KLIMONTÓW: WIEŚ Z CENNYMI ZABYTKAMI, KTÓRA NIE CHCIAŁA BYĆ MIASTEM

Z soczystej zieleni po prawej stronie szosy wyłaniają się najpierw górne części stojącego na wzgórzu zespołu klasztorno – kościelnego, a po chwili na innym wieże i barokowa kopuła następnego.

Dojeżdżamy do Klimontowa. Wsi w powiecie sandomierskim województwa świętokrzyskiego. Jednej z nielicznych w Polsce mogących poszczycić się zabytkami wysokiej klasy z minionych wieków. A zarazem o ciekawej historii.

Licząca obecnie około 2000 mieszkańców wieś Klimontów powstała w połowie XIII w. na terenie współczesnej nam miejscowości Górki.

 

 

WŁOŚCI OSSOLIŃSKICH

 

Obok niej Jan Zbigniew Ossoliński (1555-1623, sekretarz królewski, później m.in. wojewoda podlaski i sandomierski) założył w 1604 roku, na mocy przywileju królewskiego, miasto Klimontów likwidując równocześnie wieś o tej nazwie. I był on miastem przez 166 lat, aż do roku 1870 roku, gdy znowu został wsią … na prośbę mieszkańców.

Te ponad półtora wieku „miejskości” pięknie zapisało się w tutejszych dziejach, chociaż miały one również tragiczne momenty, zwłaszcza podczas szwedzkiego Potopu, najazdu wojsk węgierskiego księcia Rakoczego oraz Powstania Listopadowego i II wojny światowej.

Od 1611 roku Klimontów organizował na mocy posiadanego przywileju, po 3 jarmarki w roku i 2 targi w tygodniu. Miasto było centrum dóbr złożonych z 9 folwarków, w którym w XVII w. zbudowano klasztor i kościół dominikanów oraz farę – kolegiatę. I chociaż jego mieszkańcy zajmowali się głównie rolnictwem, to część z nich wyrabiała również sukno.

W drugiej połowie XVIII w. powstała tu nawet manufaktura sukiennicza. Miasto rozwijało się. O ile w 1663 r. liczyło tylko 24 domy i 530 mieszkańców, w tym jedną czwartą Żydów, to w 1827 już 118 domów i 1314 mieszkańców.

 

 

KOLEGIATA ŚW. JÓZEFA

 

Już jako osada na prawach wsi miała w 1921 roku około 6 tys. mieszkańców. W 1939 r. tylko 4500, a po holocauście ludności żydowskiej i innych stratach podczas II wojny światowej, liczba ta spadła do 2200, aby zmniejszyć się jeszcze do wspomnianych około 2 tysięcy.

Z zabytków posiada miejski układ urbanistyczny wpisany do rejestru zabytków, podobnie jak zabudowa tutejszego rynku i cmentarz rzymskokatolicki z 1843 r. oraz synagoga z 1851 r. A przede wszystkim zespoły: kościoła kolegiackiego i klasztoru dominikanów, których górne, wystające ponad otaczające je drzewa, widać z szosy, gdy dojeżdża się do Klimontowa.

Kolegiata św. Józefa nazywana też farą, leżąca na szlaku Małopolskiej Drogi św. Jakuba, budowana była przez blisko półtora wieku, chociaż w przewodnikach i innych źródłach można przeczytać, że wzniesiono ją w latach 1643-1650.

Fundatorem tej, jednej z najpiękniejszych XVII – wiecznych budowli sakralnych w Polsce, był kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński (1595-1650, syn Jana Zbigniewa Ossolińskiego). Oczarowany architekturą Italii, zwłaszcza Rzymu i Wenecji, po której podróżował w poselstwie latach 1633-1644, postanowił wznieść podobny kościół w swoich dobrach, jako rodową nekropolię.

