Śledzie gniją w mieście króla Karola

 

 

Po drugiej stronie Bałtyku na turystów czeka kraina malowniczych morskich zatok, czystych jezior i rzek, zabytkowych miast. Choć zaczyna się tu Europa Północna, temperatury w południowej części Szwecji są podobne do naszych, a letnie miesiące bywają bardzo słoneczne.

 

Balanga na Bałtyku

 

Wydawałoby się, że w dobie tanich linii lotniczych, biletów za złotówkę i innych podobnych promocji, pasażerskie promy przez Bałtyk stracą rację istnienia. Dlaczego tak się nie stało? Promy to bardzo wygodny sposób podróżowania. Użytkowane przez „Stena Line” trasę z Gdyni do Karskrony pokonują zaledwie w 10 godzin, bilety są naprawdę niedrogie (od około 200 złotych w obie strony, przy czym nie ma niespodzianek w rodzaju opłat lotniskowych i dziwnych podatków).

Sam rejs jest atrakcją – dla jadących na wakacje prawdziwym początkiem urlopu. W tym roku miałem okazję płynąć prawdziwym kolosem- szwedzkim promem „Stena Baltica”. Jednorazowo zabiera 1200 pasażerów oraz dziesiątki samochodów ciężarowych, autobusów i samochodów osobowych. W kajutach różnych kategorii jest 858 łóżek, na oszczędniejszych czy mniej zasobnych pasażerów czekają fotele lotnicze. Gdy prom płynie w ciągu dnia pokłady spacerowe doskonale nadają się do opalania. – Czujemy się jak na Karaibach – żartują pasażerowie mając na myśli nie tylko promienie słoneczne – prom pływa pod banderą Wysp Bahama. Podróżujący nocą spędzają czas w restauracjach i klubach oraz na czynnej do rana dyskotece. Gdy rodzice robią zakupy w pokładowych sklepach maluchy szaleją w specjalnych pomieszczeniach do zabawy.

 

Raj dla kloszardów

 

Gdy już dotrzemy do Karlskrony, znajdziemy się w prowincji Blekinge- jednej z najpiękniejszych szwedzkich ziem. Nieskażona przyroda tworzy tu baśniowe krajobrazy: to mozaika lasów bukowych, dębowych i świerkowych, potężnych bloków skalnych, setek jezior o przeczystej wodzie, wysepek i morskich zatok, wcinających się głęboko w ląd. Rzeki i jeziora połączone są kanałami, a powstałe w ten sposób szlaki wodne to idealne miejsce dla wioślarzy i żeglarzy. Królestwo żagli rozpościera się w całym blekińskim archipelagu. W Karlskronie, Sölvesborgu, Karlshamn czy też na okolicznych wyspach- na przykład Hanö- spotykają się żeglarze z wielu krajów Europy.

W południowej Szwecji jest wiele przestronnych kempingów, na których można zamieszkać w domkach o różnym standardzie, w przyczepach kempingowych albo na polach namiotowych. Kempingi są świetnie wyposażone, zazwyczaj mają własne wypożyczalnie łodzi, rowerów, sprzętu wędkarskiego, swoje sklepy, restauracje i bary. Nawet gdy noc zastanie nas daleko od pola namiotowego to w Szwecji nie jest żaden problem. U naszych północnych sąsiadów prawo zezwala na biwakowanie przez jedną noc w dowolnym miejscu. Możemy rozbić się w lesie, na prywatnym polu – oczywiście pod warunkiem, że nie niszczymy upraw – gdy rano zwiniemy namiot nikt nie może mieć do nas pretensji. Na ogrodzeniami dla zwierząt szwedzcy rolnicy przerzucają specjalne kładki tak, by nie ograniczać turystom możliwości poruszania się. Takich przepisów, a przede wszystkim ich konsekwentnego egzekwowania można tylko pozazdrościć. W naszym kraju też teoretycznie nie wolno grodzić dostępu do brzegów jezior, jaka jest rzeczywistość wie każdy miłośnik mazurskich wędrówek. Wypoczynek na łonie natury to także okazja do zwiedzenia pobliskich zabytkowych miast, malowniczych wiosek rybackich, starych zamków, fortyfikacji, czy przepięknych ogrodów kwiatowych, takich jak ten w pobliżu Ronneby- wydaje się, że kaskady kwiatów spływają tu wprost ze skał, otoczonych iglastym lasem.

 

Największe lody na największym placu

 

Karlskrona, położona w prowincji Blekinge, to znany bałtycki port i zarazem XVII- wieczny gród, ulokowany na 33 wysepkach. Miejskie fortyfikacje, m.in. majestatyczne twierdze Kungsholm i Drottingskör, wybudowano po to, by broniły miasta, ale Karlskrona znalazła się w tej szczęśliwej sytuacji, że nigdy nie padł z nich żaden strzał. Dziś jest tu port, muzeum i park z egzotyczną roślinnością.

