Każdego roku 7 lipca, jeszcze przed świtem, na Plaza de Ayuntamiento, przed przepięknym architektonicznie XVI wiecznym ratuszem w Pampelunie, gromadzą się tłumy. Ludzie są podnieceni, oczekują z niecierpliwością na wystrzał rakiety, zwanej chipinazo, która rozpoczyna Encierro, czyli Bieg Byków upamiętniający święto patrona Nawarry – San Fermina. Zegar na kościele San Cernin (Św. Saturnina) uderza 8 razy i zaraz po tym wystrzela pierwsze chipinazo. To znak, że w zagrodzie byków przy Cuesta de Santo Domingo otwierają się wrota.
DOROCZNY BIEG BYKÓW
Obowiązujące kolory – to biała koszula i czerwona chusta na szyi. W lipcu w Pampelunie znani z pracowitości, zamożności Baskowie i Nawarczycy o krwi nie tak gorącej jak sąsiadujący z nimi Kastylijczycy, zostają ogarnięci zdumiewającym szaleństwem.
Doroczny bieg byków, który trwa od 6 do 14 lipca zamienia to miasto w jeden wielki tańczący krąg, z tysiącami ludzi z całego świata, którzy wytoczyli się właśnie z czynnych przez całą noc setek knajpek i barów, gdzie czerwone, mocne i ciężkie wino z Riojy już szumi w głowie. I czekają na pierwszy bieg.
Ci ze szczęśliwców, którym udało się dostać w pobliże zagrody byków śpiewają pieśń do świętego. „Prosimy cię św. Ferminie, nasz patronie, abyś prowadził nas szczęśliwie do areny i dał nam swoje błogosławieństwo”.
Wszystko bowiem ma podtekst religijny, ale jak się wydaje, wynika on raczej z wielowiekowej tradycji niż rozmodlenia. Kościoły w miastach Nawarry świecą raczej pustkami, ale św. Fermin należy do najbardziej kochanych patronów miast hiszpańskich.
NAJPIERW PĘDZĄ WOŁY
Kim był? Urodził się w Pampelunie w III w. jako syn rzymskiego patrycjusza. Został księdzem i udał się na północ Francji do Akwitanii, Owernii aby nawracać pogańskich Galów na wiarę chrześcijańską. Powrócił do Nawarry, potem został biskupem Tuluzy, ale gdy udał się do Amiens został przez Galów porwany , torturowany i ścięty.
Przed małą figurką świętego obok zagrody byków na Cuesta de Santo Domingo ludzie odmawiaj krótką modlitwę przed startem do biegu . Drugi strzał rakiet oznacza, że byki są gotowe . I wówczas – dla tych, którzy pierwszy raz uczestniczą w Sanfermine – sytuacja staje się nieco niezrozumiała. Bo jako pierwsze startują… woły, łagodniejsze, niezbyt dzikie, ale pędzą bo droga jest dość stroma.
Dopiero w dwie minuty po przejściu tej grupy, z zagrody wypada sześć „hermosos i bravos toros”, czarne na ogół, dorodne byki, które mają wieczorem umrzeć na arenie. Przed nimi i za nimi biegną ubrani na biało i czerwono fani tej hiszpańskiej, najdzikszej z dzikich fiest. Każdy wyposażony w rulon gazety, bo tylko nim można dotykać byki.
Nad wszystkim czuwają jednak pastores i dobladores, ludzie doświadczeni w obchodzeniu się z bykami, niekiedy są to nawet byli matadorzy, których głównym zadaniem jest szybkie wprowadzenie pędzących byków we wrota areny.
NA POMNIKU I ULICACH
Na jednej z głównych ulic Pampeluny stoi wielki pomnik owego biegu – byki w szalonych pozach, z morderczym błyskiem w oczach, tratujący ludzi, którzy dotykają ich gazetowymi rulonami. W roku 2014 jest tak jak od wieków. Szybki bieg z czterema zakrętami jest zadziwiająco krótki – trasa liczy 825 m, a bieg rozgrywa się w czasie 3-4 minut.
