Przedstawicielstwo Marokańskiej Organizacji Turystycznej w Warszawie zaprosiło ósemkę polskich dziennikarzy, w tym piątkę członków SD-P „Globtroter”, na tygodniową study tour. W moim przypadku już czwartą podróż do Maroka w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Pozwoliło mi to nie tylko odświeżyć wrażenia z poprzednich, ale również zobaczyć sporo nowego i przeżyć co najmniej kilka zaskoczeń, a nawet szoków.
TROCHĘ WSPOMNIEŃ
Szerzej napiszę o nich w kolejnych korespondencjach. Na początek, jak zwykle, parę słów o tym gdzie byliśmy, co widzieliśmy i przeżyliśmy. Po raz pierwszy byłem w Królestwie Maroka w lipcu 1999 roku, a w połowie naszej dwutygodniowej podróży na trasie: Agadir – Essauira – Safi – Casablanka – Rabat – Meknes – Volubis – Modlay Idris – Fez, Ifrane – Khenifra – Marakesz – Chichaouna, po powrocie do Agadiru robiąc jeszcze wycieczki do Tafraoute – Idaougnide – Malowanych Skał – Ameln – Tiznit oraz Taroudant i Oazy Massa, zmarł poprzedni król, Hassan II. Mogłem więc z bliska obserwować żałobę narodową, zaś w miejscowej TV pogrzeb monarchy i intronizację obecnie panującego Muhammada VI.
Następny wyjazd, w 5 lat później, pozwolił mi przejechać również wybrzeże śródziemnomorskie Maroka i poznać kilka kolejnych nowych miejsc. Polecieliśmy bowiem z Warszawy do Malagi, a stamtąd przez Algeciras promem do hiszpańskiej enklawy w Afryce – Ceuty i dalej do Tangeru – Volubilis – Meknes – Fezu – Ifrane – Marakeszu – Casablanki – Rabatu – Asilah oraz ponownie przez Tanger i Ceutę do Europy. Nawiasem mówiąc już wówczas mogliśmy zobaczyć jak ogromny, chociaż nieporównywalny z obecnym, był napór na granicy z hiszpańską enklawą nielegalnych migrantów.
Trzecią, a zarazem pierwszą tygodniową podróż na zaproszenie Marokańskiej Organizacji Turystycznej odbyłem w roku 2015. Wówczas z bezpośrednim przelotem z Warszawy do Agadiru, a stamtąd na kilka dni do Marrakeszu i As–Sawiry (Essaouira) z powrotem do Agadiru, z bardzo ciekawą wycieczką na południe do Taghazout. Każda z tych podróży, z częściowo powtarzającymi się najpopularniejszymi miejscowościami, stwarzała okazję do porównań. Obecna, w 9 lat później, szczególnie ważnych. Z jednej bowiem strony najważniejsze dla turystyki marokańskiej miasto – Marrakesz przeżyło w roku 2023 (9 września) silne trzęsienie ziemi.
MARRAKESZ – TURYSTYCZNE CENTRUM KRÓLESTWA
Z epicentrum w oddalonym o 71 km Safi. Zginęło ponad 2 tys. ludzi, ale poszkodowanych w Marrakeszu i jego okolicach zostało ponad 300 tys. Oczywiście zawaliło się w nim, lub zostało uszkodzonych sporo budynków, zwłaszcza w historycznej części – medinie. Runął m.in. minaret meczetu na słynnym Placu Cudów – Jemaa al – Fna. Ślady tamtego kataklizmu, chociaż szybko usuwane, są jednak nadal widoczne. Z drugiej strony Maroko od kilku lat przeżywa okres dynamicznego rozwoju, a skala budownictwa oraz jego poziom i nowoczesność architektury, przynajmniej w miastach, w których byliśmy, jest oszałamiająca. Ale o tym szerzej napiszę już w relacjach z nich.
Przypomnę tylko, że Królestwo Maroka zajmuje 446.300 km² powierzchni, nie licząc spornego obszaru Sahary Zachodniej, czyli o niespełna jedną czwartą więcej niż Polska. Są tu jednak także pustynie i spore obszary nieużytków. Około 37 mln. mieszkańców, to mniej więcej tyle samo co aktualnie w Polsce. Historię ma od IV wieku p.n.e., liczoną od pierwszych organizacji państwowych na jej terenie. Ale zainteresowanych nią odsyłam do bardziej kompetentnych źródeł. Bogactwem kraju są kopalnie fosforytów, fosforanów, rudy żelaza, manganu, ołowiu i cynku. Kraj ma, poza niektórymi obszarami górskimi, dobre drogi, w tym autostrady, a także linie kolejowe. Poważną rolę w gospodarce odgrywa też turystyka. W ub. roku kraj odwiedziło 14,4 mln. cudzoziemców, w tym 82.976 z Polski. W I kwartale br. „naszych” było tu już 11.119.
