Huculszczyzna i Karpaty Wschodnie były głównymi celami wyjazdu studyjnego zorganizowanego na Ukrainę przez Biuro Turystyczne „Bezkresy” dla członków i przyjaciół Stowarzyszenia Dziennikarzy – Podróżników „Globtroter”. Wzięło w nim udział znacznie mniej osób niż można było oczekiwać biorąc pod uwagę atrakcyjny program i rozsądną cenę. Część potencjalnych uczestników zatrzymały w kraju inne obowiązki, ale sądzę, że większość obawa przed wyjazdem do „tak niebezpiecznego kraju w stanie wojny”.
Co nie odpowiada prawdzie, a poglądy takie w Polsce są rezultatem koncentrowania się naszych mediów na wiadomościach „z frontu”, liczbach ofiar i relacjach „korespondentów wojennych”. W rzeczywistości jedynymi echami trwających w Donbasie, aktualnie formalnie zawieszonych, działań wojennych z którymi spotykaliśmy się, były liczne bilbordy i plakaty wzywające do nie uchylania się od poboru do wojska oraz pomocy, głównie finansowej, dla armii.
Spotyka się je na każdym kroku w miastach, miasteczkach, a nawet wsiach. Zwłaszcza przy drogach, gdzie przeplatają się z reklamami hoteli, restauracji czy niektórych towarów i usług. Widoczne jest również zubożenie przynajmniej części społeczeństwa, ale Ukraina przeżywa przecież także głęboki kryzys gospodarczy.
KOSZMARNY STAN DRÓG
Mimo iż pogoda, zwłaszcza w dwa ostatnie dni, nie spełniała naszych „wiosennych” oczekiwań, była to podróż bardzo ciekawa i pouczająca. Większość miejscowości, a nawet poszczególne zabytki bądź muzea, w których byliśmy, zasługuje na osobną prezentację, co zapowiadam wkrótce. Ograniczając się na razie tylko do ogólnej relacji z tego wyjazdu oraz najważniejszych i najciekawszych wrażeń.
Na przejściu granicznym koło Przemyśla przez chwilę zastanawialiśmy się, a zwłaszcza kierujący „wyprawą” szef „Bezkresów” Waldek Ławecki, czy do pierwszego miejsca noclegowego w uzdrowisku Truskawiec jechać drogą okrężną, przez Lwów, czy też znacznie krótszą przez Sambor. Ta pierwsza, chociaż podobno trochę lepsza, oznaczała nadłożenie kilkudziesięciu kilometrów.
Druga, na kilkunastokilometrowym odcinku – uprzedzano nas – jest koszmarna. Ale stan nawierzchni większości dróg na Ukrainie, przynajmniej w regionach w których byliśmy, poza odcinkami od granicy do Lwowa i jeszcze małymi fragmentami innych, jest wręcz rozpaczliwy. Czegoś takiego nie spotyka się już chyba nigdzie w Europie.
Wyglądają one jak po wielokrotnym bombardowaniu lub ostrzale artyleryjskim. Lub nie remontowaniu ich od czasów II wojny światowej. Omijanie niezliczonych, przeważnie wypełnionych wodą dziur, przypomina jazdę slalomem. Ograniczenia prędkości pojazdów w większości miejscowości do 60 czy 50 km/h budzą śmiech.
Na takich drogach najczęściej trudno jechać szybciej niż 15-20 km/h. Ale to praktycznie jedyny mankament, do którego trzeba się przyzwyczaić, jak się chce coś zobaczyć na Ukrainie. Dodam, że pojechaliśmy tą krótszą drogą przez Sambor. Inaczej zresztą nie bylibyśmy w stanie zobaczyć tego miasta figurującego w programie.
SAMBOR, TRUSKAWIEC I… ARCHITEKTONICZNE ZASKOCZENIA
A warto było, chociażby ze względu na salę koncertową w b. kościele pojezuickim, z popiersiami sławnych kompozytorów, w tym Fryderyka Chopina, którą dla nas specjalnie otwarto. Na uwagę zasługiwał również kościół katolicki ufundowany przez Władysława Jagiełłę, chociaż od jego czasów przebudowany, z pomnikiem Jana Pawła II przed wejściem.
I wewnątrz m.in., tablicą pamiątkową upamiętniającą zwycięstwo wiedeńskie Jana III Sobieskiego. Ponadto ratusz, cerkiew i parę innych budowli. Uzdrowisko Truskawiec – pierwsze miejsce noclegowe – znacznie zmienił się od czasu mojego poprzedniego w nim pobytu przed kilku laty. Nowy hotel „Re Vita” niedaleko od deptaka okazał się sympatyczny, o prawie europejskim standardzie.
