Wyobrażam sobie, jak w upale, powoli, dostojnie przed setkami lat do miasta wkraczały karawany pełne pozłacanych tkanin, jedwabiu, złota, srebra, porcelany. Na grzbietach wielbłądów i koni przewożono towary z Azji do Europy. Aby odzyskać siły i dokonać korzystnych transakcji, zatrzymywano się w Aleppo, zwanym także Halab. Dziś do miasta także przybywa codziennie mnóstwo kupców, biznesmenów, przedsiębiorców, ale oprócz nich zjeżdżają się żądni przygód turyści z całego świata. Im Aleppo oferuje niezwykłą atmosferę, labirynt starych uliczek, bazary, twierdzę i wspaniałe, tanie jedzenie.
Panorama miasta
To drugie co do wielkości miasto Syrii zamieszkuje obecnie około dwóch milionów osób. Bogatej i długiej historii może mu pozazdrościć niejedna europejska metropolia. Już w XVIII wieku p.n.e. było bowiem ważnym ośrodkiem potężnego państwa syryjskiego. Podobnie jak Damaszek, Aleppo to jedno z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanych miast Wschodu. Miejscowość atakowali liczni najeźdźcy, którzy później nim władali. Tak więc miasto było w rękach Hetytów, Asyryjczyków, Greków, Rzymian, Bizantyjczyków, wreszcie Arabów. Wszyscy doceniali położenie Aleppo jako doskonałego ośrodka składowania towarów i handlu na szlaku łączącym Mezopotamię z Europą.
Wjeżdżając do miasta od razu można zauważyć ogromną budowlę – cytadelę wznoszącą się na wzgórzu w centrum. Twierdza powstała w IV w. p.n.e., jednak największa jej rozbudowa nastąpiła dopiero w kilkanaście wieków później. Dziś nie sposób odtworzyć dokładnie historii tej fortecy położonej na
Wejście do cytadeli
skrzyżowaniu karawan. Wiadomo tylko, że już tysiące lat przed naszą erą na wzgórzu stała syryjsko – hetycka świątynia, miejsce, gdzie wznoszono modły do boga rządzącego pogodą i świętego patrona miasta Hadada – Baala. Grecy wykorzystali dobre obronne położenie tego miejsca i wznieśli akropol, który następnie Arabowie przystosowali do obrony królewskiej rezydencji.
Do twierdzy można się dostać z dolnego miasta przez most zbudowany nad głęboką fosą. Jedno z wejść zdobią płaskorzeźby w kształcie węży. Inne drzwi pokryte są z setkami końskich podków mających zapewnić budowli pomyślność. W środku można oglądać salę tronową z pięknymi kolumnami i kopułami, meczet, szkołę koraniczną, liczne dziedzińce. Kto nie boi się stromych, wysokich schodów bez poręczy, może wejść na szczyt murów, skąd roztacza się widok na całe miasto. Jest ono koloru piaskowego, gdzieniegdzie tylko ukraszone zielonymi kopułami meczetów.
Najlepiej widoczny jest meczet Umajjadów, wzniesiony w XII wieku. Jego 45-metrowej wysokości minaret i cztery wysokie występy muru oraz inskrypcje tekstów koranicznych tworzą jeden z najpiękniejszych zabytków syryjskiego średniowiecza. Wyniosła kwadratowa wieża meczetu, podobnie jak wieża fortecy, stała się znakiem rozpoznawczym miasta, którego centrum wpisano w 1988 roku na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO.
Niedaleko meczetu wchodzimy w labirynt bardzo wąskich uliczek. To targowisko pełne tkanin, przypraw, słodyczy, metalowych naczyń. W jednej z uliczek aż mieni się w oczach. To stoiska ze złotą biżuterią, z której znani są syryjscy złotnicy. Można ją oglądać do woli, przymierzać i targować się ze sklepikarzami, aż uzyskamy naszym zdaniem odpowiednią cenę. A jakie obrusy, jakie serwety, szale, szaliczki, chusty po cenach tak niskich, że chciałoby się zakupić ich dziesiątki.