STUDY TOUR 2024
Naszą obecną podróż studyjną, w której towarzyszyła nam z ramienia MOT Rahma Laaroussi, rozpoczęliśmy właśnie w Marrakeszu. I przelotem do niego via Paryż. Tamtejszego lotniska Charlesa de Gaulle nie wspominam jednak dobrze. Mimo iż przesiadka była w tym samym terminalu, odległości w nim, z nielicznymi ruchomymi chodnikami oraz różnymi kontrolami co chwila, dała nam się trochę we znaki. Po przylocie zakwaterowani zostaliśmy w luksusowym 5* hotelu Jadali, podobnie jak później w Fairmont w stołecznym Rabacie, ale dosyć oddalonymi od historycznej części miasta. Co utrudniało dodatkowe, indywidualne zwiedzania w czasie wolnym.
Równie wysokiej klasy okazały się restauracje, w których serwowano nam obiady i kolacje. Z ogromnym wyborem dań znakomitej kuchni marokańskiej. Stanowi ona połączenie mauretańskiej, europejskiej i śródziemnomorskiej, z mnóstwem przypraw, znakomitymi rybami i innymi owocami morza, warzyw i owoców, z mięs głównie baraniną, jagnięciną i wołowiną oraz nieśmiertelnymi kurczakami, chociaż również indykami. No i dobrymi winami, chociaż ich, podobnie jak mocniejszych alkoholi, muzułmanie oczywiście nie piją. Pozostali mają, nie wszędzie, do wyboru zagraniczne trunki wysokoprocentowe oraz piwo. Wyjątkowo zresztą drogie. Najtańsze miejscowe, w restauracjach w których jadaliśmy, były w cenie 100 dirhamów (10 €) za butelkę 0,3 litra.
Najlepsze restauracje, które zdołaliśmy poznać, miały raczej niepozorne wejścia w zaułkach mediny, za którymi znajdowały się dosłownie historyczne pałace czy rozległe domy (riady) najbogatszych mieszkańców, np. Douar, lub ogrody, np. Jardins du Lotus. Świetną obsługę, ale taki celebrowany obiad czy kolacja trwały po co najmniej 2 godziny i dłużej. Program zwiedzana Marrakeszu uwzględniał najważniejsze w nim zabytki i miejsca.Fragmenty mediny (Starówki) i suków (bazarów). Pałac Bahia. Przepięknie niedawno odrestaurowaną medresę (muzułmańskie seminarium duchowne) Alego ibn Jusufa z XII wieku. Plac Cudów – Dżami al-Fna (Jemaa el Fna) i pobliski, z najsłynniejszym tutejszym minaretem o kształcie wysokiej wieży ponad 70 m. wysokości na planie kwadratu, meczet Koutoubia (Księgarzy). W Marrakeszu „zaliczyliśmy” też hammam – łaźnię marokańską (Les Bains du Lotus).
OGRODY I PUSTYNIE
Ogrody, zwłaszcza Jardin Majorelle, w którym od mojego poprzedniego w nim pobytu zaszły spore zmiany, gdyż powstały w nim dwa nowe muzea. Z najpopularniejszych, wartych zobaczenia zabytków, zabrakło w programie nekropolii Sadytów, w której zresztą byłem już 3 razy. Poza tym fragmenty murów obronnych miasta o podobno łącznie 40 km długości i niektóre bramy w nich, a także sporo fragmentów Nouvelle Ville, nowego miasta zbudowanego przez okupujących Maroko Francuzów i dynamicznie rozbudowywanego, już wielokrotnie przewyższającego obecnie obszarem tutejszą starówkę.
Interesujący był wyjazd na pustynię Agafay odległą o kilkadziesiąt kilometrów od Marrakeszu. Z noclegiem w 3* luksusowym obozie White Camel (Biały wielbłąd). A następnego dnia podróż, w sporej części autostradą przez pustynię i nieużytki, do Casablanki. Najpierw przejazd, najkrótszą trasą bez korków przez Marrakesz, w 50 minut. A później 210 km autostradą przez kamienistą pustynię. Początkowo z widokami na niezbyt wysokie góry, rzadką „wielbłądzią” roślinnością, pod dosyć częstymi wiaduktami poprzecznych dróg. Stosunkowo, w porównaniu z polskimi i europejskimi, rzadkim ruchem samochodów, głównie osobowych.
Dodam, że w Maroku jest ich mnóstwo, nowoczesnych, blokujących w szczycie ruch uliczny. Na autostradzie w godzinach poranno–przedpołudniowych liczonych jednak w setkach a nie tysiącach. Dosyć rzadkimi samochodami ciężarowymi, cysternami i autobusami oraz autokarami. Tych ostatnich na całej trasie, w obie strony, naliczyłem… 13. Jak na szczyt letniego sezonu turystycznego, zaskakująco mało. Później pojawiły się pojedyncze domy i ich niewielkie zespoły odsunięte jednak od pasa drogi. Rzadkie, pojedyncze uprawy. A dopiero ok. 30 km przed Casablanką coraz liczniejsze osady.
