30 ROCZNICA ODKRYCIA DLA KAJAKARSTWA I TURYSTYKI KANIONU COLCA W PERU.

Zbliża się 30 rocznica odkrycia dla kajakarstwa i turystyki, przez uczestników polskiej wyprawy „Canoandes ‘79”, najgłębszego na naszym globie kanionu rzeki Colca w Peru. Z jego uczestnikiem, a następnie badaczem tego kanionu i jedynym człowiekiem, który przepłynął go na całej długości Jerzym Majcherczykiem – kajakarzem, odkrywcą, autorem, członkiem The Explorers Club i Stowarzyszenia Dziennikarzy – Podróżników „Globtroter” oraz Prezesem Polonijnego Klubu Podróżnika rozmawia Jerzy Stolarek, również członek SD-P „Globtroter” i nasz amerykański korespondent.

 

 

– Rok bieżący to dla Ciebie rok szczególny…

 

– To prawda. To rok jubileuszowy, bo w maju 1981 r. grupa polskich studentów kajakarzy z Akademickiego Klubu Kajakowego „Bystrze” odkryła dla świata najgłębszy kanion na świecie – kanion rzeki Colca w Peru. Jak łatwo obliczyć przypada właśnie 30. rocznica tego wydarzenia. Byłem jednym z organizatorów i uczestników tamtej wyprawy kajakarskiej, nazwanej „Canoandes ‘79”.

 

– Zaraz, zaraz… „Canoandes ‘79”, 1981 r. coś mi się tu nie zgadza.

 

– Wszystko jest w porządku. Nasza wielka przygoda zaczęła się właśnie w 1979 r. Choć początkowo mieliśmy zupełnie inne zamiary – o czym szczegółowo wspominam w książce pt. Zdobycie Rio Colca – najgłębszego kanionu na Ziemi – ostatecznie jednak wylądowaliśmy w Ameryce Północnej, a dokładnie w Meksyku, zamiast – jak oryginalnie planowaliśmy – w Argentynie.

 

Tak „z marszu”? Przecież to wymaga nie lada zaprawy i treningu.

 

– Dlatego zanim do tego doszło długo „terminowałem” spływając kajakiem po niemal wszystkich polskich rzekach, a ponadto w ówczesnej Czechosłowacji i Jugosławii. Przed dotarciem do Peru mieliśmy ostre przetarcie na superbystrych rzekach Meksyku, Ameryki Centralnej i Ekwadoru. O peruwiańskiej rzece Colca słyszeliśmy bardzo niewiele, jedynie to, że jest wyjątkowo niebezpieczna i że płynie w głębokim, nieznanym kanionie.

 

Wówczas jednak byliśmy – Jacek Bogucki, Piotr Chmieliński, Andrzej Piętowski i ja oraz Stefan Danielski i Krzysztof Kraśniewski (dołączyli do nas w Ekwadorze) – bardzo młodzi i spragnieni nie tylko pływania, ale i odkrywania, bycia pierwszymi. Im trudniejsza i nieznana – czyli dziewicza – rzeka, tym bardziej nas do niej ciągnęło. Nie zawsze docierała do naszej świadomości informacja o niebezpieczeństwie.

 

Z tym większym zapałem wsiedliśmy do kajaków i pontonów, by Rio Colca pokonać. Tymczasem rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej niebezpieczna, niż przestrogi o niej. Zdobycie Rio Colca zajęło nam aż 33 dni! Gdy wypłynęliśmy z kanionu byliśmy nie tylko wycieńczeni fizycznie, ale i nasz sprzęt był kompletnie zniszczony. Czuliśmy jednak, że dokonaliśmy czegoś wielkiego.

 

– Odkryliście wówczas dla świata „jedynie” 100 kilometrów kanionu.

 

– Odkryliśmy, że istnieje kanion – i to jest najważniejsze. Niemniej przez te wszystkie lata myślałem aby tam wrócić. Swoje marzenia zrealizowałem dopiero w 2008 r. i w 2009 r. podczas polsko-amerykańsko-peruwiańskiej wyprawy naukowej „Colca Condor”, z którą przemierzyłem ostatnie dziewicze 20 kilometrów kanionu. Od tej pory jestem jedynym człowiekiem na świecie, który pierwszy przemierzył kanion Colca w całości.

