Publikujemy dziś niezwykłą, daleko wybiegającą znaczeniem poza turystykę i podróże, relację z tak tragicznie zapisanej w dziejach Polaków w XX wieku Kołymy, znanego podróżnika i odkrywcy Jerzego „Yurka” Majcherczyka.
Uczestnika m.in. krakowskiej studenckiej wyprawy kajakowej Canoandes 79 oraz współodkrywcy w jej finale w 1981 r. dla kajakarstwa i turystyki słynnego dziś Kanionu rzeki Colca w Peru. Mieszkającego od tamtej pory w USA i zajmującego się podróżami oraz turystyką. Zaczęło się od tego, że przysłał mi wycinek z wydawanego w Stanach „Nowego Dziennika” z 24 marca 2018 r. ze swoim zaskakującym tekstem oraz informacją, że właśnie wrócił z Kołymy, z ponownego pobytu w sowieckim łagrze, który opisał w tamtej relacji. Dodając, że uczestnicy tegorocznej wyprawy – pielgrzymki śladami łagierników postawili tam ku czci ofiar polski krzyż. I pytaniem: może Cię (przyjaźnimy się od lat) to zainteresuje? Poruszyła mnie jego relacja w „Nowym Dzienniku” tym bardziej, że też mam w najbliższej rodzinie ofiary stalinizmu – Katynia i syberyjskich zesłańców. Odpowiedziałem: chętnie to opublikuję, ale skoro wyjazd na Kołymę, który zapowiadałeś w „ND” już się odbył, i to z tak ważnym wydarzeniem, jak postawienie w dawnym łagrze polskiego krzyża z tabliczką ku czci ofiar, to uzupełnij tę relację o to, co miało miejsce później. Zgodził się, prezentujemy więc Czytelnikom wspomniany wyżej tekst opublikowany w USA i opis tegorocznej polskiej wyprawy na Kołymę ze zdjęciami z niej.
Cezary Rudziński
SEN O KOŁYMIE
Sen o Kołymie „męczy” mnie już od wielu lat i nie daje spokoju. Muszę go wypełnić! A tak naprawdę ten sen nie był o samej Kołymie – był o łagiernikach. Ten sen przytrafił mi się po bardzo mocnych przeżyciach w czasie pobytu na Syberii w 2010 roku, kiedy to kajakami płynęliśmy królową syberyjskich rzek Leną. Wtedy jeszcze go nie rozumiałem, być może, dlatego że byłem w ogromnym szoku, jaki pozostawił we mnie. Trochę bardziej zrozumiałem go kilka dni później w Moskwie w czasie wizyty w prywatnym Muzeum Łagrów. Ale dalej był dla mnie tajemnicą. Dopiero kilka tygodni później, gdy opowiedziałem o tym snie jednemu z zaprzyjaźnionych polonijnych księży proboszczów, spłynęło na mnie olśnienie. Jego reakcja sprawiła, iż w pełni zrozumiałem znaczenie tego snu i moje w nim „przeznaczenie”. I od tego czasu czynię starania, aby go wypełnić. Już raz w 2014 roku byłem, blisko, ale wtedy przeszkodził – Krym! Czy tym razem się uda? Trzymajcie za powodzenie!
NOC NAD LENĄ
Po całym dniu wiosłowania zatrzymaliśmy się przy prawym brzegu rzeki, aby rozbić obóz. Teren wydawał się być suchy, mimo, że bardzo trawiasty i miękki. Postawiliśmy namioty i zjedliśmy przygotowaną na ognisku kolację. Z jednej strony mieliśmy rzekę, a z drugiej dość strome zbocze biegnące wzdłuż rzeki. Coś mnie korciło, aby się na nie wspiąć i zobaczyć, co jest po jego drugiej stronie. Co chwila jednak zjeżdżałem po jego trawiastym śliskim zboczu. Wreszcie dałem za wygraną i poszedłem spać, do mojego namiotu utulony cichym szelestem płynącej Leny. I tak mogę opisać, co się działo dalej…
Widzę jakieś dziwne postacie zbliżające się z wyciągniętymi rękoma. Ich wychudzone ciała nakryte są jakimiś łachmanami, a wyciągnięte ręce to szkielety uzbrojone w palce jak sztylety. Zbliżają się do mnie i jest ich coraz więcej. Już zaczynają mnie dotykać, targają moje ubranie. Próbuję się bronić, ale nie mogę uciekać! Ich szare twarze są strasznie wychudzone, ale mają jakiś dziwny błagalny wyraz. Zaczynają coś mamrotać, a jednocześnie swoimi szponowatymi palcami dotykają mojego ciała z coraz to większą natarczywością. Czuję zwiększający się ból. Próbuję odpychać te dłonie, szamocę się w coraz większym bólu, jakie sprawiają mi te drapiące moje ciało palce. Jest ich coraz więcej. Krzyczę przez sen i budzę się cały zlany potem. Zapalam latarkę i widzę na sobie potarganą koszulkę i ślady podrapań na ramionach, na bokach i na piersiach. Znajduje pęknięty łańcuszek. Ale nie znajduje medalika Matki Boskiej Częstochowskiej, który na nim wisiał. Już do rana nie śpię bezskutecznie szukając medalika. Jednak go nie znajduję!
