Chur, stolica największego kantonu Szwajcarii – Gryzonii (Graubünden) i najstarsze miasto kraju wita nas piękną jesienną pogodą. To ważne, gdyż w krótkim programie pobytu szóstki polskich dziennikarzy zaproszonych przez Chur Tourismus aby poznać tutejsze atrakcje jest m.in. wjazd kolejkami linowymi na Brambrüesch i 5 kilometrowy zjazd z niego alpejską kamienistą dróżką na „hulajnogach” – bikeboards do przesiadkowej stacji Känzeli położonej ponad 600 metrów niżej. Najpierw jednak czeka nas zakwaterowanie w znakomitym punkcie miasta: hotelu „Zunfthaus zur Rebleuten”.
W przeszłości historycznej siedzibie cechów, stojącej w sercu Starówki, między wieżami – bramami Górną oraz Maltańską i placem św. Marcina z historycznym kościołem. Na dole jest bar i restauracja. Pierwsze piętro zajmuje recepcja i restauracja hotelowa z m.in. ciekawymi współczesnymi witrażami w oknach. Pozostałe trzy piętra pod dachem i bez windy, skromne ale wygodne pokoje.
TYSIĄCLECIA DZIEJÓW
Chur położone nad rzeką Plessur przy jej ujściu do Renu wzniesiono na terenach zamieszkanych już 13 – 11 tysięcy lat temu. W 15 r. p.n.e. ten obszar plemienny Retów podbili Rzymianie tworząc prowincję Raetia Prima. Na skalistym wzgórzu wznieśli twierdzę Curia Raetorum. W 451 roku powstało tu biskupstwo, a region ten na kilka wieków stał się, pomimo formalnego włączenia go do państwa Franków Wschodnich, niezależnym feudalnym państwem kościelnym.
Obok biskupstwa rozwijała się osada, później miasto, które w wiekach XIII – XIV walczyło z władzą kościelną o niezależność. Skutecznie, gdyż w 1465 roku uzyskało prawa wolnego miasta. Bogacącego się na handlu i rzemiośle. Wznoszono budowle sakralne i świeckie, z których najważniejsze dotrwały, ze zmianami wprowadzonymi w nich w ciągu wieków, do naszych czasów. Chociaż większość starych zabytkowych domów i siedzib na obecnej Starówce zbudowano dopiero po wielkim pożarze Chur w roku 1464.
Jej dominantą jest katolicka katedra (Münster) p.w. Wniebowstąpienia NMP. Budowano ją przez kilka stuleci, wieńcząc tę pracę w roku 1272. Stąd jej późnoromańsko – gotycki charakter, ale z elementami nawet z VI wieku. Vis a vis głównego wejścia do niej stoi potężny kompleks zamku i dworu biskupiego. Zarówno katedrę jak i zamek wzniesiono na terenie zamieszkanym, wg, ustaleń archeologów, już w późnym okresie brązu, około 1300 – 800 r. p.n.e.
ZABYTKI SAKRALNE …
Obecnie koło zamkowej wieży trwają prace konserwatorskie z głębokimi wykopami aż do opartych o skały fundamentów. Sam pałac biskupi jest znacznie młodszy, gdyż pochodzi z XVIII wieku. Główne wejście z centrum Starówki na dziedziniec prowadzi po wysokich kamiennych schodach przez Wieżę Bramną. Katedrę częściowo przebudowano po pożarze w roku 1811, odnowiono zaś w 2007 roku.
Gdy byłem tu poprzednio, czekała właśnie na prace rewaloryzacyjne. Pięknie odnowiono m.in. portal, oczyszczono ściany zewnętrzne, odświeżono wnętrza. W głównym ołtarzu wzrok przyciąga gotycki tryptyk z XV wieku rzeźbiony w drewnie i złocony. Ostre łuki stropu prezbiterium podtrzymują cztery kamienne kolumny z postaciami wykutymi w ich kapitelach. Zabytków gotyckich jest tu zresztą więcej, m.in. na jednej ze ścian polichromowana Pieta.
W ładnie odnowionym wnętrzu szczególnie godne uwagi są żebrowe sklepienia, romańska krypta oraz barokowa ambona z różowego marmuru. Przy katedrze jest skarbiec, w którym przechowywane są m.in. relikwiarze z okresu Karolingów i średniowiecza, także w postaci cennych popiersi. Dzwonnicę na planie kwadratu dobudowaną do świątyni z lewej strony zaraz za prezbiterium, wieńczy kopuła.
