BOSZ: BIESZCZADY

Omawiałem niedawno świeżo wznowiony przez BOSZ „Mini przewodnik Bieszczady”. Przeznaczony dla turystów, którzy przyjeżdżają w ten region kraju na krótko, chcą zobaczyć tylko najciekawsze miejsca i najważniejsze zabytki oraz pooglądać krajobrazy. Ewentualnie uzupełnić swoją podstawową wiedzę o jego przeszłości, kulturze i przyrodzie. Jest to już czwarte wydanie będące skrótem obszernego przewodnika po Bieszczadach tego samego autora, wznawianego i uzupełnianego już wielokrotnie. Cieszą się one bowiem dużym zainteresowaniem.

 

– „Prawdziwy turysta górski – pisze autor we wstępie odpowiadając na pytanie: Po co dziś przyjeżdżamy w Bieszczady? – znajdzie tu nadal najmniej zaludnione i zagospodarowane góry Polski. Choć już nie tak dzikie i tajemnicze jak przed ćwierćwieczem, choć pocięte nowymi drogami leśnymi i opasane ruchliwą obwodnica, zachowały wiele z dawnego uroku. Spore odległości pomiędzy schroniskami i rzadka sieć komunikacyjna wymuszają długie odcinki dzienne, co pozwala wykazać się sprawnością i samodzielnością.”

 

 

Przewodnik ten, co podkreśla autor, przede wszystkim krajoznawczy, stanowi cenne źródło wiedzy o polskiej części tych gór. Nie wszyscy wiedzą, że do Polski należy tylko północna połówka Bieszczadów zachodnich. Ich południowe stoki leżą bowiem już na Słowacji, a pasma wschodnie na Ukrainie. Bardzo ciekawe informacje o tym regionie zawarte zostały w rozdziale I – Co o Bieszczadach wiedzieć wypada?

 

A więc o ich pasmach i pasemkach, pochodzeniu nazwy, klimacie, przyrodzie i jej ochronie, a także przeszłości. Sięga ona… III tysiąclecia. Z niego bowiem pochodzą najstarsze znalezione ślady obecności w nich człowieka – koczowniczych pasterzy. Około roku 1000 przed naszą erą zamieszkiwały te góry, chociaż niezbyt gęsto, ludzie rolniczej kultury łużyckiej. Na początku zaś n.e. Celtowie, powstawały też szlaki handlowe, m.in. jedno z odgałęzień bursztynowego.

 

Skupiska ludzkie zaczęły się tu tworzyć dopiero od X wieku. To tylko przykłady. Nie zamierzam streszczać tego przewodnika, zainteresowanych odsyłam do jego lektury, bo jest tego wart. Wspomnę więc tylko, że ten zarys dziejów doprowadzony jest do naszych czasów. Masa faktów i informacji dotyczących tego regionu kraju zawarta została w 7 rozdziałach.

 

Poczynając od prezentacji podbieszczadzkich miast: Sanoka, Leska, Ustrzyk Dolnych i Krościenka z ich zabytkami, ciekawymi obiektami i miejscami oraz okolicami. Po nich otoczenie Zalewu – autor nazywa je jeziorem – Solińskiego, doliny Osławy i Osławicy , Okolice Baligrodu i Cisnej, wschodnie rubieże Bieszczadów oraz Bieszczady Wysokie. Z mnóstwem kolorowych zdjęć, mapek i planów miejscowości.

 

Ponadto wyróżnionych w ramkach na niebieskim tle informacji na temat poszczególnych szlaków i miejsc wyróżnionych, proponowanych wycieczek itp. Ostatni rozdział zawiera obszerne informacje praktyczne, a na końcu przewodnika są indeksy map i planów oraz nazw geograficznych. W tekst włamano też kilkadziesiąt informacji w ramkach na kolorowym lub czarnym tle bardzo wzbogacających ten przewodnik. W odróżnieniu od wielu innych tej serii wydawniczej, nie są to tylko krótkie ciekawostki, lecz przeważnie obszerne, nierzadko 1-2 stronicowe informacje monotematyczne.