MUZEUM W MOSKWIE
Kilka dni później w drodze powrotnej z Syberii do Ameryki, zwiedzamy Moskwę. W pobliżu naszego hotelu przypadkowo natrafiamy na prywatne Muzeum Lagrów. Mieści się w zwykłym bloku mieszkalnym i jest finansowane ze składek i donacji z całej Rosji. Nie ma statusu państwowego muzeum, a co za tym idzie żadnego rządowego wsparcia. Na dwóch piętrach znajdują się niezliczone ilości eksponatów i map, na których zaznaczone jest położenie łagrów na terenie całej Rosji. I te mapy zwracają moją uwagę.
Przyglądam się uważnie mapie, która obejmuje dolną część rzeki Leny. I ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu odnajduję miejsce naszego biwaku, a tuż obok symbol łagru. Teraz odkryłem, że tuż za tą skarpą był kiedyś obóz koncentracyjny, czyli Gułag. Być może znajdowały się tam jego resztki. I wtedy zaczynam rozumieć ten sen z nad brzegu Leny. Biwakowaliśmy tuż obok łagru, a być może nasze namioty stały na cmentarzysku ofiar tego obozu!
ROZMOWA Z KSIĘDZEM
W kilka tygodni po powrocie do domu spotykam zaprzyjaźnionego księdza Stanisława i opowiadam mu moje przeżycia z Rosji, sen nad Lena i wizytę w muzeum Gułagu. Przez chwile milczy, ale widzę na jego twarzy duże poruszenie. Jurek zapewne nie wiesz, ale spora część mojej rodziny zginęła w łagrach syberyjskich nad Kołymą i chciałbym tam kiedyś pojechać. I teraz wiem że tylko Ty możesz to zorganizować. Ja jestem przekonany, że przez te wszystkie lata nikt nie pomodlił się za nich tam na ich grobach, nie odprawił mszy świętej. Tego właśnie się domagają. Jak wiesz trakt kołymski to jedno wielkie cmentarzysko. Tam trzeba pojechać i co kilkadziesiąt kilometrów zatrzymywać się i odprawiać krótkie msze święte za ich dusze. Oni tego potrzebują i na to czekają! Działaj!
TRAKT KOŁYMSKI
Informacje, jakie można znaleźć o liczącym ponad dwa tysiące km trakcie kołymskim i kilkuset łagrach, jakie znajdowały się w jego pobliżu, są bardzo nieprecyzyjne i podają, iż w kopalniach, złota, platyny, węgla, cyny, ołowiu i uranu pracowało od 1 do 6 milionów więźniów, a blisko 2 miliony tam zginęło. Ocenia się, że przy samej budowie tzw. „traktu kołymskiego” zginęło blisko milion łagierników, a w śród nich największą grupą byli Polacy. Tak naprawdę to nie wiemy ilu – gdyż nikt dokładnie nie był w stanie ich policzyć.
PIERWSZE PODEJŚCIE
Po tej rozmowie z księdzem, rozpocząłem przygotowania do tej niezwykłej wyprawy na Syberie. Przygotowania trawiły blisko rok, a wyprawa zaplanowana została na lipiec 2014 roku. W lutym mieliśmy 26 chętnych na wyjazd i byliśmy gotowi przesłać znaczny depozyt do Rosji. Dosłownie na kilka dni przed tym wydarzyło się coś, co wstrzymało mnie od przesłania pieniędzy. Rosja wkroczyła na wschodnia Ukrainę i zajęła Krym. Po tym wydarzeniu na wyjazd pozostało tylko 7 chętnych! Wycieczka została odwołana. Należało czekać.