Drugą dominantę Starówki stanowi wysmukła, strzelista wieża protestanckiego kościoła św. Marcina. Ta późnogotycka świątynia, początkowo katolicka, wzniesiona została po wspomnianym już pożarze w 1464 r. Jej wieżę zdobi płaskorzeźba przedstawiająca patrona na koniu, okna zaś trzy witraże – dzieło Augusto Giacomettiego z 1919 roku. Na placu św. Marcina przed kościołem stoi studnia z 1716 roku z bez przerwy płynącą z niej znakomitą wodą.
… I ŚWIECKIE
Z pozostałych świątyń Starówki warto jeszcze zobaczyć późnogotycki kościół św. Regula zbudowany przez mistrza Baltazara Bilgeri’ego w latach 1494 – 1500. Z roku 1504 pochodzi znajdujący się w nim fresk Chrystusa na krzyżu. Drugim ciekawym detalem są malowane okna, dzieło Hansa Studera z lat 1960-tych. W pobliżu katedry, po drugiej stronie ulicy Luizy, wyróżnia się jeszcze wysoką wieżą kościół św. Luizy. Zabytków świeckich jest o wiele więcej.
Poza zamkiem i pałacem biskupim, także wspomniane już dawne bramy miejskie w murach obronnych. Najbardziej reprezentacyjna – Obertor – Górna współcześnie stoi w ciągu zabytkowych domów zbudowanych na miejscu dawnych murów miejskich od strony nabrzeża rzeki Plessur. Natomiast Maltańska (Malteserturm) z I połowy XIII wieku w średniowieczu nosiła nazwę Prochowej, gdyż w niej przechowywano proch.
Jak przeczytałem w informacjach na planie miasta, nie wiadomo skąd wzięła się jej obecna nazwa, gdyż nie miała ona żadnych związków z rycerzami maltańskimi. Dawną funkcję bramy miejskiej tylko ona zresztą markuje. W jej dolnej części jest sklep. Średniowieczny rodowód ma ratusz miejski, odbudowany w obecnej postaci po najtragiczniejszym w dziejach Chur pożarze w 1464 roku.
Stoi w centrum Starówki między Poststrasse i Reichgasse, przy czym łączy je znajdujący się na parterze ratusza ogromne gotyckie arkadowe przejście. Zabytki w jego okolicach są na każdym kroku. Tuż obok, np. kilkupiętrowy dom, w którym urodziła się słynna malarka Angelica Kauffmann (1741-1807) i dziesiątki innych siedzib zamożnych mieszczan. Nie tylko zresztą ich, ale także rycerskich.
MIEJSCA NIEZWYKŁE
Rezydencją Paula von Buol zu Strass – und Rietberg, kupioną w 1675 roku i przebudowaną w stylu barokowym przez barona Liegenschafta było obecne Muzeum Retyckie. Jedno z trzech, obok Sztuki i Przyrodniczego, wartych tu zobaczenia. Plan centrum miasta zachęca do odwiedzenia i poznania łącznie 54 budowli, obiektów, ogrodów, pomników. W każdej ulicy, uliczce, zaułku czy placyku jest coś ciekawego do zobaczenia.
Zagłębiałem się w nie z przyjemnością podczas poprzedniego pobytu w Chur, w czasie wolnym obecnie, a także w towarzystwie przewodnika. Za każdym razem poznając coś nowego. Np. Bärenloch – Niedźwiedzią Jamę, jeden z najbardziej malowniczych fragmentów Starówki. Z przejściami przez korytarze na małe podwórka, na których można zobaczyć fundamenty kilkupiętrowych, zabytkowych domów o fundamentach opartych wprost na skale.
Niewielkie, malownicze placyki z malowidłami na ścianach. Mieszkania nad łukami bram i przejść i wiele innych obiektów. A między nimi pomniki, skwerki, miejsca do wypoczynku. Wspomniałem o parkach. Jest ich tu kilka. Odpoczywając chwilę na słońcu w parku Benedykta Fontany – ulubionego miejsca młodzieży i studentów oraz mieszkańców okolicy, zauważyłem przymocowaną do jednej z ławek sporych rozmiarów metalową skrzynię.
I ludzi podchodzących do niej oraz wyjmujących lub wkładających książki. Okazało się, że jest to jedna z kilku w mieście sezonowych, czynnych od wiosny do jesieni bibliotek. Dwie miejscowe biblioteki oferują w ten sposób bezpłatnie lekturę odpoczywającym. Zainteresowanie jest duże. Różnych miejsc niezwykłych lub wartych zobaczenia jest tu o wiele więcej.
