Oficyna Bezdroża rozpoczęła wydawanie nowej serii przewodników turystycznych #travel&style, z nadtytułami „Podróże to styl życia”. Wyglądają efektownie. Rozmiarami są nieco większe od tych z serii Classic i travelbooków, a od tych drugich również obszerniejsze objętościowo. Drukowane na dobrym, dosyć grubym papierze, co poprawia jakość zamieszczonych zdjęć, powoduje jednak, że przewodniki te są dosyć ciężkie. Z mnóstwem ilustracji, „nowoczesnym” łamaniem poszczególnych stron: różną wielkością czcionek, piktogramami, licznymi krótkimi informacjami – ciekawostkami w ramkach włamanych w tekst i jeszcze krótszymi, jednozdaniowymi na pomarańczowym tle. Z gumką przymocowaną do tylnej okładki, która ma ułatwić nakładanie jej na dowolną stronę i szybsze ponowne otwieranie w tym miejscu. A co oferują czytelnikowi – turyście ponadto? Zwłaszcza w przypadku informacji, najważniejszych przecież w przewodnikach? Lekturę pierwszych sześciu przysłanych mi do recenzji rozpocząłem nie w porządku alfabetycznym ich tytułów, lecz od mojej ulubionej Gruzji. Na wewnętrznych stronach rozkładanej przedniej okładki jest mapa Kraju Kartlów, jak nazywają go sami Gruzini. Za tylną włożony plan Tbilisi z angielską pisownią nazw ulic, placów i obiektów oraz spisem ulic.
W mojej ocenie jednak mniej czytelny i przydatny od bezpłatnych, jakie można otrzymać na tamtejszym lotnisku i w punktach informacji turystycznej. Tradycyjne dla większości innych przewodników rozdziały informacyjne znajdują się nie na początku, lecz końcu tomu, przed indeksem. I zawierają to, co rzeczywiście jest ważne. Potrójnie rozkładana pierwsza karta zawiera ogólną prezentację kraju, a następnie zachętę „Poznaj i doświadcz!” do zapoznania się z głównymi, zdaniem autorów, atrakcjami Gruzji. W kolejności: Targi i bazary; Czarnomorskie plaże; Tbiliskie łaźnie; Trekking w Wielkim Kaukazie; Kuchnia i wina oraz Supra, czyli tradycyjne gruzińskie uczty. Zdumiewające, że pominięto niezliczone zabytki, zwłaszcza świątynie, klasztory, twierdze oraz fantastyczne krajobrazy i widoki. Chęć zobaczenia których przede wszystkim przyciąga tych, którym nie wystarczają tamtejsze plaże i trunki. Na tej rozkładówce rozpoczyna się też czterostronicowy Spis treści z kolorowymi piktogramami przed odsyłaczami na poszczególne strony: „Oto Gruzja”.
A następnie opisane w przewodniku regiony: „W kolebce Gruzji”, „Kutaisi i okolice” oraz Gruzja: zachodnia, południowa i wschodnia. Abchazję oraz Osetię Południową, które ogłosiły oddzielenie się od Gruzji i znajdują się pod kontrolą Rosji pominięto. Chyba słusznie w tej sytuacji politycznej. Po nich jest „Niezbędnik”, czyli kilka podstawowych informacji potrzebnych turyście i „Gruzja w pigułce” z rysuneczkami jak w książeczce dla przedszkolaków. Rozdziały mają równie oryginalną konstrukcję, z tytułami ich części wyróżnionymi na stronach tytułowych i odsyłaczami, też z piktogramami, na ich numery. W przypadku pierwszego: „Oto Gruzja” są to; Krajobrazy, Przyroda, Dzieje Gruzji, Ludzie, Kultura, Wydarzenia kulturalne, Kuchnia. Złote runo, Popularne marki win gruzińskich i Przepis na Chinkali. Wygląda to bardzo zachęcająco, ale szybko okazuje się, że kryją się za nimi przeważnie tylko krótkie informacje. Przy czym w niektórych zdjęcia oraz ciekawostki wydrukowane negatywową, białą czcionką na ciemnym tle, zajmują więcej miejsca niż tekst. To zresztą specyfika tego przewodnika i ich serii. Prezentuje się to efektownie, ale pożytku informacyjnego jest z tego chyba niewiele.