WYPRAWA – PIELGRZYMKA 2018
Po blisko rocznych przygotowaniach wyprawa wyleciała 26 lipca 2018 r. Aerofłotem z Nowego Jorku do Moskwy. Do naszej 19 osobowej polonijnej grupy w Moskwie dołączyły 4 osoby z Polski i razem po zwiedzeniu stolicy Rosji polecieliśmy do Krasnojarska. Tam po obejrzeniu tego dość „dziwnego” miasta dotarliśmy do polskiego kościoła, gdzie zostaliśmy serdecznie powitani przez ks. Tadeusza, a także mieszkających tam Polaków.
Następnego dnia po słynnej trasie transsyberyjskiej w półtora dnia dojechaliśmy pociągiem do Irkucka. Jechaliśmy tymi samymi torami, po których w latach trzydziestych do pięćdziesiątych XX wieku przewożono miliony łagierników, w tym niezliczonych Polaków. Tylko, że my jechaliśmy w wygodnym wagonie drugiej klasy z kuszetkami, a oni wagonach bydlęcych po 100 i więcej osób. Zwiedziliśmy to miasto i spotkaliśmy tamtejszych Polaków na wspólnej mszy świętej w nowej katedrze.
Przez 3 dni poznawaliśmy Jezioro Bajkał i jego okolice, a także odwiedziliśmy znaną już polską wioskę Wierszyna. Tam nie wzbudziliśmy większego zainteresowania, gdyż jest ona odwiedzana co kilka tygodni przez turystyczne grupy z Polski. Weszliśmy na kamień Czerskiego aby zobaczyć, iż jest to bardzo popularne wśród turystów miejsce, z którego rozpościera się piękny widok na jezioro Bajkał. Niestety na kamieniu nie ma dokładnej tabliczki i większość turystów myśli, że Czerski to Niemiec! A w Irkucku jest polski konsulat.
Cały dzień zajęło nam dolecenie z Irkucka do Magadanu (8 godzin różnicy czasu od Moskwy). Połączenia lotnicze są tylko raz w tygodniu i to z przesiadka w Chabarowsku. Pierwsze, co zobaczyliśmy w Magadanie, to ogromnych rozmiarów pomnik „Maska smutku”, który góruje nad miastem. Został postawiony w czasie tzw. „odwilży Jelcyna” i jest to hołd dla wszystkich zmarłych w łagrach Kołymy. Zrobił na nas duże wrażenie!
NA PÓŁNOC OD MAGADANU
Z Magadanu, specjalnymi autobusami-ciężarówkami o napędzie na 4 koła, przejechaliśmy na północ ponad 350 km po trakcie kołymski zwanym też „drogą kości”, do jednego z ogromnych łagrów. Kilka razy zatrzymaliśmy się na bocznych odnogach tej drogi (które prowadziły do innych łagrów), aby odmówić krótkie modlitwy, fragmenty pisma świętego i zaśpiewać kilka religijnych i patriotycznych pieśni.
W ten sposób oddaliśmy hołd tam pomordowanym. Spełniliśmy ich życzenie! A gdy dojechaliśmy do „naszego” łagru przez bezdroża i wezbrane potoki, rozpoczęliśmy jego zwiedzanie. Po 3 godzinach chodzenia udało się nam zobaczyć tylko jego połowę. Jest ogromny. Nie da się go opisać w kilku słowach. Pracowało tutaj około 10 tysięcy łagierników. Chodząc po nim odnosi się wrażenie, że więźniowie właśnie go opuścili.Tylko zawalone szyby w zboczu góry, spalony zakład kruszenia i wytopu rudy oraz zrujnowane baraki mieszkalne, temu zaprzeczają. Tam też w pobliżu, powalonych czasem i brutalną pogodą barakach, spędziliśmy noc pod namiotami. Była to noc pełna obaw, szczególnie dla mnie po tym, co nam powiedziała rosyjska obsługa.
Da się słyszeć różne odgłosy, jak kruszenie rudy, łomot pchanych po szynach wózków z urobkiem, czy dziwnych krzyków! Niespodziewanie przyszło mi do głowy, aby wyjąć z autobusu wcześniej przygotowany w Magadanie krzyż i położyć go pośrodku pomiędzy namiotami. Zapaliliśmy również 3 świeczki na jego ramionach. To bardzo uspokoiło nastroje i noc minęła spokojnie.
KRZYŻ W KOŁYMSKIM ŁAGRZE
Pomysł postawienia dużego katolickiego krzyża w „naszym” łagrze zrodził się we mnie już dawno i od razu wydał się szalony – nie do zrealizowania. Ale przecież takie wyzwania to moja specjalność. Więc zamówiłem taki krzyż do wykonania w Magadanie, nie będąc pewny czy w ogóle dostanę odpowiedź. Po kilku dniach przyszło zapytanie –jakie życzymy sobie wymiary! I gdyż krzyż już był w przygotowaniu, nie mogłem wymyślić żadnego godnego napisu, który by na nim zawisł.
