Pogarszanie się poziomu kultury w stosunkach międzyludzkich w Polsce jest, niestety, przykrym faktem. W czym niemałą „zasługę” ma część mediów i polityków. Aby się o tym przekonać wystarczy też posłuchać rozmów licealistów, studentów, czy wypowiedzi wielu parlamentarzystów.
Każdą inicjatywę poprawienia sytuacji w tej dziedzinie trzeba więc witać z radością. A jest nią na pewno nowa książka wydawnictwa BOSZ przedstawiająca wzorzec mężczyzny, który chce aby uważano go za dżentelmena.
„Dżentelmeńskość – czytamy we wstępie wydawcy – do której zalicza się między innymi poszanowanie dla adwersarza, nieprzypisywanie mu z góry złych zamiarów, jest fundamentem cywilizacji zachodniej. Na zaufaniu opiera się nowoczesna gospodarka, na poszanowaniu poglądów innych opiera się demokracja. Dżentelmen ceni tradycję, naturalne materiały, ręczną pracę, slow food. Lubi to, co pokryte patyną czasu: frak po dziadku, buty, które mają ze trzydzieści lat ( nieco inne preferencje ma on tylko w stosunku do dziewczyn )….”.
KOMPEDIUM WIEDZY
Dr Tomasz Orłowski, ambasador RP we Francji i były dyrektor protokółu dyplomatycznego MSZ tak, na tylniej okładce tej książki, tak ją ocenia: „Kompendium wiedzy, którą powinna posiadać osoba o dochodach i pozycji zawodowej predestynującej do kontaktów na wysokim poziomie towarzyskim. Jej zasadniczym plusem jest ukazanie w warunkach polskich złożoności pojęcia do elegancji”. A więc – dodam – przeznaczona jest ona dla stosunkowo wąskiego kręgu ludzi, którzy chcieli by zostać dżentelmenami.
Bo ci nieliczni, którzy już nimi są, znają przecież, a przynajmniej powinni znać, obowiązujące ich reguły postępowań i zachowań. Co więc zawiera ta, potrzebna i ciekawa, z licznymi konkretnymi przykładami, historiami i anegdotami książka? Autor rozpoczyna ją fundamentalnym pytaniem: kogo można nazwać dżentelmenem? w pierwszym rozdziale „Pieniądze i pierwsza ćwiartka”. Oczywiście nie chodzi o popularną miarę objętości płynu, po wypiciu której człowiek przechodzi w stan „wskazujący na…”.
Jest to autorski podział mężczyzn na cztery grupy według różnych stylów ich życia. Proletów – ludzi bez formy i treści. Drobnomieszczan, którzy lękliwie podglądają stojących wyżej od nich i starają się im dorównać, chociaż nie zawsze im to wychodzi. Bobów – od francuskiego bourgeois bohemian, czyli mieszczańskiej cyganerii i Dżentelmenów, którzy „znają wszystkie reguły, dlatego mogą je łamać”. Zapowiada to poważną treść, chociaż, jak to odebrałem, a potwierdzenie czego znalazłem w lekturze, momentami chyba nie bez przymrużenia oczu.
PIENIĄDZE: DROBNOMIESZCZAŃSKIE I NIEELEGANCKIE
Pisząc o pieniądzach w życiu dżentelmenów autor podkreśla, że na świecie jest ponad 9 milionów osób dysponujących wolnymi aktywami finansowymi o wartości ponad miliona dolarów, a ich liczba zwiększa się co rok o ponad 600 tysięcy. „Posiadanie pieniędzy – czytam dalej – pozwala na beztroskę tak typową dla dżentelmena, ale z drugiej strony jest drobnomieszczańskie i nieeleganckie”. Tu pozwolę sobie nie zgodzić się z autorem. Drobnomieszczańskie i nieeleganckie jest bowiem nie posiadanie, lecz mówienie o pieniądzach. Prawdziwi dżentelmeni bowiem o nich nie rozmawiają. Oni je mają.
