Przez Morawy z Czechtourismem

Leżące niemal tuż za naszą graniczną miedzą Morawy są u nas ciągle mało znane. Tymczasem jest to bardzo ciekawy region z masą wartych zobaczenia miejsc, zabytków, muzeów… nie mówiąc już o istniejących w nim sanatoriach czy ośrodkach narciarskich.

Jak bardzo ciekawy, mogliśmy przekonać się uczestnicząc w pięciodniowej podróży studyjnej z bardzo intensywnym programem, zorganizowanej przez warszawski ośrodek Czeskiej Centrali Ruchu Turystycznego Czech Tourism dla przedstawicieli branży turystycznej z południa Polski. Dyr. Ivana Hanačikova, która prowadziła tę imprezę, zaprosiła na nią także trójkę dziennikarzy, w tym dwu członków SD-P „Globtroter”.

Stosy czarownic i wody lecznicze

Przez Cieszyn i Opawę pojechaliśmy najpierw do uzdrowiska Welkie Losiny, zatrzymując się na krótko Rymarzowie, aby zobaczyć tamtejsze niewielkie Aquacentrum przy hotelu „Slunce”. Liczące niespełna 2,4 tys. stałych mieszkańców Wielkie Losiny szczycą się historia pisaną od 1350 roku, a własności lecznicze
miejscowych wód termalnych wykorzystywane są już od XVI wieku. Obecne uzdrowisko dostępne także dla cudzoziemców, zlokalizowane w parku zdrojowym, leczy przede wszystkim choroby nerwowe dorosłych, m.in. syndrom po polio, schorzenia centralnego układu nerwowego itp. A także – w osobnym sanatorium – choroby dziecięce: nie gruźlicze schorzenia dróg oddechowych – m.in. astmę, alergie, przewlekłe katary, bronchity, stany pooperacyjne oraz centralnego układu nerwowego u pacjentów w wieku 3-18 lat. A w przypadku niektórych chorób, np. Heinego-Medina, od 1 roku życia, najczęściej z udziałem matek najmłodszych kuracjuszy, które ćwiczą ze swoimi pociechami.
W parku zdrojowym obejrzeliśmy m.in. pomnik poświęcony ofiarom… procesów czarownic. Postawiony w miejscu, na którym w latach 1679 – 1686 spalono 36 wymienionych na tablicy, niewinnych kobiet oskarżanych o czary. To jedna z atrakcji dosyć niezwykłego rowerowego „Szlaku Czarownic” na Morawach.
W Wielkich Losinach jest też renesansowy zamek z końca XVI w z barokowymi przybudówkami oraz pięknym parkiem, a także wpisana na Listę Dziedzictwa UNESCO jedna z najstarszych w tej części Europy i nadal czynna fabryka papieru czerpanego. Przyfabryczne, bardzo ciekawe muzeum, pozwala poznać historię i technologię produkcji tego rodzaju papieru, a następnie zobaczyć współczesny, nadal ręczny proces produkcyjny.
