SZWAJCARIA 2013: ŻYWE TRADYCJE

 

Turystyka przyjazdowa do Szwajcarii promowana jest w br. pod hasłem „Żywe tradycje”. Kraj ten postrzegany jest, nie tylko u nas, przede wszystkim jako cel wyjazdów na narty oraz uprawiania innych sportów zimowych.

 

A także znany z bogatej oferty wypoczynku, również aktywnego, i zwiedzania zabytków, muzeów oraz innych ciekawych miejsc przez cały rok.

 

Ponadto jako miejsce produkowania znakomitych zegarków i precyzyjnych instrumentów oraz urządzeń, farmaceutyków i wielu innych nowoczesnych wyrobów.

 

 

Godnych zaufania banków, doskonale zorganizowanego systemu transportu publicznego, produkcji serów, czekolady, lekarstw itd. Turyści odwiedzający ojczyznę Wilhelma Tella stykają się w niej także z różnorodnymi miejscowymi tradycjami i zwyczajami.

 

 

OD SERÓW PO SZWAJCARSKI GOLF

 

 

Trzeba było jednak dopiero zwrócenie na nie szczególnej uwagi w postaci tematu roku aby cudzoziemcy, a chyba i sami Helweci, zdali sobie sprawę jak jest ich dużo oraz jak są one różnorodne. Od ogólnokrajowych, lub znanych z przynajmniej kilku kantonów, jak np. tradycje świetnie i to od ponad stulecia zorganizowanego transportu kolejowego, wodnego oraz niewiele młodszego autobusowego, uroczystych powrotów bydła z letnich wypasów na halach do zagród na zimę, tradycyjnych strojów, muzyki i tańca – po liczne regionalne i lokalne.

 

Zwłaszcza mity i legendy, rękodzieło artystyczne, lokalne przysmaki, gra na rogach alpejskich będących w przeszłości środkiem przekazywania informacji na odległość, machania flagami itp. Sto najważniejszych tradycji oraz zwyczajów zebrano i opisano w obszernej – ponad 100 stron druku w dużym formacie – broszurze wydanej po niemiecku i angielsku.

 

Ponumerowane i rozmieszczone na mapie kraju tworzą one prawdziwą mozaikę. Przy czym niektóre znane z występowania w wielu miejscach przypisano na tej mapie do miejscowości, w których są one najstarsze, najważniejsze, bądź z innego względu zajmują istotne miejsce. To jednak nie wszystko. Eksperci ze Switzerland Tourismus wybrali z nich 10, które uznali za najbardziej autentyczne i fascynujące.

 

A ich fani głosując na Facebook.com/MySwitzerland ustalili kolejność w tej pierwszej dziesiątce. Na czele znalazła się produkcja słynnego sera szwajcarskiego i to nie w ogóle, bą sż go przecież setki rodzajów i odmian, ale alpejskiego: Alpkäsen w Chalet llioson d’Enbas! Po nim uplasowała się na tej liście tradycyjna muzyka w schronisku górskim Bollenwees w wykonaniu zespołu Stubete z Appenzell.

 

Następnie gra – i jej nauczanie – na rogu alpejskim w Nendaz; powroty udekorowanych krów z alpejskich pastwisk – Alpabzug; Sianokosy na zboczach Rophalen; jodłowanie – zwłaszcza w wykonaniu grupy KlangWelt Toggenburg; mistyczne Wołanie z Alp – Betruf – na łąkach Muselnap; machanie flagami w powietrzu w Brunnen; zapasy alpejskie – Schwingen – podczas zawodów Kemmeriboden Schwingnet. Na końcu zaś Hornussen – uprawianie sportu przypominającego grę w golfa.

 

 

 

INTERNATIONAL MEDIA TRIP 2013

 

 

Było rzeczą oczywistą, że to właśnie Żywe Tradycje i ich poznawanie oraz promocja staną się tematem głównym dorocznego międzynarodowego spotkania dziennikarzy – International Media Trip 2013 zorganizowanego przez Switzerland Tourism. Gospodarze zaprosili na nie, zapewniając przeloty, przejazdy, zakwaterowanie, wyżywienie oraz bogate i różnorodne programy, w sumie ponad 150 przedstawicieli mediów z 33 krajów i 6 kontynentów.

