Legenda i historia ludu Zulusa Czaki posłużyła wielu autorom za kanwę powieści i dzieł filmowych. Wojownicy zuluscy znani byli w XIX wieku nie tylko w Afryce, ale i w Europie. Tu ich wodza nazywano „Czarnym Napoleonem”. Wybierając się do Republiki Południowej Afryki marzyłam, by poznać potomków dzielnych Zulusów, którzy przed laty siali postrach nie tylko wśród innych czarnych ludów Bantu ale i wywodzących się z Europy Burów. Jedziemy kilkadziesiąt kilometrów za Johanesburg, gdzie w wiosce położonej wśród malowniczych wzgórz żyją Zulusi. W zamian za to, że pokazują swoje zwyczaje, stroje, zabawy i sposób walki, władze pozwoliły żyć im w sposób tradycyjny. Pieniądze, które zostawiają turyści, dają jako takie utrzymanie. Nie muszą, jak wielu ich braci, mieszkać w nędznych lepiankach czy budach skleconych z byle czego w dzielnicach biedy Johanesburga czy Pretorii. Wioska otoczona jest wysokim płotem z gałęzi. Kiedyś chronił on mieszkańców nie tylko przed dzikimi zwierzętami, ale i przed wrogami z innych plemion, którzy przybywali z okolicy, by ukraść bydło lub… upomnieć się o to, które ukradli Zulusi. Według legendy bóg Unkulunkulu, stwórca człowieka, stworzył także bydło, które darował ludziom. Bydło zapewniało egzystencję – dostarczało pożywienia, materiału na odzież, ale i służyło jako towar w wymianie handlowej. Jeszcze do niedawna, mężczyzna, gdy chciał się ożenić, musiał za pannę młodą dać określoną liczbę krów. Głównym pożywieniem Zulusów było mleko, spożywane zawsze w postaci zakwaszonej. Mięso jadano w wyjątkowych sytuacjach – zabijanie bydła i spożywanie go miało znaczenie kultowe. Można było jeść mięso częściej, ale pod warunkiem, że pochodziło od bydła skradzionego innemu klanowi. Opiekę nad stadami powierzano wyłącznie mężczyznom. Kobiety zajmowały się przetwórstwem mleczarskim. Kraal, czyli zuluska zagroda, wyglądał zawsze podobnie. Składał się z okrągłych chat przykrytych słomianymi dachami. W środku okrągłego placu znajdowało się miejsce dla bydła otoczone dodatkową palisadą. Naprzeciw bramy stała chata głowy rodu, obok niej chata jego głównej żony, dalej domki innych żon i ich dzieci oraz chaty dorosłych już synów. Domki były wyplatane z gałęzi i pokrywane na zewnątrz grubą warstwą słomy z trzciny. Ich średnica wynosiła ok. 3 m, w środku znajdował się okrągły plac na ognisko. Podobne zagrody można spotkać nadal w innych krajach afrykańskich, np. w Zimbabwe. Czarni mężczyźni prowadzą nas do stołów. Tu będziemy poczęstowani zuluskimi specjałami, popatrzymy na tańce, posłuchamy piosenek, których głównym tematem jest wypas bydła. Przewodnik co pewien czas przerywa program, by opowiedzieć co nieco o zwyczajach i tradycjach ludu. Mleko ma niezwykłą wartość dla Zulusów, nie tylko dlatego, że stanowi podstawę pożywienia. Do tej pory bardzo przestrzegane jest to, z kim się go pije. Nie wolno Zulusom wypić go z obcym, lecz wyłącznie z tymi, z którymi ma się wspólnych przodków. Wypicie z obcym jest zbezczeszczeniem świętości. Mężczyzna, który wypił mleko z człowiekiem z innego klanu, nie może poślubić kobiety z klanu swojego „mlecznego brata”. My pijemy piwo, jemy wołowinę, różnego rodzaju fasolę, kukurydzę, dynię i przyglądamy się barwnym strojom kobiet i mężczyzn. Przewodnik tłumaczy różnice między strojami panienek i mężatek, mówi o upodobaniach panów Zulusów. Otóż szczupłe, lansowane przez światową modę kobiety, u Zulusów zupełnie nie mają powodzenia. Chuda – znaczy biedna, chora, niedożywiona. „Przy kości”, z brzuszkiem, obfitymi piersiami – oto ideał kobiety… Kobieta w dawnych plemionach zuluskich zajmowała niższą pozycję od