Do Truskawca po zdrowie

Do Truskawca po zdrowie

Jeśli przeciśniesz się przez szczelinę w Skałach Dowbusza, twoje grzechy będą wybaczone. Nie jest to jednak wcale proste, bowiem szczelina ma w najwęższym miejscu niespełna 30 cm.

Skały Dowbusza

To dobra miarka dla tych, którzy przebywają na kuracji w położonym niedaleko Truskawcu. Po wycieczce do skałek wiedzą, czy mają pić więcej czy mniej cudownej dla układu pokarmowego “naftusi” – jednej z najsłynniejszych wód mineralnych na świecie.

Jesienny Truskawiec pogrążony jest we mgle. Patrzę na miasteczko pełne zieleni z okna na siódmym piętrze jednego z sanatoryjnych wieżowców. Takich wieżowców jest tu wiele. Budowano je w latach 60. i 70., gdy Ukraina była częścią Związku Radzieckiego. Budynki nie dodają uroku kurortowi, choć ich właściciele Na szczęście obok sanatoryjnych blokowisk powstają pensjonaty w starym stylustarają się, by szpetotę zniwelować ładnymi podjazdami, nowoczesnymi wejściami, schodami. Skąd my to znamy. Nasze kurorty również pełne są sanatoryjnych blokowisk w żaden sposób nie pasujących do górskich czy morskich krajobrazów.

Truskawiec połozony około 100 km od Lwowa to jedno z najstarszych uzdrowisk w Europie. Badania wód mineralnych i leczenie nimi odbywały się tu już na początku XIX wieku. Miasteczko zaczęło się jednak tak naprawdę rozwijać kilkadziesiąt lat później. Na początku XX wieku przybywało tu już tak wielu kuracjuszy, że zbudowano kolej żelazną, doprowadzono linię energetyczną, wybudowano wiele obiektów użyteczności publicznej. – Przed II wojną światową, gdy Truskawiec był jeszcze w granicach Polski, przyjeżdżali do kurortu nie tylko mieszkańcy Lwowa, Krakowa, Warszawy, ale i Wiednia. Truskawiec był obok Ciechocinka, Nałęczowa i Krynicy najbardziej znanym polskim uzdrowiskiem. Tu kurował się marszałek Józef Piłsudski, artyści lwowscy i krakowscy, tu kwitło życie kulturalne, koncertowali znani muzycy, występowali słynni aktorzy.

Sprawczynią całego uzdrowiskowego zamieszania jest woda mineralna o wdzięcznej nazwie “naftusia”. Jej miano jest nieprzypadkowe. Ciecz ma lekki zapach nafty – bogactwa naturalnego występującego w okolicach Truskawca. O złożach naftowych świadczą liczne stojące w polach od lat nie używane szyby. “Naftusia” normalizuje w organizmie człowieka przemianę materii, doskonali funkcje przewodu pokarmowego i trzustki, chroni i odnawia komórki wątroby, sprzyja wyprowadzeniu drobnych kamieni z nerek, woreczka żółciowego, dróg żółciowych i moczopłciowych, wyprowadza z organizmu radiocząsteczki, posiada właściwości moczopędne, zółciopędne, spazmolityczne, wpływa znieczulająco na ból, usuwa procesy zapalne w nerkach, drogach moczowych, wątrobie, jelicie. Dzięki działaniu immunologicznemu zwiększa możliwości ochronne organizmu chroniąc go nawet przed chorobami onkologicznymi.

Kurort tonie w zieleni, pośród której ukryte są stare drewniane willeTo tylko niektóre z walorów tej niezwykłej, wręcz cudownej wody. W Truskawcu jest jej ogrom, tryska aż z 14 źródeł, przy czym wszystkie różnią się między sobą stopniem zmineralizowania. Naftusia leczy prawie wszystko, ale dziś ową cudowną wodę wspomaga jeszcze współczesna medycyna. Miejscowe sanatoria wyposażone są w nowoczesną aparaturę obsługiwaną przez kadrę z najwyższymi kwalifikacjami.

Nic więc dziwnego, ze chętnych na poprawienie sobie zdrowia w Truskawcu jest wielu. Miasto liczące 14 tysięcy stałych mieszkańców może jednorazowo gościć dokładnie tyle samo kuracjuszy. W ciągu roku na leczenie przyjeżdża tu 200 tysięcy Ukraińców i obcokrajowców, wśród których sporą grupę stanowią Polacy. Kusi ich nie tylko znakomita obsługa lekarska i rehabilitacyjna, piękne krajobrazy i zdrowotna woda, ale także ceny, które są znacznie niższe niż w naszych uzdrowiskach.

Spacerujemy deptakiem w parku pełnym kwiatów. Ulice w centrum miasteczka otaczają drewniane wille, przypominające przedwojenne budowle Zakopanego czy Krynicy. Wiele z nich jest restaurowanych i odzyskuje dawną świetność. W pijalniach wód mnóstwo osób sączących “naftusię” z porcelanowych dzbanuszków. Co chwilę słychać polski język, nic wiec dziwnego, że w centrum miasta znajduje się polski kościół, w którym regularnie odbywają się nabożeństwa.