CASABLANKA
Głównym celem naszego do niej przyjazdu i krótkiego pobytu był, oczywiście, ogromny meczet Hassana II zbudowany w latach 1986-1993, o którym, podobnie jak i o samym mieście wkrótce napiszę osobno. Ale w drodze do niego musieliśmy przejechać przez spory kawał tego, najludniejszego, 4 milionowego (!) miasta kraju. M.in. przez zamożne dzielnice willowe, które można by porównywać z warszawską Saską Kępa i Żoliborzem, gdyby nie to, że najładniejsze w nich wille wyglądałyby w porównaniu z tymi, które mijaliśmy w Casablance, jak domki biedoty.
Jeżeli trochę przesadzam, to naprawdę niewiele. A nowoczesność oraz klasa architektury zbudowanych, lub nadal wznoszonych gmachów biznesowych, hoteli i dużych domów mieszkalnych, wręcz mnie zaszokowała. Nawet w porównaniu z tym, co w ostatnich 20-30 latach zbudowano w Warszawie i innych naszych miastach. I Casablanką, w której poprzednio byłem równo 20 lat temu. Podobno szczególnie zmienia się ona i rozwija od około 6 lat.
STOŁECZNY KRÓLEWSKI RABAT
W porównaniu z 4 milionową Casablanką i 1,3 milionowym Marrakeszem, liczący w 2014 roku – nie znalazłem aktualniejszych danych – niespełna 580 tys. mieszkańców, jest to miasto kameralne. Tyle, że z szerokimi arteriami, mnóstwem, obok zabytków, ogrodów i zieleni oraz pierwszymi w Maroku, od roku 2011, tramwajami. Z dwiema liniami o długości łącznej prawie 27 km i 43 przystankami. Kursują po nich najdłuższe, jakie kiedykolwiek i gdziekolwiek widziałem, nowoczesne, dwuczłonowe zestawy, każdy o długości co najmniej najdłuższych w Warszawie. Łączą one formalnie dwa oddzielne miasta.
Leżącą na północnym brzegu, oddzielającej je, jak jeszcze w XIX wieku Budę i Peszt – stolicę Węgier Dunaj, rzeki Bon Regreg wpadającej w tym miejscu do Atlantyku. Salę, określaną jako „główne miasto podmiejskie”, założoną jeszcze przez Fenicjan na ich osadę handlową, a później miasto piratów. I Rabat z metryką „zaledwie” od 1150 r. Założył je bowiem kalif Abd al-Mumin z dynastii Almohadów, na miejscu wcześniejszego rzymskiego ufortyfikowanego obozowiska Sala Colonia. O Rabacie, ale również o jego najważniejszych obiektach, które zwiedzaliśmy, napiszę oczywiście wkrótce osobno.
Teraz wspomnę tylko, że zakwaterowano nas w hotelu Fairmont la Marina w Sali, niemal nad brzegiem rzeki Bon Regreg u jej ujścia. A w ciągu dwu dni i nocy spędzonych w marokańskiej stolicy zdążyliśmy zobaczyć część tutejszych najważniejszych zabytków, a są one na Liście Dziedzictwa UNESCO od 2012 roku. M.in. nowoczesne centrum, pałac królewski oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Tym czytelnikom, którzy dotrwali w lekturze tej relacji do końca, dziękuję.
WARTO TU PRZYJECHAĆ
I nie muszę chyba dodatkowo wyjaśniać, że była to bardzo interesująca i świetnie zorganizowana dziennikarska podróż studyjna. Zaś Maroko naprawdę zasługuje na liczniejsze, niż dotychczas, zainteresowanie polskich turystów. Jest w nim bowiem chyba wszystko, czego potrzebują ludzie o różnorodnych zainteresowaniach. Morze z licznymi plażami i sportami wodnymi. Góry Atlasu Wysokiego i Średniego. Pustynie, częściowo już zagospodarowywane na potrzeby turystyki. Wspaniałe miasta pełne zabytków światowej rangi. Różnorodna, smaczna i zdrowa kuchnia. Oraz życzliwi i gościnni mieszkańcy.
W przypadku kupców, także bazarowych, nienachalnych, czego nie można powiedzieć o innych krajach arabskich. No i klimat pozwalający na podróże turystyczne przez cały rok. Kogo jeszcze nie przekonałem, że warto wybrać się do Maroka, zapraszam do lektury kolejnych, około 10, bardziej szczegółowych relacji z tej podróży, które na naszych łamach oraz w Otwartym Przewodniku Krajoznawczym (www.krajoznawcy.info.pl) ukazywać się będą mniej więcej raz na tydzień.
Zdjęcia, wybór z ponad 1100 zrobionych – autora