Wiele targowisk w Aleppo znajduje się w budynkach dawnych karawanserajów, zwanych po arabsku chan. Karawanseraje były czymś w rodzaju połączenia motelu, magazynu, sklepu, restauracji. Znużony drogą uczestnik karawany mógł tam dokonać transakcji, posilić się i przespać. Zazwyczaj chan budowany był na planie prostokąta lub kwadratu. Od zewnętrznej strony pozbawiony był okien, a wyjście miał tylko jedno. Na noc właściciele karawanseraju dokładnie je zamykali na klucz. Wejście było na tyle szerokie i wysokie, by mogły przejść nimi zarówno konie, wielbłądy, jak i wozy obładowane towarem. W środku znajdował się dziedziniec, zwykle odkryty i otoczony z czterech stron dwiema kondygnacjami niedużych pomieszczeń. Na parterze znajdowały się w nich magazyny, stajnie, sklepy, a niekiedy i kafejki, na piętrze zaś kupcy mogli nocować.
W Aleppo na szczęście ostało się wiele karawanserajów, większość położonych w centrum miasta. W niektórych są bazary, w innych hotele i restauracje podające przepyszne jedzenie. Posiłek w syryjskiej restauracji zazwyczaj rozpoczyna się od surowych warzyw podawanych na stół w całości lub w przypadku większych, jak kapusta, w dużych cząstkach. Obok warzyw na stole pojawia się kilka rodzajów past serowych, sezamowych, paprykowych oraz placki, w które można pakować warzywa i pastę i zajadać palcami. Nie wolno jednak przesadzić, bowiem po chwili na półmiskach wjeżdżają różnego rodzaju szaszłyki, mięsne kuleczki, pieczona jagnięcina, kasza lub ryż z migdałami, rodzynkami i innymi bakaliami.
Cytadela
Alkoholu raczej w Syrii się nie pija, choć niektóre restauracje proponują lekkie piwo, wino lub arak. Nie wolno zapomnieć o deserach, które w Syrii są bardzo słodkie i pyszne. Kto nie lubi jadać w restauracjach, może pożywić się na ulicy, w którymś z licznych barów, w których za grosze można kupić smaczne szawarmy, coś w rodzaju kebabu z warzywami podawanymi w cienkim placku.
Jedną z najciekawszych dzielnic Aleppo jest stara część miasta, w której mieszkają chrześcijanie. Są to zazwyczaj potomkowie Ormian wypędzonych z Turcji. Wiele domów budowanych jest z drewna, a zamknięte balkony wychodzące na ulice mają pięknie zdobione ścianki. Niedaleko, na przeciwko cytadeli znajdziemy jedne z najpiękniejszych w Syrii łaźnie Hammam Jalbugha an-Nasri. Są one wciąż czynne i chętnie odwiedzane przez miejscowych i turystów. Oczywiście skrupulatnie rozdzielono godziny wstępu dla kobiet i mężczyzn. Kąpiel i masaż w tradycyjnej arabskiej łaźni to znakomity relaks.
Włóczenie się po wąskich uliczkach Aleppo to prawdziwa przyjemność. Aby dojść do hotelu, także musiałam pokonać istny labirynt. Dobrze, że na ścianach niektórych kamienic wyglądających jak wysokie mury dostrzegałam napis „Divan Rasmy Hotel”, bo inaczej łatwo mogłabym się tam zgubić. Obiektowi temu należy się choć krótka wzmianka, choćby dlatego, że należy do najciekawszych hoteli, w jakich kiedykolwiek nocowałam. Prawdopodobnie przerobiony ze starego karawanseraju, ukryty jest głęboko w murach starego miasta. Wchodzi się do niego przez niezbyt dużą bramę, za którą rozpościera się jeden odkryty dziedziniec z fontanną, potem drugi i trzeci. Wokół nich mieszczą się pokoje hotelowe. Mojego pokoju jednak tam nie było. Szukałam i szukałam, a drzwi z numerem 30 nie mogłam znaleźć. Dopiero po kilkunastu minutach ktoś wskazał mi schody do… piwnicy. Kroczyłam stromymi stopniami niezbyt zadowolona, gdy otworzyłam drzwi, okazało się, że mam najciekawszy pokój. Prawdopodobnie był on kiedyś piwniczką, może na wino albo inne trunki. Kamienne ściany, kopuły i niewielkie okno dodawało pomieszczeniu tajemniczości i uroku. Rankiem, o wschodzie słońc wyszłam na dach hotelu, skąd roztaczał się niesamowity widok. Cytadela wyłaniała się powoli z mroku podświetlana najpierw słabymi, potem coraz mocniejszymi promieniami słońca. Mocna, czarna parzona po syryjsku kawa, odgłosy budzącego się miasta, nawoływanie do modlitwy muezina sprawiły, że poranek ten na zawsze pozostanie w mojej pamięci.