W krainie muminków

Helsinki
Helsinki. Fot. Andrzej Zarzecki

Brama otwierająca się na wyspę ma chyba jakąś czarodziejską moc, bo z dorosłej kobiety znowu stałam się dziewczynką wierzącą w dobro, przyjaźń, miłość. Znalazłam się w Dolinie Muminków, krainie stworzonej przez fińską pisarkę Tove Jansson.

Kilkanaście kilometrów od dawnej stolicy Finlandii, Turku, jest miejsce magiczne, do którego ciągnie dzieciarnia z całego kraju. Jak twierdzi nasz gospodarz, Tom, muminki są wśród fińskiej dziatwy znacznie popularniejsze od świętego Mikołaja. – Do Laponii, krainy świętego Mikołaja, trzeba jechać pociągiem przez całą noc, a Naantali jest niedaleko zarówno od Turku jak i Helsinek. To zapewne też ma znaczenie dla dzieci i ich rodziców – mówi Tom.

Jedziemy do Naantali, uważanego za jedno z najładniejszych portowych miast Finlandii. Bez trudu trafiamy do informacji turystycznej mieszczącej się w kolorowym drewnianym domu, jakich w mieście jest bardzo wiele. W punkcie dostajemy darmowe folderki, mapki i przede wszystkim informację na temat miasta i wyspy, na której ulokowany jest park dla dzieci.

Naantali, jak każde miasto w południowo – zachodniej części Finlandii ma dwie nazwy – fińską i szwedzką. Po szwedzku nazywa się Nadendal. Nic dziwnego, bo w tej części kraju wciąż zamieszkuje wielu Szwedów, którzy mają swoje szkoły, kościoły, placówki kultury. Także wielu Finów dobrze zna język szwedzki.

Muminkowe pamiątki

Skręcamy w jedną z uliczek, przy której stoją wyłącznie drewniane domy pomalowane na żółto, zielono, niebiesko, czerwono. Barwy te przepięknie kontrastują z białymi okiennicami zdobionymi misternie rzeźbionymi framugami i innymi architektonicznymi ozdobami. Uroku dodają czerwone i różowe pelargonie i śnieżnobiałe firanki.

W wielu domach drewnianej starówki Naantali mieszczą się sklepy, głównie z rękodziełem, pamiątkami i muminkami. Mnie interesują szczególnie właśnie one. Z radością dziecka oglądam puszyste maskotki Mamusi Muminka, Tatusia Muminka, Panny Migotki czy Włóczykija. Zadziwia mnie pomysłowość producentów, którzy wykorzystują bajkowe trolle do produkcji kubeczków, talerzy, poduszek, obrusów, firanek, lusterek, breloczków, koszulek, zegarków, wazoników i wielu jeszcze innych przedmiotów. Najtańsze maskotki to koszt 14 euro, odpuszczam więc sobie zakupy ograniczając się do oglądania wystawionego na półkach towaru.

Ciepłe skarpety i lecznicza woda

Naantali liczy niespełna 13 tysięcy mieszkańców. Miasteczko powstało w połowie XV wieku wokół katolickiego zakonu świętej Brygidy. Dzięki zakonowi oraz licznym pielgrzymom szybko się rozwijało, aż do pierwszej połowy XVI wieku, kiedy to kraj przeszedł na protestantyzm. Zakon zlikwidowano, co spowodowało, że z rzadka tylko odwiedzali to miejsce obcy. Mieszkańcom pozostało zająć się rzemiosłem, między innymi przędzeniem wełny i wyrabianiem ciepłych skarpet.

Na początku XVIII wieku w tutejszych źródłach odkryto wodę o leczniczych właściwościach, co pozwoliło znowu odżyć mieszkańcom przyjmujących kuracjuszy z całego kraju.

Najsmaczniejsze ryby

Idziemy w kierunku przystani. Tu uliczki są znacznie bardziej zatłoczone. Rodzice z dzieciakami w różnym wieku spacerują, albo wsiadają do jednego z kolorowych pociągów, które obwożą małych pasażerów po mieście.

