
Rozpoczął się właśnie szczyt popołudniowego ruchu. Byłem już w wielu krajach, w których jego regułami mało kto się przejmuje. Ale to, co dzieje się na tutejszych jezdniach i chodnikach, przekracza moje wyobrażenia.
Niedaleko hotelu widzę w odległości nie większej niż 300 – 400 metrów jakąś sporą świątynie. Dostanie się do niej wymaga najpierw przejścia na drugą stronę jezdni. Okazuje się to jednak niemożliwe.

KRÓTKA, ALE BURZLIWA HISTORIA PHNOM PENH
I próbował jechać tam, dokąd zmierza, nie oglądając się na nic. Pod prąd, skrajem chodników, wbijając się jak klinami w wydawałoby się zwartą masę pojazdów. Trudno zrozumieć, jak to jest możliwe, że co chwila nie widzę na jezdni masy trupów. A jednak jakoś to wszystko szybko posuwa się naprzód.

Innej drogi, poza powrotem do hotelu, nie mam. Jestem przecież na skrzyżowaniu. Idę więc dalej w kierunku ścisłego centrum oglądając po drodze z zewnątrz świątynie, budynki użyteczności publicznej, nowe gmachy banków i centrów biznesu wyrastające tu jak grzyby po deszczu.

Najpierw w roku 1432, był to już początek schyłku imperium Khmerów, król Panhea przeniósł stolicę z Angkoru do Lowek leżącego również nad rzeką Tónlè Sap, około 40 km na północ od zbiegu wspomnianych już trzech rzek. Następnie na 2,5 wieku, w latach 1618 – 1866, stało się nią miasto Udong leżące o kilkanaście kilometrów jeszcze bliżej, chociaż bardziej na zachód.

W rezultacie czego ponad 100 kilometrowej długości jezioro o tej samej nazwie leżące w środku kraju, do którego wpływa z północy i wypływa na południowy wschód ta druga pod względem wielkości rzeka, niemal podwaja się. Natomiast w porze suchej, od połowy października, Tónlè Sap znowu płynie na południe, do delt Mekongu i Bassaku, a z nią nadmiar wody z jeziora.

Biedotę i ciemnotę przesiedlali natomiast na wieś do morderczej pracy. Phnom Penh zostało niemal wyludnione – jego liczba mieszkańców spadła do kilkudziesięciu tysięcy – i w znacznym stopniu zdewastowane. W ciągu niespełna ćwierćwiecza po upadku krwawego reżymu, odrodziło się do ponad miliona mieszkańców oraz bardzo unowocześniło.

PAŁAC KRÓLEWSKI
Jednym z najważniejszych, który ocalał, jest Pałac Królewski. Kambodża jest bowiem znowu królestwem. Siedziba władcy – Zespół Rezydencji Królewskiej jest oczywiście nieodstępna dla turystów. Ale kilka historycznych i ważnych budowli w nim ma status muzeum i ich zwiedzenie należy do kanonu pobytu w Phnom Penh.

Na planie zespołu pałacowego który obejrzałem i sfotografowałem obok wejścia, znajduje się 51 budowli i innych obiektów – są wśród nich także stupy z prochami władców i ich żon oraz pomniki, 22 są niedostępne dla zwiedzających. W centrum udostępnionej części Pałacu Królewskiego do której wchodzi się przez Bramę Zwycięstwa, dominuje Sala Tronowa stanowiąca osobny budynek.

Stanowi on jedną z tutejszych ciekawostek. Cesarz ofiarował ten pawilon żonie, cesarzowej Eugenii. Ta jednak w latach 70-tych XIX wieku kazała budowlę rozebrać i przewieźć do Phnom Penh. Jako prezent dla króla Kambodży Norodoma, który panował w tym ówczesnym francuskim protektoracie. Nawiasem mówiąc aż do roku 1904.
SREBRNA PAGODA

Posadzkę pagody wyłożono ponad 500 srebrnymi płytami – stąd jej nazwa – o wadze z górą kilograma każda. W środku tej pagody, nazywanej również Wat Preah Keo, stoi na podwyższeniu w kształcie ołtarza kambodżańska świętość, a zarazem symbol narodowy – Szmaragdowy Budda wykonany w XVII w. z górskiego kryształu.

Są to freski na ścianach arkad otaczających ten zespół architektoniczny, przedstawiające historyczne budowle i sceny z dziejów kraju. Konserwowali je nasi specjaliści w tej dziedzinie z Torunia. W jednej z pagód moją uwagę – i obiektyw aparatu – zwróciły też m.in. liczne posągi Buddów oraz Święte Cielę. Natomiast spośród obiektów stojących między budowlami, wspomniane już stupy z prochami królów: Norodoma, Ang Donga, Suramarita, królowej Kossomai i innych. Ponadto pomnik króla Norodoma oraz… krzewy strzyżone w postacie zwierząt.

