Indie należą do najbardziej fascynujących krajów świata. Ich zwiedzanie i poznawanie jest jednak dla zagranicznych turystów prawdziwym wyzwaniem. Wymaga bowiem sporej odporności, zwłaszcza psychicznej, nie tylko na warunki klimatyczne – powalające upały w gorących porach roku, czy ograniczone możliwości podróżowania i poznawania ich atrakcji w okresie monsunów. Ale przede wszystkim trudne do wyobrażenia sobie kontrasty między bogactwem i nędzą. Dosyć powszechny brud, robactwo, czy szczury swobodnie hasające także w dzień nie tylko w najbardziej zaniedbanych dzielnicach. Równocześnie jednak, co trzeba podkreślić, troskę o higienę osobistą także ludzi z nizin społecznych nie mających dostępu do takich osiągnięć cywilizacyjnych jak czysta woda, a nawet dach nad głową. Koszmar w tym kraju stanowią zatłoczone drogi i ulice z ruchem praktycznie bez żadnych reguł. Dla Europejczyków także hałas często nie do zniesienia. No i tłumy żebraków, również celowo okaleczonych, także dzieci, aby wzbudzić litość i skłonić do datków. Wciskających się ze wszystkich stron handlarzy usiłujących „bogatym cudzoziemcom”, bo przecież każdy, którego stać na przyjazd, jest w oczach tubylców bogaczem, sprzedać cokolwiek.
Naganiaczy do hoteli, restauracji, riksz itp. Samozwańczych „przewodników” ,przeważnie nachalnie próbujących wręcz wymóc na turystach, aby skorzystali z ich usług. Nie mówiąc już o zwykłych oszustach i naciągaczach. Ale takie również są Indie. Nie są od tej ich ciemnej strony izolowani nawet turyści korzystający z usług biur podróży z wyższej i najwyższej półki. Sypiających w 4 – 5* hotelach, jadających w dobrych restauracjach, jeżdżących luksusowymi, klimatyzowanymi autokarami.
Bo i oni widzą ten świat przez ich szyby, są osaczani, gdy wysiadają, lub wchodzą do zabytków i innych sławnych obiektów. Zresztą „poznawanie” przez nich Indii ogranicza się głównie do tego. I wyjeżdżając nie mają przeważnie pojęcia w jakim naprawdę kraju byli. O jego mieszkańcach i ich problemach, życiu, kulturze, różnorodnych i skomplikowanych wierzeniach religijnych itp. O odrębnościach regionalnych i kastowych, a przede wszystkim o różnych obliczach Indii.
Zachwycających, fascynujących, ale i szokujących, a nawet odrażających. Prawdziwe oblicza kraju można trochę poznać i przynajmniej próbować go zrozumieć, podróżując samodzielnie, ewentualnie w niewielkich, kilkuosobowych grupach. Przeważnie z plecakami, korzystając z najtańszych lub bardzo tanich noclegów i wyżywienia, jeżdżąc razem z tubylcami pociągami, autobusami i innymi lokalnymi środkami transportu.Taką czteromiesięczną podróż dookoła Indii odbyła olsztyńska dziennikarka telewizyjna wraz z mężem, operatorem obrazu w TV. Był to ich wyjazd turystyczno – zawodowy.
Z celem nie tylko jak najwięcej zobaczyć i poznać, ale też nakręcić serię programów TV oraz zebrać materiały do napisania książki. Jest ona relacją z tego wyjazdu przed kilku laty, bo po nim autorka, jak wynika z relacji z Waranasi, była tam ponownie w dwa lata później. Przybliżającą polskim czytelnikom różne, nierzadko zaskakujące, a na pewno mało znane oblicza tego kraju. Redaktorka tej książki napisała na skrzydełku jej tylnej okładki:
„Trzeba mieć wiele odwagi i determinacji, żeby zostawić stabilną pracę i wybrać się w samodzielną podróż dookoła Indii. Ale, jak pisze autorka na kartach swojej książki, warto! Bo mimo brudu i niewyobrażalnej biedy, mimo czających się chorób i chaosu miast można zobaczyć inne oblicze Indii. Bo Indie to też ludzie, uśmiechnięci i pełni życzliwości, to pyszne jedzenie i herbata na każdym rogu, to dziewicze zakątki i zabytki niekoniecznie znane z folderów. Taki właśnie kraj, pełen kontrastów ui sekretów, chce nam pokazać autorka. Czy Indie widziane jej oczami zachwycą nas i zaciekawią? Jestem pewna, że tak!”.
