BEZDROŻA: RYSZARD CZAJKOWSKI. PODRÓŻNIK OD ZAWSZE

Geofizyk, polarnik, podróżnik, publicysta, autor filmów oraz programów edukacyjnych i podróżniczych. Tak przedstawia się i – jest przedstawiany – Ryszard Czajkowski, senior w tych dziedzinach, które były tylko najważniejszymi obszarami jego zainteresowań i działalności. Bo zajmował się też radiotechniką, modelarstwem lotniczym, szybownictwem, nurkowaniem – w tym, jako jeden z polskich prekursorów, fotografią podwodną oraz żeglowaniem, także rodzinnym. Życie miał więc bardzo aktywne, a życiorys bogaty. Trudu opisania go podjęła się młodsza od niego o ponad pół wieku Dagmara Bożek – Andryszczak, też polarniczka, autorka wcześniej bardzo ciekawej książki – relacji z dwu długich pobytów na południowych i północnych krańcach Ziemi „Dom pod biegunem. Gorączka (ant)arktyczna”, którą zrecenzowałem na tych łamach dwa lata temu. Podczas XXXV Polskiej Wyprawy Polarnej do stacji badawczej w Hornsundzie na Spitsbergenie poznała późniejszego bohatera jej drugiej książki. Prezentując jego bujne życie i wieloletnią działalność, oparła się na nagraniach i rozmowach z nim, jego żoną i córką oraz przyjaciółmi i towarzyszami wypraw. A także relacjach i dokumentach z nich oraz bardzo licznych źródłach pisanych.

 

Wykaz bibliografii do tej książki jest imponujący, rzetelność wykorzystania różnych źródeł ogromna, chociaż liczne odsyłacze utrudniają nieco dokładną, a zarazem płynną lekturę. W 30 rozdziałach tematycznych autorka przedstawia mniej więcej chronologicznie, chociaż z odstępstwami od tej zasady, życie nie tylko głównego bohatera, ale także żony Maryli, jej rodzeństwa oraz przodków obojga i jedynej ich córki Anny. Większość na tle wydarzeń historycznych, z przypominaniem wcześniejszych, ważnych jej zdaniem, dla dokładniejszej prezentacji na tym tle życia i działalności głównego bohatera. Gdy pisze np. o jego dwu pobytach na Antarktydzie, to przypomina krótko historię jej odkrycia i badań przez innych, w tym relacje z wyprawy na ten kontynent Aliny i Czesława Centkiewiczów. Podobnie w przypadku 6 pobytów Ryszarda Czajkowskiego w Arktyce. Ale również, gdy pisze o jego wyprawach lądowych, to uwzględnia wcześniejsze fakty z przeszłości Tybetu, Mongolii, Afganistanu, Algierii, badań źródeł Nilu czy krainy Dogonów, do których również dotarł oraz filmował, fotografował i opisywał bohater. Moim zdaniem z niektórych wątków, faktów czy źródeł, zwłaszcza dotyczących rodziny, autorka mogła zrezygnować. Uczyniłoby to tę książkę – ciąg relacji bardziej przejrzystymi.

To jednak niech ocenią inni czytelnicy. Jedno jest pewne. Otrzymują oni ogromną porcję wiedzy nie tylko o ciekawym człowieku, ale i miejscach oraz wydarzeniach, w których uczestniczył. Napisanych ładnie i ciekawie. Dla zainteresowanych zarówno Arktyką i Antarktyką, jak i wieloma krajami, to mnóstwo faktów i dobrej lektury. Samo zresztą życie i działalności bohatera książki warte jest poznania. Od przedwojennego dzieciństwa w Warszawie i wycieczek w jej okolice z ojcem zamordowanym później przez Niemców w Stutthofie. Trudnego okresu okupacji, z zesłaniem po Powstaniu Warszawskim z matką na przymusowe roboty do Niemiec. Pracy tam małolata „u Bauera” i jego działalności tam w polskim harcerstwie po wojnie, przed powrotem do kraju dopiero w końcu 1946 roku. O lekturach i fascynacjach, zwłaszcza Antarktydą i w ogóle podróżami, które wówczas mogły być tylko marzeniami. Kilkakrotnej zmianie kolejnych zainteresowań, ze wspomnianym już m.in. nurkowaniem i fotografowaniem podwodnym samodzielnie dostosowanym do tego aparatem „Start”. Szybownictwem i żeglowaniem, nauką w różnych szkołach, później studiach na wydziale fizyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz realizacją dziecięcych marzeń. Pierwszego rocznego, a licząc od wyjazdu do powrotu 17 miesięcznej wyprawy na Antarktydę w ramach polskiego udziału w radzieckiej ekspedycji, bo jeszcze nie było tam polskiej stacji.

