
Odkrył go w indochińskiej wówczas dżungli półtora wieku temu, w roku 1861, francuski przyrodnik Henri Mouhot. Tak można przeczytać m.in. w Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN.
W rzeczywistości był on tylko pierwszym Europejczykiem, który narysował ruiny tutejszych średniowiecznych khmerskich świątyń zarośniętych przez dżunglę. Wcześniej, bo już w XVI wieku, wiedzieli o nich portugalscy i hiszpańscy misjonarze oraz awanturnicy. Opisał zaś Portugalczyk Diogo do Couto.

Najstarszą mapę Angkor narysował natomiast, najprawdopodobniej między 1623 i 1636 rokiem, japoński pielgrzym. Był on przekonany, że dotarł do ruin klasztoru, w którym część swego życia spędził Siddhartha Gautama Budda. Skopiowana w 1715 roku mapa ta, aż do początku XX wieku uchodziła za plan sławnego buddyjskiego klasztoru.

Wkrótce bowiem po jego śmierci w Laosie, angkorskie rysunki Mouhota wydane zostały w książce „Podróże po królestwach Syjamu, Kambodży, Laosu i innych częściach Indochin”. Najpierw, w 1863 roku po francusku, zaś w roku następnym po angielsku. Wzbudzając, oczywiście, sensację w świecie naukowym.

Członkiem tej ekspedycji był malarz Louis Delaporte. Wykonał on liczne rysunki tutejszych zabytków i wydał w 1873 roku w dwutomowym dziele. Zachwycony twórczością średniowiecznych Khmerów przywiózł też z tej wyprawy wiele starych dzieł sztuki. Stały się one zalążkiem obecnych wspaniałych zbiorów Musée Indochinois du Trocadéro w Paryżu.

Od czasu uruchomienia niedawno do jego portu lotniczego międzynarodowych połączeń, ośrodka rozwijającego się niezwykle dynamicznie. Na bezpłatnym planie miasta jaki otrzymałem na lotnisku, doliczyłem się w nim 125 hoteli – a dalsze, w budowie, widziałem po drodze.

Stanowi ono bowiem rzeczywiście bramę do zabytków średniowiecznego królestwa Khmerów, które znajdują się w odległości od paru, do maksymalnie 50 km od centrum miasta. Najciekawszego miejsca w Kambodży, w której po krwawych, zbrodniczych rządach Czerwonych Khmerów, pozostało niewiele zabytków. Aby zobaczyć te najważniejsze można więc przylecieć tylko tutaj.

Położonym, jak już wspomniałem, nad niewielką rzeką, z którą krzyżuje się główna ulica, a zarazem odcinek Drogi Narodowej nr 6 łączącej Siem Reap ze stolicą. Są tu również dwie główne ulice poprzeczne: bulwar Sivatha i nadrzeczna aleja Pokambor oraz dwa ronda.

Oba warto odwiedzić, oferują bowiem po rozsądnych cenach mnóstwo różnorodnych towarów oraz niezliczone pamiątki. Tuż za tak nakreślonymi granicami ścisłego centrum, z jednej strony znajduje się wspomniane już Angkor National Museum, z drugiej zaś, po obu stronach niewielkiej ulicy, dwa nocne bazary: Noon Night Market i Angor Night Market. Również warte odwiedzenia.

I budowane są przy niej kolejne. Są to w większości hotele nowe, o dobrym standardzie, z basenami pod palmami, sprawną obsługą, niezłą kuchnią itp. A kto z gości hotelowych chce spróbować bardziej egzotycznej kuchni lokalnej to obok lub po drugiej stronie ulicy znajdzie tanie jadłodajnie oraz sklepiki. Z płaceniem nie ma problemów.

Ale można ją wydać przy najbliższej okazji. Są tu także inne obiekty i miejsca warte odwiedzenia. Między centrum i lotniskiem zlokalizowana jest Kambodżańska Wioska Kulturalna – Cambodia Cultural Village. W południowej części miasta, tuż obok jego ścisłego centrum, znajduje się jedna z placówek Artisans Angkor.

Można ich obserwować podczas pracy, w miejscowym sklepie kupić te pamiątki, a także wypić, zjeść coś lub po prostu odpocząć w miejscowej kawiarence. Zachęcony byłem również na kolacji z występami kambodżańskiego zespołu tańców narodowych. I okazał się to uroczy, świetnie spędzony wieczór.

Tylko napoje nie wliczone w cenę podają kelnerzy. Wybór dań jest ogromny. Od potraw warzywnych i mącznych – po owoce morza, drób i mięsa w różnej postaci. Serwowanych na zasadzie „jesz ile chcesz i ile możesz”. W końcu tej sali znajduje się scena, na której, mniej więcej w pół godziny po rozpoczęciu kolacji aby goście najpierw mogli najeść się, odbywają się występy.
Znakomicie wprowadzają one w kambodżańską atmosferę oraz khmerskie zabytki. Głównym elementem dekoracyjnym sceny są porośnięte lianami rzeźby ogromnych głów wykutych w kamiennych blokach świątyni Bayon oraz portal i inne elementy średniowiecznej architektury khmerskiej.

Był to bardzo udany występ i w ogóle wieczór. Przy tym za całkiem rozsądne pieniądze. Na liczące kilka tysięcy lat dzieje tego kawałka Azji południowo – wschodniej składają się zarówno fakty i ślady materialne pozostawione głównie w kamieniu, jak i legendy. A do najbardziej znanej nawiązywała pierwsza część programu, który oglądałem.

Kambu zwrócił się do boga Sziwy, aby pomógł mu w swatach z królewną, I rzeczywiście, Sziwa pomógł młodym zakochanym otrzymać zgodę króla mórz na małżeństwo. Aby ułatwić im przyszłe życie, Naga wypił całą wodę z zatoki i na powstałym w ten sposób lądzie zbudował piękne miasto. Osiedlili się w nim nowożeńcy i mieli mnóstwo dzieci. A nowe państwo które stworzyli, nazwali Kambu – dża.
Co znaczyło „Synowie Kambu”. Legenda ta, zdaniem niektórych badaczy, jest alegorią w której morski król Naga symbolizuje wielką rzekę tego regionu świata – Mekong. Zaś utworzone nowe państwo oczywiście Kambodżę z jej niezwykłą kulturą i zabytkami.

Jego mieszkańcy utrzymywali się z handlu. W ciągu następnych dwu stuleci u zbiegu rzek Mekong i Sap, bardziej w głębi lądu niż Furan, powstało państwo Protokhmerów – Czenla. Zaś państwo Angkor utworzył w latach 802 – 850 król Dżajawarama II, początkowo ze stolicą w Roulos. Ogłosił się królem – bogiem i zapoczątkował budowanie przyszłego imperium.
Jeden z jego następców, Jaśowarman I przeniósł w latach 889 – 908 stolicę do pobliskiego Angkoru. Inni zaś umocnili je oraz zbudowali wspaniałe kamienne świątynie. I to ich zachowane ruiny z IX – XIII wieku, należą dziś do najwspanialszych zabytków tej części świata. Ale o niektórych z nich, najważniejszych i najcenniejszych, napiszę już w następnych reportażach.
Zdjęcia autora