Zwiedzanie tego, niespełna 10-tysięcznego miasta w kraju (województwie) pardubickim, zaczynamy od obiadu w regionalnej karczmie „U Svatého Huberta” (Pod świętym Hubertem). Jedzenie jest oczywiście autentycznie ludowe i pyszne. Przekonałem się o tym już przed trzema laty podczas poprzedniego tu pobytu.
Tym razem wchodząc do tej karczmy, wiem, co otrzymam na obiad. Gospodarze, o czym już napisałem w pierwszej relacji z tego dziennikarskiego wyjazdu, wpadli na świetny pomysł, żeby nie tracić czasu na wybór dań z karty przez jego uczestników dopiero po przyjeździe, przysłali nam menu na wszystkie kolejne obiady, aby móc je podać zaraz po pojawieniu się gości.
Śniadania ze „szwedzkim stołem” mieliśmy w hotelu, zaś kolacje w regionalnych restauracjach, ale wieczorami czas nas już „nie gonił”, bo były to ostatnie punkty napiętego programu i mogliśmy spokojnie poczekać przy piwie lub napojach bezalkoholowych na wybrane z karty dania oraz porozmawiać o wrażeniach z mijającego dnia.
W GOSPODZIE POD ŚWIĘTYM HUBERTEM
Wybór „U Huberta” głównego dania nie był jednak łatwy.
Zupy zaproponowano nam, w przysłanym przed wyjazdem mailu, do wyboru dwie: rosół drobiowy z knedlami wątrobianymi lub kremową zupę czosnkową z zapiekanym chlebem i serem.
Zdecydowałem się na tę drugą. W przypadku drugiego dania propozycji było aż 11 ! I to w rodzaju „i to kusi, i to nęci”.
M.in. wiejska wątróbka wieprzowa z ryżem. Świeżynka, czyli mięso ze świnobicia z ziemniaczanym puree, pieczoną cebulką i duszoną kapustą. Kilka regionalnych dań mięsnych lub drobiowych oraz smażony ser z frytkami ziemniaczanymi i sosem. Wybrałem gulasz wieprzowy z plackami ziemniaczanymi i była to, oczywiście decyzja trafna, chociaż i inne nie byłyby gorsze.
Po obiedzie nastąpiło zwiedzanie miasteczka, ze świetną przewodniczką Veroniką Formánkovą. Szybko przekonałem się, jak wiele ciekawego i nowego można zobaczyć i dowiedzieć się podczas kolejnego pobytu w tym samym miejscu po upływie zaledwie niespełna trzech lat.
Miasteczko Hlinsko leży u podnóża Wyżyny Czesko – Morawskiej, a jego nazwa wywodzi się od słowa glina. Już bowiem w XI wieku powstała tu osada garncarska, chociaż pierwsza pisana wzmianka o nim pochodzi „dopiero” z roku 1349.
SKANSEN NA DAWNYM PASTWISKU
Z czasem osada rozwinęła się w regionalny ośrodek rzemieślniczy i przemysłowy. W jego centrum, na prawym brzegu rzeczki Chrudimki, między kościołem i rynkiem, znajdowało się duże pastwisko. Na którym w XVII w. rozpoczęto wznoszenie parterowych, ale niektóre również z mansardami lub strychami domów.
Głównie rzemieślników pracujących na lokalne i okoliczne potrzeby: tkaczy, szewców, producentów wyrobów z drewna, czy potrzebnych w gospodarstwach rolnych. Ale, zwłaszcza w XVIII i do połowy XIX w., budowali się tu również mieszczanie. Przenosili się do nich także z okolic robotnicy i ludzie pracy najemnej.
Dzielnicę tę nazwano Betlém, co po czesku znaczy Betlejem. Sporo tutejszych starych domów wyburzono w latach 70 i na początku 80-tych XX w. Ale w 1989 r. udało się uratować pozostałe, tworząc zabytkową dzielnicę, zrekonstruowaną w latach 1990-2012. Bo w roku 1995 stała się ona oficjalnie państwowym zabytkiem historycznym – skansenem.
Ta Památková rezervace lidové architektury, czyli skansen architektury ludowej, jest jedną z trzech części wysoczyńskiego zespołu wpisanego na Listę UNESCO. Należy do niego też Wesołe Wzgórze (Veselý Kopec), z tradycyjnym pochodzie karnawałowym o którym pisałem niedawno.
ŚWIETNIE OPISANE ZABYTKI ARCHITEKTURY LUDOWEJ
Do Betlemu przeniesiono również kilka zabytkowych budynków architektury ludowej z innych miejsc. Obecnie jest ich w sumie 24, z czego 16 to zabytki, a najstarszy znajdował się już na planie miasteczka z roku 1731. W części domów mieszczą się, udostępniane zwiedzającym, ekspozycje ich historycznych wnętrz z wyposażeniem.
Również dawnymi rzemieślniczymi warsztatami z I połowy XIX do lat 30-tych XX wieku. Inne wykorzystywane są na wystawy czasowe czy miejsce realizacji różnych programów. Ale część jest nadal zamieszkana, w niektórych znajduje się sklep z niewielkim muzeum czy wspomniana karczma.
