Potężne drewniane koło o średnicy 8 metrów, największe zachowane i nadal działające przy specjalnych okazjach w Europie, powoli rusza pod naporem skierowanego na nie strumienia wody. Obserwujący to ludzie mogą na własne oczy zobaczyć, jak przed 1,5 wiekiem działał główny napęd walcowni i pudlingarni.
Wielkiego zakładu metalurgicznego w Sielpi Wielkiej, w obecnym powiecie koneckim województwa świętokrzyskiego, na terenie Staropolskiego Zagłębia Przemysłowego. Które powstawało w latach 20 i 30-tych XIX w. w Królestwie Polskim na podstawie programu gospodarczego opracowanego przez Stanisława Staszica, kontynuowanego przez Ksawerego Druckiego-Lubeckiego.
Jeszcze niedawno dosyć powszechnie uważano, że zabytki, zwłaszcza godne uwagi, to wykopaliska dawnych kultur, świątynie, zamki, pałace i inne zabytkowe budowle, stara broń, biżuteria i ozdoby, narzędzia, ceramika oraz, oczywiście, rzeźby i inne dzieła sztuki jakie ludzie stworzyli w ciągu tysiącleci.
Współcześnie zabytkami budzącymi coraz większe zainteresowanie nie tylko specjalistów, ale i „zwykłych” turystów, są także stare fabryki oraz maszyny i inne ich wyposażenie. A w tej dziedzinie Polska, pomimo ogromnych zniszczeń w latach wojen oraz przekazywania na złom niepotrzebnego i niedocenianego, a cennego jako surowiec dla hut „szmelcu”, ma prawdziwe skarby.
Przykładem może być właśnie Zagłębie Staropolskie, a nawet tylko jego ważny fragment w powiecie koneckim. O czym mogli przekonać się dziennikarze i goście zaproszeni na tegoroczne „Kuźnice Koneckie 2011”. Region Gór Świętokrzyskich, zwłaszcza obszary nad rzekami Czarną i Kamienną od tysiącleci ( tak ! ) były miejscem działalności, jak określamy to współcześnie, gospodarczej i przemysłowej.
Opieranej najpierw na wydobyciu i obróbce twardych krzemieni pasiastych, wyroby z których znajdowane są w wykopaliskach od Bałtyku po Dniestr. Następnie, w czasach rzymskich, na masowym wydobyciu płytko zalegających złóż rud i wytapiania z nich żelaza w niezliczonych małych piecach zwanych dymarkami.
W czasach nam bliższych, już od XVII wieku na tym terenie powstawały zalążki przyszłego Zagłębia Staropolskiego, które rozwinęło się w wieku XVIII i XIX. Opartego na napędzie wodnym oraz drewnie i węglu drzewnym jako paliwie. Tak np. kuźnica wodna w Starej Kuźnicy wymieniana jest w dokumentach już w 1662 roku.
Jej praca oparta była na prostej konstrukcji: na rzeczce Młynówce zbudowano stawidła – drewniane urządzenie piętrzące. Wystarczyło je podnieść, aby woda drewnianym korytem popłynęła na, również drewniane koło wodne. Którego „Żaba” – pierścień osadzony na sprzężonym z nim wale – zaczął napędzać mechanizm młota. Jest to najstarsze urządzenie hydrotechniczne zachowane w Polsce.
Młot uderza co sekundę, drewniane miechy dostarczają natlenionego powietrza, co przyspiesza nagrzewanie i spalanie znajdującego się w piecu wsadu. Rozżarzone kawałki żelaza kuźnicy przekuwają na lemiesze, siekiery i inne narzędzia. Z przeszłości tej wodnej kuźnicy wiadomo, że obecny budynek zbudowano w 1835 roku.