Ta kategoria mężczyzn, stwierdza autor, musi być odpowiednio ubrana, posługiwać się wysokiej klasy biżuterią, zegarkami, wiecznymi piórami, perfumami. Powinna mieć – chociaż nie jest to wymóg absolutny – herb. W postępowaniu stosować się do zasad honoru i grzeczności. Wiedzieć co, gdzie i kiedy jeść i pić, jak uczestniczyć w, lub organizować przyjęcia. Nawet nakrywać do stołu, serwować potrawy, zapewnić ochronę sobie i najbliższym oraz właściwie zorganizować rezydencję.
Autor pominął niestety, a może tylko ja przeoczyłem to w książce, jakim językiem i jak wysławiać powinien się dżentelmen? Czy tylko w ojczystym? Ani słowa o tym, czy obowiązuje go posiadanie jakiejś wiedzy – poza regułami dotyczącymi tej kategorii mężczyzn – oraz wykształcenia? Jak powinien dbać – poza ubraniem i butami – o wygląd i higienę osobistą? Jakie rodzaje sportu i działalności mu przystoją itp. Uważam, że są to kwestie o wiele ważniejsze, niż np. preferowanie w koszulach i marynarkach dziurek obrębianych ręcznie, a nie maszynowo. A może jest to aż tak oczywiste, że nie warto o tym wspominać?
DYSTANS DO MODY
Garderobie i butom dżentelmenów poświęca natomiast mnóstwo miejsca i uwagi. „Istotą męskiej elegancji – zacytuję – jest lekceważący dystans do mody, choć nie każdy, kto ignoruje nowe trendy, automatycznie elegancko się ubiera”. Po czym na kilkudziesięciu stronach instruuje. Ubranie musi być, oczywiście, szyte na miarę. Ale u krawca trzeba wiedzieć czego się chce. Dopuszczalne są jednak również garnitury półmiarowe z firmy Bytom. Z wyliczeniem jej sukcesów, m.in. w ubieraniu olimpijczyków.
Ubrania powinny być konserwowane – szczotkowane po każdym użyciu, umieszczane na wieszaku i naparowywane. Rzadko prane chemicznie, ale już prasowane nie w pralni, lecz u krawca. Koszule też na miarę, szyte po pół tuzina. Dopiero jednak po kilkakrotnym noszeniu i praniu egzemplarza próbnego. W tym, ale i w innych miejscach książki są zdjęcia elegancko ubranych mężczyzn: afgańskiego prezydenta Hamida Karzaja, amerykańskiego aktora Michaela Douglasa i paru innych.
Trochę mnie zaskoczyło zachwalanie koszul z przypinanymi kołnierzykami i mankietami – i opisami ich różnych rodzajów – z argumentem, że w ten sposób mniej się zużywają. Przecież prawdziwi dżentelmeni nie muszą liczyć się z groszem. Oczywiście zanim się je zamówi, trzeba zdecydować czy mają to być koszule z kieszonkami czy bez – a to jest przecież bardzo ważne w zależności od rodzaju marynarki. Jakiej długości, z jakiej tkaniny i w jakim kolorze oraz z jakimi rodzajami szwów. Koszule prasowane mogą być tylko na wilgotno, ale bez pary. Przechowywane natomiast wyłącznie na wieszakach.
Sporo miejsca zajmuje męska bielizna, jej historia i rodzaje. Z ciekawą informacją, że według badań, 70% bielizny kupują swoim mężczyznom kobiety. Dżentelmen nosi tylko bokserki szyte na miarę u krawca koszulowego. Oczywiście bez gumek, lecz z guziczkami regulującymi obwód w pasie lub z wiążącą je tasiemką. Równie skomplikowane, ale precyzyjnie opisane są wymagane rodzaje, długość, kolory itp. skarpetek. Jak również marynarki i ich detale: guziczki, kieszonka, kieszenie, rozcięcia. Podobnie spodnie: nogawki, kieszenie i rozporki, pliski.
