MAROKO: BIAŁY WIELBŁĄD NA PUSTYNI AGAFAY

Maroko, pustynia Agafay. Lokalny męski zespół muzyczny
Maroko, pustynia Agafay. Lokalny męski zespół muzyczny

37-milionowe Maroko, kraj o liczbie ludności porównywalnej z Polską, ma 446,3 km² powierzchni, a licząc także sporny obszar pustynnej Sahary Zachodniej, 710,850 km². Znaczna część nawet tylko bezspornych obszarów, to góry Atlasu, pustynie i nieużytki do których zaliczane są półpustynie oraz tereny porośnięte zaroślami. Nawet na nich powstają jednak ośrodki lub obiekty przeznaczone dla turystów. Dobrym przykładem jest pustynia Agafay.


DROGA Z WYKROTAMI PRZEZ PUSTYNIĘ

Niewielka, rozciąga się w odległości niewiele ponad 30 km na południowy zachód od Marrakeszu, a jej promocja przyciąga gości, przede wszystkim krajowych, ale chętnie widzi również cudzoziemców. Jedziemy tam na jedno popołudnie i noc, aby zapoznać się z nią oraz ośrodkiem wypoczynkowym White Camel, czyli Biały Wielbłąd. Najpierw dobrą szosą z Marrakeszu do Agadiru, najpopularniejszego miasta wypoczynkowego w Maroku nad Atlantykiem, do którego lata, głównie liniami czarterowymi i tanimi, większość polskich turystów.

W pewnym momencie skręcamy jednak w lewo, na południe i od razu czujemy „smak pustyni”. Droga robi się koszmarna. Wąska tak, że samochody mijają się z trudem. A przede wszystkim pełna dziur oraz, na większości trasy, tylko resztek asfaltu, które raczej utrudniają, a nie ułatwiają jazdę. No ale zgodnie z zapowiedzią, to już pustynia z piachami, skałami, chociaż gdzieś dalej również sztucznym zbiornikiem wodnym Lalla Takerkoust, po którym można nawet pływać kajakami. Nie on jest jednak naszym celem, ale wspomniany już Biały Wielbłąd.

CO OBIECUJĄ W INTERNECIE

Zaraz po skręceniu w jego kierunku pojawiają się, dosyć liczne, chociaż zlokalizowane w prymitywnych zagrodach, z namiotami lub budami, wypożyczalnie quadów oraz wielbłądów, na których można zwiedzać okolice. Mijamy chyba kilkanaście, ale nie ma mowy o sfotografowaniu ich z okien mikrobusu, tak trzęsie podczas mijanek z dosyć sporym ruchem samochodowym, lub w trakcie omijania dziur i wyrw w nawierzchni. Po kolejnym zakręcie pojawia się nareszcie nasz cel podróży. Z daleka widać duże namioty na zboczu wzgórz, po chwili mijamy ustawioną na pustyni bramę.

Informacja w Internecie o Białym Wielbłądzie jest miejscami tak „poetycka” i zabawna, że przytoczę ją, w tłumaczeniu, w całości: „Położone w sercu spokojnej pustyni Agafay, nasze ekskluzywne domki oferują niezrównane sanktuarium odosobnienia. Te raje są ponadczasowymi świadkami piękna ciszy, zapraszając każdego gościa do zatrzymania się i zanurzenia w chwili, której nieubłagany bieg czasu wydaje się poddawać. Z każdym oddechem w tej spokojnej oazie duszę wypełnia poczucie odnowionego celu i jasności.

„GŁĘBOKI BALSAM DLA DUCHA”

Gdy wdychasz czystość pustynnego powietrza, budzi się w tobie ożywione poczucie intencji, a przy każdym wydechu wszelkie pozostałości niezgody życiowej cicho znikają, ginąc w rozległej, spokojnej przestrzeni. Nasze cenione obiekty zostały zaprojektowane nie tylko jako schronienie, ale także głęboki balsam dla ducha, działający jako potężny katalizator odmłodzenia duszy. Tutaj, w objęciach spokojnego majestatu pustyni Agafay, nasi goście są zaproszeni nie tylko do odwiedzenia, ale także do wyruszenia w transformacyjną podróż. Ta odyseja polega na intymnym kontakcie ze światem przyrody.