Po lekturze tej książki sądzę, że zaciekawią na pewno. Ale mam już poważne wątpliwości, czy zachwycą. Jest to bowiem rzetelna i ciekawie napisana relacja z podróży, z dziesiątkami szalenie interesujących faktów, ciekawostek, spostrzeżeń i obserwacji. Pokazująca jednak oczywiście również ciemne, a nawet ponure oblicza tego kraju. I na pewno nie każdy zachce je oglądać, nie mówiąc już o zachwycie. Podobnie jak chyba tylko stosunkowo nieliczni gotowi są podróżować po Indiach tak, jak autorka z mężem.
Również, chociaż tylko niekiedy, na długich trasach, np. w najtańszych wagonach dla tubylców. Do których konduktorzy nie zaglądają, bo nie ma mowy, aby zdołali się do nich wcisnąć. Czy jeżdżąc po koszmarnych drogach jeepami wraz z… 28 innymi pasażerami (w jednym!) nie licząc kierowcy. Bądź sypiać w tanich pokoikach, ale „za to” bez okien i pełnych robactwa. To tylko parę autentycznych przykładów z tej książki. Jej bohaterowie odbyli podróż długą, okrężną trasą.
Z Bombaju (Mumbaju), bo do niego bilety były najtańsze, przez Goa, najbardziej na południu subkontynentu położony stan Tamilnadu – szczegóły pomijam, Kalkutę na wschodzie, podhimalajskie Dardżyling i Sikkim, Waranasi (Benares) nad Gangesem, Agrę, Pendżab i Radżasthan, z powrotem do Bombaju. Z wypadami do licznych, także takich miejscowości i miejsc, których nazwy nic nam nie mówią, a okazywały się szalenie ciekawymi, bogatymi w zabytki lub inne atrakcje, godnymi nawet specjalnych podróży.
Bogactwo przeżyć i wrażeń autorki oraz jej męża, faktów, obserwacji i ciekawostek jakie zebrała oraz przedstawiła czytelnikom, jest imponujące. Obejrzenie najbardziej znanych zabytków i miejsc na trasie. Wielokrotne wizyty i korzystanie z bezpłatnego żywienia w Złotej Świątyni w Armitsarze, czy pobyt w zaprojektowanym przez Le Corbusiera Czandigarhu – stolicy Sikkhów. Mieszkanie w hotelu w starym forcie w Dżodhpurze. Zwiedzenie świątyni Nagaradżi w Mannarasala, głównego ośrodka kultu węży w Kerali.
Czy grot w Adżante i Elurze wykuwanych i zdobionych przez mnichów w ciągu 7 wieków i opuszczonych, aż do ich odkrycia, na dziesięć wieków. Udział lub obserwacja obrzędów religijnych, m.in. mniejszości Bośnojów, czy wcielania się boga Mutapy w miejscowego kapłana w Kannur w północnej Kerali oraz podobnych w innych miejscach. Ale także pobyt w slumsach Dharawi w Bombaju, czy kilka dni pracy jako wolontariuszy w hospicjum – domu opieki Matki Teresy w Kalkucie.
