PRZEWODNIKI BEZDROŻY: EGIPT. OAZY W CIENIU PIRAMID

Egipt, kraj unikalnych zabytków i dobrego wypoczynku nad morzem, jest najpopularniejszym spośród afrykańskich wśród polskich turystów i jednym z najliczniej odwiedzanych przez nich w całym basenie śródziemnomorskim.

 

Jest więc oczywiste, że w ostatnich latach poświęcono mu już kilkanaście przewodników w języku polskim. Najnowszy: „Egipt. Oazy w cieniu piramid”, polskiego autora, wydały w swojej podstawowej czarno – pomarańczowej ( kolor grzbietów ) serii krakowskie Bezdroża.

 

Jest to znacznie obszerniejsza i bogatsza wersja przewodnika tego samego autora: „Egipt. Skarby faraonów i rafy koralowe” wydanego niedawno w serii „wakacyjnej”, o którym napisałem przed 2 miesiącami.

 

 

Przewodnik – stwierdzę to od razu – dobry, zawierający mnóstwo rzetelnych, aktualnych i kompetentnie przedstawionych informacji. Chociaż także istotnych pominięć i nieścisłości. Autor kieruje go przede wszystkim do turystów zamierzających zwiedzać Egipt indywidualnie. Co wynika z lektury zawartych w nim informacji i rad. Np. „… możemy wypożyczyć jeepa i udać się przez Czarną Pustynie do Białej Pustyni…” ( w proponowanej trasie „Szlakiem pustyni” ).

 

A więc do czytelników stanowiących zdecydowany margines przyjazdów do tego kraju nie tylko z Polski. Egipt nie jest bowiem jeszcze przygotowany do bardziej masowego indywidualnego ruchu turystycznego. Dominuje zorganizowana turystyka samolotami czarterowymi do czerwonomorskich ośrodków wypoczynkowych. A dopiero ewentualnie z nich wycieczki – zwłaszcza do antycznych Teb, czyli Luksoru – Karnaku – Zachodniego Brzegu oraz do Kairu – pod piramidy, Sfinksa i do Muzeum Egipskiego.

 

Niektóre z biur podróży organizują również wycieczki objazdowe po Egipcie. Poznawcze, z krótkim wypoczynkiem nad morzem. Prawie każda z tych kategorii turystów znajdzie w tym przewodniku coś dla siebie. Prawie – i to jest jego słaby punkt – gdyż najliczniejsza, tj. ludzie udający się tylko na wypoczynek nad morzem, nie dowie się z niego praktycznie niczego ( poza wybrzeżem synajskim ) o miejscach, w których spędzają urlop i ich najbliższych okolicach.

 

Takie miejscowości, jak Hurgada, Safaga czy Marsa Alam są jedynie wymienione, chyba tylko raz, gdzieś na marginesie. Nie ma ich nawet (!!!) w Indeksie wybranych nazw geograficznych. A poza pierwszą z nich brak ich również na mapie Egiptu na wewnętrznych stronach przedniej okładki przewodnika.

 

Podobnie jak Portu Ghalib oraz całego, rozciągającego się na blisko 100 km na południe od tego portu jachtowego i międzynarodowego lotniska pasażerskiego oraz wspomnianego, ważnego już w czasach rzymskich, portu i miasteczka Marsa Alam, w kierunku granicy z Sudanem. Czyli Koralowego Wybrzeża. Które najpóźniej w ciągu kilkunastu lat może zaćmić Hurgadę i Szarm El Szeik razem wzięte.

 

Jest to bowiem region na prawdę całorocznego wypoczynku. Z fantastycznymi plażami, morzem – i rafami koralowymi oraz wrakami statków do penetrowania przez płetwonurków. Jak również coraz liczniejszymi, świetnymi „resortami” – ośrodkami wypoczynkowymi. Z bazami i szkółkami nurków, wypożyczalniami koni, quadów, przejażdżkami na wielbłądach, spa oraz ofertami zwiedzania.

