Niezwykłe dzieło wydała oficyna BOSZ mająca swoją siedzibę w Olszanicy na Podkarpaciu. Ponad 300 stronicowy album zawierający 13 reportaży oraz ilustrujących je przeszło 230 dobrych oraz doskonałych zdjęć.
Będący osobnym rodzajem twórczości, i to wysokiego lotu: połączeniem reportażu pisanego i fotograficznego tej samej autorki.
Tak przedstawionej przez Paola Rumiza, który pracował z nią nad jej wcześniejszą książką „Gerusalemme perduta” wydaną w 2005 roku we Włoszech, gdzie, w Trieście, mieszka ona na stałe, przy okazji ukazania się 3 lata wcześniej pierwszej książki tej polskiej autorki:
W NIEZWYKLE ZASZCZYTNYM GRONIE
„Polka, podróżniczka jak Kapuściński, Mickiewicz, Potocki – i czemu nie – Wojtyła – cytuję za wstępem do „Bożych ludzi” ks. Adama Bonieckiego. Ona także tropi głosy najsłabszych, poszukuje peryferii i zapomnianych przez historię mikrokosmosów. Jak mało kto, opowiada o ziemiach niczyich, zawieszonych między światłem i ciemnością, o monoteiźmie i zabobonach, o Wschodzie i Zachodzie. Podróżuje lekko i szybko jak dzikie gęsi. Śpi pod gwiaździstym niebem, je, kiedy się zdarzy, odporna na trudy jak afgański partyzant. Szuka w Iranie i krajach bałtyckich, przemierza Kaukaz i Karpaty, wędrując ścieżkami kłusowników. Drobnym pismem zapełnia swoje notatniki, a zanim sięgnie po aparat, fotografuje oczami. Błękitna błyskawica, która podbija, oswaja i odkrywa dusze rzeczy”.
Sama zaś autorka, Monika Bułaj, o genezie tej książki tak napisała w autorskim wstępie do niej:
„Rozpoczęłam tę podróż zimą 1985 roku wzdłuż wschodniej granicy Polski: z południa na północ, na przełaj. Mieszkałam u chłopów, którzy w ekstazie przekraczali granice języka i natury. Zaszeptuchy dmuchały mi w twarz zaklęcia, mniszki z Grabarki poiły gorącym barszczem, a potomkowie Złotej Ordy wsadzili pod kilka pierzyn i udało mi się jeszcze dostrzec, że bili pokłony całkiem jak prawosławni mnisi z Jabłecznej.
W domu Czesława Miłosza w Krasnogrudzie spotkałam Polaka, którego zaadaptowali Cyganie, stróża sekretów ludu niewyjawianych nikomu. Raskolnicy szeptali bez końca swoje modlitwy, a potem bez ceregieli zagnali mnie do bani. Mowy nie było by się zatrzymać. Pod Krynkami, Leżajskiem i Duklą tliło się nasze dziecięctwo, nasz prawiek, nasze bojaźnie; historia mieszała się z mitem, rzeczywiste z nierealnym, a cienie zamordowanych i wygnanych latały wśród obecnych…
Zaczęłam przesuwać się coraz bardziej na wschód, na peryferie Europy. Podróżowałam do staroobrzędowców Bukowiny i Dobrudży, bałkańskich Cyganów, rumuńskich Ormian, Łemków polsko – słowackiego pogranicza, Hucułów i Bojków ukraińskich Karpat, Karaimów Litwy i Turcji, białoruskich Tatarów. A później do alewitów, melewitów i sabataistów Stambułu, bekaszytów i rufaitów Albanii, prygunów i mołokanów ormiańskiego pogranicza, Udinów starożytnej Albanii, niedobitków żydowskich wspólnot Lewantu, do chasydów zaginionej Europy, aż po jej limes: kamienne labirynty Saamów, ugrofińskie pieśni spod Uralu, święte ognie Kaukazu.”
Plonem wielu z tych podróży jest 13 reportaży zawartych w tej księdze – albumie. O ogromnych walorach poznawczych, ale nie mniejszych literackich. Autorka pisze wspaniałą polszczyzną, dynamicznie, ale i skrótowo, z przepiękną narracją oraz dialogami, nawiązując nierzadko do opinii oraz faktów sprzed stuleci i tysiącleci.
Językiem, który coraz bardziej przypomina los jej bohaterów. Używanym przez malejące kręgi Polaków, zbliżającym się do granic zapomnienia i zagłady. Wypieranym nie tylko przez tabloidy, żargon telewizyjnych programów i „dyskusji”, prostackich polityków, ale coraz częściej także polszczyznę poważnych, opiniotwórczych dzienników i tygodników. A pomimo bogactwa języka, jakim pisze i ona niekiedy czuje, przyznając w pierwszym z reportaży: „brak słów, brak obrazów, by opowiedzieć to jak należy”.