Przystań dla jachtów, niewielkich statków wycieczkowych i innych łodzi jest bardzo malownicza. Wzdłuż brzegu ciągną się deptaki, przy których ulokowano liczne kawiarnie i restauracje. W niektórych obowiązuje stała opłata, za którą można jeść do woli potrawy wystawione w bufecie. Dla mnie najsmaczniejsze były ryby podawane jako przekąski, pasztety, sałatki czy dania główne.

Nad zatoką góruje wieża kościoła. Kościół jest jedyna budowlą pozostałą po klasztorze sióstr świętej Brygidy. Do pochodzącego z połowy XV wieku w końcu wieku XVIII dobudowano barokową wieżę. We wnętrzach oprócz nabożeństw odbywają się koncerty muzyki organowej.

Świat Tove Jansson

Docieramy do bramy z napisem Muumimaailkma, czyli Świat Muminków. Przekraczam ją wraz z liczną grupą dzieciaków i ich rodziców. Po drewnianym pomoście dochodzimy do wyspy. Za 17 euro kupuję bilet wstępu i z dorosłej kobiety przemieniam się w małą dziewczynkę marzącą o spotkaniu bajkowych postaci.

Tuż za kasami znajduje się amfiteatr. Dochodzi z niego muzyka, brawa, śmiech dzieciarni, natychmiast więc wbiegam po schodach, by z daleka obserwować przedstawienie teatralne z Panną Migotką, Muminkiem i Małą Mi w rolach głównych.

Skąd wzięły się znane niemal na całym świecie postacie? Wymyśliła je fińska pisarka Tove Jansson urodzona w 1914 roku (zmarła w 2001 r.). Od dziecka Tove zafascynowana była światem baśni i legend. Postacie z nich chętnie rysowała i malowała. Gdy miała 14 lat jedno z pism opublikowało jej rysunki. Pracę nad książkami o uroczych trollach rozpoczęła pod koniec lat 30 XX wieku, a pierwsza powieść pod tytułem „Małe trolle i duża powódź” ukazała się w 1945. W sumie napisała dziewięć książek o muminkach. Wszystkie cieszą się do tej pory ogromną popularnością wśród dzieci z kilkudziesięciu krajów. Na podstawie książek nakręcono rysunkowe seriale (cztery japońskie i jeden polski), wystawiono spektakle teatralne. Świat, w którym żyją muminki, pełen jest rozmaitych stworzeń, takich jak paszczaki, hatifnatowie, trolle, z których każde ma inne spojrzenie na świat, inna filozofię życia, inne zainteresowania.

Urocza dolina

Cała Dolina Muminków jest niezwykle kolorowa i urocza. Barwne drewniane domki są jakby żywcem wyjęte z powieści Tove Jansson. Najpierw odwiedzam pocztę, w której wszystkie kartki mają muminkowe wizerunki, tak samo jak znaczki i stemple. Wypisuję kartki, podbijam pamiątkowymi pieczątkami i ruszam dalej. Mijam straż pożarną, z remizą, w której wnętrzu stoi strażacki wóz z motopompą. Obok zauważam areszt z pryczą, łańcuchami, metalową miską, a nawet nocnikiem. Dziewczynka i chłopiec siedzący na pryczy są chyba mocno przejęci swym położeniem, bo miny maja niezbyt tęgie.

Na trawniku spotykam bajkowe postacie. Jest Tatuś Mimunka w czarnym cylindrze, Mamusia Muminka w fartuchu w biało – czerwone paski z nieodłączną czarną torebką, Panna Migotka z żółtą grzywką i bransoletką na nodze, rudy Ryjek, Włóczykij w stożkowatym kapeluszu, Mała Mi w rudym koczkiem na głowie. Dzieciaki przeżywają mocno uściski z nimi, powitania, wspólne fotki. Ja też przezywam, choć jestem od maluchów znacznie starsza.

