WIECZÓR CYPRYJSKI NA SASKIEJ KĘPIE

W Klubie Promocji Kultury na Saskiej Kępie zorganizowano w niedzielę, 13 maja br. Wieczór Cypryjski. Na ulicy przed budynkiem przy ul. Brukselskiej 23 ustawiono na dużych planszach świetne kolorowe zdjęcia Tomasza Pisińskiego ciekawych miejsc na Wyspie Afrodyty.

 

Pozostaną one tam jeszcze przez jakiś czas, stanowiąc udaną promocję atrakcji turystycznych Cypru. W szatni Klubu wyłożono, chętnie zabierane przez gości, foldery przedstawiające wyspę. W programie Wieczoru znalazła się wystawa fotografii, spektakl teatralno – filmowy oraz degustacja kuchni cypryjskiej.

 

 

 

Na wystawie zatytułowanej „Ex’epafis” przedstawiono kilkanaście biało–czarnych i czarno–białych impresji fotograficznych obecnego na otwarciu Menelaosa Papagiorgisa poświęconych kobietom. Niestety, ekspozycja okazała się fatalna. Zdjęcia, zamiast pokazać je na papierze matowym, przykryto przezroczystą, dającą silne odblaski folią. W rezultacie oglądający je widzieli przede wszystkim odbicia swoje oraz ulicy zza okien, a nie fotografie.

 

Prezentację teatralną zapowiedziano jako zakończenie pierwszego etapu współpracy polskiego Stowarzyszenia Sztuka Nowa oraz cypryjskiego Center of Performing Arts MITOS z Limassol realizowanej w ramach programu „Susza”. I dofinansowywanej przez m.in. m.st. Warszawę, Instytut Adama Mickiewicza oraz Unię Europejską z grantu „Leonardo”.

 

Jej tematem jest, jak usłyszeliśmy we wprowadzeniu, „Zgłębianie miejsc oraz mitu Ariadny i Tezeusza związanego z Cyprem w warunkach współczesności”. Zaś punktem wyjściowym ruiny świątyni Afrodyty – Ariadny w pobliżu Limassol. Połączenie, a właściwie identyfikacja tych dwu bohaterek mitologii greckiej, i to z ich lokalizacją na Cyprze, okazało się, nie tylko dla mnie, zaskakujące.

 

Były to bowiem przecież zupełnie dwie różne postacie. Afrodyta, w mitologii rzymskiej Wenus, byłaboginią miłości i piękna. Według jednego z mitów urodziła się, bądź wyłoniła z piany morskiej na południowym wybrzeżu Cypru. To miejsce zwane Skałą Afrodyty znajduje się w miejscowości Petra Tou Romiou i stanowi jedną z głównych turystycznych atrakcji wyspy. Podobnie położona w jej północno zachodniej części na półwyspie Akmas Łaźnia Afrodyty.

 

Ariadna natomiast, córka Minosa, króla Krety, kojarzona jest wyłącznie z nią i tamtejszym Labiryntem. To dzięki kłębkowi nici otrzymanemu od Ariadny – stąd określenie „nić Ariadny”, Tezeusz mógł wydostać się z labiryntu po zabiciu pół-boga, pół-człowieka Minotaura. Nie znam i nie udało mi się nigdzie znaleźć informacji o genezie przypisywania ruinom świątyni Afrodyty koło Limassol również związków z Ariadną.

 

Artyści mieli, oczywiście, prawo wykorzystania tego wątku. Ważne, co z tego wyszło. Otóż w pierwszej części spektaklu zobaczyliśmy parę scen kojarzących się, przynajmniej mnie, bardziej z objawami choroby św. Wita lub gimnastyką, niż tańcem. Przy czym były one odgrywane zarówno w dolnej sali klubu kultury, jak i za jej, ogromnymi aż do samej ziemi oknami, na ulicy. Budząc zdziwione spojrzenia przechodniów.

 

Były również fragmenty grane wyłącznie w sali, przy czym z nakładającymi się na nie filmami oraz tekstami w językach greckim, angielskim i polskim. A to nie ułatwiało zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi. Trochę, ale tylko troszeczkę, pomógł mi w tym wywieszony obok programu Wieczoru Cypryjskiego wiersz Mariosa Agathokleonusa w przekładzie Ewy T. Szyler. Zatytułowany „Powtarzające się sytuacje bez wyjścia Ariadny”.

 

Warto go chyba zacytować:

 

„Wydawało się, / że jest na właściwym miejscu / i dlatego wplątała się / w jakiś kłębek / i jakiś statek.

Myślała, / ale czego się spodziewać po kimś, / kto umyślnie obstaje / przy jednym kolorze.

Nie powiem / czerń ma swoją urodę / a ludzie swoje oczekiwania.

Jeśli jednak uwierzysz w to wszystko / stajesz się / kłębkiem nerwów /

a wobec niebezpieczeństw / bez godności,

na klęczkach przeklinasz / oddalający się żagiel”.

 

W pewnym momencie jedna z artystek zaprosiła gestem publiczność do sali teatralnej na piętrze na kontynuację tego spektaklu. Po chwili oczekiwania w ciemnościach: co dalej? sygnalizacja alarmowa nie wytrzymała chyba dramatycznego napięcia i zawyła. Trzeba więc było salę opróżnić oraz sprawdzić czy wszystko jest w porządku, aby móc kontynuować spektakl.

 

Nie wszyscy jednak zdecydowali się na powrót pozostając w kuluarach. Wielu z tych, którzy jak ja wrócili na salę, kilka minut ciszy i ciemności podczas których nic się nie działo, przypomniały chyba słowa Wieszcza: „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?”. Zaczął się jednak nareszcie jakiś rumor w przejściach obok rzędów foteli.

 

Po chwili na scenie pojawiło się jedno mikre światełko, znacznie później następne. Artyści podchodzili w ciemnościach do widzów i delikatnie głaskali dłonie niektórych, aby nie bali się. Zrozumiałem, że Ariadna próbuje chyba wydostać się z życiowego labiryntu. Zapaliły się wreszcie światła, artyści zaczęli kłaniać się na scenie. Zrozumieliśmy, że to już koniec widowiska.

 

Baardzo cieniutkie oklaski mogły świadczyć, że widzowie albo tak byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli, że nie mieli już na nie siły, albo podobnie jak ja, nie zrozumieli, w jak wielkim wydarzeniu uczestniczyli. A może pełnia walorów tego spektaklu objawi się dopiero podczas jego wystawiana w Limassol?

 

Artyści podkreślali bowiem kilkakrotnie, że prezentują tylko zakończenie pierwszego z kilku etapów pracy nad nim. Wieczór, zgodnie z zapowiedzią, zakończyły zimne i gorące cypryjskie przekąski, owoce i wino. Z udziałem J.E. Ekscelencji Ambasadora Republiki Cypryjskiej Andreasa Zenonosa i innych zaproszonych osób oficjalnych. Były też kuluarowe wypowiedzi artystów oraz widzów między sobą na temat wystawy i spektaklu.

 

Zdjęcia autora

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top