 

Najliczniejsza, 12 osobowa, była grupa dziennikarzy szwajcarskich. Po 11 przeleciało z Niemiec i Rosji, 10 z Chin, po 8 z Polski – w tym przedstawiciel naszego portalu, Węgier i Wielkiej Brytanii. Nie zabrakło też, przynajmniej po jednej osobie, z taki dalekich bądź egzotycznych krajów jak Argentyna, Australia, Brazylia, Indie, Indonezja, Japonia, Kanada, Katar, Korea płd., Liban, Nowa Zelandia, Malezja, Tajlandia, Turcja, USA czy Nowa Zelandia.

 

O europejskich bliższych i dalszych sąsiadach nie wspominając. Program tego spotkania wspólnym dla wszystkich był tylko pierwszego dnia oraz w postaci uroczystej kolacji drugiego na zakończenie I części imprezy. W br. odbyła się ona w mieście Appenzell – stolicy najmniejszego, liczącego tylko 16 tys. mieszkańców, kantonu na północnym wschodzie Szwajcarii.

 

Drugiego dnia uczestnicy IMT 2013 poznawali go oraz jego tradycje i atrakcje w niewielkich, międzynarodowych grupach tematycznych. Następnie dziennikarze rozjechali się na II, trzydniową część imprezy na kilka różnych tras po Szwajcarii, z bardzo zróżnicowanymi programami. Teoretycznie można było wybrać sobie jeden zgodnie z indywidualnymi zainteresowaniami, zgłaszając dodatkowo jeszcze jako rezerwowe 2-3 inne.

 

W praktyce chyba jednak nikt z polskich koleżanek i kolegów nie znalazł się w najbardziej „upragnionym” programie, podobnie zresztą jak większość cudzoziemców, z którymi rozmawiałem.

 

Część uczestników IMT, zwłaszcza z odległych krajów, lub tych, na gościach z których Szwajcarii najbardziej zależy (m.in. Australia, Chiny, Rosja, Nowa Zelandia) miała jeszcze III część imprezy, na kolejnej trasie w innej części kraju.

 

 

 

PREZENTACJA NA SZCZYCIE HOHER KASTEN

 

 

Tak liczna grupa zagranicznych dziennikarzy spowodowała, że daleko nie dla wszystkich znalazły się miejsca w hotelach w Appenzell. Mnie i koleżankę z kraju plus kilkudziesiąt innych osób zakwaterowano w doskonałym 4* hotelu „Hof” w Weissbad, wiosce odległej o 5-6 km, ale z marną komunikacją lokalną. Innych jeszcze dalej.

 

W II części IMT z zasady, poza wyjątkami, zakwaterowanie było wyłącznie w małych miejscowościach, a nie stolicach kantonów czy innych dużych miastach. Ale już całych około 10-osobowych międzynarodowych grup w tym samym hotelu. Generalnie tak je dobierano, aby w żadnej nie było więcej niż jednego przedstawiciela mediów z tego samego kraju.

 

Inauguracja tego międzynarodowego spotkania dziennikarzy zagranicznych ze Szwajcarią i jej tegoroczną ofertą turystyczną odbyła się na skalistej, położonej ponad 1,7 tys. m n.p.m. górze Hoher Kasten koło Appenzell, na którą dowieziono nas kolejką linową. Niestety, z zapowiadanych pięknych widoków niewiele zobaczyliśmy, gdyż zakrywały je chmury z rzadkimi prześwitami słońca.

 

Fatalna pogoda – a trafiały się nawet ulewne opady – przez pierwsze 3,5 dnia imprezy nie pozwoliła nam zobaczyć Szwajcarii i jej regionów w pełnej krasie. Konferencja prasowa i prezentacja tematyki IMT na górze Hoher Kasten, której dominantą jest wysoki maszt stacji przekaźnikowej, była ciekawa i interesująca.

 

Otworzyła ją Daniela Bär ze Switzerland Tourism, po czym swoje tematy przedstawili specjaliści posługując się bogatym materiałem ilustracyjnym. Jűrg Schmid z centrali ST zaprezentował temat główny – żywe szwajcarskie tradycje i zwyczaje.

