ROSJA 2013 (1): PODRÓŻ POZNAWCZA I SENTYMENTALNA

 

 

W dniach 7–17 listopada br. w Warszawie odbędzie się siódma już edycja festiwalu filmów rosyjskich „Sputnik nad Polską” (więcej o nim na: www.sputnikfestiwal.pl), a w kwietniu 2014 roku w Moskwie festiwal filmów polskich „Wisła”. W związku z nimi Fundacja „Rosyjsko – polskie Centrum Dialogu i Porozumienia” (www.rospolcentr.ru) oraz kierownictwo Międzynarodowego festiwalu filmów i programów telewizyjnych o tematyce religijnej „Radoneż” (http://fest.radonezh.ru) i Służba Pielgrzymstwa Bractwa „Radoneż” (www.radonezh.ru) zrealizowały przy pomocy warszawskiej Fundacji Wspieram program „Zdrawstwuj Rossija!” – „Witaj Rosjo!”. Szefem grupy był Dymitr Gorodow ze Służby Pielgrzymstwa „Radoneż”.

 

 

Do Rosji zaproszono, z bardzo intensywnym programem poznawania Moskwy, Sankt Petersburga, Peterhofu, Suzdala i Władimira (Włodzimierza) oraz ich zabytków, muzeów i ciekawych miejsc, a także największej w Federacji Rosyjskiej (ponad 100 produkowanych filmów rocznie) i jednej z większych w świecie wytwórni filmów – koncernu Mosfilm oraz spotkań z przedstawicielami rosyjskich filmowców i krytyków filmowych, grono 22 polskich dziennikarzy, w tym 4 członków Stowarzyszenia Dziennikarzy – Podróżników „Globtroter”. Z wielkim zadowoleniem przyjąłem zaproszenie do udziału w tej imprezie.

 

NOWA I STARA ROSJA

 

Oczekiwałem – i spełniło się to z nawiązką – poznania nowej Rosji, którą znałem nieźle w czasach radzieckich, ale nie byłem w niej bardzo dawno. A także zobaczenia przynajmniej niektórych zmian jakie tam zaszły. Okazało się, że jako jedyny w grupie polskich dziennikarzy byłem we wszystkich miejscach przewidzianych w programie przynajmniej już po dwa razy, a obie rosyjskie stolice zdążyłem w przeszłości poznać dosyć dobrze.

 

Miała to więc być dla mnie podróż nie tylko poznawcza, ale także sentymentalna. Moskwa odegrała bowiem w moich późniejszych wieloletnich peregrynacjach po świecie miejsce szczególne. Stała się pierwszym dużym miastem zagranicznym które zobaczyłem – wcześniej mogłem poznawać jedynie Tatry słowackie na niewielkim obszarze utworzonej w czerwcu 1956 roku w nich strefy konwencji turystycznej.

 

Reszta świata była dla mnie, podobnie jak dla niemal wszystkich obywateli krajów w „obozie pokoju i socjalizmu”, szczelnie zamknięta. Przy czym ówczesną stolicę ZSRR zwiedzałem w okolicznościach szczególnych. Jako delegat harcerstwa na VI Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w 1957 roku, a później także jego laureat – srebrny medalista w kategorii „Wystawy”.

 

Do społecznej działalności instruktorskiej w ZHP wróciłem, po 7-letniej przerwie w latach 1950-1956, gdy harcerstwo przekształcone zostało we wzorowaną na komunistycznych pionierach kraju „starszego brata” Organizację Harcerską Polski Ludowej kierowaną przez nasz odpowiednik komsomołu – Związek Młodzieży Polskiej, na Zjeździe Odrodzeniowym w grudniu 1956 r. w Łodzi.

 

W około 60-osobowej grupie delegatów – instruktorów ZHP (cała delegacja młodzieży polskiej liczyła kilkaset osób) na moskiewski Festiwal byli zarówno nieliczni harcerze jeszcze przedwojenni, byli członkowie Szarych Szeregów i powstańcy warszawscy, byli więźniowie polityczni stalinizmu, jak i młodzi nauczyciele skierowani do pracy zawodowej w szkołach „na odcinku harcerskim”.

 

WSPOMNIENIA Z PRZESZŁOŚCI

 

Z tych ostatnich część, po poznaniu podstaw oraz metodyki skautingu i harcerstwa, stała się z czasem dobrymi instruktorami odrodzonego ZHP. Ponieważ kierownictwo polskiej delegacji zabroniło nam zabrania do Moskwy instruktorskich frenczy (wszyscy delegaci mieli jednakowe oficjalne garnitury, a dziewczęta kostiumy) część z nas włożyła do walizek harcerskie mundury młodzieżowe.