Chociaż 4-piętrowy, to bez… wind. To nie pierwszy tego rodzaju nowy na Ukrainie, z którym spotykam się. Pisałem już o podobnym w Tarnopolu. Inwestorzy oszczędzają, za co wkrótce przyjdzie im słono płacić. Kto, zwłaszcza cudzoziemcy, zechce się w nich zatrzymywać i wnosić bagaże na 3, 4 czy 5 piętro – bo oczywiście nie ma obsługi, która się tym zajmuje – a w pobliżu są hotele z windami?
Wyglądając z hotelowego okna oraz spacerując po uzdrowisku zauważyłem dwie nowe cerkwie. Na truskawieckie można jeszcze patrzeć. Ale większość jakie widziałem podczas tej podróży jest, niestety, w dominującym obecnie dosyć koszmarnym stylu, o ścianach i wieżach w krzykliwych kolorach oraz kopułach pokrytych błyszczącą blachą przypominającą tombak. To jakaś niezrozumiała moda.
Na każdym kroku spotykaliśmy nowe świątynie i kaplice budowane np. w huculskim przysadzistym, niegdyś drewnianym stylu, pokrywane – nie tylko cebulaste wieże – także blachą w kolorze ołowiu. Jak jest to możliwe w kraju, w którym zachowały się wspaniałe zabytki sakralne z czasów Rusi Kijowskiej oraz liczne w oryginalnym stylu „ukraińskiego baroku”?
WOJNA WIDOCZNA NA … PLAKATACH
Niemal zaraz po wyjściu z hotelu w oczy rzucił mi się również, pierwszy na trasie, baner z tekstem (w tłumaczeniu): „Ty żyjesz komfortowo i w cieple? A oni nie! Oni walczą za ciebie w zimnie i głodni. Zbiórka pieniędzy na pomoc dla nich (wojska i ochotników) pod adresem….”.
Na frontonie piętrowego, ładnie odrestaurowanego domu przy deptaku natrafiam na inny dowód, że wojna, chociaż toczy się daleko – do Donbasu jest stąd dalej niż w drugą stronę do Berlina, nie mówiąc o Budapeszcie czy Wiedniu – nie daje o sobie zapomnieć. Na białym, zakrwawionym płótnie w oczy kłuje napis:
„Putin – morderca, jego zwolennicy to współuczestnicy (zbrodni)”. Niemal na każdym kroku widać, że uzdrowisku w ostatnich latach nie działo się źle. Przyjeżdżali liczni kuracjusze z Rosji, Polski, Niemiec. Odnowiono wiele domów i pensjonatów, zbudowano nowe hotele. Przed kościołem katolickim stanął brązowy pomnik Jana Pawła II.
W parku zdrojowym zauważyłem co najmniej jedną nową rzeźbę. Pozostałe, w tym pomnik Adama Mickiewicza są przeważnie w dobrym stanie. Ale sam park jest bardzo zaniedbany. Zrujnowane są w wielu miejscach stopnie schodów i krawężniki oraz ścieżki spacerowe. Kuracjuszy i turystów obecnie jest wyjątkowo mało.
Uliczni sprzedawcy pamiątek, miodu, serów itp. znikają, gdy pijalnia wód ma przerwy. Drohobycz, następne miasto na trasie, które zwiedzamy – ja i cześć uczestników nie po raz pierwszy – przyjemnie zaskakuje odnowioną z zewnątrz Wielką Synagogą, która jeszcze parę lat temu była w opłakanym stanie.
Remontowana jest też wewnątrz, o czym można przeczytać, ze szczegółami, na tablicy informacyjnej. Na jednej z kamienic zadbanego rynku, dwupiętrowej wysokości portret Stepana Bandery. Na innym cały ciąg fotografii poległych „Niebiańskiej Sotni” na kijowskim Majdanie. I osobno kilku pochodzących z Drohobycza.
DROHOBYCZ, STRYJ I SPOTKANIE W IWANO-FRANKIWŚKU
A obok plakat wzywający do pomocy armii walczącej na wschodzie kraju. Przed ceglanym gotyckim kościołem (1392-1445) pomnik Jana Pawła II. W trotuarze sąsiedniej uliczki brązowa płyta w językach ukraińskim i polskim informująca, że „W tym miejscu 19.XI.1942 r. zginął zastrzelony przez gestapowca wielki artysta, drohobyczanin, Bruno Szulc”.