 

Pokazywał na pięknych całoekranowych zdjęciach góry i inne widoki, atrakcje turystyczne, grę na rogach alpejskich, tradycyjne rzemiosło wysokiej jakości: w drewnie, metalu, skórze, filigranowe koronki itp.

 

Obejrzeliśmy piękne psy pomagające w odszukiwaniu ludzi zasypanych przez lawiny, przewodników górskich, przykłady szwajcarskiej demokracji bezpośredniej, uroczyste powroty bydła z hal.

 

 

RÓŻNORODNOŚĆ OFERTY TURYSTYCZNEJ

 

A także kobiece stroje oraz niecodzienne nakrycia głowy z podwójnymi jak gdyby skrzydłami na wierzchołku, w wariantach: dla mężatek i kobiet wolnych. Szwajcarskie zapasy i machanie flagami, koleje jadące przez niezliczone tunele oraz wiadukty, przez góry i nad jeziorami. David Vitali, szef sekcji kultury Swiss Federal Office of Cultur swoje wystąpienie poświęcił szeroko rozumianej turystyce kulturalnej.

 

M.in. drodze wełny od strzyżenia owiec poprzez jej przetwórstwo aż po gotowe wyroby. Dziedzictwu szwajcarskiej kultury w zdigitalizowanej bibliotece w pięciu językach. Symbiozie przeszłości z nowoczesnością i współczesnością, a także tradycje turystyki górskiej i wodnej – statkami po alpejskich jeziorach.

 

Myriam Ziesach poinformowała o nowościach Swiss Internationale AirLines. Komfortowym salonie odlotów w Zurychu. Odbieraniu w tamtejszym porcie lotniczym pasażerów klasy bussines spod trapów samolotów w pierwszej kolejności specjalnymi mikrobusami, a nie ogólnie dostępnymi autobusami. Oczywiście gdy wyjścia z samolotów nie są połączone rękawami z budynkiem portu lotniczego.

 

Przypomniała, że w maju br. linie uruchomiły nowe połączenie z Singapurem, a w październiku ruszy kolejne z Kijowem. Zapowiedziała zakup w 2014 roku 20 nowych samolotów Bombardiers CSeries, a w 2016 roku 6 Boeingów 777-300 ER. Przypomniała, że na pokładach samolotów linii w obu klasach serwowane sa szwajcarskie specjały itp.

 

Taurus Lauber ze Swiss Travel System mówił o podróżowaniu po Szwajcarii połączonym systemem kolei, autobusów i statków oraz o tradycjach w tej dziedzinie. Przypominając, że słynną Jungfraubahn zbudowano już, częściowo, pod koniec XIX w. a w roku ubiegłym obchodziła ona 100 – lecie dotarcia do najwyżej położonej stacji kolejowej w Europie. Pokazując jej historyczne oraz współczesne zdjęcia. Podobnie kolej zębatą z XIX w. na Stanserhorn, 100 – lecie Bernina Express i takiż okrągły jubileusz regionalnych kolei Appenzell Railways.

 

 

APPENZELL – NAJMNIEJSZY KANTON

 

 

Podkreślał jakie walory ma – mogłem się o tym przekonać już parokrotnie podróżując po Szwajcarii – zintegrowany krajowy transport publiczny. A także Swiss Pass – wspólny bilety na wszystkie środki komunikacji, także w wersji rodzinnej. Ważny na terenie całego kraju w okresie, na który został wykupiony.

 

Dzieci do lat 16 podróżują z osobą posiadającą taki bilet bezpłatnie. Upoważnia on również do bezpłatnej komunikacji lokalnej w 75 miastach i miejscowościach, wolnego wstępu do ponad 470 muzeów, 50% zniżek na zorganizowane wycieczki w góry i zwiedzanie miast, a także 20% zniżki w wybranych hotelach.

 

Miasteczko Appenzell i jego region przedstawili Guido Buob i Rosalia Keller. Stwierdzili, że poznawać go trzeba równocześnie wszystkimi zmysłami: wzrokiem, słuchem, dotykiem, węchem, ale i… sercem. Poinformowali, że region ten ma zaledwie 172 km² powierzchni, 16 tys. mieszkańców i 15,5 tys. … sztuk bydła. 16% ludzi pracuje w rolnictwie, 13% w turystyce, zaś bezrobotnych jest tylko 1,5%. Aż 85% ludności stanowią rzymscy katolicy.