CHASYDZI, CYGANIE, ŁEMKOWIE…
W fascynacji autorki „bożymi ludźmi”, żyjącymi często w nierealnych, innych światach i wymiarach, szczególne miejsce zajmują żydowscy chasydzi oraz w ogóle losy narodu żydowskiego. Rozpoczyna reportażem „Gdzie Żydzi robią fikołki do tyłu”, wielowątkowym i wielopłaszczyznowym reportażem o chasydach oraz kolejnym: „Skąd łódką można opłynąć cały świat” – relacją z nieudanej „pogoni” samochodem, wraz z 15-letnim wówczas synem, za grupą chasydów przemieszczających się po Białorusi od jednego, świętego dla nich miejsca, do drugiego.
Tom zamyka, jak klamrą, reportaż „Dom babci i dom Nechamy Blimy Klejman” z miasta dzieciństwa autorki – Warki. Gdzie, w wiele lat po Holocauście, pojawił się w jej dziecięcym życiu temat odmienności Żydów, poszukiwania ich śladów – tym razem udało się jej towarzyszyć chasydom odwiedzającym w Polsce groby cadyków – oraz natrafiania na nadal żywy antysemityzm. Tematyka chasydzka i żydowska obecna jest zresztą niemal we wszystkich reportażach.
Poświęconych Cyganom, Litwie – a zwłaszcza Wilnu, niegdyś Jerozolimie Wschodu, Ukrainie z jej mozaiką narodowo – kulturalno – religijną i wspaniałymi opisami pod tym kątem zwłaszcza Lwowa. Później Łemkom z polsko – słowackiego pogranicza z m.in. autentyczną historią zmęczonego i przemarzniętego, młodego księdza Karola Wojtyły, któremu w 1949 r. w Owczarach w Beskidach nie otworzono żadnych drzwi do polskiego domu, a schronienia udzielił mu „morderca o czarnym podniebieniu”, jak oceniali ich Polacy, prawosławny Łemek Szymon, najbiedniejszy człowiek we wsi.
W tym samym reportażu „Tutaj król Łemków zaprosił mnie do swoich sań” znajduje się inny ciekawy opis poszukiwań przez autorkę „zagubionych ludów”, który warto zacytować: „ Gdy nocami latam między Syberią a środkową Europą i tylko nieliczne światła rozpraszają nieskończone ciemności pode mną, myślę o archipelagu zagubionych ludów Europy Wschodniej. Złamane narody, zamknięte w gułagach, przesiedlane, rozpraszane, które Stalin, a wcześniej carska Rosja oskarżała o niedopełnione winy. Fascynująca geografia, która przez wieki kreśliła niewielkie plejady etnicznych grup na marginesach zbyt silnych narodów i która potem nagle, w epoce totalitaryzmów, została wymazana”.
Szukając ich ginących kultur i obyczajów, usiłowała jak najszybciej dotrzeć do ludzi starych, którzy zachowali je w pamięci. Póki nie będzie za późno. Do Łemków, jak pisze, wracała przez 15 lat jak nawiedzona. „Gnał mnie pośpiech, chciałam zebrać głosy zanim rozpłyną się w pustce”. W Delcie Dunaju ( „Tutaj anioły w deszczu wspinają się po drabinie do nieba” ) szukała nie widoków przyrody i ptactwa, ale ludzi różnych narodowości i religii, którzy znaleźli tam życiową przystań: przede wszystkim rosyjskich starowierców i Cyganów.
NIEZWYKŁOŚCI ALBANII, INNE OBLICZA STAMBUŁU
Wspaniały jest reportaż z Albanii („ Gdzie sny rodzą się w powodzi krwi” ), z miejsc, do których nie docierają, nieliczni zresztą ciągle jeszcze turyści. Z góry, w skalnym amfiteatrze której, jak pisze, „czciciele Allaha, katolicy, prawosławni, agnostycy, zabobonni, uwiedzeni metafizyką krwawej ofiary ateiści” raz w roku dokonują krwawej ofiarnej rzezi zwierząt. Z tamtejszych wspólnot muzułmańskiego bractwa bektaszytów. Z plastycznymi opisami pozostałości po albańskim komunizmie.
„Cementowe bloki – tak opisuje największy port Durrës – dookoła rozprzestrzeniały się jak nowotworowe przerzuty pośród nieskazitelnie pięknej przyrody, druty żelbetonów sterczały ze szkieletów nieukończonych domów, którym nie było dane ani narodzić się, ani zestarzeć, i wydawało się, że to one są przylepione do billboardów”. A o sławnych betonowych schronach: „ Na stokach gór czaszki wbitych w ziemie schronów, tysiące czerepów posadzonych jak kapusta w kamiennej pustce.” Fotografowałem te schrony w różnych miejscach, tym łatwiej mi docenić, jak trafnym jest to opis.
Równie, może nawet jeszcze bardziej niezwykły, jest reportaż ze Stambułu. Wydawało mi się, że znam to miasto nieźle, oprowadzałem przecież po nim nawet wycieczki. Ale Monika Bułaj pokazała mi metropolię rozkraczoną między Europą i Azją , o istnieniu której, wstyd powiedzieć, miałem niewielkie pojęcie. Bez opisów bazyliki Hagia Sophia ledwie wspomnianej, Błękitnego Meczetu, arcydzieła architektury wielkiego Kocy Mirmara Sinana – Sūleymaniye Camii, pałacuTopkapi, Wielkiej Cysterny Yerebatan Sarai, murów Konstantynopola, bazarów i tylu innych sławnych miejsc i zabytków.