 

– Ta wyprawa także odbiła się szerokim echem w świecie.

 

– Światowe media, w tym również radio, telewizja oraz prasa polska i polonijna, mówiły i pisały o tym jako o „polskiej sensacji”. Wyniki badań ukazały się w formie książkowej i wzbudziły ogromne zainteresowanie nie tylko w Peru. Oczywiście, temu krajowi najbardziej zależało na rezultatach wyprawy (dodam – sponsorowanej przez warszawską Giełdę Papierów Wartościowych i polonijne biznesy w USA), bowiem mają one kapitalne znaczenie dla utworzenia Parku Narodowego w którym znalazł by się Kanion Colca z całą okolicą.

 

A są tam także np. gniazda kondorów – świętych ptaków Inków. Potrzeba założenia tego parku jest ogromna, głównie ze względu na postępujące budowy dróg i mostów wewnątrz kanionu, zagrażające eko-systemowi całego rejonu. Książkę pt. Rezultaty Polsko-Amerykańsko-Peruwiańskiej Wyprawy Naukowo-Eksploracyjnej Colca Condor 2008-2009 wydało 22 września 2010 r. Towarzystwo Geograficzne w Limie.

 

Ukazała się ona 14 miesięcy po zakończeniu wyprawy, w której łącznie wzięło udział 18 naukowców, badaczy i odkrywców, w tym 5 Peruwiańczyków, pięciu Amerykanów i ośmiu Polaków. Publikacja zawiera naukowe odpowiedzi na kilka ważnych pytań, m.in. jak uformował się geologicznie Kanion Colca, a także dokładny opis pierwszego, 20-kilometrowego odcinka ekstremalnie trudnego kanionu, zwanego „Cruz del Condor”, który pozostawał dziewiczy od czasu legendarnej wyprawy „Canoandes ’79”.

 

Materiały zebrane przez tę wyprawę, a opublikowane we wspomnianej wyżej książce, uzupełniają wcześniejszą dokumentację naukową, opublikowaną w książce Geologia 2008, która jest rezultatem kilku wypraw naukowych polskich geologów, jakie odbyły się w rejonie Kanionu Colca w latach 2003-08.

 

Dodam, że naukowa eksploracja najbardziej niedostępnego odcinka całego kanionu zakończyła proces przygotowania dokumentacji naukowej, którą Polacy zamierzają przekazać odpowiednim organom w Peru w celu przystąpienia do rozpoczęcia procesu ogłoszenia Parku Narodowego Kanion Colca.

 

– Kanion Colca odkryli Polacy, jednak z roku na rok fakt ten idzie w zapomnienie. A ponieważ życie nie znosi próżni, znajdują się wciąż nowi „ojcowie” odkrycia.

 

– Niestety, to prawda. Ale płacimy także za błędy tamtych czasów. Raz jeszcze przypomnę fakty: nasza wyprawa po rzekach Ameryki Południowej rozpoczęła się w 1979 r. Najgłębszy kanion na naszej planecie – Kanion Colca – odkryliśmy w maju-czerwcu 1981 r. Pokonaliśmy wszelkie niebezpieczeństwa i liczne własne słabości, robiąc to – jako Polacy – dla świata.

 

Ale historia tak się potoczyła, że gdy po zwycięsko zakończonej wyprawie wjeżdżaliśmy na ulice Limy, nagłówki stołecznych gazet właśnie krzyczały o stanie wojennym w Polsce. Dla moich kolegów i dla mnie osobiście był to czas niełatwych wyborów. Stanęliśmy po stronie narodu, organizując różne akcje na rzecz Solidarności.

 

W ten sposób wydaliśmy na siebie wyrok – milczenie krajowych mediów. Dopiero po latach polskie społeczeństwo dowiedziało się o naszym epokowym odkryciu, ale i tak w raczej skromnym wymiarze. Do tego stało się coś, czego nie spodziewaliśmy się – właśnie w ojczyźnie odezwały się głosy negujące nasz sukces.