A w pobliskim parku nowy, duży pomnik Stepana Bandery. Zmieniono też, od czasu mojego poprzedniego tu pobytu, tablicę na domu, w którym w latach 1912 – 1942 mieszkał i tworzył Bruno Szulc. Nowa, z jego podobizną, zawiera informację po ukraińsku, polsku i hebrajsku.
W drodze na kolejny nocleg w Iwano-Frankiwśku, d. Stanisławowie, zatrzymujemy się jeszcze w Stryju aby obejrzeć to miasteczko i stary kościół przebudowany w XIX w, ale z zachowanymi elementami renesansowymi na zewnętrznej ścianie jednej z kaplic. Wewnątrz świątyni znajduje się m.in. tablica poświęcona Kornelowi Makuszyńskiemu, pisarzowi urodzonemu w Stryju.
A także, w bocznym ołtarzu, srebrna płaskorzeźba z podobizną Jana Pawła. W hotelu „Nadija” w Iwano-Frankiwśku, przyzwoicie odremontowanym przez nowych, prywatnych właścicieli, mamy spotkanie oraz wspólny obiad z przedstawicielami miejscowych władz, prasy, TV i radia – także centralnych i polonii. Uczestniczy w nim 10 zaproszonych osób
Zainteresowanie przedstawicielami polskiej prasy oraz branży turystycznej uczestniczącymi w wycieczce na Huculszczyznę jest duże. Są nagrania dla TV i radia paru wypowiedzi o tym jak widzimy Ukrainę, na temat stosunków między naszymi krajami oraz wielu innych kwestii. A już w trakcie posiłku, kameralnie, o innych sprawach interesujących rozmówców.
Spotkanie zakończone zbiorowym zdjęciem. Wieczorem indywidualne spacery po mieście. Dla mnie stanowi on bardzo miłe zaskoczenie. Jestem tu po raz pierwszy. Około 10 lat temu tylko przejeżdżałem przebijając się przez rozkopane, zatłoczone i brudne ulice oraz oglądając odrapane i zaniedbane domy.
MIŁE ZASKOCZENIA
Być może to spowodowało, że dawny Stanisławów wydawał mi się prowincjonalnym wschodnio – galicyjskim miasteczkiem pozostającym w głębokim cieniu metropolitalnego Lwowa. Tymczasem jest to obecnie duże, zadbane miasto. Ważny ośrodek gospodarczy, naukowy i kulturalny. Z mnóstwem ciekawej, zwłaszcza secesyjnej, chociaż nie tylko, architektury.
Przy czym sporą ilością budynków odremontowanych. Obfitością nieźle zaopatrzonych sklepów o cenach, poza paroma wyjątkami, nieco niższymi – w przeliczeniu – niż w Polsce. Jest to efekt znacznego, w ciągu nieco ponad roku o blisko dwie trzecie, spadku wartości hrywny. Zwłaszcza te artykuły krajowe, których ceny nie nadążają za inflacją lub pochodzą ze starszych zapasów, są wręcz tanie.
Chyba najtańsze są alkohole. Pół litra markowej wódki to wydatek poniżej 50 UAH, czyli około 7-8 złotych, chociaż są tańsze. W stosunku do niej jeszcze tańsze są brandy, nazywane tu koniakami. Przyzwoite 3 – letnie można kupić w supermarkecie już za 60-70 UAH za pół litra. Najlepsze 5–letnie znanych marek ukraińskich i krymskich, poniżej 100 UAH, czyli za 14-15 zł.
Piwo relatywnie jest nieco droższe, bo np. za butelkę 1,2 l znakomitego lwowskiego – a tamtejszy browar obchodzi właśnie 300-lecie – trzeba w nie najtańszym sklepie zapłacić „aż” 18 UAH, czyli poniżej 3 zł. W ogromnym wyborze są również mięsa i wędliny, sery, ciasta i ciastka oraz w ogóle słodycze i mnóstwo innych artykułów spożywczych. Dla nas dosyć tanich. Może poza czekoladą, która kosztuje tyle samo, a nawet nieco drożej niż w Polsce.
W mieście rzuca się w oczy mnóstwo przyzwoitych restauracji, kawiarni i barów oraz lokali nocnych. Nie świecących bynajmniej pustkami. Kolejnego dnia mamy tylko wycieczkę objazdową, z powrotem na nocleg w iwano-frankiwśkiej „Nadii”. Ale o niej i kolejnych etapach tej podróży studyjnej, już w drugiej części relacji.
Zdjęcia autora