 

Te krótkie, szokujące „radzian”, jak nazywaliśmy obywateli kraju gospodarzy, spodnie u dorosłych mężczyzn i czapki rogatywki stać się miały później jedną z sensacji festiwalu. Nasze zdjęcia w nich pojawiły się na czołówkach moskiewskich gazet. Ludzie pytali nas na ulicach, czy należymy do sił pokojowych ONZ – było to wkrótce po konflikcie o Kanał Sueski.

 

A przede wszystkim prosili o wspólne zdjęcia i autografy. Stało się to tak męczące, że na trzeci czy czwarty dzień mundury zostały w hotelu. Wcześniej jednak poznawaliśmy w nich i zachwycaliśmy się Moskwą. Każdy delegat otrzymał na miejscu specjalny paszport uczestnika z fotografią – mój egzemplarz zachował się dotychczas oraz identyfikator z nazwiskiem i nazwą kraju. Upoważniał on do bezpłatnych przejazdów komunikacją miejską, wstępu do wszystkich muzeów łącznie ze zbiorami specjalnymi, jak np. Zbrojownia (Orużejnaja pałata) Kremla, na większość wystaw, imprez itp.

 

Grupa harcerska przyjechała wraz ze sportowcami, którzy przed festiwalowymi zawodami musieli jeszcze trenować, pierwszym pociągiem specjalnym z Warszawy, wracaliśmy zaś ostatnim. Spędzając w Moskwie aż 22 dni. Poza kilkoma obowiązkowymi imprezami, jak otwarcie i zamkniecie festiwalu na stadionie w Łużnikach, czy spotkaniach z komsomolcami lub nauczycielami, mając jedyne „zadanie”: poznawanie miasta, jego zabytków, kultury, ludzi.

 

KULTURA NAJWYŻSZEJ KLASY

 

Wykorzystaliśmy to optymalnie. W czteroosobowej przeważnie grupce instruktorów harcerskich z różnych miast, w której, jako biegle mówiącemu po rosyjsku – byłem wówczas nauczycielem tego języka, przyszło mi odgrywać rolę także tłumacza, wchodziliśmy wszędzie gdzie mieliśmy prawo. 25 lipca 1957 r., jako pierwsi w historii polscy skauci, weszliśmy w mundurach harcerskich na Kreml.

 

Z Placu Czerwonego, przez otwartą wówczas, sławną Bramę Spaską – tę z wielkim zegarem z kurantami. Chodziliśmy swobodnie po tej siedzibie carów i genseków, poza niewielkim obszarem zajmowanym przez budynki rządowe i partyjne, po wewnętrznej stronie murów, soborach, do muzeów itp. Bywaliśmy też w dziesiątkach innych ciekawych miejsc radzieckiej stolicy.

 

W poznawaniu rosyjskiej kultury, zwłaszcza teatru, pomógł mi przypadek i znajomość języka. Na uroczystości otwarcia festiwalu na stadionie obok mnie siedziała komsomołka pracująca społecznie w sekcji dzielącej w komitecie organizacyjnym VI ŚFMiS bilety dla poszczególnych delegacji. Gdy poznała moje zainteresowania, miałem zapewniony wstęp praktycznie wszędzie. W tym na blisko 10 spektakli w „Bolszom” – sławnym Teatrze Wielkim Opery i Baletu.

 

Z za każdym razem ze zmienianym programem. Poznałem wówczas większość rosyjskiej klasyki operowo – baletowej w najlepszej z możliwych obsadzie. Szczególnie utkwił mi w pamięci „Kopciuszek” Sergiusza Prokofiewa z czołową rolą zmarłej niedawno światowej sławy primabaleriny Olgi Lepieszyńskiej, którą po spektaklu, pomimo zbliżania się północy i pory odjazdu ostatnich autobusów do hotelu na peryferiach, publiczność przez chyba pół godziny brawami wywoływała na scenę.

 

Rozkoszowałem się także wspaniałym językiem rosyjskim w teatrach dramatycznych, zwłaszcza Małym, do których ze względu na barierę językową o bilety było najłatwiej. Był to także czas nawiązywania znajomości, z których część przekształciła się w przyjaźń trwającą przez parę dziesięcioleci.

