PASCAL: BIRMA – MJANMA

Birma, czyli Mjanma, a w wersji angielskiej Myanmar, najpiękniejszy, chyba nie tylko moim zdaniem, kraj południowo–wschodniej Azji, jeszcze kilkanaście lat temu praktycznie niedostępny dla turystów zagranicznych, jest coraz popularniejszy również wśród naszych rodaków. Mimo tamtejszej biedy posiada oszałamiające, kapiące od złota oraz szlachetnych kamieni świątynie i miejsca kultu, ciekawe buddyjskie klasztory, mnóstwo innych zabytków, ponadto góry, jeziora, wybrzeża Morza Andamańskiego oraz Zatoki Bengalskiej Oceanu Indyjskiego. Równocześnie starą historię, kulturę oraz sympatycznych, uśmiechniętych i życzliwych gościom mieszkańców. Przy czym z aż 135 narodowości i grup etnicznych. Przewodnik po nim napisany przez trójkę polskich blogerów, a wydany w Złotej Serii wydawnictwa Pascal, jest więc bardzo potrzebny. Zwłaszcza podróżnikom, którzy chcą zobaczyć tamte cuda i liczne inne atrakcje, zanim kraj ten zostanie rozdeptany i zatłoczony przez hordy – świadomie używam tego określenia – turystów z całego świata. Tak jak ma to już miejsce w Tajlandii, czy kambodżańskim Angkor oraz wielu innych popularnych miejscach świata. Omawiany przewodni jest ładnie wydany pod względem graficznym i poligraficznym. Wzbogaca go około 280 kolorowych zdjęć różnego formatu oraz mapki.

W tekście oraz dołączona luźna całego kraju z planami Rangunu (Yangon) i Baganu (Paganu) oraz na odwrocie zdjęciami i sugestiami, co przede wszystkim tam zobaczyć, skosztować lub kupić na pamiątkę. Jest również trochę ważnych i ciekawych informacji w ramkach włamanych w tekst. Szkoda, że nie ujętych w żadnym spisie. Skoro o wadach tego przewodnika mowa, to zaliczam do nich również skromniutki indeks treści na niespełna dwu luźno zadrukowanych stronach. Na których nie znalazłem przynajmniej kilku ciekawych miejscowości i ważnych zabytków, w których tam byłem, lub uwzględniono je w przewodniku, ale pod innymi hasłami. Przykładowo wspomnę o Moście U Bein, największym z drewna tekowego i jedynym tego rodzaju na świecie, którego brak w indeksie zarówno pod „Most” jak i „U Bein”, a znalazłem go we wzmiance o… Amarapurze. Przewodnik otwiera „Kalejdoskop” – Birmańskie ABC, krótka, ale rzeczowa historia kraju od pierwszego królestwa powstałego w roku 849 po nasze dni. Zarys geografii z jego powierzchnią 676.500 km², czyli około dwukrotnie większą niż Polski. Przyroda, społeczeństwo (54 mln. ludności) religie – z dominującym buddyzmem, sugestie co kupić na pamiątkę. Ponadto obyczaje i tradycje, zarówno religijne jak i świeckie.

W tych pierwszych m.in. o kulcie natów, czyli duchów, określanych jako „istoty z innych planów egzystencyjnych”. Ponadto o festiwalach i ceremoniach. W rozdziale tym warto też zwrócić uwagę na „Odpowiedzialną turystykę” z sugestiami, aby nie rozdawać tamtejszym dzieciom cukierków czy innych prezentów, lecz jak się chce pomóc, to raczej przywieźć jakieś pomoce dla szkół, czy wesprzeć organizacje społeczne pomagające potrzebującym. I odradzanie, ze względów na potrzebę ochrony zwierząt, przejażdżki na słoniach. Gdy to czytałem, przypomniała mi się scenka z parkingu u stóp wzgórza u stóp słynnej Złotej Skały, na który pielgrzymów i turystów, także cudzoziemców, dowożono na drewnianych deskach rzuconych na pudła samochodów ciężarowych. Dalej droga była jeszcze bardziej kręta i niebezpieczna, więc po serii wypadków zagranicznych turystów, do sanktuarium jeździć mogli już tylko tubylcy. Cudzoziemcy tylko wspinać się pieszo, lub dać się wnieść za 10 $ w lektyce. Cena ta zresztą po 100-150 metrach w górę spadała, gdy nie było chętnych, do 5 $. Kolejka linowa w okolice świętego szczytu ruszyła dopiero w grudniu 2017 roku. Na wspomnianym parkingu do turystów podchodzili miejscowi próbując im sprzedać różne pamiątki.

Jedna młoda, sympatyczna kobieta z niemowlakiem w zawiniątku na plecach, oferowała jakieś, chyba własnej roboty, bransoletki z nitek i koralików. Gdy jedna z turystek próbowała podarować jej parę miejscowych banknotów, usłyszała łamanym angielski: ty mi nie dawaj jałmużny, ty kup coś ode mnie! Kupiła oczywiście, bo Birmańczycy są biedni, ale dumni i honorowi. Podczas całej podróży od jednego do drugiego z najważniejszy miejsc i zabytków Birmy, żebraków, których spotkałem, także pod słynnymi sanktuariami, mógłbym policzyć łącznie na palcach jednej dłoni. A jedna, jeszcze młoda i chyba trochę naćpana, odpędzona została przez rodaków, bo „to nie honor” żebrać. W tym rozdziale wstępnym są również „Ciekawostki” z wieloma wartymi uwagi informacjami. Np. że do centrum Rangunu pod słoną karą zabroniony jest wjazd motocyklami. Jeżeli chce się przywołać kelnera, trzeba na niego cmokać. Obraźliwym jest wskazywanie kogoś palcem. Niedopuszczalne zwracanie spodów stóp w kierunku posągów Buddy. Co najmniej nietaktem pogładzenie, czy tylko dotknięcie głowy zarówno dziecka, jak i osoby dorosłej. Jeżeli coś się komuś podaje, to nie jedną, lecz obiema dłońmi, tak jak wizytówki w Japonii, czy w ogóle na wschodzie, z równoczesnym pochyleniem głowy.