I choroby, które ich dopadły, zwłaszcza „biegunka życia” w Waranasi. Dla kontrastu zaś: liczne spotkania i kontakty z tubylcami oraz wizyty w ich domach. Z przykładami ogromnej serdeczności i gościnności, ale i np. koniecznością fotografowania się setki razy z przygodnie spotykanymi tubylcami, gdyż stanowili dla nich nie lada atrakcję. Sporo można dowiedzieć się o zagrożeniach ze strony watah dzikich psów, małp, ale także świętych krów, a zwłaszcza byków.
Fatalnych warunkach życia oraz drastycznych metodach ich tresury, słoni wwożących turystów do twierdzy Amber w Radżasthanie. No i o wspomnianych już naganiaczach, handlarzach i oszustach. Szczególnie aktywnych w Agrze, gdzie naganiacze wpadają już do przyjeżdżających pociągów, aby podróżnych zaciągnąć do hoteli, które „polecają”. Czy „polowania” w tym mieście na turystów przed najsłynniejszym mauzoleum świata – Tadż Mahal.
„Turysta w Agrze – pisze autorka – jest od zostawiania pieniędzy”. Przytaczając przykład: za wstęp do mauzoleum cudzoziemiec płaci 750 rupii (blisko 50 zł), zaś tubylec tylko 20 ! Takie zróżnicowanie cen biletów jest zresztą w Indiach powszechne, a wstępy do zabytków, muzeów i innych ciekawych miejsc pochłaniają sporą część skromnego budżetu turystów. Oprócz interesujących opisów miejsc i ludzi, czy przeżyć autorki, warte uwagi są też jej rozważania o podróżowaniu.
I niezliczone informacje oraz ciekawostki. Np. że aby kupić bilet kolejowy, trzeba wypełnić specjalny formularz, podać kierunek podróży, wiek i płeć. Na miejscach leżących w wagonach sypialnych podróżuje po 2-3 tubylców, a podłogi, także między leżankami, zajmują ci, których nie stać na takie miejsce. Podróżowanie i obyczaje w środkach transportu, np. wskakiwanie do jadących autobusów (podobnie pociągów) zanim zatrzymają się na przystanku, aby zdobyć miejsce siedzące, to zresztą obszerny temat w tej książce.
Podobnie jak sztuka przechodzenia przez jezdnie, bo żadne światła czy pasy dla pieszych tam nie obowiązują. Korzystanie z koszmarnych indyjskich toalet. Jedzenie palcami – przywykają do tego również cudzoziemcy – w tanich, ale smacznych ulicznych garkuchniach. Ciekawe przykłady można ciągnąć w nieskończoność. Aby je poznać, najlepiej przeczytać książkę, do lektury której zachęcam. Zarówno tych, którzy jeszcze w Indiach nie byli i niewiele wiedzą o tym kraju, jak i znających je, chociażby trochę, jak ja.
Bo z zainteresowaniem czytałem o miejscach i zabytkach które poznałem oraz jak je odbierała autorka z mężem. Dowiedziałem się też z z tej książki sporo nowego o tym kraju. Całość napisana została, jak już wspomniałem, bardzo ciekawie. Chociaż w trakcie lektury trochę drażniły mnie niektóre, dosyć liczne dialogi obojga bohaterów, w rodzaju:
– Jarek, ale będzie fajne zdjęcie! – Co tam się dzieje, Jarek zobacz! Idziemy się przejść chociażby tu, w pobliżu – zapytał Jarek. – Jasne, że idziemy, jesteśmy przecież w Waransi! Moim zdaniem w wielu przypadkach zupełnie zbędne, a przerywające interesującą narrację. No ale może jestem w tym odosobniony. Mocną stroną książki są natomiast liczne kolorowe zdjęcia ilustrujące i wzbogacające tekst, autorstwa obojga podróżników.
ZAKOCHANI W ŚWIECIE. INDIE. Autorka: Joanna Grzymkowska – Podolak. Zdjęcia: autorka i Jarosław Podolak. Wydawnictwo Helion – Bezdroża. Wydanie I, Gliwice 2015, str. 319, cena 39,90 zł. ISBN 978-83-283-1836-6