mężczyzn. Mężczyzna miał kilka żon, zajmował się bydłem i polowaniem. Kobieta uprawiała ziemię. Była to bardzo ciężka praca, ponieważ używano wyłącznie motyki. Kobiety zajmowały się również garncarstwem, nie znały jednak koła garncarskiego. Mężczyźni obrabiali metal, wyprawiali skóry, wyplatali kosze i maty. Żony wraz z córkami wstawały bardzo wcześnie rano, udawały się na pole, by uprawiać ziemię. Każda z żon mieszkała we własnej chacie, dysponowała własną mleczną krową i miała wyznaczoną do uprawy własną działkę. Mężczyźni w sile wieku zajmowali się myślistwem. Podczas łowów obowiązywały ich liczne tabu, np. zabronione było spożywanie mięsa szybkich zwierząt, żeby zdobycz nie umknęła. W tym czasie mężczyźni nie mogli się też kontaktować z kobietami. Chłopcy spędzali czas na stepie poznając tajniki przyrody: zwyczaje zwierząt, klimat, rodzaje drzew, roślin, ziół. Malcy 7-8 letni wypasali kozy i owce, starsi doglądali bydła na pastwisku. Dojście do pełnoletności było związane z obrzędem inicjacji. Ceremonia ta do połowy XIX wieku polegała m.in. na amputowaniu ostatniej, górnej części jednego z palców u rąk. Stosowano też nacinanie twarzy według odpowiednich znaków, które określały przynależność plemienną i klanową. Jedzono dwa razy dziennie: w południe, gdy stada wracały z pól i wieczorem, przed udaniem się na spoczynek. Posiłek spożywano w chacie matki. Każdy zajmował miejsce przynależne mu z racji wieku i płci. Mężczyźni siadali na ławkach pokrytych matami, kobiety tylko na matach rozłożonych wprost na ziemi. Mężczyźni jedli pierwsi, posługując się łyżkami. Dopiero potem do posiłku przyłączały się kobiety, którym nie wolno było używać łyżek – posługiwały się więc bezpośrednio rękami. Przed posiłkiem myto ręce, po posiłku – usta i zęby. Do XIX wieku Zulusi byli niewielkim ludem grupy Ntugwa z plemienia Nguni, a zwali się ama kwa Zulu, czyli „ci, którzy pochodzą od Zulu”. Jedna z legend głosi, że młody Zulu, który był faworytem matki, spotkał się z nienawiścią brata zazdrosnego o względy rodziców. Brat Qwabe zamierzał zabić Zulu, jednakże matka odkryła jego plany i namówiła Zulu do ucieczki. W ten sposób Zulu stał się założycielem nowego klanu. Zulusi wierzyli w duchy przodków. Dusza po śmierci wędrowała po świecie, po czym wracała w pobliże swojej zagrody. Aby jednak zmarły powrócił do domu, trzeba było wielu obrzędów. Składano ofiary ze zwierząt i obserwowano, czy duch nie powraca. Po kilku dniach zmarły dawał znać, że już jest, wcielając się w jaszczurkę czy węża wygrzewającego się w słońcu. Wtedy organizowano ucztę, na której najpierw odkładano jedzenie i picie dla ducha przodka. Najważniejszym bóstwem był bóg – stwórca Unkulunkulu oraz bóg pogody Inkosi. Unkulunkulu stworzył świat, Inkosi przynosił burzę i deszcz. Zulusi wierzyli też w bóstwa „resortowe”, kierujące poszczególnymi dziedzinami życia. Ważną rolę w życiu plemienia odgrywali czarownicy i znachorzy. Do najważniejszego zadania czarownika należała umiejętność sprowadzania deszczu. Zaklinacze deszczu odprawiali obrzędowy taniec uderzając pałką o tarczę. By wywołać deszcz nacinano też skórę młodego wojownika. Krew z rany miała symbolizować padającą z nieba wodę. Gdy to nie pomagało, polowano na „niebiańskiego ptaka”, zabijano go i wrzucano do wody. Niebiosa lamentując nad ptakiem, powinny „płakać” deszczem. Niekiedy kobiety zagrzebywały swoje dzieci po szyję w ziemi. Widok ten miał wzruszyć niebo i pobudzić do płaczu. Czarownicy zajmowali się też leczeniem. Leczenie polegało zarówno na przesądach jak i na wykorzystywaniu właściwości ziół także obecnie używanych w medycynie. |