Głębokim, osobistym spotkaniu z cichą wielkością pustyni oraz jej wyjątkową zdolnością do inspirowania i przekształcania zmęczonego podróżnika w wizję inspiracji. Decydując się na pobyt u nas, wybierasz nie tylko miejsce do odpoczynku; wkraczasz w przemieniające doświadczenie, które łączy nietknięte piękno pustyni Agafay z luksusem odosobnienia. To okazja, aby ponownie połączyć się ze swoim wnętrzem, odkryć na nowo spokój i cel wśród ponadczasowego krajobrazu pustyni. Nasze domki są obietnicą odnowy, zaproszeniem do zbadania głębokiego wpływu prostoty natury na ludzkiego ducha”.

WSPOMNIENIA Z INNYCH PUSTYŃ

Nadchodzi chwila konfrontacji tych obietnic z rzeczywistością. Ośrodek prezentowany jest jako 3* i muszę przyznać, że zaskakuje mnie. A „zaliczyłem” już kilkanaście pustyń na pięciu kontynentach. W potwornym upale na Pustyni Nubijskiej, gdy w klimatyzowanym autokarze zerwał się pasek klinowy, wyszedłem na chwilę aby sprawdzić jak jest na zewnątrz. Żar niemal zwalił mnie z nóg. Ale zobaczyłem i sfotografowałem Fata Morganę: samochody jadące po powierzchni jeziora, którego, oczywiście nie było. Na Saharze dopadła nas, na szczęście krótka, burza piaskowa. Mogłem zobaczyć, jak ziarenka (?) piasku wdzierają się do wnętrza niby hermetycznie zamkniętego samochodu.

Pustynia w Meksyku zachwyciła mnie ogromnymi jak drzewa kaktusami. Na Pustyni Kyzył – kum w Azji Środkowej oglądałem jurty hodowców dwugarbnych wielbłądów i fotografowałem te „okręty pustyni”. A w Andach w Peru stada alpak. To tylko przykłady. O trudach wspinania się na piaszczyste wydmy na naszej Pustyni Błędowskiej nie wspomnę, bo kto na niej jeszcze nie był, powinien wybrać się aby poczuć smak o wiele tysięcy razy większej Sahary. Tu na pustyni Agafay, zaskoczyła mnie obsługa od pierwszego momentu. Nie tylko przenosząc nasze bagaże z samochodu do przydzielonych nam namiotów.

HERBATA PO MAROKAŃSKU I BASEN NA PUSTYNI

Przy recepcji, częściowo na świeżym powietrzu, wisiała lista z ich numerami i naszymi nazwiskami. Powitalnym „drinkiem” okazała się herbata „po marokańsku”. Czyli ziołowa, nalewana z dużej wysokości do niewielkich szklaneczek. To nie „magiczna sztuczka” mająca zwrócić uwagę na kunszt nalewacza, lecz sprawdzona metoda dotlenienia napoju. Główny budynek ośrodka, rozległa jadalnia pod namiotowym dachem, z zadaszonym miejscem relaksowym na zewnątrz, w którym można wygodnie odpocząć w fotelach, przy stolikach, na pewno spełniał warunki 3* hotelu w mieście.

Namioty, chociaż określenie to jest zbyt skromne, bo trochę mylące są właśnie namiotowe dachy, rozrzucone są na sporym obszarze, ustawione dookoła jak gdyby placyku i wzdłuż uliczek. A także w pobliżu… basenu. Tak, odkrytego basenu na środku pustyni. Niezbyt wielkiego, ale kilkadziesiąt osób wygodnie mieści się na leżakach na jego brzegach, nie mówiąc już o wodzie. Ekskluzywne domki zgodnie z internetową reklamą wyglądają tylko jak namioty. Każdy ma numer, solidne ściany, gruby płócienny dach, okienka oraz drzwi zamykane na skobel z kłódką.