SKARBY SZTUKI KHMERSKIEJ
Drugim obiektem, który w Phnom Penh trzeba zobaczyć koniecznie, jest Muzeum Narodowe Kambodży. Posiada ono bowiem wspaniały zbiór sztuki khmerskiej. I chociaż jej skarby grabiono bezlitośnie w ciągu wieków, a wiele z nich widziałem w zagranicznych muzeach, zwłaszcza w Paryżu i w Bangkoku, to jest tu co oglądać.

Złote ozdoby posągów z X wieku odkryte dopiero w 2010 roku. Uszkodzone popiersie Wisznu odlane w brązie – fragment dużej rzeźby znalezionej w Angorze. Słynny byk boga Sziwy. W jednej z dużych sal muzeum jest cała kolekcja starych, kamiennych rzeźb głów Budy. Widzę bogów z głowami koni, kamienne demony i wizerunki hinduistycznego boga o głowie słonia – Ganeśa i wiele innych.

Z dużym zainteresowaniem oglądam zbiór broni dawnych władców – szable, strzelby, a nawet armatki. Bogato zdobione królewskie korony i szaty. Piękne nakrycia głowy królewskich tancerek. Stare naczynia z brązu i ceramikę, sztylety i ozdoby z wykopalisk, złote pierścienie i kolczyki oraz wiele innych eksponatów. Także dzwony, dzwoneczki, łyżki, zastawy i naczynia metalowe z królewskich stołów.
POMNIKI I ŚWIĄTYNIE

Wyłania się z niej m.in. naturalistycznie wykuty w kamieniu słoń, dostrzegam też inne rzeźby i posągi. Pałac Królewski i Muzeum Narodowe należą Phnom Penh do najważniejszych obiektów zarówno historycznych, jak i turystycznych. Warto jednak zobaczyć także Pomnik Niepodległości w kształcie dużej wieży. Zwłaszcza, że stoi on na rondzie, niewiele ponad pół kilometra od Srebrnej Pagody.

Mimo iż nie jest zbyt wysokie, ma bowiem zaledwie 27 metrów, jest jednak najwyższym w okolicy. Zaś, jak już wspomniałem, nazwa stolicy Phnom Penh znaczy po prostu Wzgórze Penh. Inną z zasługujących na uwagę stołecznych budowli sakralnych jest świątynia Wat Ounalom.

MIEJSCA TORTUR I POLA ŚMIERCI
Nie wszyscy turyści decydują się natomiast na zwiedzenie miejsc związanych z ludobójstwem w czasach Czerwonych Khmerów, chociaż władze i organizatorzy kambodżańskiej turystyki bardzo na to nalegają. Dla gości z zachodu jest to przeważnie zbyt szokujące. My mamy natomiast KL Auschwitz, Birkenau, Stutthof, Majdanek i inne hitlerowskie obozy śmierci i zagłady.

Podczas rządów Czerwonych Khmerów w 1975 roku zamieniono ją w katownię w której przesłuchiwano, torturowano i mordowano ludzi. Przeszło ich przez nią około 20 tysięcy. Najpierw „wrogów ludu”, później – maszyna śmierci musiała się przecież kręcić, własnych towarzyszy. Przeżyło to zaledwie kilku więźniów.

Na dziedzińcu tej byłej uczelni pięknie kwitną dziś drzewa. Czy tak samo było w latach zbrodni? O ich skali informują w kilku językach tablice. Wystarczy wejść do któregokolwiek pomieszczenia na parterze czy piętrach, aby znaleźć się w dawnym piekle.

Muzealna ekspozycja dokumentów oraz setek zdjęć, przeważnie młodych ludzi, mężczyzn i kobiet, którzy przeszli przez to miejsce i tu zginęli. Jest również wystawa obrazów. Miernych artystycznie, ale szokujących w wymowie. Na jednym z nich widzę wychudzonego, podobnego do szkieletu więźnia. Na innym dwu, chyba strażników, niesie więźnia na drągu, do którego przywiązano go za ręce i nogi.
Kolejne przedstawiają sceny tortur i życie w tym miejscu. Natomiast pod miastem, około 12 km od jego centrum, znajdują się ponurej sławy Pola Śmierci. Dziś miejsce pamięci o martyrologii narodu. To tu – a takich pól było w Kambodży wiele – mordowano ofiary Czerwonych Khmerów i grzebano w masowych grobach. Tysiące, setki tysięcy. Ofiarami tych zbrodniarzy padło ponad milion ludzi.

Czy wie, że pod nią i dookoła jest ogromne cmentarzysko? O tym, co i gdzie się tu znajduje, informują kamienie z tabliczkami: tu jest grób tylu, tam tylu ofiar. Pośrodku tego muzeum stoi wysmukła buddyjska stupa – mauzoleum ku czci ofiar. A dookoła jest cisza, spokój, świeci słońce, śpiewają ptaki, rosną drzewa i rośliny, kwitną piękne, czerwone kwiaty. Nie był to najlepiej dobrany akord końcowy mojej podróży po Kambodży.

Zdjęcia autora