Każdy dom w tym skansenie ma numer i opis na tabliczce informacyjnej. Te uznane za zabytki są również opisane w folderze z planem dzielnicy Betlejem. Dwujęzyczne tabliczki, po czesku i angielsku, zawierają podstawowe informacje o budynku.
Np. Domek nr. 62:”Najmniejszy zachowany domek w tej części Betlemu powstał w końcu XVIII w, jest datowany na rok 1777. Składa się z izby z ciosanych, drewnianych bali, małej sieni i komory… W latach 20-tych XX w. do domków dobudowywano takie komory, składziki, ustępy i chlewiki dla kóz.
SZEWC, TKACZE, ROBOTNICY
Początkowo mieszkali tu drobni rzemieślnicy, później robotnicy manufaktur. Ekspozycja pochodzi z przełomu XIX i XX w. gdy w tym domku mieszkała szanowana rodzina Pliškovych. Pan Plišek był szewcem, dlatego w komorze umieszczono warsztat szewski… Domek był zamieszkany do lat 60-tych XX w. Domek nr. 159 z I połowy XVIII w. został przebudowany w roku 1765 przez Jana Beneša.
Dalej można przeczytać, ze w XIX w. mieściły się w nim klasy I i II szkoły. A także, co obecnie można w nim zobaczyć. I że ostatni jego właściciel, pan Freidrich, mieszkał w nim do lat 80-tych XX w. Oglądamy ekspozycje w kilku wnętrzach. W oknach innych widać zabawki i ludowe figurki.
Ciekawe są izby dawnych mieszkańców i ich wyposażenie, mieszczące się w domkach warsztaty: szewski, tkackie, kuchnie z wielkimi piecami, naczyniami i sprzętami. Uwagę przyciąga ekspozycja muzealna w jednym z domów, z dużą kolekcją ludowych szopek, drogi krzyżowej, a także fragmentu rynku renesansowego miasteczka z dwoma kościołami. Szczególnie ciekawa okazała się wizyta w domu Nr 361, z którem mieści się czynny warsztat tkacki Josefa Fidlera.
FASCYNAT TRADYCYJNEGO TKACTWA
Dom ten – czytam na tablicy informacyjnej obok wejścia, z drewnianych bali, z izbą mieszkalną, komorą i czarną kuchnią postawił około roku 1800 garncarz František Bélovský. W połowie XIX w. mieszkały w nim rodziny mistrzów tkackich. W latach 30-tych XX w. po przebudowie i rozbudowie domu znalazła się w nim druga izba. Pierwotną strzechę słomianą zastąpiono dachem z eternitu.
Obecnie znajduje się w nim warsztat poświęcony tradycyjnemu ludowemu tkactwu Republiki Czeskiej. Prowadzi go Josef Fidler, który zrekonstruował tradycyjny warsztat tkacki i produkuje w nim bardzo pracochłonne tkaniny – žinylky czyli szenile. Jest to – cytuję informację, jaką otrzymałem od organizatorów – „rodzaj tkaniny o puszystej powierzchni, powstałej dzięki unikalnej technologii ręcznego tkania, pochodzącej z Francji (stąd nazwa tkaniny – chenille – gąsienica).
Jej produkcja stała się ważną gałęzią tkactwa ręcznego, zwłaszcza w Hlińsku po udoskonaleniu technologii przez pana Josefa Laška w 1890 roku. W czasach największego rozkwitu po I wojnie światowej aż do okupacji w 1938 roku jej produkcją zajmowało się 3500 tkaczy, szerząc sławę tkaniny szenilowej niemal na całym świecie.
SZENIL DELIKATNIEJSZY OD JEDWABIU
• Oprócz dywanów wyroby miały charakter dekoracyjny – np. poszewki na poduszki czy narzuty. Osobnym rozdziałem były szaliki szenilowe. Pan Fiedler zafascynował się tkactwem, zmontował drewniane krosno ręczne i zaczął realizować swoją pasję. Wkrótce dołączył do firmy Hybler textil Semily. Niestety po kilku latach właściciele zamknęli fabrykę.
Pan Fiedler zorganizował więc w domu warsztat tkacki, kupił profesjonalne krosno ręczne i rozpoczął intensywną pracę. Na warsztat wynajął domek na terenie rezerwatu architektury Betlém.
Pewnego razu ktoś przyniósł mu stary szenilowy szalik z pytaniem, czy da się taki utkać. Pan Fiedler zainteresował się wówczas tkaniną szenilową, zdobył potrzebne informacje na jej temat i postanowił zająć się jej produkcją. Od początku do dziś współpracuje z projektantką Beatą Rajską”.
Podczas prezentacji warsztatu i swojej pracy ten tkacz – fascynat opowiadał nam o swojej pracy, pokazywał jak ją wykonuje, demonstrował swoje szenilowe wyroby. Są one wyjątkowo delikatne, ale bardzo pracochłonne, a więc i drogie. Realizuje więc wyłącznie konkretne zamówienia ludzi, którzy odwiedzili jego pracownię i mogli zapoznać się z tym, rzadkim już obecnie, rodzajem tkactwa oraz uzgodnili co pragną otrzymać i cenę.
Zdjęcia © autora.
Autor uczestniczył w dziennikarskim wyjeździe studyjnym do Czech Wschodnich na zaproszenie warszawskiego przedstawicielstwa Czech Tourism i Destinačni Společnosti Východni Čechy w Pardubicach.