
Tymi słowami rozpocząłem reportaż z Naddniestrza… jesienią 1991 roku. I są one nadal aktualne. Wyjazd tutaj odradzano nam zarówno w Warszawie, jak i w Kiszyniowie. Z argumentami: nie ma tam niczego ciekawego. Kontrole graniczne są długie i nieprzyjemne. Przepisy zmieniają się co parę dni, a jak się trafi na pijanych milicjantów czy żołnierzy, może być nawet niebezpiecznie. Zdecydowaliśmy się jednak pojechać do tej zbuntowanej, separatystycznej prowincji Mołdawii.

Ponieważ byłem tu dwukrotnie gdy powstawał ten twór oraz pierwszym zagranicznym dziennikarzem, któremu świeżo wybrany „prezydent” Igor Nikołajewicz Smirnow udzielił wywiadu we wrześniu 1990 roku, miałem dodatkowy bodziec aby do Bender i Tyraspola przyjechać ponownie po latach i zobaczyć co się tu zmieniło.

W tym około jedną trzecią stanowią Mołdawianie. Resztę zaś Rosjanie, Ukraińcy oraz trochę innych mniejszości. Wśród nich jest nawet wioska… bułgarska. Równocześnie przez Naddniestrze przebiegają ważne międzynarodowe szlaki komunikacyjne: kolejowy i drogowy.
W momencie secesji, w nim wytwarzano niemal 90% całej energii elektrycznej Mołdawii, blisko 100% tkanin bawełnianych oraz wiele innych artykułów przemysłowych i spożywczych. Już te przykłady świadczą, jak ważny to region dla Mołdawii oraz jaki problem stanowi nienormalna sytuacja, w jakiej znajduje się od ponad 20 lat.

Przede wszystkim fakt stacjonowania w Naddniestrzu silnej radzieckiej 14 armii z jej strategicznymi arsenałami. Moskwa za żadne skarby nich chciała wypuścić ich z rąk. Ponadto poparcie przez Tyraspol moskiewskich „puczystów”, którzy w sierpniu 1991 próbowali obalić Michaiła Gorbaczowa.

Co prawda Nicolae Dabija w wydanej w 1991 roku broszurze w trzech językach: rumuńskim, gagauskim ( to mniejszość narodowa w południowej Mołdawii, która wówczas też proklamowała niepodległość, ale po przyznaniu jej autonomii problem ten został rozwiązany ) „Moldova de pestr Nistru – vechi p’amint stramoşesc” ( Mołdawia zadniestrzańska to nasza odwieczna ziemia ) udowadniał prawo do tego obszaru powołując się nawet na antycznych Daków, ale nie tylko mnie niezbyt przekonał.

Mapa Rzeczypospolitej Polskiej z podziałem na prowincje. Obejmująca ogromny obszar od ujścia Odry po Tatarię ( w oryginale: „Dzyke Pole on Campagne Deserte”) Kudak i dnieprzańskie Porohy. Jest to zarazem najstarsza, eksponowana w tym muzeum mapa także Mołdawii.
Otoczonej z trzech stron przez ziemie Rzeczypospolitej Obojga Narodów: Pokucie od płn. zachodu, „Palatinat di Podolie” od północy i „Palatinat de Braclav” od płn. Wschodu. Mapa druga, to ogromy wojskowy dokument wykonany w końcu XVIII w. w sztabie generalnym A.P. Rumiancewa. Pokazuje ówczesną Mołdawię od Czeremoszu i Karpat, polskiego Podola i Pokucia oraz Transylwanii ( Siedmiogrodu ) na zachodzie – po Tatarię i Morze Czarne.

Przeszłość splata się na tym pasie ziemi z teraźniejszością. A wzajemne losy były pogmatwane. Nie sięgając zbyt daleko w przeszłość warto przypomnieć, że utworzone w 1359 r przez mołdawskiego hospodara Bogdana i umocnione w końcu XV w. przez Stefana cel Mare ( III Wielkiego ) Księstwo Mołdawskie, przez ponad wiek ( 1387-1497 ) było lennikiem Polski, a w 1538 r. znalazło się, na blisko 3 wieki pod zwierzchnictwem tureckim.
Po szeregu wojen, w 1791 r. część jego ziem przyłączono do Imperium Rosyjskiego. Po 1812 zaś resztę, jako Gubernię Besarabską. Przy czym przez ludność traktowane to było jako wyzwolenie spod tureckiego jarzma. O poddanie Mołdawii zwierzchnictwu Rosji zabiegali bowiem od dawna zarówno tamtejsi wojewodowie, jak prawosławni metropolici.