 

M. in. * „Chaty w dolinie czyli o bieszczadzkich Bojkach”; * „Szlak nadsańskich umocnień”; * „Bieszczadzcy starozakonni”; * „Wsie na dnie jeziora”; * „Balowie z Hoczwi”; * „Herbowi pod strzechą, czyli o szlachcie zagrodowej w Bieszczadach”; *Siła propagandy, czyli „Powstanie Leskie”; * „Na C.K. magistrali”; * „Pod trójramiennym krzyżem, czyli o cerkwi, ikonie i ikonostasie”; * „Koroliwcy znad Osławy czyli o wschodniej Łemkowszczyźnie”; * „Republika Komańcza czyli rok 1918 w Bieszczadach”; * „Łacinnicy i schizmatycy czyli o obrządku wschodnim w Bieszczadach”; * „Pod znakiem Tryzuba, czyli o walkach z UPA w Bieszczadach” i wiele innych.

 

Zawierają one wiele ważnych, ciekawych a niekiedy mało znanych faktów. Chociaż nie w każdym przypadku z ich interpretacją przez autora mogę się zgodzić. Zwłaszcza oceną akcji „Wisła” – przesiedlenia w roku 1947 ludności ukraińskiej, a także Łemków i Bojków, na odzyskane ziemie północne i zachodnie, aby odciąć oddziały UPA od ich zaplecza i zakończyć krwawe walki. Akcja ta była oczywiście złem.

 

Stosując odpowiedzialność zbiorową skrzywdzono wielu niewinnych ludzi, a dając im bardzo krótki czas na spakowanie się i ograniczone środki transportu pozbawiono nierzadko dorobku całego życia. Ale nazywanie tej akcji czystką etniczną uważam za niewłaściwe użycie tego terminu. Oznacza on bowiem fizyczną likwidację ludzi określonej narodowości, rasy ewentualnie wyznania.

 

Gdyby zastosować go także do innych podobnych sytuacji, to za czystki etniczne – a przecież nie były one nimi – należałoby uważać mniej lub bardziej dobrowolną wymianę ludności polskiej i ukraińskiej na mocy porozumień z 1944, a następnie 1951 roku. Podobnie całą powojenną repatriację Polaków z terenów Białorusi, Litwy i Ukrainy. A także przesiedlenie, na mocy Układu Poczdamskiego, Niemców za Odrę i Nysę Łużycką.

 

Akcja „Wisła” była więc w tamtej, konkretnej sytuacji, mniejszym złem. Tysiącom, nawet dziesiątkom tysięcy ludzi ocaliła bowiem życie. Przecież bez niej większość przesiedlanych zginęłaby w walkach z UPA i ekspedycjach karnych. Podobnie jak liczne ofiary byłyby też po stronie polskiej. A przymusowe przesiedlenie tej ludności do ZSRR, bo i taki wariant był możliwy, byłoby dla niej zdecydowanie bardziej dramatyczny, niż na północ i zachód Polski.

 

Dowodem na to był los wielu Ukraińców, którzy zdecydowali się przenieść z rubieży Polski na wschód bezpośrednio po wojnie. Niestety, szowinizm skrajnych ukraińskich nacjonalistów spod znaku OUN i skala zbrodni nie tylko UPA, ale także popełnianych z niesłychanym okrucieństwem przez ogłupionych nienawiścią nierzadko dawnych, dobrych sąsiadów, okazały się niewyobrażalne. To były czystki etniczne!

 

Z drugiej strony samoobrona i odwety ludności polskiej, później zaś wojskowe ekspedycje karne doprowadziły do sytuacji, w której ludzie różnych narodowości i religii nie mogli już, tak jak miało to miejsce w Bieszczadach i ich okolicach przez setki lat, żyć zgodnie ze sobą. Koniecznością stało się ich trwałe rozdzielenie aby mogli przeżyć, a w regionie zapanować spokój.

 

Różnica w spojrzeniu na tę kwestię nie ma oczywiście wpływu na moją, bardzo wysoką ocenę tego przewodnika. Warto go przeczytać nawet jeżeli nie planuje się w najbliższym czasie wyjazdu w Bieszczady. Lektura ta na pewno zachęci jednak do pomyślenia o poznawaniu tego fascynującego regionu kraju.

 

BIESZCZADY. Przewodnik. Opracowanie tekstu i mapek: Paweł Luboński. Zdjęcia: Ryszard, Stanisław i Zygmunt Nater. Wydawnictwo BOSZ, wyd. VIII Olszanica 2010, str. 274, cena 32 zł.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top