Gdy pod koniec XIX wieku Węgrzy przygotowywali obchody swojego Millenium, jego głównym punktem była Wystawa Tysiąclecia w Budapeszcie.
Dojazd do niej ułatwiało pierwsze (!!!) na kontynencie europejskim, zbudowane z tej okazji metro. Co prawda krótkie, jedna linia z zaledwie 4 stacjami, ale ten zabytkowy odcinek czynny jest po dziś dzień.
Na pobliskim Placu Bohaterów rozpoczęto też wówczas budowę jednego z najpopularniejszych budapeszteńskich pomników: Tysiąclecia, która przeciągnęła się od jubileuszowego 1896 aż do roku 1929.
Milenijna wystawa, która miała zaprezentować dziedzictwo i współczesność tej części monarchii habsburskiej, została pomyślana tak, aby już same pawilony wystawowe ilustrowały dzieje i rozwój węgierskiej architektury. Wzniesiono je w różnych stylach – od romańskiego, poprzez gotycki, renesansowy i barokowy po, wówczas współczesny – według projektu architekta Ignáca Alpára.
Wykorzystał on elementy z ponad 20 słynnych węgierskich budowli. Szczególne miejsce wśród nich zajął XV-wieczny, gotycki Zamek Vajdahunyad. A dzięki pomniejszonej replice jego głównej części oraz największej wieży, które stały się dominantą tego kompleksu, zaczęto go utożsamiać i nazywać tak jak położony dosyć daleko od stolicy oryginał.
Jak to zwykle robi się w przypadku wystaw, z niewielkimi odstępstwami od tej zasady, czego przykładem może być paryska wieża Eiffla, brukselskie Atomium czy praski pawilon wystawowy, budowle na budapeszteńską Wystawę Tysiąclecia wykonano z materiałów nietrwałych. Ale kompleks wystawowy z dominującym Zamkiem Vajdahunyad tak spodobał się publiczności, że podjęto decyzję chyba bez precedensu w takich przypadkach.
W latach 1904 – 1906 zbudowano go po raz drugi, tym razem solidnie, z kamieni, cegieł i betonu, pokrywając dachówką. I stoi dotychczas, należąc do stołecznych atrakcji. Część jego powierzchni służy obecnie Muzeum Rolnictwa. Oglądając go wielokrotnie na przestrzeni wielu lat, a wcześniej zarówno oryginał, jak i jego budapeszteńską replikę na węgierskich znaczkach pocztowych wydanych w 1940 i 1947 roku, zastanawiałem się, dlaczego nigdy nie trafiłem na ten pierwszy podczas licznych podróży po kraju naszych „bratanków”.
Kiedyś nawet próbowałem, oczywiście bezskutecznie, znaleźć go na mapie. Jakoś chyba umknęło mojej uwadze, że stoi on w Siedmiogrodzie. A ten od 1919 roku, z krótką przerwą i to dotycząca tylko części jego obszaru podczas II wojny światowej, należy do Rumunii. Uzmysłowiłem to sobie dopiero w trakcie dziennikarskiej podróży studyjnej po tym kraju.
Stając przed tą potężną budowlą nagle przypomniałem sobie zarówno jej miniaturę na znaczkach, jak i budapeszteńską replikę. Tyle, że obecnie nazywana jest ona Zamkiem Jana Hunyadyego, a miasto, w którym on stoi, po rumuńsku Hunedoara. Tak też oznaczone jest na mapach, położone kilkadziesiąt kilometrów na południowy zachód od historycznej stolicy Siedmiogrodu – Alba Julia.
Stare nazwy zarówno miasta jak i zamku: Vajdahunyad funkcjonują oczywiście nadal, ale głównie w środowiskach węgierskich. Chociaż jest to ciągle ta sama, majestatyczna budowla zamieniona w muzeum. Poddawana od dwu lat kompleksowej rewaloryzacji, która potrwa – jak dowiedziałem się w kierownictwie tej budowy – jeszcze lat 5-6. A do tej pory zamek jest i będzie niedostępny do zwiedzania.
Co jednak nam, polskim dziennikarzom, udało się, przynajmniej częściowo. Ale o tym za chwilę. Warto bowiem wcześniej przypomnieć dzieje tego zamku, który pomimo fortyfikacji i widocznej potęgi nigdy nie spełniał funkcji militarnych, a był „tylko” ufortyfikowaną rezydencją królów węgierskich.
Jego początki, jak wynika ze źródeł, sięgają wieków XII-XIII kiedy to w dolinie rzeki Cernej – jej nazwa, a także popularne określenie największej zamkowej wieży Ne Boisa, czyli Nie bój się świadczą, że na tych terenach nie tylko Węgrzy i Rumuni, ale także Słowianie mieli coś do powiedzenia – wzniesiono niewielki gród, który w XIV wieku należał do panujących wówczas tam Andegawenów.