Wybrano Sfatul Tarii – parlament rozpędzony przez bolszewików, którzy „wyzwolili” Mołdawię od „burżujów”. Ich słabość umożliwiła jednak połączenie Besarabii z Rumunią. W 1924 roku bolszewicy utworzyli więc w 1924 roku na lewym brzegu Dniestru Autonomiczną Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką z wykrojonego z obszaru Ukrainy terenu i w jej składzie.

Podczas II wojny światowej ziemie mołdawskie na krótko wróciły do Rumunii, wówczas sojusznika hitlerowskiej III Rzeszy. A w 1944 r. ponownie je „wyzwolono”. Już w latach wojny rozpoczęła się rusyfikacja Mołdawian, przesiedlanie zwłaszcza inteligencji do Kazachstanu. Nasilona po niej, z apogeum po roku 1988 w ramach rozprawiania się z „tendencjami nacjonalistycznymi”.
Trudno nam to sobie wyobrazić, ale zapewniała mnie o tym w Kiszyniowie redaktorka wydawnictwa naukowego, że karano np. za posiadanie słowników rosyjsko – rumuńskich. Próbowano bowiem wmówić społeczeństwu, że pisany cyrylicą mołdawski jest zupełnie innym językiem, niż rumuński. Moi kiszyniowscy znajomi studiowali na tamtejszym uniwersytecie filologię mołdawską… po rosyjsku.

W 4 dni później Rada Najwyższa Mołdawii przyjęła jego postulaty: językiem państwowym został mołdawski pisany alfabetem łacińskim. Flagę sowieckiej MSRR zastąpiono trójkolorową, identyczną z rumuńską, tylko z innym herbem. Ale wywołało to opór ludności rosyjskojęzycznej. Obawiającej połączenia – były wówczas w Mołdawii takie, nieodwzajemnione zresztą, tendencje – z Rumunią.

W kilka dni później rozmawiałem z nim po raz pierwszy. Ponieważ dostanie się wówczas autobusem z Kiszyniowa do Tyraspola było, wobec potwornego tłoku w autobusach rzadko kursujących z braku paliwa, praktycznie niemożliwe, pojechałem pociągiem do Bender leżących na prawym brzegu Dniestru i nie zaliczanych wówczas do terenu Naddniestrza. A stamtąd podmiejskim autobusem – to zaledwie kilka kilometrów – do Tyraspola.

W ciągu tego ponad roku między moimi ówczesnymi kolejnymi dziennikarskimi wyjazdami do Mołdawii i Naddniestrza miały miejsce jeszcze co najmniej dwa ważne wydarzenia. 22.12.1990 r. prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow uznał dekretem za bezprawne utworzenie republik: Naddniestrzańskiej i Gagauskiej. A w sierpniu 1991 r. oficjalny Tyraspol poparł moskiewski pucz Janajewa.

Wkrótce nastąpiły blokady dróg i linii kolejowych, dramatycznie pogarszała się sytuacja gospodarcza w całej Mołdawii. Miało miejsce także wiele innych wydarzeń o których mógłbym pisać długo, bo część z nich widziałem, ale na przypominanie ich nie tu miejsce. W lipcu 1992 roku – było to już po upadku Związku Radzieckiego – doszło do otwartej wojny sił mołdawskich i naddniestrzańskich z licznymi ofiarami śmiertelnymi po każdej ze stron.

Stanowiąc jeden z zapalnych punktów we współczesnej Europie. Może zbyt wiele uwagi poświeciłem przeszłości tego regionu, ale o większości tych faktów potencjalny turysta nie przeczyta w żadnym przewodniku, nie tylko polskim. Pora jednak przejść do współczesności. Ale o Naddniestrzu dzisiejszym napiszę już w drugiej części tego reportażu.
Zdjęcia autora