 

DZIEŁO WŁOCHÓW

 

Jej projekt przygotował włoski architekt Wawrzyniec Senes (Laurentius de Sent, lata życia nieznane), kończący wówczas budowę zamku Krzyżtopór w Ujeździe. Wzorował się na kościołach Santa Maria Della Salute w Wenecji i rzymskim Santa Anna dei Palafrenieri, których rysunki zapewne fundator przywiózł z Italii.

Fundacja kolegiaty – bo w zamyśle Jerzego Ossolińskiego od razu miała to być świątynia tej rangi, a nie zwykły kościół – powstała w 1837 r. Prace budowlane rozpoczęły się jednak dopiero w roku 1843. W ozdabiania sukcesywnie powstającego gmachu miał też udział, wykonując sztukaterie, inny Włoch – Jan Chrzciciel Falconi (Giovanni Battista Falconi, 1600-1660).

Do śmierci fundatora w 1650 roku wybudowano jednak tylko część świątyni. Po niej zaczęły się problemy, gdyż nie tylko nie uzyskał on wcześniej zgody papieża na jej kolegiacką rangę, ale również nie ustalił źródeł finansowania budowy i późniejszego utrzymania kościoła. Nie zamierzam pisać historii tej budowy i jej ciekawych losów, gdyż na ten temat istnieje sporo bardziej kompetentnych publikacji, również książkowych.

 

GRABILI SZWEDZI, RAKOCZY, ZBÓJE

 

Wspomnę więc tylko że po roku 1650 spowolnioną budową kierował już inny architekt. W 1656 r. Szwedzi ograbili kościół z wszystkiego wartościowego i spalili go. A podczas Potopu również rabowały wojska Jerzego I Rakoczego (1621-1660). Nabożeństwa, po częściowej odbudowie, wznowiono dopiero w 1663 r., ale kolejne zniszczenia spowodował pożar kościoła w 1690 r.

Konsekrowano go, chyba ponownie, w 1741 r. Wcześniej, bo w 1732 r. ks. Walenty Radoszewski zdołał pokryć świątynię piękną kopułą i dokończyć budowę pierwszej z czterech planowanych pierwotnie wież. Drugą – pozostałych nigdy nie wybudowano – ks. Józef Michalski w latach 1762-1772.

Kościół przeżył również w 1777 r., napad i rabunek dużej bandy rozbójników. Jego budowa była jednak, z dłuższymi przerwami, kontynuowana. Oczywiście już przez kolejnych architektów, przede wszystkim dzięki uporowi i zaangażowaniu proboszczów borykających się z problemami finansowymi.

W latach 1777-1779 wspaniałą fasadę wystawił, a także zbudował przedsionek, synowiec ks. Walentego, ks. Wojciech Radoszewski. Uzupełnił też i wyremontował wnętrze świątyni, co można uznać za ostateczne dokończenie jej budowy.

 

REWITALIZACJA PRZY POMOCY ŚRODKÓW UNIJNYCH

 

Rewitalizacja kościoła odbywa się również współcześnie, o czym świadczą rusztowania otaczające bęben kopuły oraz tablica z informacją o jej dofinansowaniu z funduszy unijnych. Stoi on na niewielkim pagórku na północ od klimontowskiego rynku i kilkaset metrów od podominikańskiego klasztoru.

Wzniesiono go na planie elipsy, ma, jak już wspomniałem, piękną barokową fasadę z dwiema, po obu jej stronach wieżami z łamanymi, zakończonymi cebulasto hełmami. W jasnym wnętrzu uwagę zwracają malowidła wewnątrz kopuły podtrzymywanej przez arkadowe kolumny, rokokowe polichromie na ścianach i sklepieniu kruchty przedstawiające sceny ze Starego i Nowego Testamentu oraz stiuki wykonane przez J. Ch. Falconiego przed 1647 r.