 

Gościom – 85% wśród nich to Szwajcarzy – Appenzell oferuje 700 km tras pieszych oraz 50 górskich schronisk i hoteli. Ruch turystyczny od 1993 r. rozwija się tu szybciej niż przeciętnie w kraju. Do lat 2008-2009, tj. początku obecnego światowego kryzysu gospodarczego, wzrósł on 2,2 – krotnie, a tylko ostatnio nieco spadł: w 2012 r, nieco spadł – do 202%. W tym samym czasie średnio w kraju jego wielkość wróciła do stanu z 1993 roku.

 

Wśród walorów turystycznych regionu jego przedstawiciele wymienili muzykę, tańce regionalne, kursy jodelingu (w latach 2007-2012 zainteresowanie nimi wzrosło 2,7 – krotnie) i nauki wydobywania dźwięków z ceramicznych mis przez poruszanie w nich monet 5 frankowych.

 

Ponadto produkty spożywcze, regionalną kuchnię oraz wypieki, rzemiosło artystyczne, tradycje religijne oraz SPA i wellness.

 

 

 

REGIONALNE ATRAKCJE

 

 

Z programów poznawczych głównej, I wspólnej części IMT spośród kilku możliwości wybrałem atrakcje miejscowe, gdyż w tej części Szwajcarii byłem po raz pierwszy. Jedną z nich była wizyta w Appenzeller Alpenbitter AG, rodzinnej wytworni nalewek ziołowych i likierów obchodzącej w br. 111 – rocznicę powstania.

 

I jednego z najbardziej obecnie rozpoznawalnych szwajcarskich produktów markowych branży spożywczej. Firmę założył w 1902 roku zaledwie 20-letni wówczas Emil Ebneter. Rozpoczął eksperymentowanie z nalewkami w oparciu o zioła, których w Szwajcarii jest mnóstwo.

 

W roku 1907 zastrzegł markę „Appenzeller” i od razu na międzynarodowej wystawie Exposition Internationale w Paryżu uzyskał za swój napój złoty medal w kategorii „Sport, Higiena, Artykuły spożywcze”. W 1908 roku dołączył do niego 18-letni szwagier Beat Kőlbener i od tamtej pory jest to spółka rodzinna.

 

Obecnie Emil Ebneter & Co z kapitałem około miliona franków szwajcarskich, zarządzana przez trzecie już pokolenie właścicieli i zatrudniająca około 30 pracowników . Produkuje ona kilka rodzajów nalewek i likierów o mocy alkoholu do 29%, opartych o 42 rodzaje wyselekcjonowanych ziół, stale poprawiając technologię. Czołowym wśród nich jest „Alpenbitter”.

 

W wytwórni poznaliśmy jej dzieje, technologię, dobór ziół no i, oczywiście gotowe napoje w trakcie krótkiej degustacji. Więcej na jej temat znaleźć można na www.appenzeller.com.

 

Podczas zwiedzania miasteczka, które nie posiada co prawda liczących się zabytków, ale ma sporo starych i doskonale utrzymanych domów 2-3-4 piętrowych, w wielu przypadkach o pięknie zdobionych malowidłami frontonach, zaglądaliśmy od czasu do czasu do sklepów, w których przygotowano dla nas degustacje miejscowych specjałów.

 

To dosyć popularny w Szwajcarii sposób poznawania nowych miejsc. Spotkałem się z nim już podczas poprzednich pobytów tu na zaproszenie Switzerland Tourismus.

 

Po prostu przewodnik grupy wchodzi z nią na chwilę do znajdujących się w programie placówek, a w niej przeważnie właściciel przedstawia swoją firmę.

 

 

COŚ DLA CIAŁA I DLA DUCHA

 

I częstuje tym, co uważa za najlepsze: wędliniarz różnymi rodzajami wędlin, sklep serowarski lub spożywczy paroma gatunkami sera, piekarz czy cukiernik ciastkami, a drogeria produkowanymi według własnych receptur firmowymi, sprzedawanymi na miejscu nalewkami. Tak było i tym razem. Dłużej, podobnie jak w wytwórni nalewek i likierów Appenzeller, byliśmy tylko w zakładzie rzemiosła artystycznego Rogera Dőringa.