W 1838 r. przebudowano w niej piec miechowy, zaś po 1860 roku jej urządzenia współdziałały do 1893 r. z wielkim piecem hutniczym zbudowanym w jej pobliżu. Kuźnica ta czynna była do roku 1957. Odrestaurowana z zachowaniem dawnego rozplanowania, przekształcona została w jedną z placówek terenowych Muzeum Techniki NOT w Warszawie. I w br. obchodzi równe półwiecze udostępnienia jej zwiedzającym.
Poza nadal czynnym drewnianym kołem wodnym i korytem doprowadzającym wodę do urządzeń, w tej starej drewnianej szopie oprócz nich – m.in. pieca grzewczego, młota napędzanego końmi wodnymi wraz z mechanizmami pozwalającymi sterować wszystkim z wewnątrz, zachowały się , m.in. tzw. baba młota, ręczne nożyce do cięcia blachy, kamienny toczak do ostrzenia wyprodukowanych narzędzi, obcęgi, szczypce i inne drobne narzędzia kowalskie, wykorzystywane nadal do prezentacji przy specjalnych okazjach.
A taką było właśnie wspomniane 50-lecie, pracy kuźnicy. Do końca lat 50-tych XX w. wytwarzano tu lemiesze, siekiery, klamry, okucia, kosy i haki. Drugi pod względem wieku w powiecie zakład metalowy, obecnie również muzeum, znajduje się w Maleńcu w gminie Ruda Maleniecka.
Gdy byłem tam w 1948 roku na obozie harcerskim, trwała w nim produkcja. Otrzymaliśmy nawet trochę dużych gwoździ do zbijania prycz i innych obozowych konstrukcji drewnianych. Obecnie jest to zabytkowy obiekt o też ciekawej i dosyć długiej historii. Wiadomo, że w 1794 roku kasztelan łukowski Jacek Jezierski wybudował w tym miejscu młyn, tartak, drutarnię i fryszernię – zakład przerabiania surówki na żelazo.
A także, potrzebna była bowiem energia do poruszania koła wodnego, zbiornik wodny o powierzchni 16 ha na rzece Czarnej Koneckiej. Produkowano tu wówczas sztaby, drut, topory, siekiery, żelazne naczynia oraz narzędzia gospodarcze. Nowy, od 1824 roku, właściciel Maleńca Tadeusz Bocheński rozbudował i zmodernizował zakład.
Wiadomo – przeczytać o tym, a także o wielu innych faktach, które przytaczam, można w przewodnikach – albumach „Nad Czarną i Kamienną” opracowanych przez Andrzeja Kucharczyka i Sławomira Kubisa – że w 1839 r. pracowały w nim 4 kuźnice wodne, topornia, młot z ogniskiem ogrzewczym i walcowania blachy o dwóch parach walców.
Po śmierci Tadeusza, jego brat Józef zlikwidował w 1850 r. fryszerki, a na ich miejsce zainstalował 11 małych i 4 duże gwoździarki. Oprócz gwoździ produkowano także topory, łańcuchy, lemiesze oraz odkładnice do pługów. Do połowy XIX w. były to najnowocześniejsze prywatne zakłady tej branży w Królestwie Polskim. Ruch ciągły utrzymywany był w nim przez właścicieli niemal do końca II wojny światowej.
A po usunięciu uszkodzeń spowodowanych przez wycofujących się w 1945 roku Niemców, zakład uruchomiono ponownie. Jego ówczesna produkcja odegrała ogromną rolę w …odbudowie Warszawy. Trochę żartobliwie mówi się tu, że bez zakładów w Maleńcu nie byłaby ona w ogóle możliwa. Wytwarzano w nich bowiem miesięcznie po 50 tys. łopat i szpadli, z których większość trafiała do rąk ludzi odgruzowujących i odbudowujących stolicę. Trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale odbywało się to głównie ręcznie.
Aż do listopada 1961 r. na zabytkowych maszynach i według starych technologii walcowania trwała tu nieprzerwanie produkcja. I niewiele brakowało, aby tak zasłużony zakład zniknął bez śladu. Na popadające w ruinę budynki przypadkowo, podczas wycieczki, natknęli się w 1968 roku studenci Wydziału Metalurgicznego Politechniki Śląskiej.