Około 20 km na północ od uzdrowiska, na Przełęczy Czerwonohorskiej ( Červenohorske sedlo ) znajduje się popularny także wśród polskich miłośników „białego szaleństwa” ośrodek narciarski – kolejny cel naszej study tour. Dysponuje on niezłą, ostatnio rozbudowaną bazą hotelową i gastronomiczną oraz trasami zjazdowymi wszystkich kategorii trudności. Na nocleg zjechaliśmy, przez Ołomuniec i Przerow, do jednego z najładniejszych morawskich miast – Kromierzyża. Ma on wiele ciekawych zabytków, m.in. pałac arcybiskupi, stare kamieniczki wokół Wielkiego Rynku i przy sąsiednich uliczkach Starówki, kościoły – zwłaszcza św. Maurycego i Jana Chrzciciela, wspaniały park. Zwiedzanie tego miasta najpierw w nocnym oświetleniu, a w drodze powrotnej do kraju ponownie w promieniach słońca, pozwoliło docenić jego urodę. Dodam, że kromierzyżska Starówka znajduje się także na Liście Dziedzictwa UNESCO.
Kolejny dzień podróży – to zwiedzanie największego na Morawach oraz czwartego pod względem wielkości w Republice Czeskiej Uzdrowiska Luhaczowice. Leży ono w będącej rezerwatem przyrody dolinie rzeki Szczawnicy, około 20 km od Zlina, a szczyci się tradycjami leczniczymi miejscowych wód od XVII wieku. Pierwszy zakład leczniczy oraz hotel dla ówczesnych kuracjuszy zbudowano tu już w końcu XVIII wieku. Jest w nim do zobaczenia sporo ładnych obiektów. Przede wszystkim budynek sanatorium „Dom Jurkowicza” – zbudowany w stylu ludowym przez Duszana Jurkowicza, słowackiego architekta bardzo zasłużonego dla rozwoju
uzdrowiska i nadania mu niepowtarzalnego uroku. Ale także inne sanatoria, w tym największe, stanowiące dominantę uzdrowiska, „Palace”, zabytkowe „Dom Bedrzicha Smetany” i „Jestrzabi” , park zdrojowy, deptak itp.
Głównym walorem uzdrowiska są oczywiście źródła wód mineralnych należących do najskuteczniejszych w Europie. Leczy się nimi w postaci kąpieli oraz inhalacji choroby układu oddechowego: astmę, alergie, stany pooperacyjne dróg oddechowych, nieżyty oskrzeli, zaburzenia głosu. Równocześnie zaburzenia narządów ruchu, układu trawienia oraz zaburzenia metabolizmu, a nawet choroby onkologiczne. Mieliśmy możliwość nie tylko zapoznać się ze stosowanymi procedurami leczniczymi, ale i na własnej skórze wypróbować skuteczność mineralnych kąpieli perełkowych. Po takim wysiłku przyszła chwila relaksu: zwiedzanie wytwórni słynnych śliwowic, a od niedawna także whisky, „R. Jelinek” w Vizovicach.