Udrękę stanowi dla cudzoziemców obowiązek zdejmowania w świątyniach i innych miejscach sakralnych nie tylko obuwia, ale również skarpetek. I to nie na progu, ale przed wejściem na teren, a niekiedy trzeba przejść nawet kawał drogi po rozpalonych słońcem kamiennych płytach, czy ostrym żwirze. Znalazłem na to sposób, ale dopiero w końcówce podróży. Podklejanie całych stóp, które były już nieźle pokiereszowane, szerokim plastrem… W części wstępnej przewodnika znajdują się również informacje na temat bogatej kuchni birmańskiej, tamtejszej sztuki, architektury, muzyki, literatury i inspiracji kulturalno – filmowych. A także birmańskiego języka oraz 7 najważniejszych tamtejszych atrakcji – „powodów, by zakochać się w Birmie”. Ze wszystkimi zgadzam się, ale dlaczego pominięto jedzenie? Część główną i podstawową przewodnika, czyli „Zwiedzanie”, podzielono na 5 części kraju zgodnie z kierunkami świata. Z mapką każdej i wykazem na wstępie miast, miejscowości, zabytków i innych uwzględnionych atrakcji oraz na których stronach. Z prezentacją regionu i głównego miasta, ich historii, wskazaniem od 6 do 10 miejsc i obiektów szczególnie polecanych do poznania.

Dosyć obszernie o najważniejszych zabytkach i atrakcjach, np. w Rangunie Złotej pagody Szwedagon, czasami jeszcze jednej. A o pozostałych, poza nielicznymi wyjątkami, pod kilka, kilkanaście słów. Z informacjami, kiedy są otwarte i ile ew. kosztuje bilet. Najczęściej każdej z uwzględnionych miejscowości i klasztorów poświęcono tylko jedną stronę, której od 1/3 do połowy zajmuje zdjęcie. Na końcu każdego regionu są informacje jak można w nim spędzać czas aktywnie, z dziećmi, a także Informacje Praktyczne w podziale na komunikację, gastronomię i informację turystyczną oraz omawiane miejscowości. Ale z pominięciem, co w przewodniku turystycznym jest zdumiewające, możliwości noclegowych. Większości turystów to zapewne wystarczy, poza informacją o noclegach, o ile są na wycieczce z jakąś firmą turystyczną. Komu będzie tego mało, musi sięgnąć po przewodnik dokładniejszy. Ja korzystałem z Lonely Planet, z siedmioma gęsto zadrukowanymi stronami tylko indeksu. Ale kilka lat temu nie znalazłem żadnego w języku polskim. Wspomniałem o brakach i nieścisłościach, które zauważyłem w recenzowanym.

W przypadku Kakku, jednego z najwspanialszych zabytkowych, sakralnych kompleksów architektonicznych, jakie znam na 5 kontynentach, jego historia i zasoby są o wiele starsze, niż piszą autorki. Według informacji i legend, jakie znalazłem na miejscu oraz w sąsiednim mieście Taunggyi, to miejsce kultu założyli buddyjscy misjonarze z Indii już w III w. p.n.e. I chociaż z tamtych, mitycznych czasów, chyba nic się nie zachowało (nie prowadzono prac archeologicznych), to w przeszłości tych stup było 7,6, tys. Obecnie nie ma ich, jak piszą autorzy, zresztą zgodnie z prawdą, „ponad 2 tys.”, ale dokładnie 2478. Są systematycznie odnawiane, a piękno wielu z nich, w tym ich detali, jest oszałamiające. Sponsorzy renowacji wymieniani są na tabliczkach informacyjnych. Można wśród tych stup chodzić godzinami, fotografować i co chwila odkrywać coś nowego. Cały ten kompleks z dala wygląda jak kolumna wojska maszerująca z karabinami z bagnetami „na sztorc”, które przypominają złocone wieżyczki szczytowe stup.

Nie znalazłem natomiast w przewodniku żadnej wzmianki o miasteczku Thanlyin położonym w pobliży Rangunu nad rzeką Pago, z bardzo ciekawym zespołem sakralnym, na który przepływa się łódkami. Czy o pływających, zbudowanych na wysepkach z korzeni i roślin, domach i ogrodach na jeziorze Inle oraz żyjących na nim kobietach i dziewczętach „o długich szyjach”, z nakładanymi na nie od dzieciństwa obręczami. Podobnie o dużych i pięknych klasztorach Mahaghandayon i Mahar Aung Mye Bou San, czy pagodzie Kyauktawgyi oraz paru innych ciekawych zabytkach, w których byłem. Warto to uzupełnić w następnym wydaniu, gdyż przewodnik, mimo nadmiernej, moim zdaniem, skrótowości niektórych fragmentów, jest dobry i potrzebny potencjalnym polskim podróżnikom i turystom wybierającym się do Birmy. A naprawdę warto!

BIRMA. MJANMA. Przewodnik Pascala ze Złotej Serii. Autorzy: Małgorzata i Mariusz Kania, Maria Magdalena Krychowska. Wyd. 1, Bielsko–Biała 2019, str. 290, cena 59,90 zł. ISBN 978-83-8103-508-8

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top