 

Na szczęście napisałeś książkę pt. Zdobycie Rio Colca – najgłębszego kanionu na Ziemi, która w Polsce doczekała się już dwóch wydań i zebrała sporo pochlebnych recenzji. Jest też dostępna na rynku w Peru i w USA w wersji angielskiej. Zwłaszcza drugie wydanie, poprawione i uzupełnione, było dla czytelnika ciekawe, bo zawierało dokładną mapę rejonu odkrycia wraz z wszystkimi polskimi nazwami, jakie po drodze nadawaliście mijanym wodospadom, zatokom czy wzniesieniom spływając rzeką przed 30 laty.

 

– Niestety, nakład drugiego wydania został wyczerpany w 2005 r. Od lat ludzie pytają o nowe, a ja nie mogę dać konkretnej odpowiedzi. Być może pod koniec tego roku ukaże się nowa książka, która obejmie całe 30 lat eksploracji kanionu. Odkrytym na rzece Colca najwyższym wodospadom nadaliśmy imię Jana Pawła II. To były pamiętne dni zamachu w Watykanie -13 maja 1981 r.

 

I nasz hołd wobec papieża-Polaka, którego gazetowe zdjęcie podarowane mi przez moją mamę w dniu wyjazdu na wyprawę umieściliśmy na samochodzie, i które przez cały czas wyprawy dodawało nam sił i otuchy oraz chroniło od nieszczęść. Mówiąc szczerze – była to nasza „tarcza opaczności” dzięki której ukończyliśmy wyprawę.

 

Ale polskie nazwy noszą nie tylko wodospady i część kanionu. W roku 1996, a póżniej jeszcze w 1999 r. i 2000 r., doprowadziłem w wioskach leżących na krawędzi kanionu: Huambo, Cabanaconde i Chivay do nadania nazw Avenida Polonia czy też Avenida de los Polacos na cześć narodu z którego wywodzą się odkrywcy. O tym szczegółowo będzie w nowej książce.

 

– Amerykański miesięcznik „The Paddler” wybrał Cię w 1994 r, do grona 20 legendarnych kajakarzy w historii świata. Natomiast Amerykański Związek Kajakowy, umieścił w ekskluzywnej 100 najwybitniejszych kajakarzy XX wieku. Już w 1984 r prestiżowy „Guinness Book of World Records” uznał odkrycie Kanionu Colca za jedno z największych odkryć geograficznych XX wieku. Piszą o Tobie gazety, mówią w radiu i pokazują w telewizji. Jak znosisz tę popularność?

 

– Bez przesady – mieszkam poza Polską i to mi nie grozi. Ale jeżeli mam jakąś tam popularność i sukcesy, to staram się je zdyskontować z pożytkiem dla innych. Dlatego przed piętnasotma laty, wspólnie z takimi, jak ja pasjonatami podróży, powołałem do życia Polonijny Klub Podróżnika (PKP), którego zadaniem było nie tylko skupienie ludzi lubiących podróże, ale przede wszystkim skonsolidowanie choćby części Polonii. Dziś do Klubu należy ponad 300 osób, a grono sympatyków jest kilkakrotnie większe.

 

Organizuję dla nich spotkania i prelekcje z ciekawymi ludźmi, klubowe wyprawy z polskimi przewodnikami, dostarczam różnych informacji na łamach „Polonijnego Podróżnika”, który wydaję co dwa-trzy miesiące. Od ponad 13 lat mamy internetową stronę www.odkrywcy.com Zawsze w pierwszą sobotę lutego odbywa się Wielki Bal Podróżnika, a w Labor Day Weekend – Wielkie Spotkanie Podróżników nad rzekami Delaware lub Hudson.

 

Dzięki PKP z Polonią spotkało się wielu znakomitych polskich podróżników, odkrywców i dziennikarzy. Wymienię choćby tych autentycznie największych: Andrzeja Zawadę, Elżbietę Dzikowską, Krzysztofa Wielickiego, Krystynę Chojnowską-Liskiewicz, Marka Kamińskiego, Olgierda Budrewicza czy Jacka Pałkiewicza. Polonijny Klub Podróżnika jest organizacją non-profit, nie ma własnych dochodów poza niedużymi składkami członków oraz wsparciem sponsorów.