Święci Mistrza Jana

A po niej coś dla ducha: Velehrad, najważniejsze miejsce pielgrzymkowe na Morawach. Czasu na nie było niewiele, ale wystarczyło na zwiedzenie bazyliki Wniebowzięcia NMP z XIII-XVIII wieków, z wieloma niezwykle ciekawymi detalami wnętrza. Dodam, że w tej bazylice modlił się Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Czech, co upamiętnia wielki krzyż papieski na placu przed świątynią, a w ołtarzu kaplicy Cyryla i Metodego można obejrzeć obraz przedstawiający tych słowiańskich świętych (a w tle autoportret artysty) namalowany przez Jana Matejkę, przywieziony przez niego osobiście i ofiarowany świątyni. Znalazłem w niej także inny, ciekawy polonik – starą kościelną chorągiew z wyhaftowaną Madonną oraz napisem „Matka Boska Królowa Korony Polskiej”.
Program kolejnego intensywnego dnia zakończyło zwiedzenie uzdrowiska Ostrożska Nowa Wieś leżącego na terenie 10-hektarowego parku 8 km od centrum powiatowego miasta Uherskie Hradiszte, w sercu Morawskiej Słowacji. Leczy się w nim schorzenia narządów ruchu i skóry, a głównym atutem jest wysokiej jakości leczniczej mineralna woda siarkowa odkryta w 1902 roku i od tamtego czasu wykorzystywana. Siarkowe Uzdrowisko, bo tak też jest nazywane, dysponuje 140 łóżkami i jako pierwsze w tej branży w Czechach uzyskało, w 2004 roku, certyfikat jakości usług ISO 9001-2000.
Uherskie Hradiszte, niespełna 40-tysięczne miasto, w którym mieliśmy kolejny nocleg, udało mi się zwiedzić dopiero rano, indywidualne między śniadaniem i wyjazdem w dalszą trasę, gdyż zbyt intensywny program trochę poprzedniego dnia „załamał się”. A było co oglądać. Kilka zabytkowych, leżących blisko jeden drugiego, placów staromiejskich z ciekawą zabudową. Kościoły: farny św. Franciszka Ksawerego z b. kolegium jezuitów z XVII w oraz Zwiastowania Panny Marii. Wieża Starego Ratusza ( XIV-XVI i XVIII-XIX w ) oraz Nowy Ratusz.
Wysoka, barokowa ( 1718-1721 ) kolumna morowa na Placu Mariańskim. Dawny arsenał – obecnie siedziba galerii i muzeum Slovacka – Morawskiej Słowacji. Potężny gmach starego ( 1884 r ) gimnazjum oraz b. synagoga, w której, pięknie odremontowanej, mieści się obecnie biblioteka, a także parę innych obiektów.
Tak pięknie rozpoczęty dzień miał najbardziej intensywny program. Najpierw miasteczko Strażnice, znane przede wszystkim z dorocznych festiwali folklorystycznych oraz skansenu wsi morawskiej. Znacznie bardziej interesującego niż można było oczekiwać, z dziesiątkami obiektów. Zarówno domów mieszkalnych i zabudowań gospodarskich, jak i oryginalnych np. kilkupoziomowych uli czy specjalnych, zlokalizowanych w pewnej odległości od innych zabudowań domu i gospodarstwa, aby w razie pożaru miały szansę nie spłonąć, budyneczków – składzików domowej odzieży, obuwia, bielizny itp. W Strażnicach znajduje się także jedna z przystani 65 – kilometrowego Kanału Baty, wybudowanego przez tego znanego w świecie producenta obuwia. W sezonie odbywają się po nim rejsy stateczkami wycieczkowymi. Dla nas zorganizowano taki, krótki rejs, specjalnie już po sezonie. W miasteczku jest także parę innych ciekawych obiektów: stare bastiony i resztki średniowiecznych murów obronnych, kościoły, ratusz, pomniki m.in. Jana Amosa Komeńskiego i pierwszego prezydenta Czechosłowacji Tomasza Garrigue Masaryka. Ale trzeba je było oglądać szybko, gdyż czekały następne punkty programu.

