Rajska wyspa bóstw i demonów
O Bali, indonezyjskiej wyspie na Oceanie Indyjskim, było ostatnio głośno za sprawą Australijki, w której bagażu znaleziono ponad 4 kilo marihuany. Turystkę skazano na 20 lat odsiadki w tamtejszym więzieniu. Wywołało to szok na świecie, choć w Indonezji grozi za to kara śmierci.
Wydarzenie to sprawiło, że na lotnisku w Denpasar – stolicy wyspy – od razu popatrzyłam, czy przy moim bagażu ktoś nie grzebał. Potem tylko odprawa celna, podczas której głównie się sprawdza, czy turyści nie wwożą zbyt dużo (powyżej litra) wysokoprocentowych trunków. Nerwowe chwile szybko odchodzą jednak w zapomnienie, bo czeka nas miła niespodzianka. – Selamat datang ! – czyli seredecznie witamy – mówi piękna Balijka, wkładając na szyję każdemu z przyjezdnych odurzający wspaniałym zapachem wieniec z żywych kwiatów. Równie miło wita się turystów w rozlicznych tutejszych hotelach. W recepcji podawane są orzeźwiające „welcome drinki”, a pokojach czekają kosze pełne egzotycznych owoców. Potem czeka nas błogie lenistwo – przyjechaliśmy przecież do raju ! Niemal każdy dzień to święto Bali – nazywana wyspą bóstw i demonów bądź świątyń – uważana jest za raj na ziemi. Zachwyca tarasami pól ryżowych, imponującymi wulkanami, pięknymi plażami – o białym piasku i magmowymi, wiecznie zielonymi lasami tropikalnymi i …religijnością mieszkańców. Wyspę o powierzchni ok. 5500 km kw. zamieszkują prawie 3 miliony ludzi. W większości ( 94 procent) są to wyznawcy hinduistycznej religii Dharma. Praktykowane przez nich obrzędy diametralnie się różnią od spotykanych w Indiach. Balijczycy wierzą, co prawda, w tę samą trójcę w osobach Brahmy, Śiwy i Wisznu, ale największą czcią darzą swoje bóstwo – Sanghyang Widi. Ponadto nigdy nie wystawiają trójcy na widok publiczny i eksponują puste sanktuaria oraz trony. Za to każdy dzień na Bali zaczyna się i kończy od złożenia ofiary. Złe demony trzeba przecież przebłagać, a dobrym podziękować. te codzienne rytuały wprowadzeniu harmonii pomiędzy życiem człowieka a Kosmosem. Koszyczki z podarkami można spotkać w każdym miejscu, nawet przed wejściem do sklepu. Trzeba to uszanować i – broń Boże – nie niszczyć, czy też kopać ! Charakterystyczne dla Bali jest także istnienie w każdej miejscowości trzech świątyń – na południu, w centrum i na północy. W oczy rzucają się także parasole rozpięte nad głowami posągów, które mają chronić bóstwa od deszczu i słońca, oraz owijające je, a też np. i słupy elektryczne, kraciste biało-czarne szarfy – symblizują przeciwieństwa, np. dobro i zło. Wspaniałe są też procesje, na które kobiety przynoszą na głowach wielopiętrowe kosze z ofiarami. Ważą one – bagatela – 10 kilo ! Część darów pozostawia się kapłanom, resztę zabiera do domów niczym naszą święconkę. Warto też wiedzieć, że niemal każdego dnia na Bali obchodzone jest jakieś święto – jest ich ponoć ze 200. Oprócz wyznawców hinduizmu żyją tam przecież muzułmanie (Indonezję zamieszkuje ich najwięcej na świecie), buddyści, chrześcijanie i animści. Agnieszka Łojewska, która od ponad dwóch lat mieszka i pracuje na Bali w Polow Indonesia Tour and Travel, zwraca uwagę na poszanowanie obyczajów Balijczyków. – Należy pamiętać, że głowa uchodzi tu za świętą i dlatego jest nietykalna ! – mówi Agnieszka, zajmująca się nami jako rezydentka biura Air Tours Cracow. – Nawet pogłaskanie po niej dziecka jest uważane przez Balijczyka za naruszenie jego godności. Stopy zaś uchodzą za nieczyste, dlatego siadając należy je podwinąć pod siebie lub usiąść po turecku. Za nieczystą uważana jest także lewa ręka, więc nie podawajmy nią niczego. Dla okazania szacunku najlepiej to robić oboma rękoma. W miejscach kultu należy pamiętać o stosownym stroju i zachowaniu. Odsłonięte nogi trzeba okryć sarongiem, przepasanym pasem, a gołe ramiona – szalem. Do świątyń nie wolno wchodzić z krwawiącymi ranami i podczas menstruacji. To samo dotyczy świętych gór – Gunung Agungu i Batur. Podczas ceremonii religijnych nie wolno z aparatem fotograficznym wychodzić przed wiernych i używać flesza. Urlop bez nudy Legenda Bali zaczęła się już w końcu XVI wieku, gdy na wyspę