Z podróżą lotniczą przez Moskwę i przerwami w innych krajach oraz z Australii lodołamaczem, a także bardzo ciekawymi rozmowami z Rosjanami. I praca geofizyka podczas kolejnych wypraw w podbiegunowe okolice Ziemi. Równocześnie, od roku 1960, współpraca z programem dla szkół TVP – przygotował około 200 lekcji, a później innymi programami, w tym dla Klubu Sześciu Kontynentów. Wymuszona – to inna ciekawa, chociaż przykra historia – zmiana zawodu geofizyka najpierw, na krótko, na nauczyciela fizyki, a później pracownika TV kręcącego filmy i programy, z własnym „Przez lądy i morza”, w egzotycznych krajach. Z mnóstwem wspomnień bohatera z nich, ale też i rozważań o wpływach długich nieobecności na życie rodzinne. Wśród setek znajdujących się w książce faktów, nazwisk i wydarzeń, znalazłem jeden błąd oraz informację co najmniej wątpliwą. PRL autorka nazywa, a redaktorzy tego nie poprawiają, Polską Republiką Ludową, którą nigdy w nazwie nie była, lecz Rzeczpospolitą. Natomiast moją wątpliwość wzbudziła informacja na str. 41, że Rysio, gdy miał około dziesięciu lat, zainteresował się łącznością radiową oraz budował nadajniki i odbiorniki. Dopasowywał się potem częstotliwością do Głosu Ameryki, którego słuchał jego sąsiad. I wytrwale zagłuszał sąsiadom radio. 10 lat – to już mój komentarz – chłopiec miał w 1943 r.

Młoda autorka zapewne nie wie, że podczas okupacji obowiązywał Polaków absolutny zakaz nie tylko posiadania odbiornika – już jesienią 1939 r. trzeba je było oddać, lub zniszczyć, co robiło wielu, ale także słuchania radia. Pod, bynajmniej nie teoretyczną, groźbą wysłania do obozu koncentracyjnego. Żaden sąsiad nie mógł więc wówczas słuchać Głosu Ameryki tak głośno, aby wiedzieli o tym inni. Poza tym, chociaż Głos Ameryki audycje w języku polskim nadawać zaczął już 7 maja 1942 r., to w okupowanym kraju ludzie podziemia i ci nieliczni, którzy mieli na czym, słuchali w ukryciu, głównie w słuchawkach, programów polskich BBC z Londynu. Ze słynnym sygnałem: trzech uderzeń krótkich i jednego długiego – pierwszych taktów chyba IX symfonii Beethovena. Głosu Ameryki słuchało się dopiero po wojnie, chociaż odbiorniki radiowe dostępniejsze stały się kilka lat po niej, gdy audycje nadawano z Monachium w Niemczech. Rysio mógł więc psocić sąsiadom najwcześniej jako kilkunastolatek. To tak gwoli ścisłości, bo innych nieścisłości faktograficznych nie zauważyłem. Tę ciekawą i dobrze napisaną książkę, z mnóstwem fotografii oraz kopii dokumentów, mogę z przyjemnością polecić miłośnikom interesujących biografii i egzotycznych podróży.

RYSZARD CZAJKOWSKI. PODRÓŻNIK OD ZAWSZE. Autorka Dagmara Bożek-Andryszczak. Bezdroża, wydawnictwo Helion, wyd. I Gliwice, str. 343, ISBN 978-83-246-9284-2

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top