 

MOSKWA POZNAWANA PRZEZ LATA

 

Po tym pierwszym były kolejne, dosyć liczne, moje pobyty w Moskwie. W grupach turystycznych, przeważnie jako pilota, gdyż podczas urlopów bywało to moje dodatkowe zajęcie nie ze względów finansowych lecz poznawczych. Przyjazdów reporterskich, czy związanych z moją funkcją „szefa spraw zagranicznych” jednej z organizacji hobbystycznych.

 

Szczególnie ważne okazały się pobyty szkoleniowe poświęcone „szlifowaniu” języka rosyjskiego. Związek Dziennikarzy Radzieckich wspólnie z Wydziałem Dziennikarskim MGU – Uniwersytetu im. Łomonosowa oraz narodowymi organizacjami dziennikarskim państw socjalistycznych organizował od 1964 roku w sierpniu miesięczne kursy językowe nazywane seminariami.

 

Na bardzo wysokim poziomie, m.in. dzięki zaangażowaniu dziekana, ówczesnego docenta, później profesora, Jasena Nikołajewicz Zasurskiego. Nawiasem mówiąc rok czy dwa lata temu oglądałem w rosyjskiej TV uroczystość 50-lecia jego pracy zawodowej. Byłem już wówczas od paru lat etatowym dziennikarzem i dwukrotnie przyjeżdżałem na te seminaria.

 

Ich uczestników dzielono na grupy w zależności od stopnia znajomości rosyjskiego. Polacy zawsze trafiali do pierwszych dwu, o najwyższym. W pierwszym z tych seminariów uczestniczyło kilkunastu polskich dziennikarzy, dla szóstki utworzono specjalna grupę. Poza mną znaleźli się w niej ludzie, którzy całą wojnę przeżyli w ZSRR i mówili po rosyjsku lepiej od większości moskwian. Mieliśmy tylko trzygodzinne dzienne programy nauczania przez 6 dni w tygodniu.

 

Przede wszystkim doskonalenie wymowy, pisania, wzbogacania słownictwa itp. A poza tym dyskusje na temat moskiewskich muzeów, wystaw, spektakli teatralnych i kinowych, spotkań z reżyserami itp., które zwiedzaliśmy lub spotykaliśmy się w pozostałym czasie. Wymyśliliśmy też, a w realizacji pomógł zarówno uniwersytet jak i związek dziennikarzy, niedzielne wyjazdy w okolice Moskwy, w promieniu do 200 km.

 

WITAJ ROSJO 2013 !

 

M.in. do Tuły i Jasnej Polany, Zagorska (wcześniej i obecnie Sergijew Posad), Klina, Archangielskoje, Polenowa itp. Były one dalszym ciągiem nauki oraz formą pomocy dla słabszych kursantów (zwłaszcza Niemców i Węgrów) w podciągnięciu się w języku. Wyjazdy i zwiedzanie odbywały się w języku rosyjskim, przewodnikami byli ci, którzy znali go najlepiej, a na miejscu lokalni „gidowie”.

 

Pozwoliło to poznać także kawałek Rosji poza Moskwą. Natomiast Władimir i Suzdal oraz Petersburg (wówczas Leningrad) i jego okolice poznawałem podczas wycieczek. Ten ostatni zaś miesięcznych wyjazdów do niego przez kilka kolejnych lat 70-tych na prywatne zaproszenia – na zasadzie wzajemności.

 

Co pozwoliło mi bardzo dobrze poznać miasto, jego zabytki, muzea – posiadacze międzynarodowych legitymacji dziennikarskich mieli do nich, inaczej niż obecnie, wstęp bezpłatny – i atrakcje. Oraz, poza zamkniętym wówczas nie tylko dla cudzoziemców, Kronsztadem, bazą radzieckiej Floty Bałtyckiej, chyba wszystkie ciekawe miejscowości i obiekty w okolicach. Było to jednak dawno.

 

W Moskwie poprzednio byłem w 1991 roku, a od tamtych czasów zmieniła się ona kolosalnie. W Suzdalu i Władimirze ostatnio w 1989, zaś w północnej stolicy Rosji nawet w 1979 roku. Ówczesna znajomość tych miejsc pozwoliła mi jednak lepiej ocenić obecnie dokonane w nich od tamtej pory zmiany.

 

Bardziej szczegółowo napiszę o nich w osobnych publikacjach, których cykl na naszych łamach niniejszym zapowiadam. Natomiast w drugiej części tej relacji parę słów o tym gdzie byliśmy i co nam pokazano w ramach programu „Witaj Rosjo !” oraz pierwsze wrażenia z tej podróży.

 

 Zdjęcia autora

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top