Mega Tour Sun&Fun
Turecka Riwiera w kwietniu jest dobrym miejscem na wakacje dla tych, którzy nie lubią upałów. Jest cieplej niż u nas, więc szok termiczny nam nie grozi a są już naprawdę pyszne truskawki, pomarańcze, pomidory i inne zieleniny – naturalne i pełne słońca. Tu nawet drzewka pomarańczowe mają jednocześnie owoce i kwiaty. Taki klimat! Tu naprawdę rośnie wszystko, również najlepsza gatunkowo bawełna.
Nic dziwnego więc, że Turcja jest potęgą odzieżową. W sklepach i na bazarach można kupić produkty wszystkich marek, nawet tych najbardziej ekskluzywnych – po umiarkowanych cenach. Ceny do negocjacji skutkują jednak tym, że nigdy tak do końca nie wiemy, na ile daliśmy się naciągnąć.
Językiem najczęściej używanym, oprócz angielskiego, jest w Alanyii niemiecki, choć oczywiście rosyjskiego również nie brakuje. Natomiast wśród walut króluje, pożądane przez wszystkich, euro. Dolary i miejscowa waluta (przydatna szczególnie na bazarach owocowo-warzywnych), pozostają daleko w tyle. Sprzedawcy są w stanie przeliczyć z wszystkiego na wszystko. Kalkulator jest ich podstawowym narzędziem.
Wiosna na Tureckiej Riwierze
Kwiecień jest w Turcji szczególny, ponieważ w jednym dniu (23) obchodzi się tu dwa święta – Dzień Niepodległości i Dzień Dziecka, a dzieci są tu traktowane wyjątkowo – to one będą utrzymywać na starość rodziców i budować potęgę kraju. Po reformach Atatürka (Ojciec Turków – i tylko on ma prawo do tego nazwiska), równe szanse i bezpłatną naukę mają wszystkie dzieci, również dziewczęta. Oprócz bezpłatnych podręczników każde dziecko ma teraz dostać od rządu na własność tablet. Turcy uwielbiają i rozpieszczają dzieci. Dlatego też ogromne flagi z półksiężycem i gwiazdą powiewają świątecznie w całym mieście.
Turystyczna Alanyia, której symbolem jest owoc pomarańczy, powstawała z dużym rozmachem w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Miasto najlepiej podziwiać z punktu widokowego na wysokim wzgórzu. Dawne mury obronne wdrapują się zakosami na wzniesienie z widoczną z daleka Czerwoną Wieżą obok portu. Wypływają z niego promy m.in. do tureckiej części Cypru. Tutaj też, wg. legendy, na plaży zwanej obecnie Plażą Kleopatry spotykała z Markiem Aureliuszem piękna królowa Egiptu.
Turystyczny raj
Wprawdzie na wybrzeżu w sezonie więcej jest turystów niż mieszkańców, ale wystarczy wyjechać na pół dnia w okoliczne góry, aby zobaczyć współczesną wieś, w której dość leniwie płynie czas, a mężczyźni wciąż przesiadują całe dnie na pogawędkach przy szałwiowej herbacie.
Taką wieś, z kamiennymi domami jeszcze z czasów otomańskich, znaleźliśmy w Mamutseydi. Miejscowy kustosz rozdawał chroniące przed złym spojrzeniem oczka (nazywane przez Polaków „okiem Proroka”), malował tykwy w różne wzory, częstował w chacie herbatą (z zatopionym szałwiowym kwiatem, podobnym do chmielowych szyszek), przebierał chętnych w stroje ludowe itd. – miejscowy człowiek-orkiestra. Opowiadał też, że n na tutejsze wiekowe drzewo codziennie przylatuje bocian. Tylko pechowo, dzisiaj go nie ma. Pewnie nie chciało mu się wracać do Polski i się nas bał!
Będąc na riwierze warto wybrać się na rejs rzeką Manavgat (wieczorno-nocny jest głównie dyskotekowym party), lub na rejs katamaranem po jeziorze – wszystko w regionie Side, którego symbolem jest owoc granatu (side to po turecku granat). Przed rejsem możemy sobie złowić pstrąga, którego potem zjemy w miejscowej restauracji – pyszny!
Warto wybrać się do odkrytego stosunkowo niedawno (w 1940 r.), antycznego miasta Seleucia (są na świecie trzy miasta o tej nazwie), nazwanego na cześć jednego z generałów Aleksandra Wielkiego. Seleucia była kiedyś miastem garnizonowym, w którym stacjonowało wojsko gotowe błyskawicznie ruszyć ze wsparciem dla tych, którzy przebywali na wybrzeżu. Miasto miało oczywiście agorę, a na niej fontannę – antyczny zagłuszacz. Szum jej wody uniemożliwiał podsłuchanie prowadzonych tu rozmów. Dwoma akweduktami liczącymi sobie 40 kilometrów (mimo że w linii prostej stąd do Side są 22 km) płynęła z Seleucii na wybrzeże czysta, górska woda (nawet teraz w górach Taurus leżał śnieg). Trzęsienie ziemi zawaliło źródła wody i zakończyło działalność garnizonu.