 

Główny rynek miasta, z centralnie położonym pomnikiem Karola XI, uważany jest za największy plac północnej Europy. Górują nad nim stare kościoły, a szerokie ulice, zaprojektowane z myślą o paradach wojskowych, to miejsce wielu imprez i tradycyjnego Jarmarku Świętojańskiego. Z 1744 roku pochodzi kościół Fryderyka – Fredrikskyrkan . Drugi starszy od niego kościół Św. Trójcy– Tyskakyrkan z 1709 roku był zbudowany dla ówczesnej ludności niemieckiej. Oba kościoły są protestanckie, a więc skromne wewnątrz. Pod rynkiem biegnie wybudowany w 1887 roku, tunel kolejowy umożliwiający komunikację między portem wojennym i dworcem kolejowym.

 

Ma rynek jeszcze jedną atrakcję – znajdująca się tu lodziarnia uchodzi za najlepszą na południe od Sztokholmu. Rzeczywiście lody są wyśmienite, bogactwo smaków ogromne a porcje olbrzymie.

Unikalna jest świątynia Admiralicji – Amiralitetskyrkan . Wzniesiono ją w 1685 roku na potrzeby wojska jako prowizoryczną kaplicę. Jak widać prowizorki są najtrwalsze nie tylko u nas, przetrwała do dziś jako największa drewniana świątynia w Szwecji. U wejścia do nieji stoi kopia drewnianej figury żebraka Matsa Rosenboma – oryginał znajduje się wewnątrz kościoła. Był obdarzonym liczną rodziną ubogim policjantem. Gdy dodatkowo rozchorowała mu się żona uzyskał zgodę na żebranie. Według legendy w noc sylwestrową 1717 roku przegnał go ze swojego domu jeden z bogatych mieszczan. Rosenbom zamarzł z ręką wyciągniętą w żebraczym geście. Mieszczanin gnębiony wyrzutami sumienia kazał wystawić figurę żebraka by tym sposobem zbierać datki dla wdowy i sierot. Rzeźba to specyficzna skarbonka, datki wrzuca się po podniesieniu kapelusza żebraka. To symbol ukłonu w podzięce za hojność.

 

Podmorskie i wirtualne podróże

 

Karlskrona jest także miastem muzeów. Światową renomą cieszy się leżące na wyspie Stumholmen Muzeum Morskie (Marinmuseum), którego zbiory obrazują trzy wieki historii floty szwedzkiej. Jako szczególna atrakcja reklamowany jest biegnący po dnie morskim tunel. Przez specjalne szyby można w nim obejrzeć fragmenty zatopionego w tym miejscu okrętu Göta Lejon. Szczerze mówiąc podwodny spacer nie zrobił na mnie wrażenia – woda jest mętna i widać bardzo niewiele.

 

Przed wejściem do muzeum ustawiono pierwszą szwedzką łódź podwodną „Sajen” zwodowaną w 1904 roku. Zaś przy muzealnym nabrzeżu cumuje zrekonstruowany statek pocztowy z 1692 roku, trałowiec Bremön z 1940 roku oraz trójmasztowiec Jarrmas o powierzchni żagli 1002 m. kw. To ostatni żaglowiec zbudowany w stoczni karlskrońskiej w 1900 roku, służył jako statek szkoleniowy szwedzkiej marynarki wojennej. Wewnątrz muzeum można podziwiać kolekcję 80 oryginalnych, drewnianych modeli okrętów. Większość z czasów z świetności Karlskrony i jej stoczni wojennej, czyli z XVIII wieku. Duże wrażenie robi ekspozycja galionów, czyli drewnianych figur dziobowych okrętów. W większości wyszły spod ręki rzeźbiarza Johana Törnströma. Były ozdobą okrętów, które brały udział w bitwach morskich z Rosją w latach 1788-90.

 

Tym co z wizyty w muzeum pamiętam najbardziej była próba własnoręcznego poprowadzenia okrętu wojennego. Umożliwia to symulator używany do szkolenia oficerów. Efekty dźwiękowe i wizualne dają doskonałą iluzję przebywania na prawdziwym mostku kapitańskim. Pracownicy muzeum mogą zaprogramować różne typy okrętów i sytuacji nawigacyjnych. Ja wpływałem do portu w San Francisco szybkim kutrem torpedowym. Uwierzycie czy nie ale nawet mi się udało.

 

Wojna na liście UNESCO

 

Miłośnicy panoramicznych fotografii powinni wspiąć się na Bryggarberget – Wzgórze Browarników nad starym, z XVIII w. dawnym browarem. Roztacza się z niego piękny widok na archipelag, miasto i port Interesujący jest też zbudowany na początku wieku Vämöparken- skansen z budowlami regionalnymi, zajazdem, plebanią, wioską grenadierów i młynem wodnym.