JAKŻE WAŻNE DETALE…
Z kolejną ciekawostką „Prasowanie spodni w kant wymyślił przypadkowo lokaj angielski, który chcąc aby spodnie pana szybciej wyschły, włożył je pomiędzy materace”. Nie mniej ważne są paski i szelki. Te drugie to wymóg u dżentelmenów. Negatywny przykład niewłaściwego podtrzymywania spodni stanowi zamieszczone zdjęcie francuskiego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego we fraku i spodniach z paskiem oraz kamizelce.
Z wieloma jakże cennymi informacjami: „Noszenie poszetki ( chusteczka wkładana do górnej kieszonki marynarki ) z takiego samego materiału co krawat jest wręcz kompromitujące. Tak jak noszenie czarnej muszki do fraka”. Obok zdjęcie i opis elegancji „najlepiej ubranego mężczyzny na świecie”, brytyjskiego księcia Karola.
I siedmioma stronami o krawatach. Ich wzorach, tkaninach, kolorach, wiązaniu. Z ważną informacją, że obecnie znanych jest 188 sposobów ich wiązania, a Balzak znał zaledwie 32 węzły! Nie brakuje oczywiście tablicy z przykładowymi sposobami wiązania krawatów. Jak również informacji o muszkach i musznikach dla pań – ale nigdy dla panów! Sporo miejsca zajmują opisy i zdjęcia lub ilustracje strojów oficjalnych poczynając od fraka, koszuli do niego i dodatków.
A także gali orderowej, z przeglądem orderów polskich i niektórych obcych, sposobami ich noszenia oraz uprawnieniami, jakie dawały one w przeszłości. Np. kawaler Orderu Orła Białego miał prawo poruszać się 6-konną karetą. Gdy występował tylko z samą gwiazdą, musiało mu towarzyszyć dwóch lokai. Jeżeli jednak z orderem na wstędze – cała gromada dworzan przy broni. Obecnie, słusznie podkreśla autor, w Polsce brak szacunku do orderów, ich odbierania i noszenia. Inaczej niż np. we Francji i innych krajach.
NIE TYLKO FRAKI
Przy okazji prezentacji portretu obwieszonego jak choinka orderami radzieckiego marszałka Georgija Żukowa znalazła się, nie mająca żadnego związku z odznaczeniami ani zasadami obowiązującymi dżentelmenów, ale mało znana i bardzo ciekawa informacja o manewrach na poligonie w Tocku w 1954 roku. Na który, aby sprawdzić odporność żołnierzy w warunkach atomowego pola bitwy, zrzucono bombę atomową o mocy 40 kt – dwukrotnie silniejszą od tej, która zmiotła Hiroszimę. Z nieznaną dotychczas liczbą ofiar wśród żołnierzy i ludności.
Oprócz fraków, książka prezentuje i dosyć szczegółowo omawia inne rodzaje strojów: spencery czyli półfraki, żakiety, smokingi, bonżurki, blezery ( marynarki klubowe ) z różnymi rodzajami guzików do nich. Kierunki zapinania marynarek i ich archetypy. I ubiory nieformalne – od garniturów po dżinsy i tiszerty. Podobnie okrycia wierzchnie oraz nakrycia głowy – ich rodzaje i sposoby noszenia. Z bardzo istotną uwagą, że noszenie strojów z metkami na widocznym miejscu jest niegodne dżentelmena. W tym przeglądzie nie mogło oczywiście zabraknąć strojów ślubnych i pogrzebowych.
Bardzo wiele uwagi autor poświęcił w książce butom. Wiadomo bowiem, że „Po butach poznaje się eleganckiego mężczyznę”. Powinny więc one być szyte ręcznie, „u szewca dobrze jest mieć własne kopyta”. Dżentelmen musi też wiedzieć z jakich skór są one zrobione, znać ich rzadkie gatunki oraz producentów, sposoby szycia, elementy stylistyczne. A przy okazji dowiedzieć się z tej książki o słynnych zagranicznych pracowniach szewskich. Jak również o czyszczeniu i pielęgnacji obuwia. Okazuje się, to chyba nie tylko dla mnie nowość, że organizowane są seminaria czyszczenia butów, np. firmy Edward Meier w Monachium.