 

Musi też o nich dbać, a robi to m.in. przez eksponowanie ich logo lub banerów podczas każdej klubowej akcji i zachęcanie Polonii do korzystania z ich usług. A jak wiadomo – reklamy nigdy nie jest za wiele. Zwłaszcza w Ameryce i wśród kilkumilionowej Polonii. Głównymi sponsorami klubu są: Polskie Linie Lotnicze LOT i Western Union (od 13 lat) oraz Wawel Bank i Polsko-Słowiańska Unia Kredytowa (obie od 5 lat).

 

– Nie wspomnieliśmy jeszcze o nowojorskim The Explorers Club.

 

– To bardzo prestiżowa i elitarna instytucja. Do niej nie można dostać się prosto z ulicy. Trzeba mieć na swoim koncie spore dokonania, by zostać zaproszonym do Klubu ale przez rekomendacje innych dwóch członków. Jestem Fellow The Explorers Club już od 1992 r. Miałem tam przyjemność poznać sir Edmunda Hilarego, Thora Heyerdahla i innych. Ogromną satysfakcją była dla mnie rekomendacja na członka Klubu – Stanisława Szwarca-Bronikowskiego, Tony Halika i Elżbiety Dzikowskiej.

 

Tu panuje zawsze szczególna atmosfera, tu powietrze jest wręcz przesycone podróżami i odkryciami. Ddodam, że istnieje Polski Oddział The Explorers Club. Powstał on w 1993 r., byłem jego inicjatorem i jestem członkiem honorowym. Polacy mają w The Explorers Club bardzo mocną pozycję. Polski Oddział Klubu był pierwszym w Europie Centralnej i Wschodniej.

 

– Z The Explorers Club wiąże się jeszcze jeden nurt Twojej działalności. Mam na myśli młodzież.

 

– Spotykam się z młodzieżą od wielu lat. W Ameryce – z uczniami szkoły, do której chodzili moi synowie, w Polsce – tam, gdzie mnie zaproszą. Przy każdej okazji mówię dzieciom jak ważne jest poznawanie świata, jaką daje przyjemność i zadowolenie, gdy można samemu odkryć nawet coś małego, ale czego jeszcze nikt inny nie odkrył. Zwracam ich uwagę także na konsekwencję w działaniu, twórczy upór, hart ducha, itp., czyli wszystkie te elementy, które raz rozbudzoną pasję poznawczą i odkrywczą wspomagają i rozwijają.

 

W USA takie spotkania z młodzieżą mają ciekawy dla niej scenariusz. Najpierw bowiem ja opowiadam jak zostać odkrywcą, a oni notują. Wracam do domu, a oni piszą wypracowanie o spotkaniu ze mną. Nauczycielka ocenia prace i wybiera najciekawsze. W nagrodę ich autorzy jadą ze mną na wycieczkę do The Explorers Club w Nowym Jorku. Czasem zdarza się, że grupę młodzieży gości jakiś wybitny odkrywca. To nie lada zaszczyt.

 

Proszę sobie wyobrazić jakie wrażenie wywiera na młodzieży zwiedzanie Klubu i spotkanie ze slawnym człowiekiem. Ale na tym nie koniec. Po wizycie w Klubie dzieci piszą kolejną pracę o tym co widziały, czego się dowiedziały, co im się podobało, a co nie. W ten sposób uczą się za jednym zamachem geografii i historii, pożytecznie spędzają czas.

 

A kto wie – może za kilka-kilkanaście lat któreś z nich zadziwi świat jakimś spektakularnym odkryciem? Ze swego „podwórka” powiem, że praca z i dla młodzieży jest niezwykłą przyjemnością. To wdzięczni słuchacze. Amerykańskie szkoły już dawno dostrzegły zalety takich spotkań. Jestem coraz częściej zapraszany.

 

– Czy nie myślisz o powieleniu tego scenariusza w Polsce?

 

– Nie tylko myślę, ale staram się działać. Zawszy, gdy jestem w Polsce mam jedno-dwa spotkania z młodzieżą – w szkołach lub na uniwersytetach. Niestety, Klub Odkrywców w kraju nie ma takiej siedziby, jak w Nowym Jorku, gdzie mógłbym zawieźć lub zaprosić dzieci i młodzież. A szkoda, bo zbiory, jakie mają polscy odkrywcy są niezwykle bogate. Siedziba oddziału służyłaby nie tylko samym eksploratorom, ale byłaby „żywym muzeum” promującym polskich odkrywców i badaczy oraz ich osiągnięcia. Rzucam więc pomysł – wspólnie szukajmy lokalizacji dla Polskiego Oddziału The Explorers Club. Ręczę, że nie będzie to tradycyjne muzeum!

