Spoza załomu skały wyłania się najpierw profil kolosa, ponad 20-metrowej wysokości posągu faraona Ramzesa II. Kilkanaście metrów niżej leży wielki plac – platforma przed świątyniami tego faraona. Bo obok większej, poświęconej bogom słońca Amonowi – Re i Re – Horachte oraz bogu sztuki i rzemiosł Ptahowi, jest także mniejsza, również wybudowana przez tego faraona i poświęcona Hathor, egipskiej bogini miłości i muzyki, wielkiej matki i pani nieba. A zarazem identyfikowanej z nią ukochanej żonie Ramzesa II, Nefertari. Tworzą one wykuty w XIII w p.n.e., prawdopodobnie w latach 1274 – 1250 p.n.e., wielki kompleks, wchodzący w przeszłości ponad 50 metrów w głąb skały.
CEL: OSZOŁOMIĆ OBCYCH
Miał on, i znakomicie spełniał tę rolę, oszołamiać potęgą Egiptu podróżnych przybywających do niego od południa, z głębi Nubii, obecnych ziem Sudanu. Świątynie te odkrył w 1813 roku szwajcarski podróżnik Johann Ludwig Burchard, a odkopał z pokrywających ją piasków Pustyni Nubijskiej i zbadał w 1817 r. Giovanni Battista Belzoni.
A przeniesiono je na obecne miejsce, o czym więcej za chwilę, w latach 60-tych XX wieku w ramach największej i najsłynniejszej akcji tego rodzaju pod patronatem UNESCO. Na Liście Dziedzictwa którego Abu Simbel zajmuje, od 1979 roku, poczesne miejsce. To co widzę w oślepiających promieniach porannego słońca odbijającego się równocześnie od jasnych kamieni świątyń oraz w rozciągających poniżej skał wodach jeziora Nasera wręcz oszołamia.
Podobnie było, gdy patrzyłem na te świątynie po raz pierwszy przed laty, jak i podczas następnych tu pobytów. Oglądane wcześniej zdjęcia i filmy przedstawiające Abu Simbel nie były i nadal nie są w stanie oddać piękna i wielkości tego miejsca. Trzeba je po prostu zobaczyć! Najlepiej właśnie wcześnie rano, po około czterogodzinnej podróży z Asuanu.
Bo tyle mniej więcej potrzeba czasu, aby pokonać samochodem lub autokarem 280 km dzielących te miejscowości. Turyści wygodni i zamożniejsi mogą przylecieć samolotem, bo jest tu też niewielkie lotnisko, oraz przenocować w którymś z hotelików, aby oglądać świątynie w różnym oświetleniu, także w świetle księżyca.
Ale świecące ostro od wschodu poranne słońce znakomicie wydobywa wszystkie detale frontonów tych świątyń, wpada także do ich wnętrza. Żadna z budowli starożytnego Egiptu nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak Abu Simbel.
A widziałem już, sporo z nich wielokrotnie, zarówno wszystkie najważniejsze, jak i wiele uważanych za drugorzędne, chociaż również wspaniałe.
KOLOSY RAMZESA II
Szeroki fronton świątyni Ramzesa II, bo tak jest ona nazywana, z czterema kolosami – posągami tego faraona i już tylko nieco ponad naturalnej wielkości postaciami jego matki Tuji, żony Nefertari oraz synów i córek umieszczonych przez artystów koło nóg władcy, a także górny fryz z wizerunkami 22 modlących się do słońca świętych pawianów, przechodzi w wąski korytarz.
Następnie znowu rozszerza się w znacznie węższą od frontonu salę hipostylową z ośmioma filarami – posągami ozyriackimi tego faraona, każdy 10-metrowej wysokości. Zaś ściany dookoła nich szczelnie wypełniają barwne płaskorzeźby sławiące czyny Ramzesa II. Pokonującego Azjatów, Nubijczyków, Libijczyków. Wiele scen poświęcono zwycięskiej bitwie pod Kadesz.