Bajkowy dom

Przede mną wyrasta wysoki, okrągły dom muminków. Zbudowano go według projektu samej Tove Jansson, nic więc dziwnego, że jest tak samo uroczy jak bohaterowie jej książek. Wchodzę do środka. Najpierw trafiam do kuchni pełnej kolorowych naczyń, potem do jadalni, gdzie na mieszkańców czeka pięknie zastawiony stół. W sypialni Mamusi Muminka i Tatusia Muminka wisi ich ślubny portret, a na małżeńskim łożu leżą poduszki z naszytymi serduszkami. W gabinecie Tatusia Muminka – miłośnika podróży i przygód, marzyciela i pisarza zauważam mnóstwo książek, modeli statków, globus, maszynę do pisania. W pokoju Muminka, który zbiera kamienie i muszelki, można obejrzeć jego kolekcję powspinać się po sznurowej drabince, pobawić się zabawkami. W pokoju dziewczęcym, należącym chyba do Panny Migotki jest łóżko z różową woalką, toaletka z różowymi błyskotkami I flakonikami na perfumy. Na dole urządzono spiżarnię Mamusi Muminka z mnóstwem konfitur, marmolad, galaretek. Dzieciaki zwiedzające dom wszystkiego mogą dotknąć, mogą położyć się na łóżkach, usiąść w fotelach, rysować, bawić się.

Przygodowy szlak

Niechętnie opuszczam niezwykły dom, choć wiem, że czeka mnie jeszcze wiele muminkowych niespodzianek, jak Dom Nad Morzem, molo z wieżą obserwacyjną czy statek gotowy do wypłynięcia. Gdy patrzę na małych chłopców niezwykle przejętych kręceniem sterem, jestem pewna, że wierzą, iż za chwilę wypłyną w morze. Pod pokładem statku w przezroczystej skrzyni połyskują skarby – naszyjniki z pereł, złote łańcuchy i bransolety. Przy statku odbywa się nauka wiązania węzłów marynarskich, obok dzieciaki malują swoich ulubionych bohaterów. Na niewielkim placyku maluchy mogą do woli przestawiać miniatury domów tworząc z nich swoje miasteczka. Dalej spotykam Włóczykija, który siedzi przed namiotem z grupką dzieciaków, które z otwartymi ustami słuchają opowieści filozofa – włóczęgi.

Z drugiej strony parku na dzieciaki czekają prawdziwe przygody. Milusińscy błądzą po zielonym labiryncie i, sądząc po okrzykach, co rusz się w nim gubią. Spotykają stada hatifnatów, odwiedzają dom Czarownicy, która miesza w garze czarną, smolistą zupę, pokonują linowy most zawieszony nad przepaścią, na dnie której płynie wartki potok. To nic, że przepaść ma zaledwie półtora metra głębokości. Wyobraźnia dzieciaków pozwala na przeżycie mrożącej krew w żyłach przygody.

Po kilku godzinach spędzonych na ich poszukiwaniu trzeba koniecznie odwiedzić niewielką plażę i kuchnię Mamusi Muminka, czyli restaurację, w której serwowane są ulubione dania dzieciaków z deserami jagodowymi i truskawkowymi na czele.

Ja wolę lody, oczywiście także muminkowe. Zajadam je ze smakiem patrząc z zazdrością na fińskie dzieciaki, które w parku rozrywki nie tylko znakomicie się bawią, ale i uczą. Nikt tu na nie nie krzyczy, nie zabrania dotykania przedmiotów czy deptania trawnika. Gdybym była bogata, zainwestowałabym w park Bolka I Lolka. Ich przygody wystarczyłyby na stworzenie całej ścieżki zabawowo – edukacyjnej. Nie jestem bogata, ale o szczęśliwa, bo dzięki pobytowi w Dolinie Muminków przez kilka godzin znowu miałam siedem lat.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top