 

Zwłaszcza Nubii: Asuanu i jego okolic oraz Abu Simbel, do których jest najkrótszy dojazd dobrą asfaltową drogą, wytyczoną jeszcze przez Rzymian, Ale czytelnik tego przewodnika nie dowie się z niego, że coś takiego w Egipcie w ogóle istnieje.

 

Podobnie jak np. o klasztorach, co prawda nie tak znaczących i sławnych jak św. Katarzyny na Synaju, ale z metrykami niewiele od niego młodszymi: św. Antoniego od IV w i św. Pawła od V w. Tylko znajdują się one w górach w pobliżu nadmorskiej szosy Hurgada – Kair, a więc w regionie, zdaniem autora tak nieciekawym, że zupełnie go pominął.

 

Jeszcze bardziej niezrozumiałych dla mnie pominięć znalazłem w tym przewodniku więcej. Chociażby Dendery – o innych wspomnę niżej – położonej między Karnakiem i Abydos. A był to przecież ośrodek kultu bogini miłości i muzyki, „wielkiej matki i pani nieba” Hathor, z doskonale zachowanymi zabytkami.

 

M.in. Wielką Salą Hypostylową, kryptami, kaplicami Nowego Roku i Ozyrysa itp. A także ruinami bazyliki koptyjskiej. Jest to przy tym jedyny zabytek Egiptu faraonów, w którym można wejść na jego dach i z góry oglądać cały zespół architektoniczny oraz jego okolice.

 

„Mam nadzieję, że dokonałem na kartach tego przewodnika chociaż małego odkrycia, które będzie dla jego Czytelników wartościowe…” napisał autor we wstępie. Udało mu się to w wielu przypadkach.

 

Dla mnie największym odkryciem, a zarazem zaskoczeniem, okazały się jednak propozycje autora poznawania tego kraju 5 trasami ( Rozdział I – Zaproszenie do Egiptu ), wśród których w pierwszej – „Kair w trzy dni” zabrakło (!!! – przeczytałem to kilka razy i klnę się, że piszę na trzeźwo ! ) piramid i Sfinksa w Gizie, która jest już przecież częścią egipskiej stolicy.

 

Podobnie jak brak w tej propozycji Dzielnicy koptyjskiej ze słynnym „Zawieszonym kościołem” i innymi zabytkami, czy najsłynniejszego kairskiego suku Khan El Khalilii. Chyba „w zamian” jest natomiast zachęta autora odwiedzenia w Kairze … ogrodu, kawiarni i spaceru ulicami z przełomu XIX i XX w.

 

Dodam, że propozycji zobaczenia piramid i Sfinksa nie ma w żadnej ze wspomnianych 5 najważniejszych tras. Jedynie w informacji w ramce: „Spędzając tydzień w okolicach Kairu, warto:” wymieniona jest, wśród 8 innych, sugestia zobaczenia piramidy Cheopsa ( Chefrena i Mykerinosa oraz Sfinksa już nie ! ) oraz potargowania się na wspomnianym średniowiecznym suku.

 

Nie oznacza to oczywiście, że te najsłynniejsze w świecie egipskie zabytki pominięto w przewodniku. Wręcz przeciwnie! We właściwych miejscach zostały omówione dokładnie i kompetentnie. Ale nie uwzględnienie ich wśród najbardziej wartych zobaczenia obiektów i miejsc w kraju – a temu przecież służyć mają propozycje tras w „Zaproszeniu do Egiptu” mnie jednak zaszokowało!

 

Wspomniałem o rzetelnej i kompetentnej informacji na temat piramid i Sfinksa. Dotyczy to niemal całego przewodnika. Zarówno rozdziałów z informacjami praktycznymi i krajoznawczymi, z dobrą prezentacja historii kraju, jego polityki i gospodarki, ludności, kultury, architektury i sztuki, literatury, muzyki i tańca itp. Z cennym zwróceniem uwagi na Polaków w Egipcie – „od niewolników do badaczy starożytnego dziedzictwa” oraz na najważniejsze kolekcje zabytków egipskich w Polsce.