Kraj winnic

Najpierw Plż ze starymi – najstarsze wybudowano w XIV wieku – piwnicami winnymi o ciekawej architekturze. Byliśmy w kilku, nie obeszło się bez małej degustacji zaproponowanej, zupełnie poza programem, przez gościnnych właścicieli. Później zamek w Miloticach o ciekawej historii, zwłaszcza ostatnich – od lat I do końca II wojny światowej i upaństwowienia – niemieckich właścicieli, bardzo interesująco opowiedzianej podczas zwiedzania wnętrz przez miejscowego przewodnika. Wreszcie miejsce kolejnego noclegu: 35-tysięczny Hodonin i zwiedzenie na jego obrzeżach czwartego podczas tej podróży morawskiego uzdrowiska. Niewielkiego, zaledwie na niewiele ponad 200 kuracjuszy, ale szczycącego się źródłami mineralnej wody jodobromowej o jakości ( bardzo wysoka zawartość soli jodowych z równoczesną niewielka mineralizacją ) zaliczanej do najlepszej w Europie.
To uzdrowisko istnieje dopiero od 1979 roku, ale cieszy się już dobrą renomą. Leczy się w nim przede
wszystkim stany pooperacyjne i pourazowe, a także choroby narządów ruchu, naczyń krwionośnych i układu krwionośnego. Kilka dni przed naszym przyjazdem w uzdrowisku oddano do użytku nowy a zarazem nowoczesny budynek połączony krytym przejściem ze starym. Jedną z ciekawostek w nim jest łazienka z repliką starej, miedzianej wanny, z której korzystał na zamku praskim prezydent Tomasz Masaryk, urodzony – warto dodać – w Hodoninie. To jednak nie był koniec atrakcji tego dnia. Na wieczór i część nocy zostaliśmy zaproszeni do odległych o około 20 km Mutenic, do sławnej piwnicy winnej Jaroszka.
Na poświęcenie wina z rocznika 2006, degustację win i – kto miał na to siły – obżarstwo, bo serwowano w nieograniczonych ilościach oprócz win, także efekty m.in. świniobicia. A wszystko przy muzyce cymbałowej i kwartetu skrzypcowego. Na uroczystość przybyli oficjele z Pragi i lokalni, przedstawiciele biur podróży z paru krajów, dziennikarze.
Ostatni dzień podróży, w porównaniu z poprzednimi był ulgowy. Najpierw, po drodze, ponownie Kromierzyż aby go zobaczyć w dziennym świetle. Później zwiedzanie maleńkiego, ale uroczego – napiszę o nim osobno, bo warto, leży zresztą zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy, Sztramberku i obiad w nim w stylowej piwniczce. I droga powrotna do domu.
W dotychczasowej relacji z tej podróży studyjnej pominąłem – aby się nie powtarzać – jeden bardzo istotny punkt programu: spotkania z przedstawicielami morawskiej branży i administracji turystycznej. Były cztery: w Wielkich Losinach, Kromierzyżu, Uherskim Hradisztu i Strażnicach. Gospodarze przedstawili bogatą ofertę
kierowaną do polskich turystów, zarówno indywidualnych jak i grupowych. Przedstawiciele firm turystycznych z obu krajów nawiązywali bezpośrednie kontakty. A my, dziennikarze, zbieraliśmy informacje oraz materiały drukowane. Wydawane na Morawach w dużej obfitości oraz na wysokim poziomie. Nie tylko po czesku, czy równolegle w 2-4 językach, w tym polskim, ale wyłącznie po polsku.
Tych ostatnich otrzymałem lub zebrałem w centrach informacji turystycznej lub w hotelach wiele dziesiątków. Tak np. niewielka miejscowość Louczna nad Desną, której nie było na naszej trasie, ale jej przedstawiciele przyjechali na jedno ze spotkań, wydała przy pomocy Unii Europejskiej całe pudełko różnych przewodników: narciarza i po ścieżce krajoznawczej gminy, map: turystyczną, rowerową, narciarskich tras biegowych. A także serię folderów poświęconych miejscowym zabytkom, obszarowi chronionego krajobrazy Jesioniki,
turystyce i sportowi, możliwościom zakwaterowania. Podobne pudełko z kilkunastoma folderami poświęconymi historii, zabytkom, kościołom, rezerwatom przyrody, atrakcjom dla dzieci i dorosłych w mieście oraz jego okolicach, a osobno trzy broszury z mapkami i licznymi zdjęciami oraz informacjami wydał Szumperk, w którym również nie byliśmy.
Bardzo efektowne, duże – ponad 50 stronicowe w formacie A4, także bezpłatne przewodniki turystyczne po regionie firmowało województwo zlińskie – m.in. obok innych, poświęcone Kromierzyżowi, ołomunieckie, historyczne regiony: Morawy środkowe – Hana, Jesioniki czy poszczególne miejscowości, p. Strażnice. Świadczy to, że gospodarze zabiegają o gości z naszego kraju, starają się przedstawić im z najlepszej strony. Równocześnie wydawnictwa te pozwalają polskim turystom nie tylko lepiej poznać to, co zwiedzają, lecz także wcześniej zaplanować co chce się, lub warto zobaczyć. W sumie był to wyjazd bardzo udany, wzbogacający wiedzę o ciekawych miejscach i obiektach w kraju naszego południowego sąsiada.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top