Duszą koliby jest ognisko, zastąpione w “Gradżdzie” kamiennym grillemWieczorami zrelaksowani przeróżnymi zabiegami kuracjusze mają siłę na biesiady i potańcówki. W Truskawcu jest kilka kolib – restauracji wybudowanych na wzór wiejskich gospód z kuchnią pełną ukraińskich potraw i muzyką graną do tańca i wspólnego śpiewania. Na próżno jeździmy cały wieczór w poszukiwaniu wolnych miejsc. Mimo jesiennego chłodu goście siedzą także przy stolikach wystawionych na zewnątrz kolib. Na drugi dzień już z samego rana zamawiamy stoliki w najpiękniejszej kolibie o nazwie “Grażda”. Na jej dziedzińcu pali się ogień w grillowym piecu, który symbolizuje ognisko. Wokół porozstawiano stoliki. Miejsca do biesiadowania są także wewnątrz budynku, oddzielonego od dziedzińca szybami. Obserwujemy, jak ludzie, niezależnie od wieku, tańczą, słuchamy, jak pięknie śpiewają rzewne ukraińskie dumki na dwa, trzy głosy. Jemy placki ziemniaczane ze śmietaną, zwane tu dirunami, pierożki z serem i zmianiakami, kaszę z różnymi przyprawami. Na stole nie mogło też zabraknąć kieliszka pikantnej wódki miodowej z ostrą czerwoną papryką pitą oczywiście jedynie dla zdrowia.

Wczesnym rankiem ruszamy na podbój okolicy. Trafiamy do uroczego miejsca położonego w głębi lasu, na wysokim wzgórzu. Wędrujemy pośród ogromnych skał, które tworzą naturalne “zamczysko”. Nic dziwnego, że prawie przed dwustu laty Dowbusz, taki polski Janosik, kwaterował tu ze swoją bandą. Chłopak, który natychmiast zaproponował nam swoje usługi jako przewodnik, trochę po polsku, trochę po ukraińsku opowiada liczne legendy związane z Dowbuszem, który odbierał złoto bogatym i rozdawał biednym. Tych legend jest chyba tyle, ile samozwańczych przewodników. Nie dziwię się jednak, gdyż miejsce to z licznymi ścieżkami, pieczarami, urwiskami, tunelami ogromnie pobudza wyobraźnię. Wybierając się do Skał Dowbusza nie wolno zapomnieć o wygodnych butach, gdyż niektóre podejścia pod skałki są strome i śliskie. Jest też miejsce, które jest swoistą miarą na otyłość. To szczelina między skałami, którą trzeba przecisnąć się, by zmazać wszystkie popełnione dotąd grzechy. Ci, którzy w szczelinie się nie mieszczą, przede wszystkim muszą popracować nad jednym grzechem – obżarstwa.

Pośród malowniczych skał żył kiedyś ukraiński Janosik – Dowbusz Dowbusz czuł się w swoim siedlisku bezpiecznie i pewnie nic by mu się nie stało, gdyby nie… kobieta. Zakochał się w pięknej i młodej, ale mężatce. Gdy zaszedł do niej pewnej nocy, zazdrosny mąż wydał kochanków żandarmom usilnie poszukującym rozbójnika. Żandarmom nie udało się co prawda pojmać Dowbusza na gorącym uczynku, ale postrzelili go podczas ucieczki. Mężczyzna zmarł w drodze do swego siedliska w skałach. Jego zwłoki poćwiartowano rozwieszając poszczególne części na okolicznych skałach.

W drodze powrotnej do Truskawca odwiedzamy miejsce szczególne, choć bardzo skromne. To sanktuarium Matki Bożej w Goszowie, wybudowane na wzgórzu zwanym Jasną Górą. Nazwa nie jest przypadkowa. Sanktarium tutejsze jest tak ważne dla greko – katolików, jak dla nas częstochowska Jasna Góra. W świątyni znajduje się cudowna ikona Marii Dziewicy, która ma ponoć cudowną moc. W kronice monastyru odnotowano ponad sto cudów, przede wszystkim uzdrowienia, jakie dokonały się dzięki żarliwej modlitwie do Matki Boskiej Goszowskiej. Ikona ocalała mimo wielu kataklizmów, a podczas rządów komunistów przechowywana była u mieszkańców okolicznych wiosek. Cerkiew oczywiście była po wojnie nieczynna. Udostępniono ją wiernym i ojcom Wasylianom kilka lat temu. Obok świątyni ma powstać druga, nowoczesna i ogromna, choć spotkani w pobliżu pielgrzymi wątpią, by stało się to w najbliższych latach. – Tu żyją biedni ludzie, często nie wystarcza im pieniędzy na wyżywienie rodziny, skąd więc mają pochodzić datki – mówił mężczyzna sprzedający święte obrazki.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top