W STARYM BROWARZE
Chur otoczone przez góry, ma z samego starego centrum, w niewielkiej odległości od Starówki, wjazd kolejką linową na wznoszącą się niemal nad nią, pokrytą aż do szczytu lasem, górę Känzeli, a z przesiadką na niej ponad 600 wyżej – na Brambrüesch. Jest to miejsce aktywnego wypoczynku o każdej porze roku. To stamtąd zjechaliśmy na wspomnianych już „hulajnogach”. Ale o tym napiszę osobno.
Na dole nasza gospodyni, dyrektor Chur Tourismus Leonie Liesch zaprowadziła nas do miejscowego, regionalnego browaru Brauerei Chur. Po drodze minęliśmy drugi, znacznie większy, tutejszy browar Heinekena. Stary browar mieści się w dawnych piwnicach win. Wytwarza tradycyjnymi metodami, bez pasteryzacji, tylko 8 tys. hektolitrów piwa rocznie. Jasnego typu lager i ciemne w proporcjach 2/3 do 1/3.
Sprzedaje je w butelkach 0,3 l z identycznymi nalepkami dla każdego gatunku, ale w trzech używanych tu językach: niemieckim, retroromańskim i włoskim. W kartonowych pojemnikach, w których także można je kupić, są właśnie po trzy takie butelki z etykietami w różnych językach. Ewentualnie – dotyczy to tylko piwa jasnego – w 20-litrowych metalowych beczułkach.
Na miejscu jeden z pracowników browaru zapoznał nas z surowcami stosowanymi do warzenia piwa, nowoczesną aparaturą oraz procesem produkcyjnym. Piwo z tego browaru sprzedawane jest tylko w Chur i jego okolicach oraz w Bazylei i Zurychu. Na miejscu można – a to był także cel naszej wizyty – degustować je nalewane, w przypadku jasnego, prosto z beczek. Ze smakowitymi przekąskami.
Gorącymi kiełbaskami z wody, cieniutko krojoną szynką oraz kilkoma gatunkami serów i chleba. Trzeba przyznać, że to naprawdę dobre piwo. Wizyta w Brauerei Chur nie była przypadkowa. Jak już wspomniałem w poprzedniej korespondencji z Gryzonii, celem dziennikarskiej podróży studyjnej była bowiem prezentacja jej oferty aktywnego wypoczynku nie tylko zimą oraz uroków lokalnej kuchni.
COŚ DLA PODNIEBIENIA
Stąd różnorodne dania i przysmaki w kolejnych restauracjach, które poznawaliśmy, a w Chur także specjalny program zwiedzania miasta i jego atrakcji gastronomicznych z przewodnikiem. Program w którym uczestniczyliśmy nazywa się z angielska Alpine City products. Nasz przewodnik Benno Räth który, nawiasem mówiąc, był kilkakrotnie w Polsce i zna sporo polskich nazw dań, oprowadzając nas po najciekawszych zabytkach Starówki, robił przystanki w miejscach serwujących lokalne specjały.
Zaczął zresztą już na spotkaniu z nami w hotelowej restauracji, gdzie mogliśmy skosztować czegoś podobnego z zewnątrz do japońskiego suszi. Tyle, że w liściach zawinięta była nie surowa ryba, lecz ser. Po drodze, koło starej studni na placu św. Marcina skosztowaliśmy, popijając je wodą z niej, czekoladek orzechowych Alpinie City chocolate, wytwarzanych w Cukierni Merz.
Trochę później, już w trakcie zwiedzania uliczek Starówki, zajrzeliśmy do wędliniarni Altstad Metzgerei. W sklepie sprzedawane są, w ogromnym wyborze, wędliny. Na zapleczu zaś, na które zaprosił nas właściciel, odbywają się degustacje tradycyjnych grzyzońskich specjałów wędliniarskich jako punkt zwiedzania Alpinie City salsiz. Nie tylko skosztowaliśmy słynnych kiełbasek przypominających salami, ale mogliśmy zapoznać się z ich produkcją oraz wędzeniem.
Pewnym zaskoczeniem okazał się ostatni punkt „kuchennego” programu. Na degustację likieru czereśniowego oraz słynnych churskich Tortów Alpejskich poszliśmy bowiem do… drogerii Drogerie Ullius. Oprócz typowych artykułów drogeryjnych, kosmetycznych itp. sprzedaje ona także nalewki, syropy owocowe oraz wspomniane już torty w kartonowych pudłach.
Zarówno jedna jak i drugie okazały się bardzo smaczne. Podobnie jak wszystkie przysmaki gryzońskiej kuchni, które mieliśmy okazję jeść i pić podczas tej podróży. Szwajcaria odkryła przed nami nowe oblicze, trochę mniej znane przez odwiedzających ją polskich turystów.
Zdjęcia autora