Marginesowej w dziejach Egiptu, ale czego nie robi się aby dodać blasku i chwały władcy? Dopiero wewnątrz tej świątyni uświadamiam sobie, że ogromna większość scen z przeszłości tego kraju, powtarzanych wielokrotnie na papirusach, płaskorzeźbach w kamieniu, zdobnictwie ceramiki, widokówkach i innych współczesnych pamiątkach oferowanych turystom, a także reprodukowanych w encyklopediach, książkach i albumach, ma tu swoje wspaniałe pierwowzory.
Za wielką salą hipostylową znajduje się mniejsza, poprzeczna, także z posągami, Za nią zaś sanktuarium największych egipskich bogów: Amona, Re i Ptaha oraz, oczywiście, Ramzesa II. Dwa razy w roku, pierwotnie 19 lutego i 21 października, a obecnie, na nowym miejscu, z różnicą jednego dnia, promienie słońca – źródła życia docierają przez wrota i sale do znajdujących się 64 metry w głębi skały boskich posągów.
Aby oświetlając je, połączyć się z nimi. Sąsiadująca ze świątynią Ramzesa II, wykuta w bliźniaczym skalistym wzgórzu, ale z frontonem skierowanym na południowy wschód, tak zwana mała świątynia, poświęcona została, jak już wspomniałem, bogini Hathor i królowej Nefertari.
NIEZWYKŁE WYRÓŻNIENIE PROFESORA MICHAŁOWSKIEGO
6 posągów stojących w jej frontonie ma już mniejszą, zaledwie 10 metrową wysokość. Przedstawiają one piękną Nefertari i Ramzesa II. Wnętrze tej świątyni także wypełnione jest kamiennymi posagami oraz niezliczonymi reliefami ze scenami z życia władcy, jego tryumfów, a także – jest to płaskorzeźba szczególnie dobrze zachowana – koronacji Nefertari przez boginie Izydę i Hathor.
Ten wspaniały zespół świątynny wykuty został w skałach nad Nilem między jego I i II kataraktą w Nubii. Stał się też jednym z największych cudów świata antycznego. Chociaż ze względu na odległość od innych – stoi on za zwrotnikiem Raka, w odległości kilkunastu kilometrów od obecnej granicy z Sudanem – mniej znanym niż Akropol, rzymskie Koloseum, piramidy Gizy czy świątynie dawnych Teb, obecnie Luksoru i Karnaku.
A uratowany został dla światowej kultury przed półwieczem, dzięki bezprecedensowemu wysiłkowi uczonych. Wśród których szczególnie istotną role odegrał największy polski egiptolog, prof. Kazimierz Michałowski (1901-1981). Przez 10 lat, od 1961 do 1970 r. przewodniczył on międzynarodowej komisji ekspertów ratujących skalne świątynie Abu Simbel. Za co wyróżniony został w sposób niezwykły. Nie tylko wysokim egipskim orderem.
Ale przede wszystkim, o czym niestety nie mówią, bo być może nie wiedzą, miejscowi przewodnicy. Ale wie już i opowiada wielu polskich, złożeniem podpisu, jako jedyny zagraniczny uczony, obok prezydenta Nasera i dyrektora egipskiego urzędu do spraw starożytności, na akcie erekcyjnym wmurowanym w fundamenty ustawianych na nowym miejscu tych świątyń.
W związku z budową Wielkiej Tamy Asuańskiej miały one bowiem znaleźć się na dnie przyszłego jeziora Nasera. Podobnie jak dziesiątki innych antycznych budowli, posągów i reliefów.
JAK URATOWANO TE ŚWIĄTYNIE
Zalanie wodami tego jeziora groziło bowiem nie tylko prymitywnym wioskom zamieszkanym przez około 100 tys. Nubijczyków, których przeniesiono w inne miejsca, ale przede wszystkim 20 świątyniom z czasów faraonów, niezliczonym grobowcom, 13 fortecom z okresu Średniego Państwa itp. W 1960 roku przewodniczący UNESCO zaapelował jednak do świata: ratujmy zabytki Nubii!