Tradycje i atrakcje
Z okazji Dnia Niepodległości pod pomnikiem Atatürka składano oczywiście wieńce, ale nie ze świeżych, tylko z papierowych kwiatów. Były również metalowe (pewnie wielokrotnego użytku). Jak na muzułmański kraj przystało, również w Alanyi widać prawie co krok minarety meczetów. Wynika to głównie z faktu, że pięć codziennych, obowiązujących muzułmanina modlitw wprawdzie trwa krótko, ok. 15 minut, ale trzeba na nie zdążyć. Dlatego każdy wierny powinien mieć do meczetu blisko. Jak już dotrze, musi dokonać trzykrotnych ablucji dla oczyszczenia ciała, zdjąć buty i po wejściu oderwać się od bieżących spraw. Po kilku minutach rozmowy z Bogiem wraca do rzeczywistości. I tak pięć razy dziennie.
Najnowszy i największy meczet Mamut Seydi dostępny jest też dla turystów, oczywiście stosownie ubranych. Przed wejściem kobiety dostają do założenia chustki, aby zakryć włosy. Również ramiona i kolana powinny mieć zakryte. Meczet jest ogromny, wyłożony ręcznie robionymi dywanami, ozdobiony złoceniami i mozaikami. Jego budowa kosztowała 3 mln tureckich lirów (1 $=1,7 Lira) ale w dużej mierze była wykonywana społecznie. Mieszkańcy chętnie dają pieniądze lub pracę na budowę swojego meczetu.
Śluby i pogrzeby odbywają się na zewnątrz, przy meczecie. Interesująca jest ceremonia pogrzebowa, bo w odróżnieniu od katolickich zwyczajów ciało muzułmanina powinno być pochowane w dniu jego śmierci. Wprawdzie przewozi się je w trumnie (wielokrotnego użytku), ale pochowany zostaje w szacie, najlepiej w tej w której pielgrzymował do Mekki, z głową zwróconą na lewą (bardziej świętą) stronę. Cmentarze są skromne, leżące tu i ówdzie, przy domach, ponieważ ciało bez duszy nie jest już ważne. Muzułmański ślub może odbyć się dopiero wtedy, gdy przyszły małżonek uzbiera kwotę ok. 7 tys. dolarów dla rodziny przyszłej żony. Może również z tego wynika ich miłość do kobiet innych nacji (oprócz urody rzecz jasna!).
Nowości w Sun&Fun
Na prezentacji Sun&Fun w liczącym 5 gwiazdek hotelu Long Beach Resort & Spa wystąpił przez krótką chwilę Ori, towarzysząca animatorom maskotka – prawdziwy hit tego sezonu.
Z 500 osób, które zgłosiły się do rekrutacji na animatorów na tygodniowe szkolenie do Hurghady pojechały 32. Są one przygotowane na pracę nie tylko z dziećmi. Przez osiem lat działalności biuro obsłużyło ponad 650 tys. klientów (najwięcej w 2008 r. – prawie sto tysięcy). Paradoksalnie, jak powiedział prezes Sun&Fun, Semir Hamouda, najwięcej, bo (56 448) osób wyjechało do Egiptu w 2011 roku, kiedy wybuchła w tym kraju rewolucja. Wprawdzie biuro specjalizuje się w wyjazdach do Egiptu, Tunezji, Maroka i Turcji, ale nowością i hitem w tym roku będą wyjazdy do Bułgarii (np. Złote Piaski, Nesebyr), na Majorkę i do Grecji. Nowością w 2012 r. jest również Orange Sunny Club i hotele klubowe na wyłączność gości Sun&Fun.
Tegoroczny Mega Fun na Riwierze Tureckiej zorganizowało biuro Sun&Fun w liczącym zasłużenie 5 gwiazdek hotelu Jasmine Beach Resort w Alanyi. Władze miasta konsekwentnie rozwijają infrastrukturę turystyczną, stawiając na poprawę jakości. Większość osób zarządzających hotelami jak i z obsługi, to byli tureccy emigranci do Niemiec. Teraz wykorzystują nabyte doświadczenie w swoim kraju. I jak zdążyłam zauważyć – z bardzo dobrym skutkiem.
Zdjęcia: Alicja Micuła