Po wygaśnięciu ich męskiej linii, władzę na Węgrzech przejął Zygmunt Luksemburski, król węgierski i cesarz Narodu Niemieckiego. Zamek ten, wraz z dobrami, przekazał, za zasługi w służbie królewskiej, szlachcicowi Vojkowi. Według źródeł miejscowych rumuńskiemu. Tyle, że w XV wieku taka narodowość i pojęcie nie istniały. W spadku dobra te odziedziczył jego syn Jan Hunyady, późniejszy regent Węgier i władca Siedmiogrodu.
To on rozpoczął, w 1440 roku, przebudowę twierdzy w zamek. W ciągu 6 lat wzniesiono dwa pierścienie murów obronnych z licznymi wieżami, zamek właściwy oraz kaplicę. Dzieło ojca kontynuował król Węgier Maciej Korwin, a następnie jego syn Maciej Korwin. W następnych wiekach zamek często zmieniał właścicieli, którzy dokonywali jego kolejnych roz – lub przebudów.
Zwłaszcza w I połowie XVII w. w stylu baroku. Powstało wówczas Skrzydło Bethlen – nazwę zawdzięcza kolejnemu właścicielowi Gaborowi, Biała Wieża, Wieża Bramna oraz platforma dla artylerzystów. Po czasach świetności przyszedł okres upadku zamku. Przekształcenia go, za panowania Habsburgów, w skład żelaza. Niszczyły go pożary. Odbudowę i restaurowanie budowli przeprowadzano w latach 1870 – 1880 oraz 1907 – 1913.
W roku 1919 zamek, wraz z miastem i Siedmiogrodem, przejęła Rumunia. Lata komunistycznej dyktatury Nicolae Ceausescu przyniosły zabytkowej budowli kłopotliwe sąsiedztwo: wielki kombinat chemiczny. Co powoduje m.in., że z zamku i jego murów tylko na jedną stronę jest ładny widok. Od 2008 roku mieści się w nim Muzeum Historyczne i – jak już wspomniałem – trwa rewaloryzacja. A jest co remontować.
Duży zamek z pięknymi salami: Rycerską, będącą wybitnym dziełem węgierskiej architektury gotyckiej i Rady, klatki schodowe, arkady. Gotycka kaplica. Dwa pierścienie potężnych murów obronnych. A także kilka wież. Oprócz wspomnianej Ne Bojsa i dwu innych na planie kwadratów, również okrągłe: Capistrano, Niezamieszkana, Bębniarzy i Muszkietowa. I sporo innych części zamku.
Między wewnętrznym i zewnętrznym pierścieniem murów obronnych znajduje się np. owiana legendą studnia. Wykopali ją, pracując nad tym 15 lat, trzej tureccy więźniowie, znajdując wodę na głębokości 28 metrów. Jan Hunyady obiecał, że po wykonaniu tej pracy zwróci im wolność. Ale zmarł wcześniej. A wdowa Elżbieta nie dotrzymała tego słowa.
Według legendy, więźniowie umieścili więc na boku studni napis: Macie wodę, ale nie macie serca. W rzeczywistości napis z XV w. – odczytany i przeniesiony na jeden z filarów kaplicy zamkowej – brzmi: Tu kopał Hassan, więzień giaurów w fortecy koło kościoła. Jak już wspomniałem, pomimo zamkniętego na okres remontu muzeum i całego zamku, udało się nam wejść do wewnątrz i zobaczyć najważniejsze jego części.
Mimo iż trwały właśnie prace na i przy głównej wieży i bramie wejściowej, kierownik robót dał się uprosić. Przerwał je na chwilę i zezwolił nam wejść „na nasze ryzyko”. Nie było ono wielkie, gdyż jedno ze skrzydeł zamku, z arkadami, jest już po remoncie. Przynajmniej z zewnątrz. Podobnie jak jedna z baszt oraz arkady na I piętrze głównej części zamku.
W jej pomieszczeniach udało nam się zobaczyć trochę stałego wyposażenia, m.in. zabytkowe piece kaflowe. Za kilka lat, po zakończeniu rewaloryzacji, będzie to jeden z najciekawszych i wartych odwiedzenia zamków Siedmiogrodu. Na miejscu słyszałem, że jest to najdalej na wschodzie Europy położony zamek gotycki. Nie jest to jednak prawda, gdyż takim jest zamek w Mirze na Białorusi.
Co nie zmienia oczywiście faktu, iż warto będzie przyjechać do Hunedoary i zamku Jana Hunyady’ego. Obecnie można go oglądać wyłącznie z zewnątrz i to w sporej części otoczony rusztowaniami i zasłonięty płachtami. A na turystów czeka w pobliżu prowadzącego do zamku mostu nad fosą tylko sklepik – kawiarenka z napojami i kilka kramów z pamiątkami.
Zdjęcia: oryginał zamku Jana Hunyady’ego w Hunedoarze. Foto autora.