 

Właściciel wykonuje różne ozdoby z metalu oraz skóry. Przede wszystkim wycina w metalu i graweruje krówki i blaszki o innej tematyce, nabijane następnie na skórzane pasy – szelki do regionalnych strojów, breloczki, ozdoby dla pań itp. W trakcie spotkania pokazał nam proces ich produkcji, zachęcił też do samodzielnego, pod jego nadzorem, wykonania sobie breloczków.

 

Podczas lunchu w regionalnej restauracji w rynku mieliśmy okazję nie tylko skosztować miejscowe przysmaki, zwłaszcza znakomite kiełbaski na gorąco, ale także zobaczyć przez okna stadko przepięknie zadbanych, czyściutkich, o lśniącej sierści krów przechodzących przez centrum miasteczka w drodze z łąki do obory.

 

To taka specyfika stolicy kantonu, bynajmniej nie na pokaz dla zagranicznych gości, lecz codzienność. W wolnej chwili zdążyłem również zajrzeć i sfotografować to i owo w starym, dominującym nad Appenzell kościele, kaplicy św. Krzyża oraz w klasztorze kapucynek (1682-2008) i przyklasztornym kościele p.w. św. Marii Aniołów.

 

Wszystkie są one katolickie, bo jak już wspomniałem, 85% mieszkańców tego kantonu stanowią wyznawcy tej religii. W tym ostatnim kościele za najciekawszą uważana jest stara drewniana i bogato polichromowana, dosyć niezwykła rzeźba. Przedstawia św. Annę z Jezusem na ręku i stojącą przy niej małą Marią.

 

Pierwszą część ITM zakończyła galowa kolacja z udziałem wszystkich zaproszonych dziennikarzy, którzy zjechali do Appenzell ze świata oraz przedstawicieli gospodarzy. O menu nie wspomnę, bo wszędzie i przy każdej okazji było znakomite.

 

Konsumpcję umilały występy artystyczne i inne atrakcje. Jeszcze przed jej rozpoczęciem „najechało” nas stadko „lajkoników”. Kilku jeźdźców w mundurach chyba szwajcarskiej armii, a może policji, z XIX w. na drewnianych konikach – podobnie jak w Krakowie.

 

 

 

TANIEC Z ZALOTAMI

 

 

 

Tylko było to mniej dekoracyjne. Co najmniej w dwu przypadkach zauważyłem, że męskie role jeźdźców odgrywają kobiety. A najmniejszy „lajkonik” miał nie więcej niż 5-6 lat. Ciekawe były również występy orkiestry – kwintetu w strojach ludowych, zespołu przebierańców, a także zademonstrowane tańce ludowe.

 

Szczególnie spodobał się, zbierając burzliwe oklaski, duet taneczny odgrywający pantominę zalotów. Najpierw było trochę tańca i wspólnego poznawania się oraz zbliżania. Później jakiś konflikt, w trakcie którego dziewczyna stawała się coraz bardziej nieprzystępna i opryskliwa, w pewnym momencie grożąc nawet adorującemu ją chłopakowi zaciśniętymi pięściami.

 

Ale gdy ten odwzajemnił się podobnie stając niemal lodowatym, odpychana dziewczyna, jak to w życiu, zmieniła front. Zrozumiała że przesadziła, zaczęła zabiegać o partnera, przymilać się, przytulać i taniec – zaloty miał finał taki jak powinien: happy endem, czyli „buźka – buźka”. I na tym skończyła się również pierwsza część tego wielkiego spotkania dziennikarzy ze świata w najmniejszym szwajcarskim kantonie, których zaproszono aby pokazać im tutejsze tradycje.

 

Część drugą International Media Trip „Switzerland – Living traditions” stanowiły, jak już wspomniałem, wyjazdy w różne strony kraju w małych grupach i z różnorodnymi programami. Ale o tym napiszę już w następnej relacji.

 

Zdjęcia autora

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top