 

– Pochodzisz z Siewierza, miasta o pięknej historii i tradycjach, ale przecież niewielkiego… – … a mimo tego udało mi się wyskoczyć w szeroki świat! To tylko dowodzi, że każdy ma swoją życiową szansę i powinien z niej skorzystać. Trzeba mieć jednak przy tym sporo szczęścia, dużo silnej woli i marzyć.

 

– W tamtych latach mniejsze miasta i miasteczka kojarzyły się z kulturalną pustynią… Miałem więc na myśli raczej zainteresowania i chęć poznania świata. Skąd to się w człowieku, zwłaszcza młodym, bierze? – Najczęściej z przypadku. W moim było to spotkanie ze Stanisławem Szwarcem-Bronikowskim, niedawno zmarłym znanym podróżnikiem, autorem wielu książek, reportaży i filmów telewizyjnych o podróżach i przyrodzie.

 

Tak się złożyło, że w moich dziecięcych latach Stanisław zawitał do Siewierza z prelekcją po jednym ze swoich licznych zagranicznych wojaży. Pamiętam, że sala gimnastyczna w szkole, do której wówczas uczęszczałem, dosłownie pękała w szwach. Po pierwsze – wszyscy chcieli zobaczyć sławnego podróżnika i naocznie przekonać się o jego doświadczeniach, przeżyciach, wiedzy. Po drugie – przyciągnął ich temat prelekcji.

 

Proszę pamiętać, że w tamtych latach wszystko, czego się można było dowiedzieć o innych krajach z gazet, radia czy telewizji było zdeformowane. A tu, proszę, przyjeżdża sławny podróżnik, ciekawie opowiada i jeszcze do tego można mu zadać pytanie! To spotkanie było dla mnie ogromnym przeżyciem. Tak wielkim, że na trwałe obudziło we mnie chęć poznania świata.

 

– Popatrzmy jeszcze przez chwilę wstecz. Jak postrzegasz te blisko 40 lat za wiosłem?

 

– To piękne lata. Powiem tak – przeżyłem mnóstwo wspaniałych, niezapomnianych chwil, co najmniej tak wiele, jak i chwil trwogi w walce o życie. Ale – zwyciężyłem! Przeciwieństwa losu, własny strach i niemoc. To niesamowite uczucie. Nie żałuję tych lat spędzonych na wodzie, porywany w kajaku przez wiry, prądy i bystrza. Oczywiście całkowicie z wiosłowania nie zrezygnowałem, ale teraz jednak coraz bardziej wciągają mnie „zawirowania” związane z promocją osiągnięć innych polskich podróżników, odkrywców i badaczy, a szczególnie ratowania Kanionu Colca od zniszczenia.

 

– Od jakiego zniszczenia?

 

– No cóż, od kilku lat, cichaczem, lokalny rząd w Arequipie rozpoczął budowę dróg i mostów w poprzek kanionu, później tłumacząc to niby potrzebą połączenia z cywilizacją kilku malutkich wiosek leżących na półkach w kanionie. Oczywiście, na taką propozycję wieśniacy odpowiedzieli – tak, chcemy drogę. Ale nikt im nie przedstawił drugiej strony medalu, czyli jakie to niesie ze sobą konsekwencje. A po to, aby zbudować te drogi trzeba ze ścian kanionu wyrwać tysiące ton skały, wprowadzić ciężki sprzęt, a także używać dynamitu.

 

Niektóre z tych dróg będą budowane tuż obok gniazd kondorów – świętych ptaków Inków. A rezultaty są śmieszne, gdyż obecnie Indianie z wioski Tapay potrzebują około 4 godzin, aby zawieźć na grzbiecie muła czy osła swoje owoce do Cabanaconde. Gdy zbudują drogę do końca – gdyż w blisko 50% jest już gotowa – wtedy potrzeba będzie też 4 godzin jazdy samochodem, w dodatku o napędzie 4×4. Gdzie jest więc sens?