Ponadto ładny ołtarz główny i boczne, rokokowy chór muzyczny z organami również w tym stylu zwieńczone figurami króla Dawida z harfą i aniołków. Na ścianach znajduje się kilka wczesnobarokowych epitafiów z XVIII-XIX z czarnego marmuru oraz portretami osób, które one upamiętniają, malowanymi na blasze.

 

CIEKAWE WNĘTRZA

 

Przede wszystkim miejscowych proboszczów zasłużonych dla świątyni, ale również osób świeckich. M.in. wojewody wołyńskiego Józefa Ossolińskiego († 1780) i wojewody czernihowskiego Franciszka Ledóchowskiego († 1783). Są też rokokowe epitafia drewniane oraz w formie klasycystycznych sarkofagów odlewane z żelaza.

Do najstarszych detali wyposażenia wnętrza należą też kominki w zakrystii, skarbcu i przyziemiu południowej wieży z XVII w., barokowa, marmurowa chrzcielnica z drewnianym nakryciem oraz kilka późnobarokowych rzeźb świętych i aniołów. Masywne konfesjonały sprowadził na początku XIX w. z Wiednia hr. Antoni Ledóchowski.

Są też w kościele dwa barokowe krucyfiksy z XVIII w., trzy relikwiarze rokokowe i wiele innych zabytków. Np. wieczna lampka, rokokowy pastorał infułacki, kryształowe świeczniki.

W podziemiach kościoła znajdują się krypty z licznymi barokowymi trumnami Ossolińskich, Ledóchowskich i klimontowskich infułatów, niestety nie udostępnione do zwiedzania, zamknięte ciężką drewnianą klapą pod ołtarzem.

 

 

 

ZESPÓŁ PODOMINIKAŃSKI

 

Podominikański klasztor i kościół w Klimontowie są starsze od stojącej kilkaset metrów od nich kolegiaty św. Józefa. Ich fundatorem był Jan Zbigniew Ossoliński, który w 1613 roku sprowadził tu dominikanów. Pragnąc „odrobić straty” poniesione przez Kościół katolicki w okresie Reformacji.

Na terenach tych, m.in. w pobliskich Goźlicach, działali bowiem, aż do roku 1620, kalwini. Najpierw, w latach 1617-1630, wzniesiony został klasztorny kościół św. Jacka. Jego budowniczymi, w stylu renesansowym, byli architekci pochodzenia włoskiego, bracia Kasper (Gaspare Fodiga, XVI w. – † 1624 lub 1625) i Sebastian Fodygowie.

Powstała jednonawowa budowla z wysokimi oknami oraz fasadą z renesansowym szczytem z gzymsami, wzmocnionym zewnętrznymi skarpami. Z prezbiterium węższym od nawy, zamkniętym wieloboczną apsydą. Następnie zbudowano klasztor o czterech dwupiętrowych skrzydłach na planie prostokąta bliskiego kwadratowi.

Jego podstawową część wzniesiono do roku 1623, ale wykańczano go przez wiele następnych lat. Niestety, nie miał on zbyt wiele szczęścia. Podczas Potopu szwedzkiego ograbili go, i kościół, kozacy. A mieli z czego, bo zakonnicy zwieźli do niego wiele wartościowego wyposażenia i przedmiotów z innych miejsc, m.in. z kościoła w Olbierzowicach.

 

LAZARET, SĄD, GMINA, ARESZT, SZKOŁA…

 

Po III rozbiorze Polski prawie cały klasztor zamieniono na lazaret wojskowy. W ramach represji za Powstanie Styczniowe 1863 r. władze rosyjskie skasowały miejscowy konwent. Zamknięto nowicjat, zakonnikom pozwolono jednak mieszkać w klasztorze nadal, aż do śmierci.

Ale po kolejnym pożarze miasta w 1878 r., a właściwie już osady na prawach wsi, którą w 1870 r. stało się ono na prośbę mieszkańców, wprowadzono do niego sąd ziemski oraz kilkanaście biednych rodzin, które zostały bez dachu nad głową. Później był siedzibą władz gminnych, mieścił się w nim również areszt. Parter zamieniono na stajnie, chlewy i kurniki.