Dżentelmen wyróżnia się nie tylko ubraniem i obuwiem, ale także biżuterią ( „Srebra nie stosuje się w męskiej biżuterii gdyż nie dorównuje ono wrodzonej męskiej szlachetności” ). Zna się na diamentach i brylantach – ich szlifowaniu, polerowaniu, rozpoznawaniu, czyszczeniu, kupowaniu. A przy okazji może przeczytać o historii paru słynnych zakupów. To samo o perłach, szmaragdach, ( ale dlaczego pominięte zostały rubiny? ) no i oczywiście rodzajach biżuterii męskiej: spinkach, szpilkach do krawatów, klamrach do banknotów, sygnetach i pierścieniach organizacyjnych oraz sposobach ich noszenia. Autor nie zapomina również o zegarkach. Ich historii, opisach mechanizmów, naciągach sprężyn, balansach, rodzajach kalendarzy, cyferblatu, koperty, szkła, pasków czy bransolet. Podobnie o wiecznych piórach i perfumach.
HERBY: MOŻNA SOBIE ZAPROJEKTOWAĆ SAMEMU
Dżentelmenowi niezbędna jest, więc została dosyć szczegółowo opisana, wiedza o herbach i heraldyce. Posługiwaniu się nimi – niehonorowe jest to, gdy nie ma się do tego prawa, chociaż konstytucja nie zabrania zaprojektować sobie własnego herbu, byle bez używania elementów zastrzeżonych dla szlachty. Przy okazji jest informacja o herbie Wałęsy, który musiał on posiadać – i zaprojektował mu go polski heraldyk mieszkający w Szwecji – aby odebrać w 1993 r. najwyższe szwedzkie odznaczenie Królewski Order Serafinów przyznawany głowom państw.
Sporo można się też dowiedzieć o dokumentacji szlacheckiej, herbach ( w tym przypadku, moim zdaniem, lepsze byłoby jednak określanie ich znakami firmowymi, emblematami lub logami ) spółek prawa handlowego i instytucji, projektowaniu oraz rejestrowaniu herbów itp. Bardzo ważny jest rozdział omawiający kwestie honoru i grzeczności dżentelmena. Gdy go czytałem, przypomniało mi się wileńskie powiedzenie używane przed wojną przez ludzi usiłujących wzorować się na wyższych warstwach społeczeństwa: „Pańska grzeczność moim obowiązkiem”.
Znalazłem mnóstwo informacji o egzotyce honoru, jego autorską definicję, o zdolności honorowej, obrazie i jej konsekwencjach, zasadach savoir – vivru w tym zakresie itp. O przedstawianiu sobie ludzi, aby przypadkiem nie poznać kogoś nieodpowiedniego i nie podać mu ręki ( „I dziś rękę należy podawać z rozwagą, choć gest ten został sprostytuowany przez polityków” ). A przedstawianie kogoś stanowi zarazem poręczenie, że dana osoba należy do towarzystwa i można jej podać rękę bez obawy dyshonoru.
Uwzględniono również zasady procedencji ( kolejności osób ) w różnych sytuacjach, informację o nie całowaniu kobiet w rękę: w relacjach oficjalnych, na ulicy, gdy jest się z nią na ty oraz gdy sygnalizuje ona sposobem podania ręki, że nie życzy tego sobie. Tytułowania – sposoby zwracania się do innych w świecie i Polsce. Z kolejną ciekawostką, że w republikańskiej Austrii nadal można zostać radcą dworu ( Hofrat ) albo radcą handlowym ( Kommerzialrat ), medycznym, a nawet weterynaryjnym.