Za to z cmentarzem muzułmańskim, na którym świętuje się maturę. Nekropolię ormiańską wypełnioną psalmami ze śpiewem muezzina w tle i ludźmi obejmującymi pomniki na grobach w Wielki Piątek. Tanecznymi misteriam w tekke – świątyni sufitów. Kurdyjskimi gettami na Starym Mieście. Karaimami, Żydami czytającymi Koran i muzułmanami świętującymi szabas. To rzeczywiście zupełnie inne, chociaż ciągle to samo miasto, odwiedzane przez turystów ze świata i handlarzy. Ale, jak słusznie pisze o nim autorka:
„Stambuł. Tysiące niewidocznych dróg. Muzyka, taniec, mistyka, śpiew, ekstaza, liturgia, kuchnia, święci, wróżby, pamięć. A następnie zrzeszenia rzemieślników, śródziemnomorska tożsamość, pradawne szlaki handlowe Fenicjan i Greków, laicyzm ojca Turków – Atatürka. Nawet masoni. Równoległe światy, o których nie sposób przeczytać w przewodnikach turystycznych i których istnienia przybysz z Europy nawet nie podejrzewa”.
KAUKAZ I BAŁKANY
Najobszerniejszy, 44 – stronicowy reportaż ( „Gdzie pacierz mówią w języku ptaków” ) poświęcony jest Azerbejdżanowi. Od – i z zakończeniem – w aule Hinaluna na granicy z Dagestanem, w którym mieszka grupa etniczna używająca jednego z najbardziej tajemniczych, niemal niewymawialnego przez obcych języka o 77 zgłoskach i 17 deklinacjach. Ze Świętym Ogniem w pobliżu, jeszcze z czasów Zaratustry. Relacją z Kaukaskiej Albanii, nie mającej niczego wspólnego z bałkańską.
Z Baku z platformy wiertniczej na Morzu Kaspijskim i miasta. Z przypomnieniem, że to polscy inżynierowie: Witold Zglenicki i Paweł Potocki zainicjowali wydobywanie ropy spod morskiego dna. A nasi rodacy odegrali ogromną rolę w rozwoju przedrewolucyjnego miasta jako jego naczelni architekci. Z Górnego Karabachu i siedlisk Górskich Żydów. Oraz z pokazaniem niewyobrażalnej złożoności etnicznej, językowej, kulturalnej, religijnej itd. tego kraju i regionu świata.
„Przechodząc z jednej wioski do drugiej, w odległości kilkunastu kilometrów – pisze autorka – zmienia się wszystko: język, kuchnia, higiena, modlitwa, kształt domu, welonu i spódnicy kobiet, ich odłączona przestrzeń, pojęcie honoru, odpowiedzialności lub rodowej zemsty. Jedno jest pewne: wszędzie panuje gościnność”.
W sumie – a nie wspomniałem o wielu innych tematach, chociażby o diasporze Cyganów jugosłowiańskich ( „Gdzie niedźwiedzie i kozy wchodziły na pływające mosty” ) czy bułgarskich Pomakach ( „Skąd głos Wali emigrował do gwiazd” ) – jest to wspaniała, pięknie wydana książka. Można się nią rozkoszować w trakcie oglądania zdjęć i lektury.
Która jednak nie jest ani lekka, ani łatwa w czytaniu. Ze względu na niezliczone nawiązywania przez autorkę do różnych faktów historycznych nawet z odległej przeszłości oraz ludzi sławnych i trochę mniej znanych, wymaga ona pewnego przygotowania. I chociażby odrobiny tej pasji do poznawania nowego, z jaką Monika Bułaj odbywała podróże, zbierała materiały oraz przeniosła je na papier w postaci tekstu i zdjęć. Ale zapewniam: lektura tej książki warta jest tego wysiłku, niewielkiego zresztą w porównaniu z jej klasą i jakością.
Wydawnictwo na tylnej stronie okładki informuje, że urodzona w Warszawie, a mieszkająca w Trieście autorka jest niezależną fotograficzką z dorobkiem ponad 50 wystaw, pisarką – wydała 5 książek, z których ta jest pierwszą polską oraz autorką filmów dokumentalnych. Dodając: Bada duchowe kresy Azji, Afryki, Ameryki Łacińskiej i Europy Wschodniej: rytuały, pielgrzymki, tańce, kult zmarłych, obrzędy opętania. Czekamy więc na następne jej książki, które wzbogacą naszą literaturę, kulturę oraz wiedzę o niezwykłych, nierzadko już zanikających światach.
BOŻY LUDZIE. PODRÓŻ PO KRES EUROPY. Tekst i zdjęcia Monika Bułaj. Wydawnictwo BOSZ, Olszanica 2011, str. 307.