Zakonnicy musieli ścieśnić się, powoli wymierali. Ostatni, opat Kornel Milusiński, w 1901 r. Historia klasztoru dobiegła w ten sposób końca. Po I wojnie światowej budynek zamieniono na szkołą powszechną.

A w refektarzu odbywały się próby teatru amatorskiego którym kierował Bruno Jasieński (Wiktor Zysman, 1901-1938) – poeta futurysta, urodzony i mieszkający wówczas w Klimontowie. Po II wojnie światowej w dawnym klasztorze mieściło się, do 2005 roku, Liceum Ogólnokształcącym.

 

„CUDOWNA” RUSKA IKONA

 

Aktualnie jest on w trakcie remontu, częściowo przy pomocy środków unijnych, o czym informuje tablica znajdująca się na zewnątrz. Kościół jest również zamknięty, nam przynajmniej nie udało się do niego wejść, ani dowiedzieć, czy jest to możliwe i kto ew. dysponuje kluczami. Obejrzeliśmy go i obfotografowaliśmy więc tylko z zewnątrz.

 

Także duży fresk ze sceną modlącego się Jezusa we wnęce w ścianie kościoła oraz figurę Matki Boskiej z Fatimy z modlącymi się do niej pastuszkami w klasztornym ogrodzie. A był to w przeszłości jeden ze znanych ośrodków kultu maryjnego. Wierni i pielgrzymi przybywali tu do „cudownego” obrazu Matki Bożej z Dzieciątkiem.

 

Ruskiej ikony przywiezionej „z wyprawy moskiewskiej”, o której w XVII w. pisał Piotr Pruszcz: „Tam (w kościele św. Jacka w Klimontowie) jest obraz Matki Najświętszej, nie wielki, w Moskwie malowany, a ztamtąd przez fundatora przeniesiony i bractwu Różańca św. za wielki i kosztowny klejnot darowany. Jest greckiej postaci, przez smagławą, wdzięczną rumianość na twarzy i wejrzenie bardzo miłe, wielce pobudzający do nabożeństwa.”

W kościele tym bywało wielu sławnych ludzi. M. in. na jego organach grywał Franciszek (Ferenc) Liszt (1811-1886) goszcząc w pobliskich Górkach w pałacu u zaprzyjaźnionej rodziny Karskich.

 

SENSACYJNE ODKRYCIA

 

W jednej z klasztornych cel ostatnie lata życia spędził Ignacy Hilary Ledóchowski (1789-1870), generał epoki napoleońskiej i bohaterski obrońca twierdzy Modlin w Powstaniu Listopadowym.

Na stronach internetowych: www.klimontow.net/klimontow-klasztor.html z których zaczerpnąłem niektóre z tych informacji, można też przeczytać, że podczas prac rewaloryzacyjnych w pomieszczeniach klasztornych natrafiono na ślady licznych malowideł na wysokim poziomie artystycznym.

Przy czym w różnych miejscach, a niektóre polichromie pochodzą z lat 30-tych XVII wieku. Inne są późniejsze, najbogatsze w dawnej czytelni klasztornej biblioteki. A także w celi przeora, na korytarzach i w pomieszczeniach w których zatrzymywali się goście klasztoru. Znalazłem również informację, że w kruchcie kościoła św. Jacka pod jego progiem odkryto grób fundatora świątyni – Jana Zbigniewa Ossolińskiego.

Jest więc bardzo prawdopodobne, że po zakończeniu rewaloryzacji oraz udostępnieniu kościoła i klasztoru zwiedzającym, w Klimontowie przybędzie jeszcze dodatkowa atrakcja turystyczna. Ale już obecnie warto tu przyjeżdżać, aby zobaczyć istniejące.

 

Zdjęcia autora

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top