Wtedy niespodziewanie zadzwonił telefon od nieznanego mi wcześniej Pana Adama z pytaniem „Wiem, że jedzie pan na Syberię, czy może zabrać pan mój wiersz dla pewnej pani w Wierszynie?” Oczywiście, że mogę – odpowiedziałem. A gdy ten wiersz przeczytałem, zapytałem go, czy nie zechciałby napisać wiersza – hołdu na nasz krzyż. Po kilka dniach otrzymałem pierwszą 4 zwrotkową wersję. Wspólnymi siłami udało się z niego zrobić dwie zwrotki i nadać tytuł: „JESTEŚMY”.
Obawiałem się, ze Rosjanie zrobią jakiś prosty krzyż ze zbitych na krzyż dwóch belek. I jakież było miłe rozczarowanie gdy zobaczyliśmy duży (220cm wysoki + 70cm do ziemi i 90 cm rozpiętość ramion, ważący ponad 50 kg) i piękny KRZYŻ, wykonany z nasyconego żywicą syberyjskiego modrzewia, z bocznymi frezami. Miejsce, w którym stanął, wybrali nasi rosyjscy przewodnicy i jest ono bardzo godne, gdyż stoi na kamiennym wysypisku, które przypomina ogromną mogiłę, a na dodatek jest on widoczny z całego łagru. Czy to tylko zwykły przypadek?
W symbolicznym, a i dość dramatycznym pochodzie, zanieśliśmy na ramionach ten krzyż, jako symbol naszej pamięci i hołdu dla naszych zamordowanych tam Rodaków, których jedyną winą był o to, że byli Polakami! Do wykopanej przez nas na szczycie nasypu dziury wsypałem ziemie przywiezioną z Polski zabraną spod kościółka (XI wiek) z mojego rodzinnego Siewierza. Do pustego już naczynia nabrałem zaś ziemi wykopanej spod krzyża. A gdy już krzyż stanął, został poświęcony przez podróżującego z nami księdza Andrzeja.
Następnie każdy z uczestników wycieczki-pielgrzymki, zapalił świeczkę i położył swój kamień, aby wzmocnić ustawienie krzyża. Stojąc tam z polskimi flagami, zaczęliśmy śpiewać patriotyczne i religijne pieśni, czytać fragmenty pisma świętego i modląc się za dusze tam zmarłych. W taki oto sposób oddawaliśmy HOŁD naszym Rodakom. Staliśmy tam długo, gdyż zdawaliśmy sobie sprawę, że są to bardzo specjalne momenty w życiu każdego z nas, wiedząc, że już tutaj nie powrócimy!
Byliśmy cząstką nowej historii tego miejsca, gdyż postawiliśmy prawdopodobnie pierwszy w historii katolicki krzyż – symbol na całej Kołymie. Po powrocie do Magadanu w miejscowym porcie odkryliśmy wrak wyrzuconej na brzeg barki. Jak twierdzili nasi przewodnicy, jest to ostatnia zachowana barka, którą z Władywostoku transportowano więźniów przez Morze Ochocki do Magadanu. Dla nas to „relikwia”, gdyż być może to nią płynęli AK-owcy z Wilna i inni Polacy.
REZULTATY WYPRAWY NA KOŁYMĘ
* Dokumentacja fotograficzno-filmowa:
Blisko 300 zdjęć wykonanych Canonem EOS 60D oraz ponad 100 wykonanych telefonem iPhone. Na dwóch kamerach filmowych (Panasonic HDC-SD100 3mos system) nagraliśmy kilka godzin materiału filmowego, a na iPhonie dalsze kilkadziesiąt minut.
* Pamiątki – relikwie
Słoik ziemi z łagru na Kołymie oraz drut kolczasty z ogrodzenia łagru, Gwóźdź z izolatorem oraz klamra budowlana.
Wszystkie te materiały jestem gotów udostępnić w celu upamiętnienia losów Polaków wywiezionych na Syberię, a szczególnie na Kołymę. Myślę że warto, aby informacja o rezultatach naszej Syberyjskiej Odysei dotarła do Polaków. Marzy mi się, aby część ziemi z Kołymy oraz część drutu kolczastego trafiła do Amerykańskiej Częstochowy w Doylestown w PA.
Jerzy Majcherczyk yurek@odkrywcy.com
Zdjęcia autora