 1941 r. w pożarze, jaki strawił klasztor i kościół.

 

NOWE ŻYCIE ZABYTKÓW

 

Po II wojnie światowej w kościele dolnym była hala sportowa. I o nią przyszło wiernym – katolików jest w mieście zaledwie około 2 tysiące – toczyć niemal dosłowne boje ze sportowcami którzy tam mieli salę ćwiczeń, gdy w 1991 roku odzyskali świątynię. Bo górny kościół po pożarach był bez stropu, wyrosły w nim krzaki i drzewa – samosiejki. W budynkach klasztornych nadal jest szkoła muzyczna. Stopniowo prowadzono odbudowę kościoła oraz remont innych obiektów tego kompleksu.

 

M.in. na podstawie starych fotografii odtworzono dawne barokowe ołtarze oraz detale architektoniczne. Na dawne miejsce w ołtarzu głównym wróciła kopia „cudownego” obrazu. Kościół i cały zespół klasztorny jest głównym oraz najważniejszym zabytkiem Berdyczowa. Uwagę gości odwiedzających to miasto przyciąga również stojący kilkaset metrów od niego, w centrum, kościół farny słynny właściwie głównie ze wspomnianego już ślubu Balzaka z Eweliną Hańską. O czym przypomina tablica na jego murach.

 

CADYK LEWI, KTÓRY WYKŁÓCAŁ SIĘ Z JEHOWĄ

 

Był jednak, a właściwie nadal jest – i to silny – trzeci magnes przyciągający tu obcych. To tradycje żydowskiego chasydyzmu. Szczególnie aktywnego w XVIII i XIX w. Miasto nazywano Wołyńską, lub Małą Jerozolimą. Z jednej strony rósł bowiem odsetek Żydów w mieście. Według spisu ludności z 1787 roku na blisko 5 tys. mieszkańców było ich około 1,5 tysiąca.

 

Ale już w 1865 r. stanowili 91% mieszkańców Berdyczowa. Było to przy tym nie zwykłe kresowe „sztetłe” – miasteczko biedoty rzemieślniczo – kupieckiej, lecz silny żydowski ośrodek intelektualny. Z drugiej strony bowiem miejsce działalności dwu wybitnych, o międzynarodowej sławie, rabinów.

 

Elizer Liber przeżył 104 lata. Drugi – cadyk Lewi–Icchak, autor dzieła „Kduszat Lewi” słynął też z udzielanych mądrych rad, ale i dyskusji, a nawet kłótni, jakie prowadził z Jahwe. Obaj mają tu swoje grobowce – nadal cel pielgrzymek chasydów z całego świata. Los tutejszej społeczności żydowskiej był podobny do innych terenów objętych Holocaustem.

 

Miasto Niemcy zajęli z zaskoczenia, gdyż sowieckie Sowinformbiuro – oficjalne źródło informacji wojennych, podawało je w przypadku cofania się frontów, ze znacznym opóźnieniem. Niewielu Żydów zdążyło więc wyjechać zawczasu. Hitlerowcy zorganizowali w mieście obóz śmierci. Rozstrzelali w nim, wg. dostępnych danych, 38.536 osób.

 

Głównie kobiet, starców i dzieci, gdyż mężczyźni w wieku poborowym wcześniej zostali zmobilizowani do Armii Czerwonej. Tylko 4 września 1941 r. zamordowali 1303 osób spośród młodzieży żydowskiej. Podczas wojny straty ponosili również aryjscy mieszkańcy Berdyczowa. Na przymusowe roboty do Rzeszy, z których wielu nie wróciło, wywieziono 11,5 tys. osób.

 

Żydzi i po wojnie padali ofiarami panującego w ZSRR antysemityzmu. Tak np. gdy w 1953 r. ocaleli berdyczowscy Żydzi postawili niewielki pomnik upamiętniający śmierć ich bliskich z rąk niemieckich, następnego dnia został on zdemontowany. A pułkownik Siwak, który zezwolił na jego postawienie, został wyrzucony z armii i z partii komunistycznej.

 

Z dawnej, tak ciekawej i burzliwej historii, pozostało tu jednak stosunkowo niewiele. Mając jednak okazję – powtórzę – warto tu przyjechać i zobaczyć kompleks klasztorny, kościół farny św. Barbary oraz przynajmniej grobowiec cadyka Lewi–Icchaka.

 

Zdjęcia autora

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top