
W tym 5-milionowym mieście bardzo religijnego kraju jest ich oczywiście o wiele więcej. Nie tylko dominujących buddyjskich, ale i innych religii. Hinduiści mają trzy świątynie: Sri Kali, Sri Siva i Sri Devi poświęcone ich głównym bogom.
Chrześcijanie katedrę katolicką św. Marii – St. Mary’s Cathedral i kościoły: baptstów Immanuel Baptist Church oraz metodystów Melugu. Wyznawcy judaizmu synagogę Moseah Yeshua. Muzułmanie meczety Cholia Jama i Narsapuri. Jest także ponad 100-letnia świątynia chińska Kheng Hock Koeng.

Centralnym obiektem tej świątyni, której nazwa pochodzi od ducha Sule strzegącego wzgórza Szwe Dagon wznoszącego się ponad 2 km na północ od niej, jest 48–metrowej wysokości stupa – zedi Kyaik Athok. Co w języku mon znaczy Święty Włos. Zawiera bowiem w sobie relikwię Buddy – jego włos. Jest pokryta 24 – karatowym złotem i widoczna z daleka.

Do pagody Sule wchodzi się, oczywiście boso, nawet bez skarpetek, podobnie jak do wszystkich buddyjskich w tym kraju. W upalne dni bywa to niekiedy bolesne, bo rozgrzane kamienie parzą stopy, a żwir i gruz ruin potrafi je zranić. Ale taka jest cena za możliwość poznawania tych, przeważnie wspaniałych świątyń.

Jak również nisko zawieszone dzwony, w które każdy może uderzyć drewnianą, zdobioną pałką, aby jego modlitwy zostały lepiej usłyszane. Dla dzieci stanowi to zabawę, której nikt nie przeszkadza. Całość zespołu pagody jest kameralna. Widzę sporo osób modlących się zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo.

Stoi ogromny, jeszcze z czasów kolonialnych, City Hall – ratusz. Na cztery strony świata rozchodzą się szerokie arterie. Obok ronda, środek którego zajmuje pagoda Sule, zaczynają się ogrody Maha Bandżola, nad którymi góruje 46–metrowy Pomnik Niepodległości. W pobliżu jest również wiele innych budowli użytku publicznego.
Nieco ponad kilometr w linii prostej od pagody Sule, w pobliżu brzegu rzeki Rangun (Yangon), znajduje się trzecia z najważniejszych buddyjskich świątyń miasta, pagoda Botatung Paya. Z nią również związana jest legenda. Według niej ośmiu mnichów, którzy przed dwoma tysiącami lat przybyli z Indii z relikwiami Buddy, na brzegu rzeki witała warta honorowa tysiąca – stąd nazwa świątyni – żołnierzy.

Należy do nich niewątpliwie pagoda Chauk Htat Gyi (Chaukhtatgyi Paya), w której centralne miejsce zajmuje ogromny posąg odpoczywającego Buddy. Jego kilkumetrowej wielkości stopy pokrywają symbole 108 punktów – znamion. Dodam, że wśród buddystów i w ogóle w tym regionie świata, za rzecz nieprzyzwoitą i obraźliwą dla innych uważane jest pokazywanie stóp. Nie dotyczy to jednak Oświeconego.

Na jednym z nich dostrzegam i fotografuję artystę pokrywającego drewnianą rzeźbę stojącego Buddy czarną, smolistą substancją, do której przyklejane będą cieniutkie płaty złota. Trzy stojące obok posągi siedzących Buddów już są gotowe. Przed wielkim posągiem leżącego Buddy bez przerwy zmieniają się wierni. Modlą się zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo.

Od prymitywnych, raczej brudnawych i odrzucających samym widokiem garkuchni. Chociaż podobno spożywanie w nich świeżo zdjętych z ognia potraw nie powoduje zatruć i sensacji żołądkowych. Na wszelki wypadek jednak tego nie ryzykowałem. Po lokale luksusowe, nawet bardzo, i odpowiednio drogie. Bezpłatnie rozdawane plany miasta i informatory turystyczne pełne są ich reklam.
French Bar & Restaurant. Bar & Tai Restaurant. L’Opera Italian Restaurant & Bar. Le Planteur – Modern European and Indochine Fine Dining. Sky View – Cyber Café & Restaurant. Morning Star – Café & Bakery. Bar.B.Q Thai & Chinese Cuisine. Padonmar Restaurant. Coffee Circles – Coffeehouse & authentic cusines. Love Boat – Rice & Noodle Bar. The Seoul – Korean restaurant.

Ogromny, przez niektórych uważany nawet za monstrualny, pałac – pagoda nad brzegiem jeziora Kandawgyi we wschodniej części miasta. Wzorowany na królewskim statku – jego podstawa to rzeczywiście dwa jak gdyby płynące obok siebie ogromne mityczne ptaki z bardzo długimi tułowiami i podniesionymi z drugiej strony gmachu ogonami. O pałacowych wnętrzach i stosowną do nich obsługą.

Bogate posadzki i zdobione stropy. Kolumny, rzeźby i posągi. Samoobsługowe stoły w scenerii kapiących od – imitacji – złota i szlachetnych kamieni dekoracji. Kuchnia znakomita, wybór dań i potraw duży. Ale główną atrakcją lokalu jest scena i występy na niej zespołu artystycznego wykonującego klasyczne tańce birmańskie. Piękne tancerki i przystojni tancerze. Jest to feeria strojów, barw, ruchu.

Żegna zaś para królewska siedząca w salonie na pięknie rzeźbionej i złoconej sofie. I co chyba jest tu najbardziej zaskakujące, nie dostrzegłem w tym wszystkim kiczu, o który przecież tak łatwo. W sumie był to więc udany wieczór za niezbyt wygórowaną cenę. Świetny relaks po całym dniu obcowania z zabytkami i świętością stup, pagód, posągów oraz ruchliwym, gwarnym i umiarkowanie sympatycznym miastem.
Zdjęcia autora