 

Podobnie oceniam informacje zawarte w podstawowym, najobszerniejszym rozdziale „Zwiedzanie Egiptu” w podziale na Kair oraz 4 regiony: Dolina Nilu, Wybrzeże Morza Śródziemnego, Półwysep Synaj i Oazy Pustyni Zachodniej. Czytelnik znajduje w nim niezliczone fakty i dane o przeszłości poszczególnych zabytków i miejsc, rady jak do nich dotrzeć, kiedy są otwarte, o cenach biletów itp. Na końcu zaś prezentacji poszczególnych, ważniejszych miejscowości, informacje o dojeździe do nich różnymi środkami komunikacji, noclegach, wyżywieniu i możliwości aktywnego wypoczynku.

 

To najmocniejsze strony tego przewodnika. Szkoda, że autor niemal pominął, a w każdym razie nie wyodrębnił jeszcze jednego obszaru zainteresowań turystów: zakupów. Czyli gdzie i co warto kupić oraz tak istotne w tym kraju rady jak się skutecznie targować. Mimo, iż stronę merytoryczną i informacyjną przewodnika oceniam wysoko, muszę zwrócić uwagi przynajmniej na ważniejsze pominięcia, zbyt skąpe informacje czy wręcz nieścisłości.

 

O dwu kwestiach pisałem już uwagę omawiając poprzedni przewodnik tego autora z serii wakacyjnej, ale uważam, że trzeba powtarzać to do skutku. Pierwsza, to pominięcie w dosyć obszernie przedstawionym dorobku największego polskiego egiptologa prof. Kazimierza Michałowskiego informacji, że to on kierował bezprecedensową w dziejach operacją przenoszenia zespołu świątynnego Abu Simbel w związku z budową Wielkiej Tamy Asuańskiej.

 

A także, że to jego podpis, jako jedynego obok prezydenta Egiptu Gamala Abdela Nasera i szefa egipskiego Urzędu ds. Starożytności, złożony został na akcie erekcyjnym wkopanym na nowym miejscu tamtejszej świątyni Ramzesa II. Należy to przypominać przy każdej okazji, gdyż w egipskich publikacjach na temat Abu Simbel, które ostatnio tam widziałem, można znaleźć nawet wykaz firm, które prowadziły te prace, ale przeczytać o roli w nich polskiego uczonego już nie.

 

Sprawa druga, już drobniejsza, dotyczy określenia Karnaku jako największego zespołu świątynnego wzniesionego przez człowieka. Na pewno jest on największy w Egipcie, być może także wśród tych, które widział autor. Ale przypomnę, że święte miasto preazteckie i azteckie Teotihucacán w Meksyku zajmowało, nie jak Karnak 100 ha, lecz ponad 20 km kw i nawet obecnie jest od niego rozleglejsze. Podobnie jak m.in. zespoły świątynne Kadjuraho w Indiach czy słynne świątynie khmerskie w Angkor ( 100 km kw.! ), że wymienię najbardziej znane.

 

Sporo jest w przewodniku ocen i propozycji co najmniej kontrowersyjnych. Np. w ramce „Będąc dwa tygodnie w Górnym Egipcie trzeba koniecznie:” autor wymienia wiele ciekawych obiektów i miejsc, ale pomija Muzeum Nubijskie, moim zdaniem o wiele ciekawsze i ważniejsze niż proponowane wypicie piwa na barce nilowej w Asuanie czy drinka w „Winter Palace” w Luksorze.

 

Opis tego, co warto zobaczyć w Muzeum Egipskim w Kairze w zbiorach skarbów Tutenchamona jest zbyt ograniczony. Oprócz proponowanej złotej maski mumiowej faraona konieczne jest przecież obejrzenie także przynajmniej obu jego sarkofagów i przepięknie zdobionego tronu, o wielu innych eksponatach nie wspominając.

 

Nie rozumiem, dlaczego prezentując Region 1 – Nil, autor uważa ( słusznie ! ), że koniecznie trzeba zobaczyć Karnak, ale już nie świątynię luksorską. W Asuanie wyspa Elefantyna jest oczywiście warta zwiedzenia, ale na pewno nie bardziej niż świątynia Izydy na wyspie Filé. Której nazwa nawet nie znalazła się w zbyt powierzchownym opisie tego zabytku.