Dodam, że również – chociaż nie śmiem przypuszczać, iż autor może tego nie wiedzieć, ale czytelnicy tak – radcą rządu ( Regierungsrat ) z uprawnieniem do używania skrótu RgR przed nazwiskiem. Są informacje o korespondencji, biletach wizytowych ( „Wydrukowany adres na wizytówce mają tylko „damy” do towarzystwa, a nie z towarzystwa” ), sposobie ich wręczania, odbierania i przechowywania.
ETYKIETA PRZY STOLE I W REZYDENCJI
Autor dużo miejsca poświęcił, to chyba rzecz oczywista, kwestiom związanym z jedzeniem i piciem. Od dobierania wody butelkowanej do potraw, poprzez alkohole i serwowanie dań. Z alkoholi – od rumu, przez kminkówkę, tequile i mezcale z ich historią i charakterystyką oraz sposobami picia – po likier, bittersy, dżiny, koniaki, whisky. Zwłaszcza o tych dwu ostatnich wiele. Z szerokim omówieniem również wódki i jej historią w rożnych krajach. Nazywa ją oczywiście czystą, co – dodam – w krajach słowiańskich na wschodzie, gdzie jest ona popularna nie mniej niż u nas, wywołuje śmiech i pytanie: a czy jest wódka brudna?
Bo u nich jest to wódka biała – co również nie jest ściśle, ale w ten sposób odróżniają ją od kolorowych. Z wódek gatunkowych pisze o kirszu, śliwowicy, barack palince i starce. Całkowicie pomijając, niestety, słynne i znakomite miody litewskie. Mocne ( 40 – 75 proc. ) alkohole produkowane z miodu, ale nie typu naszych miodów pitnych, gdyż z nimi łączy je tylko użyty do produkcji surowiec. O piwie autor zaledwie wspomina, że istnieje gdyż: „Piwo jest napojem klas kiepskich i studentów”. Mnóstwo natomiast – w sumie 15 stron, o winach. I trochę o koktajlach, kawie ( czyżby picie herbaty deklasowało dżentelmena? ), cygarach i ich paleniu, ale nie papierosach.
Kolejne obszerne części książki przedstawiają rodzaje przyjęć, ich godziny i co się podaje; ogólne zasady nakrywania do stołu; osobno potrawy i sposoby nakrywania do nich i ich jedzenia ( 29 stron ); porcelanę z jej historią oraz najważniejszymi manufakturami, chociaż bez wzmianki o Ćmielowie. O sztućcach – oczywiście tylko wysokiej klasy i ich słynnych wytwórcach. Kierowaniu przebiegiem przyjęć. O fortepianach, jako – w domyśle – jedynym instrumencie godnym dżentelmena, z ich budową, wyborem marki, obudowy, konserwacji. Bardzo króciutko, zaledwie 1,5 strony, o dzieciach, zasadach ich wychowania i organizowaniu dla nich przyjęć. No ale to nie krawcy, herby, wina czy sposoby nakrywania do stołu.
Na koniec o ochronie dżentelmenów i ich bliskich z informacjami niemal jak w instrukcji dla agencji ochrony oraz o rezydencjach. Bo przecież to w nich powinni mieszkać prawdziwi dżentelmeni. Książkę zamyka „Undekalog, czyli 11 przykazań dżentelmena”. Warto je zacytować, aby czytelnicy wiedzieli, czy warto starać się nimi zostać. Tak więc dżentelmen n i e : pije piwa, pali papierosów, nosi skarpetek, zakłada czarnej muszki do fraka, nosi brązów, markowych ciuchów, przynosi kwiatów, zwraca się per ty do dżentelmenów. Może natomiast: siorbać, jeść rybę nożem i łamać wszystkie reguły, bo je zna.
GENTELMAN. MAM ZASADY. Adam Granville. Wydawnictwo BOSZ. Wyd. I, Olszanica 2011, str. 343, cena 99 zł.