 

– A co na to turyści?

 

– Ja myślę, że turysta woli spacerować po tych przepięknych terenach, po oryginalnych ścieżkach Inków, niż po pełnej kurzu drodze szutrowej, lub też tłuc się po niej samochodem. Przecież jadą tam dla nieskażonej natury. I jeszcze jedno – teraz turysta, który dojdzie pieszo do wioski Tapaj jest zmęczony i zostaje tam na noc. Zje coś, kupi i dopiero idzie dalej, do kolejnej wioski. A jeżeli przyjedzie samochodem, to może wypije coca colę, zrobi zdjecie i wróci. I tego tym ludziom nikt nie wytłumaczył.

 

– Wydaje mi się, że jeszcze coś stoi za budową tych dróg. Przecież na to potrzeba dużych funduszy…

 

– Tak, stoją za tym ogromne firmy wydowywcze, czyli kopalnie minerałów, których w kanionie jest dużo. Ale o tym nie mówi się głośno. Wiadomo, iż niektóre z tych minerałów mocno błyszczą w słońcu. – A czy lokalna ludność wreszcie zorientowała się, co jest grane? – Nie za bardzo. Moje ubiegłoroczne spotkania z kandydatami na wójtów tych i innych wiosek nie były łatwe. Ale dopiero gdy im postawiono linie wysokiego napięcia, ocknęli się.

 

Zwłaszcza, że zrobiono to w sposób klasycznie kolonialny, bez liczenia się z kimkolwiek, budując wieże w samym środku wioski, a dalej – przez piekną dolinę Rio Humabo, która wprowadza turystę na dno Kanionu Colca, wprost do wodospadów im. „ Juan Pablo II”. W ten sposób zniszczono przepiękny krajobraz. Wtedy dopiero ludzie się ocknęli.

 

– A czy teraz już nie jest za późno na jakiekolwiek protesty?

 

– Tego nie wiemy, dopóki się te protesty nie skończą. Ludzie dowiedzieli się że linia wysokiego napięcia, a co za tym idzie ogromne pole elektromagnetyczne, może mieć niebezpieczny wpływ na ich zdrowie. Od kilku tygodni protestują i w Huambo i w Arequipie, żądając zdemontowania wież i wstrzymania budowy dróg. Jestem z nimi w kontakcie – oni proszą mnie ciągle o pomoc w wielu sprawach. Myślę, że nadszedł czas, aby o tym, co się dzieje w kanionie powiadomić świat, a szczególnie organizacje chroniące środowisko.

 

– Jak więc będą wyglądały uroczystości 30-lecia odkrycia kanionu przez Polaków?

 

– Nie będzie żadnych uroczystośći, nie czas na to. Wybieram się tam z grupą turystów z Polski i z USA w towarzystwie wielu dziennikarzy, aby nie tylko przeżyć wspaniałą przygodę, jakim jest sam trekking na dno kanionu – 17 km w każdą stronę, 2.000 metrów w pionie – w towarzystwie indiańskich przewodników i całej kolumny jucznych zwierząt. Na dnie kanionu spędzimy 3 noce pod namiotami, a przy wodospadach Jana Pawła II złożymy mu hold w postaci wmurownia kilku tablic wotywnych od organizacji i szkół noszących imię tego wielkiego Polaka.

 

Pamiętajmy, że wodospady JPII to jedyna nazwa geograficzna na świecie nosząca imię polskiego papieża. Zapraszam i apeluję o wspomożenie naszej dzialalnosci, chociażby przez wyjazd z nami do Peru, do najgłębszego kanionu na Ziemi. Cała wyprawa odbędzie się pod medialnym patronatem Polskiego Radia 1. Przez cały czas trwania wyprawy nadawane będą relacje z niej. Więcej informacji o wyjeździe i warunkach można znaleść na stronie Polonijnego Klubu Podróżnika www.odkrywcy.com i na www.classic-travel.com

 

– Raz jeszcze proszę przyjąć gratulacje z okazji jubileuszu i… czego mogę Ci życzyć?

 

– Połamania wioseł i… uratowania Kanionu Colca przed dewastacją.

 

– Dziękuję za rozmowę i – oby te życzenia się spełniły!

 

 Fot. Archiwum J. Majcherczyka

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top