Tak np. Muzeum Sztuki w Tbilisi poświęcono tylko 19 linijek tekstu w wąskiej szpalcie. Tamtejszemu Muzeum Narodowemu z szalenie ciekawymi zbiorami – 15. Panteonowi Narodowemu na zboczach gry Mtacminda – 14. Prezentacja i opis atrakcji regionu Chewsureti obejmuje 6 stron, ale 80% z nich zajmują zdjęcia i ciekawostki w ramkach. Całe: Imeretia, Racza i Dolna Swanetia również 6 stron, z podobną proporcją tekstu i ilustracji. I tak, poza nielicznymi wyjątkami, jest w całym przewodniku. Zawarte w nim informacje, nie dość, że przeważnie aż do absurdu zwięzłe, zawierają też niekiedy błędy, nieścisłości lub niewytłumaczalne pominięcia. W Tbilisi, z najważniejszych świątyń, pominięto zupełnie ormiańską katedrę Eczmiadzyn (nazywa się tak samo jak święte miejsce pielgrzymkowe koło Erywania), a także całą dzielnicę ormiańską na lewym brzegu rzeki Mtkwari (po rosyjski Kury). Nazywanie tutejszych świątyń (ew. kościołów) chrześcijańskich cerkwiami jest, moim zdaniem niesłusznie. Bo zarówno gruziński Kościół ortodoksyjny, jak i nieco starszy od niego ormiański, nie mają wiele wspólnego z rosyjskim prawosławiem i są od niego o ponad 5 (!) stuleci starsze.
A ponadto architektura ich kościołów jest zupełnie inna. W informacji „Gruziński Kościół Prawosławny” pomięto zupełnie „apostołkę Gruzji”, św. Nino z Kapadocji, która faktycznie (a nie symbolicznie św. Andrzej Apostoł tworząc w niej pierwsze biskupstwo) wprowadziła w tym kraju chrześcijaństwo, przekonując w roku 324 do chrztu króla Iberii Miriana III, a z nim całego kraju. To tak, jak gdyby pisząc, nawet najkrócej, o historii chrześcijaństwa na Bałkanach i Morawach pominąć św. św. Cyryla i Metodego, a w Polsce św. Wojciecha. O św. Nino jest, co prawda, w innym miejscu króciutka informacja, a osobno także „ramka”, ale pominięcie jej w omawianej informacji jest rażącym niedopatrzeniem. Nieprawdziwa jest informacja, że kościółek Antiocha (św. Szczepana) stojący u ujścia rzeki Aragwi do Mtkwari w Mcchecie pochodzi z VII w. Jest bowiem o prawie 4 wieki starszy (IV-V w.), co wyraźnie zaznaczono w językach: gruzińskim i angielskim na oficjalnej tablicy przy bramie do niego. Największa świątynia Gruzji, Cminda Sameba (Świętej Trójcy) w Tbilisi, to nie „cerkiew”, lecz katedra, ewentualnie sobór.
Trudno mi zgodzić się z niektórymi stwierdzeniami autorów. Wręcz rozśmieszyło mnie np., że Upliscyche, to „skalne miasto, rangą dorównujące jordańskiej Petrze”. Jest ono, oczywiście ciekawe i warte zobaczenia, ale daleko mu do jordańskiego skarbu z Listy UNESCO. Czyżby autorzy nigdy tam nie byli? A skoro, zdaniem autorów, jest aż tak wspaniałe, to dlaczego z poświeconych Upliscyche w przewodniku 2 stron aż 2/3 zajmuje zdjęcie i ciekawostki? To i tak zresztą nieźle, jeżeli porównać je z 20 linijkami, w wąskiej szpalcie, informacji o najważniejszej, zabytkowej twierdzy Ananuri przy Gruzińskiej Drodze Wojennej. Czy wielu, wielu, podobnych. Kwestionuję również twierdzenie, że to w monasterze Gelati znajdują się „najpiękniejsze freski Gruzji”.
Co najmniej równie piękne, a historycznie ważniejsze, są XII-wieczne w skalnym mieście Wardzia, z jedynym zachowanym portretem słynnej królowej Tamary z okresu, gdy była jeszcze panną, o czym świadczy sposób zawiązania chusty. Wspaniałą sceną Zaśnięcia NMP i wieloma innymi. Są to jednak w sumie drobiazgi. Przewodnik ten, jak już wspomniałem, ładnie wydany i zawierający mnóstwo dobrych oraz ciekawych zdjęć, chociaż zbyt wielu nie podpisanych, w informacyjnej warstwie tekstowej budzi mój głęboki niedosyt. Robi wrażenie, że jest kierowany do ludzi, którzy potrafią już tylko oglądać obrazki i czytać teksty nie przekraczające objętości sms-ów i tweetów. Jego moja ocena ogólna: turyści szukający trochę więcej informacji o tym pięknym oraz tak nam przyjaznym kraju i jego mieszkańcach, powinni sięgnąć jednak po inny po nim przewodnik, chociażby tego samego wydawnictwa.
GRUZJA. Przewodnik Bezdroży z serii #travel&style. Autorzy: Krzysztof Dopierała i Krzysztof Kowalski. Wydawnictwo Helion, wyd. I, Gliwice 2019, str. 343, cena 59,90 zł. ISBN 978-83-283-5548-4