Efekty tego przeszły oczekiwania, chociaż krótki czas, jaki pozostawał do zalania tego obszaru oraz ograniczone środki, nie pozwoliły na zbadanie i uratowania wszystkiego cennego. Ale 50 ekip badawczych, w tym specjaliści polscy, zdołało uratować 22 zabytkowe budowle. W tym najcenniejsze właśnie te w Abu Simbel.
Rozbierano je, lub jak w przypadku tych świątyń Ramzesa II i Nefretari, cięto precyzyjnie na części i przenoszono na bezpieczne nowe miejsce. Abu Simbel pocięto na ponad 1000 bloków skalnych o wadze ponad 30 ton każdy i złożono ponownie na nowym miejscu, odległym od pierwotnego o 180 metrów i położonym 64 metrów wyżej. To, w jaki sposób to zrobiono, okazało się kolejnym cudem, tym razem techniki.
Cięcia były tak precyzyjne, że obecnie trzeba bardzo wnikliwie przypatrywać się kamieniom z bliska, aby cokolwiek z nich zauważyć. Taki sposób przenosin – inny nie był możliwy – nie zmniejszył, oczywiście, w niczym, piękna tych świątyń. Zadbano o najdrobniejsze szczegóły nie tylko w ich usytuowaniu,
Np. głowa i tors drugiego, licząc od lewa – strony południowej, kolosa Ramzesa II, które odpadły przed paroma wiekami wskutek trzęsienia ziemi, leżą dokładnie w tym samym miejscu w stosunku do frontonu świątyni, w które upadły. Chociaż zastanawiano się, czy przy okazji przenosin nie dokonać rekonstrukcji tego posągu.
BYŁEM WE WNĘTRZU SZTUCZNEJ GÓRY
Dopiero wejście nie tylko do samych świątyń, ale i w głąb góry, w której one się znajdują, pozwala ocenić mistrzostwo uczonych i konstruktorów. Obecnie, od dosyć już dawna, turyści nie mają takiej możliwości. Ale gdy byłem tu po raz pierwszy przed laty, mogłem – i wszedłem – w głąb tej góry aby zobaczyć, że obecne wzgórza w których znajdują się obie świątynie, są tworem sztucznym.
Na nowym skalistym, pewnym miejscu złożono je na nowo. Ale aby osiągnąć efekt wykucia ich w zboczu góry, pokryto także gigantycznymi betonowymi kopułami. A konstrukcję tę pokryto drugimi kopułami, ze skałami i kamieniami do złudzenia przypominającymi monolit. Między tymi kopułami znajdują się urządzenia klimatyzacyjne i inn techniczne.
A także schody i platformy umożliwiające uprawnionym zapoznać się z technologią i efektami pracy ludzi, którzy je uratowali. Zajęło im to ponad cztery lata (1964-1968) i kosztowało około 42 milionów ówczesnych dolarów. Wydatki pokryło UNESCO i rząd Egiptu. Uratowano dla przyszłych pokoleń jeden z największych skarbów starożytności. Pracując w bardzo trudnych, zwłaszcza latem, warunkach atmosferycznych.
Przede wszystkim w wysokich temperaturach. Pamiętam, jak w drodze powrotnej stąd po pierwszym moim pobycie w Abu Simbel zerwał się pasek w silniku naszego autokaru. Było to w południe, a gdy wyszedłem na chwilę z klimatyzowanego wnętrza aby zobaczyć co dzieje się na zewnątrz, wręcz zachłysnąłem się bijącym z nieba żarem, którego nie dało się zmierzyć termometrem, gdyż przekraczał on jego skalę.
Moje próby splunięcia na ziemię, aby sprawdzić na ile suche jest powietrze, kończyły w odległości kilkunastu centymetrów od ust. Ślina po prostu natychmiast wyparowywała, podobnie jak wilgoć z bawełnianej koszulki. A gdy ruszyliśmy dalej po zakończonej naprawie, po chwili zobaczyłem z okien autokaru po raz pierwszy w życiu zjawisko fata morgany. Samochody pokonujące w oddali rozległe jezioro, którego na pustyni w tym miejscu oczywiście nie było.
Zdjęcia autora