dopłynęli holendersy żeglarze. Zauroczeni nią, niemal w komplecie tam się osiedlili. Ci, którzy wrócili do Europy, opowiadali zaś, że znaleźli raj na ziemi. Nic więc dziwnego, że i turyści z całego świata zachwycają się Bali. Jak mówi Agnieszka Łojewska, przyciąga ich też tutaj kultura – oryginalna, nie na pokaz. Na stałe na wyspie mieszka 23 cudzoziemców. Odpowiada im tamtejszy klimat, przystępne ceny, życzliwość oraz gościnność ludzi. Na Bali rokrocznie przyjeżdża z milion gości. Ich liczba nieco się zmniejszyła po zamachu bombowym w 2002 r. i obawie przed odległym od tej wyspy tsunami. – W minionym roku wybrało się z nami na Bali kilkaset osób – mówi Ewa Królikowska, pilotka biura Air Tours Cracow, które od siedmiu lat robi tam wyjazdy. – Kiedyś były to niewielkie grupy zorganizowane. Teraz, gdy na miejscu zajmuje się naszymi klientami rezydentka, urlop na Bali spędzają oni indywidualnie. Do wyboru mają wiele hoteli, w tym niemal wszystkich światowych sieci. Oferują one standard stosowny do zasobności kieszeni. Wyjazdy na Bali uchodzą za drogie, ale ze względu na koszt połączenia lotniczego. Na miejscu ceny nie powalają. Portfel po wymianie dolarów na rupie ma się zaś wypchany (1 USD to ok. 9300 Rp). – Kilka hoteli ma ofertę all inclusive – dodaje przedstawicielka Air Tours Cracow. – Jest ona droga, jak na polską kieszeń, bo rzutują na to wysokie w Indonezji ceny alkoholi. Zatem gdy turysta chce spędzić urlop popijając drinki, to opłaca mu się skorzystanie z all inclusive. Jeśli komuś wystarcza lampka wina do kolacji, to mu ją odradzamy. Większość (75 proc.) klientów krakowskiego biura decyduje się na noclegi ze śniadaniami. Restauracji bowiem na Bali nie brak. Można w nich zjeść w nich nie tylko dania indonezyjskie: satay (małe szaszłyki), babi guling (pieczone prosię), bami goreng (smażony makaron z krewetkami, drobiem lub wieprzowiną), ale i z całego świata. Ceny – oprócz alkoholu (duża butelka piwa kosztuje ok.30 tys. rupii) – są w nich przystępne. Ci, co słabiej znają angielski i uznają, że nie poradzą sobie z przeczytaniem menu, mogą oprócz śniadań wykupić w hotelach kolacje w formie bufetu. W hotelu Melia Bali działają np. sklepy, a zrobione w nich zakupy można przechowywać w pokojowym minibarze. Jeśli zaś się wpłaci do kasy 75 dolarów, to na usługi można wydać 100 (bez drinków podczas happy hours i SPA). Na all inclusive decyduje się zaś z 10 proc. polskich gości. Zgodnie z przepisami, hotele na Bali nie mogą być wyższe od palm, muszą za to być co najmniej 100 metrów od linii wody i nawiązywać do tamtejszej architektury. Sprawia to, że często mimo ogromu są przytulne i pozwalają obcować z balijską sztuką. Nie mówiąc już o tym, że otaczają je wspaniałe ogrody, pełne bajecznej roślinności . Świetnie chroni ona przed wszechobecnym słońcem. Bez niej plażowanie nad basenem znieśliby nieliczni. Z powodu odpływów na kąpiel w Oceanie Indyjskim można zaś liczyć rano i wieczorem. Za dnia woda cofa się daleko, odkrywając dno, z którego można zbierać rozmaite frutti di mare. W hotelach na nudę narzekać nie można. Urządzane są w nich występy, np. tańca kecak, czy rozmaite zawody sportowe. Można się też nauczyć wyplatania koszyczków na ofiary czy też gotowania indonezyjskich potraw, a zwłaszcza zadbać o urodę w ośrodkach SPA i thalasso terapii, które uchodzą za najlepsze na świecie. Kiedy już nam się znudzi życie w hotelu, do wyboru mamy moc atrakcji. Choćby rafting, czyli spływ rwącą rzeką pontonem lub kajakiem, wizytę na farmie słoni, rejs katamaranem do urządzonego na morzu aquaparku (wielki ponton, na którym można się opalać, nurkować, latać na spadochronie za motorówką, czy też oglądać podwodny świat). Koniecznie trzeba obejrzeć pokaz świętego tańca barong, oraz zajrzeć do warsztatów specjalizujących się w wyrobach z drewna lub batiku. Nie można też zapomnieć o kupnie pamiątek. Targowanie jest konieczne. Jednak pamiętajmy, że jeśli powiemy na odczepnego, że za niezbyt piękną rzeźbę rybaka damy 10 dolarów, to musimy dotrzymać słowa ! Atrakcji na Bali nie brak. Szkoda tylko, że – jak do każdego raju – jest tam tak daleko…..
|