I postanowili, z powodzeniem, uratować zakład i doprowadzić go do stanu świetności. O tamtej pory grupy studentów co roku przyjeżdżają do Maleńca i wykonują niezbędne prace rekonstrukcyjne, remontowe, konserwacyjne i porządkowe.
Największe w Koneckiem zakłady dawnego Zagłębia Staropolskiego, w Sielpi Wielkiej, od uruchamiania w których ogromnego koła wodnego rozpocząłem tę relację, są od roku 1934 ( ! ) muzeum tego Zagłębia. Pierwszym w Polsce obiektem przemysłowym uznanym za zabytek sztuki inżynierskiej. Przejętym przez ówczesne Muzeum Przemysłu i Techniki.
Gromadzono w nim nie tylko to, co pozostało z funkcjonujących do 1921 roku miejscowych zakładów: walcowni i pudlingarni, ale także urządzenia wycofywane z produkcji w innych. Niestety, Niemcy podczas II wojny światowej doszczętnie ograbili to muzeum. Z Sielpi wywieźli ponad 70 wagonów żelaza, maszyn i wyposażenia. Ocalały jednak częściowo historyczne budynki i muzeum udało się odrodzić.
Rozległe hale produkcyjne zbudowane z ciosanego kamienia i cegieł przypominają potężne podziemia średniowiecznych twierdz. Powstawały od 1821 do 1830 roku, a ich wielkość i konstrukcja nadal budzi zachwyt fachowców. Dla zapewnienia zakładowi energii wodnej wybudowano spiętrzenie na rzece Czarnej oraz wybudowano ponad 8–kilometrowy kanał.
Postawiono też budynki administracyjne i osiedle 29 domków robotniczych. Główną siłą napędową zakładów było, jak już wspomniałem, 8–metrowej średnicy drewniane koło wodne zaprojektowane przez Filipa Girarda. Napędzało ono fabryczne maszyny i było pierwszym w Polsce i jednym z pierwszych w Europie rozwiązaniem technicznym w tej skali. W 1843 r. rozpoczęła w zakładzie pracę pierwsza w Królestwie Polskim turbina wodna. W Sielpi surówkę przerabiano na stal, a z niej wykonywano różne wyroby.
W latach świetności po 3 tysiące ton rocznie. Wielką innowacją techniczną było m.in. wprowadzenie procesu pudlingowania z użyciem drewna jako paliwa. Piece – z których zachowany jest jedynym tego typu na świecie – o 4 komorach z kanałem krytym żeliwnymi płytami, opalano suszonym drewnem i spalinami żywicznych pniaków sosen. Temperaturę i wietrzenie komór regulowano specjalnym kominem wentylacyjnym.
W 5 zachowanych halach obejrzeć można wiele zabytkowych maszyn i urządzeń. Szczególnie cenna jest kolekcja pierwszych angielskich obrabiarek z b. Zakładów Białogońskich, dmuchawa parowa i tokarka czołowa – obie z XIX w. oraz najstarsza zachowana w Polsce maszyna parowa z 1858 roku. Eksponowane są również wyroby żeliwne, zarówno użytkowe jak i artystyczne. M.in. kręcone schody, balustrady balkonów, figurka anioła itp.
W obiektach dawnego przemysłu metalurgicznego w Koneckiem znajdują się więc prawdziwe skarby starej techniki i myśli inżynierskiej. Stanowiące naszą historyczną spuściznę nie mniej ważną niż zabytkowe budowle lub ich ruiny, dzieła sztuki, wyroby dawnego rzemiosła artystycznego i wiele innych obiektów budzących przede wszystkim zainteresowanie turystów. Cieszy jednak fakt, że również stara architektura przemysłowa oraz zabytkowe maszyny i urządzenia techniczne coraz częściej są zwiedzane i poznawane.
Zdjęcia autora.