 

Region Karlskrony nazywany jest królestwem wysp. W tym stwierdzeniu nie ma przesady leży bowiem w centrum archipelagu liczącego ich 1650! To naturalne walory obronne tego miejsca zdecydowały, że król Karol XI założył w 1680 roku miasto jako główną bazę szwedzkiej floty wojennej. Powstał niezwykle trudny do zdobycia, broniony przez ukształtowanie terenu i bastiony na skałach port wojenny. Doskonale zachowanych historycznych śladów obecności floty jest tak wiele, że w 1998 r. miasto zostało wpisane na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

 

 

Każde z miast w Blekinge ma swój niepowtarzalny nastrój. Karlshamn może się poszczycić przepięknym rynkiem, Olofström przyciąga miłośników literatury- mieszkał tu szwedzki noblista, Harry Martinson. Miasta Skanii słyną ze starych zamków, których jest w tej prowincji ponad dwieście. Większość można zwiedzać, odbywa się tam wiele imprez, festiwali i rycerskich biesiad.

Bardziej w głębi kraju położone jest Vimmerby, ale organizuje się tam wycieczki. To zwłaszcza atrakcja dla dzieci. W przepięknie położonym rodzinnym mieście Astrid Lindgren po baśniowym ogrodzie oprowadza turystów Fizia Pończoszanka.

 

Czemu Don Kichot nie był Szwedem!

 

Leżąca u wybrzeży Szwecji wyspa Olandia, jest drugą co do wielkości na Bałtyku. Wprawdzie ma tylko 4 do 16 kilometrów szerokości, ale za to 137 długości. Z lądem stałym łączy ją jeden z najdłuższych w Europie, 6 – kilometrowy most Őlandbron. Wyspa będąca najbardziej słoneczną częścią kraju jest ulubionym miejscem wypoczynku Szwedów – także rodziny królewskiej, urządzono na niej ponad 50 kąpielisk. Jej 24 tys. stałych mieszkańców, przyjmuje w sezonie letnim ponad pół miliona turystów. Atrakcją jest najwyższa w kraju, zbudowana w 1785 roku, 42-metrowej wysokości latarnia morska Länge Jan. Olandia to prawdziwa wyspa wiatraków, kiedyś były ich tysiące, do naszych czasów przetrwało około 400 innych, Don Kichot by oszalał.

To również mekka ornitologów i miłośników podglądania ptaków. Jest bowiem punktem tranzytowym między północą Europy a miejscami ich zimowania na południu kontynentu i w Afryce.

Pasjonatów historii zachwyca dawne obronne grodzisko Eketorp, gruntownie przebadane przez archeologów a następnie odbudowane. Za wysokim kamiennym murem ukryte są drewniane domy mieszkalne a w nich muzeum, warsztaty rzemieślnicze, stajnie, chlewy itp. Autentyczności dodają owce, kozy, bydło i świnie wałęsają się swobodnie po całym terenie. Personel w historycznych strojach oprowadza turystów, uczy ich pisma runicznego, demonstruje, jak odlewano cynowe ozdoby itp. Ogromne zainteresowanie widać zarówno na twarzach dzieci jak i dorosłych.

 

Rak, czyli krewetka i zgniłe śledzie

 

Szwecja to kraj o bardzo długiej linii morskiego wybrzeża. Nie dziwi więc, że jego mieszkańcy kochają wszelkiego rodzaju potrawy z morskich żyjątek. Często seruje się krewetki, chyba dla zmylenia cudzoziemców słowo oznaczające krewetki to po szwedzku „rak”. Śledzie pod wszelkimi postaciami (robią z nich nawet tort) podawane są już od śniadania.

Zazwyczaj smaczne, choć na mój gust zbyt słodkie. Szwecja była przez wieki krajem bardzo ubogim a cukier synonimem luksusu. Jest też potrawa, która bez eliminacji weszłaby do pierwszej dziesiątki ekstremalnych dań świata. To surströmming – czyli według naszego pojęcia zgniłe śledzie. Spuchnięte puszki z fermentującymi rybami można kupić w marketach.

Pod żadnym pozorem nie wolno ich otworzyć w mieszkaniu – nieznośny zapach przesiąknie ściany, nie obejdzie się bez kapitalnego remontu. Gdy sos, w którym pływają ryby zabrudzi ubranie pozostaje je tylko spalić. Kiszone śledzie, bo tak tłumaczona jest zazwyczaj ich nazwa otwiera się w ogrodzie, koniecznie w wannie lub dużej misce pod wodą. Myśliwi mają inny sposób. Kładą puszkę na końcu ogrodu i strzelają tak by się „odgazowała”. Jaka jest geneza śledziowej okropności? Podobno w dawnych czasach, gdy sól była bardzo droga, ludzie konserwujący na zimę ryby oszukiwali sypiąc jej bardzo skąpo i śledzie w beczkach gniły. Czy to prawda? Być może. Faktem jest, że potrawa choć nieznośnie śmierdzi jest smaczna. Surströmming je się ze specjalnym chlebem i cebulą.

 

 

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top