Tylko wtedy, gdy po drodze zdarzają się wypadki, a nie są one rzadkie, czasami nawet dochodzi do stratowania, zranienia rogami mniej zręcznych uczestników, bieg trwa najwyżej 10 minut. Kiedy stałem przy Placu Ratuszowym w ogromnym już o tej porze upale, ściśnięty przez wiwatujący tłum, byki przebiegły tylko z głuchym odgłosem kopyt i wrzaskiem biegnących w szaleńczym tempie ludzi.
Tym razem nie było niespodzianek. Zabrzmiał wreszcie czwarty wystrzał rakiety, oznaczający, że byki bezpiecznie dotarły do areny. Wieczorem rozpocznie się corrida. A tymczasem tysiące ludzi, z których opada powoli szał i podniecenie samym Encierro , w straszliwej ciasnocie.
Idą wąskimi uliczkami średniowiecznej Pampeluny na główny plac miasta, na Plaza de Castillo, gdzie, gdyby nie samochody i wszechobecne motorowery, można by przyjąć że jest np. 6 lipca 1923 roku i w kawiarni „La Iruna” siedzi młody Ernest Hemingway z żoną Hadley Richardson i piją peppermint lub whisky na tarasie.
Kwiarnia „La Iruna” na Plaza de Castillo jest swego rodzaju zabytkiem, nawet świętością Pampeluńczyków. La Iruna, to baskijska nazwa Pampeluny, a Nawarra, to przecież królestwo założone przez baskijskich grandów w 8 wieku.
To stąd pochodził król, którego powiedzenie „Paryż wart jest mszy” przeszło do historii, a jego autor Henryk IV został założycielem dynastii Burbonów. Królestwo przetrwało wiele stuleci. Dopiero w 1841 roku Nawarra stała się prowincją hiszpańską.
SANFERMINE I HEMINGWAY
Więc Nawarczycy szanują swoją historię, a gdy chodzi o Sanfermine, to z należytym respektem traktują wszystko, co wiąże się właśnie z Hemingwayem. W sąsiadującej z „La Iruną” pod tymi samymi arkadami, kawiarni Casa Marcelino siedzi przy barze ze szklaneczką wina jak żywy młody Ernest, który uśmiecha się do wchodzących gości.
Gdy przyjeżdżał, mieszkał na ogół w hotelu „La Perla”na Plaza de Castillo” i jadał ajoarriero z krewetkami na tarasie kawiarni. Jest jeszcze mały pomnik, a właściwie płyta granitowa z jego wizerunkiem przy wejściu na arenę pampeluńską. Przyszły laureat Nobla, wówczas w 1923 roku, korespondent amerykańskich gazet , raczej przypadkiem z Paryża trafił do Nawarry właśnie w wigilię fiesty.
Zafascynowała go tak bardzo, że przyjeżdżał do Pampeluny wielokrotnie, ostatnio w 1959 roku. A jego słynna powieść „Słońce też wschodzi” jest wielkim hołdem oddanym ludziom, atmosferze tamtych lat, gdy jeszcze Sanfermine odbywał się niejako we własnym gronie, gdy uczestniczyli w nim pirenejscy górale, pasterze, farmerzy, gracze w pelotę czy właściciele winnic.
Dziś, w roku 2014 jest ich najmniej. Rozsławiona przez Hemingwaya Pampeluna ze swoimi bykami przyciąga miliony ludzi. Całe miasto zamiera, biura, urzędy zamknięte są na głucho , wszystko przestaje funkcjonować. Działa tylko przemysł turystyczny bo musi obsłużyć przyjezdnych, pełne są bary restauracje, czynne są banki.
W czasie fiesty nikt nie liczy się z pieniędzmi, ceny szybują nieprzytomnie w górę, wino leje się strumieniami, nikt nie śpi. Następnego dnia znowu wystrzelą chupinazas i zabawa zacznie się od początku. Aż do 14 lipca gdy na Plaza Consistorial po ostatnim biegu tłum zaśpiewa „Pobre de mi”, co można tłumaczyć jako „O, ja nieszczęsny”, lub „Co ze mną będzie”. Cóż trzeba czekać rok na następny Sanfermine.
Zdjęcia autora