W „NAMIOTACH” I NA WIELBŁĄDACH

Po wejściu jestem kolejno mile zaskoczony. Obszerne wnętrze z ogromnym łożem, na którym swobodnie zmieszczą się trzy osoby. A przy przeciwległej ścianie, pod klimatyzacją (!), dodatkowy wygodny tapczan. Oczywiście jest stół, są wygodne fotele, czyściutka pościel z mnóstwem poduszek do wyboru. Oświetlenie elektryczne, także latarnią na zewnątrz, a w mniejszej części domku, za przepierzeniem, łazienka z prysznicem, umywalką i toaletą. W takich warunkach na prawdziwej pustyni jeszcze nie byłem. Po chwili wypoczynku pada propozycja przejażdżki na wielbłądach.

W pobliżu bramy do ośrodka już czekało ich stadko z poganiaczami, gotowe przyjąć jeźdźców. Ponieważ takich przejażdżek zaliczyłem już w życiu kilka, postanowiłem w tym czasie zrobić trochę zdjęć „karawanie” oraz w ośrodku. I czekając na kolację odpocząć w fotelu koło recepcji, popijając herbatę, której ilości nie są ograniczone. Na kolację w jadalni zeszli się także inni, odpoczywający tu już wcześniej, goście. Dla naszej grupki przewidziano zestawione stoliki. Dań, poczynając od przystawek zimnych i gorących, było kilka.

ŻYWIOŁOWE WYSTĘPY MUZYCZNO – TANECZNE

Przynosili je kelnerzy w tradycyjnych strojach, z wiśniowego koloru fezach na głowach, z kuchni znajdującej się w osobnym budynku. Oczywiście obok herbaty i zimnych napojów oraz dań głównych i deseru, nie zabrakło także wina. Gdy goście powoli zbliżali się do końca konsumpcji, rozpoczęły się występy artystyczne. Najpierw męskiego tria muzycznego w szkarłatnych, tradycyjnych, bogato zdobionych szatach do ziemi oraz w okrągłych czapkach gęsto obszytych, w ładne wzory, … muszelkami, takimi jakie oglądamy również na kapeluszach naszych górali

Grali żywiołowo na narodowych instrumentach, śpiewali i tańczyli zarówno pośrodku jadalni, jak i podchodząc do stołów zajmowanych przez gości. Sądząc z ich wyglądu, strojów i ekspresji, byli to przedstawiciele miejscowego plemienia Amazigh, nazywanych powszechnie Berberami. Rdzennego ludu z własnym językiem, kulturą i historią, żyjącego na terenach obecnego Maroka i Tunezji jeszcze przed przybyciem na nie ze wschodu Arabów. A obecnie w wielu „berberyjskich” wioskach i osadach. Był to świetny, dynamiczny, malowniczy i ciekawy muzycznie występ.

TANIEC BRZUCHA Z WACHLARZAMI

Po nich pojawił się inny, 7-osobowy, też wyłącznie męski zespół muzyczno – taneczny. Ubrany w białe, z jednym wyjątkiem wiśniowej, koszule, czarne spodnie oraz takież kamizelki bogato i jednolicie haftowane srebrnymi nićmi. Grali, tańcząc i śpiewając przy tym, na skrzypcach, flecie i tamburynach. Furorę żywiołowym tańcem brzucha, z wachlarzami i złocisto – czerwonymi szarfami, zrobiła też czarna solistka. Te występy, bynajmniej nie amatorskie, okazały się, przynajmniej dla mnie, trochę zaskakujące. Z jednej strony dobrym poziomem, z drugiej trochę kontrastujące z zapowiadanym w internetowej reklamie idealnym wypoczynkiem w ciszy, „balsamem dla ducha”.

Ale na zewnątrz była prawdziwa pustynia z rozgwieżdżonym niebem. Czystym, rześkim powietrzem i nie tak chłodną nocą, jakiej oczekiwałem, gdyż zabrana na wszelki wypadek polarowa bluza okazała się zbędna. Zresztą temperatury w dzień przez cały okres naszej podróży były również nie tak wysokie, w jakich wcześniej przebywałem o tej porze roku w Afryce czy na Bliskim Wschodzie. W sumie było to jeszcze jedno ciekawe i nowe przeżycie w Maroku.

Zdjęcia © Cezary Rudziński
Autor uczestniczył w wyjeździe prasowym na zaproszenie Marokańskiej Organizacji Turystycznej

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top