 

Omawiając warte zobaczenia obiekty w Aleksandrii, autor zaledwie kilkadziesiąt słów poświęca jednemu z najważniejszych zabytków miasta – Cytadeli ( nazywa ją fortem ) Qaitbeja. Poza meczetem Abu al – Abbasa al – Mursiego, nie zauważa innych, również ciekawych. Całkowicie pomija jedną z najważniejszych atrakcji miasta, willę ostatniego króla Egiptu Faruka oraz jej ogrody i plaże.

 

Znalazłem także informacje co najmniej nieścisłe. Z dostępem do publicznego Internetu sytuacja w Egipcie nie jest aż tak dobra, jak ją opisuje autor. Tydzień temu w Luksorze, przegapiwszy w rezultacie natręctwa okolicznych kupców kawiarenkę koło przystani statków wycieczkowych, długo szukaliśmy innej. Policjant turystyczny na słowo Internet rozkładał ręce.

 

Dorożkarz, który oczywiście „wiedział” gdzie można z niego skorzystać, woził nas po zaułkach starej części miasta pytając co chwila przechodniów i ostatecznie zawiózł do koszmarnego „salonu”, w którym parę dzieciaków grało w gry komputerowe, a na posklejanej klawiaturze przepuszczającej kilka liter ledwo udało się napisać kilka słów.

 

Koszt wysłania SMS-a do Polski jest znacznie wyższy, niż napisał autor, chociaż np. ceny biletów wstępu do licznych muzeów i zabytków podał ścisłe i aktualne. Skoro o muzeach mowa, to w Aleksandrii autor poleca bardzo ciekawe, ale zamknięte i to wg. miejscowej informatorki – polskiej przewodniczki mieszkającej w Egipcie od 30 lat, raczej na długo, na remonty i renowacje muzea: Grecko – Rzymskie i Królewskie Muzeum Złotnictwa.

 

Rekonstrukcja Alei Procesyjnej ( baraniogłowych sfinksów ) to nie są „plany połączenia deptakiem świątyń w Luksorze i Karnaku” , ale już bardzo zaawansowane prace wykopaliskowo – rekonstrukcyjne.

 

„Możemy ( w Asuanie ) – napisał autor w innym miejscu – nawet przejść się bulwarem wzdłuż Nilu, nie będąc zaczepionym”. Nie wiem, jak mu się to udało, bo nas natychmiast po wyjściu z hotelu czy statku przy tymże bulwarze obstępowali dorożkarze, taksówkarze, naganiacze łodzi nilowych czy sprzedawców z suku oferując dosyć nachalnie swoje usługi.

 

Przy okazji informuję, że suk w tym mieście nadal jest atrakcyjny, trzeba tylko zejść z głównej trasy dla turystów w miejsca, w których w artykułu spożywcze i przemysłowe ( bo przecież nie pamiątki ! ) zaopatrują się miejscowi.

 

Treść przewodnika wzbogaca 36 zdjęć na barwnych wkładkach, plany i mapki oraz liczne informacje monotematyczne w ramkach – częściowo powtórzone za wersją wakacyjną „Egiptu”. Na końcu jest też mini słowniczek i mini rozmówki polsko –arabskie oraz stanowiący zupełne nieporozumienie ( brak w nim nawet tak popularnych miejscowości jak Hurgada, Safaga, o Denderze, Marsa Alam, Port Ghalib i wielu innych nie wspominając ) Indeks wybranych nazw geograficznych.

 

Pomimo wielu krytycznych uwag, z tego co napisałem wynika jednak chyba jasno, że jest to przewodnik dobry, zawierający mnóstwo potrzebnych i pożytecznych informacji oraz wart polecenia. Równocześnie jednak, że stosunkowo niewielkim wysiłkiem autora i wydawnictwa może stać się on, już w następnym wydaniu, naprawdę bardzo dobrym.

 

EGIPT. OAZY W CIENIU PIRAMID. Przewodnik. Autor: Szymon Zdziebłowski. Wydawnictwo Bezdroża, wyd. I, Kraków 2010, str. 399, cena 44,90 zł.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top