Na 22 hektarowym, malowniczym terenie we Wdzydzach Kiszewskich na Kaszubach znajduje się najstarszy na ziemiach polskich skansen architektury ludowej – Muzeum – Kaszubski Park Etnograficzny im. Teodory i Izydora Gulgowskich. To oni, miejscowy nauczyciel i jego żona malarka, kupując w 1906 roku od miejscowego gospodarza XVIII-wieczną, podcieniową chałupę gburską i gromadząc w niej typowe dla tamtych czasów sprzęty domowe i gospodarcze oraz kolekcję haftowanych czepców, obrazów malowanych na szkle i ceramikę, zapoczątkowali historię tej placówki.
Przyczyniła się ona do rozwoju miejscowego rękodzieła i kaszubskiej sztuki ludowej. Zwłaszcza plecionkarstwa z korzeni drzew i wielobarwnych haftów. Tamta chałupa spłonęła w pożarze wsi w roku 1932, lecz po dwu latach została przez Teodorę odbudowana i wyposażona w oryginalne sprzęty. W 1948 r. właścicielka przekazała ją, wraz z okolicznym terenem, skarbowi państwa. W latach 50-tych rozpoczęto przenoszenie na tu zabytkowych obiektów z innych miejscowości. Dwukrotnie powiększano obszar parku, zmieniały się też opiekujące nim instytucje.
Obecnie muzeum jest placówką kultury samorządu województwa pomorskiego, w której znajduje się ponad 50 budynków architektury wiejskiej. Przede wszystkim kilkanaście kompletnych zagród chłopskich z XVII-XX wieku, ale także kilka dworków i obejść drobnej szlachty oraz domów robotników rolnych.
Ponadto drewniany kościół z początku XVIII w. przeniesiony tu ze wsi Swornegacie. A także szkoła ze wsi Więckowy, dwa wiatraki: tzw. koźlak i typu holenderskiego, tartak ze Staniszewa oraz kuźnia z Lini. 34 ponumerowane obiekty rozmieszczone są w 6 sektorach odpowiadających 5 obszarom Kaszub oraz zawierające obiekty użyteczności publicznej.
Ich pochodzenie zaznaczone jest na mapie muzeum kolorami, na których umieszczono numery. Najliczniejsze, na zielonym tle, pochodzą z Kaszub. 5, na wiśniowym z Borów Tucholskich i 4 z Kociewia. Wspomniana mapa, a właściwie dosyć prosty plan, który można otrzymać w kasie kupując bilet i posługując się nim zwiedzać indywidualnie, nie posiada jednak zaznaczonych stron świata, a przynajmniej północy, co jest przecież elementarnym wymogiem. Zwiedzanie utrudnia też fatalne oznakowanie sugerowanej trasy. Strzałki na tym planie nie mają bowiem odnośników w terenie na, lub przy, ścieżkach.
Trudno się więc niekiedy zorientować, nawet przy dobrej pogodzie, gdzie w danym momencie znajduje się zwiedzający. Zwłaszcza, gdy idąc, wydawałoby się, właściwą dróżką, nagle, np. po dosyć zwartym zespole obiektów oznaczonych numerami 3-4-5-6-, trafia się na nr… 34. Bo 7-8-9, które według tego planu zamierzało się wcześniej obejrzeć, stoją w innym miejscu. A prowadzące do nich strzałki są tylko na papierze, a nie w terenie. Orientację, gdzie się zwiedzający znajduje i dokąd oraz którędy powinien iść dalej, nie ułatwiają również numery obiektów z ich opisami. Ustawione są bowiem generalnie tylko przy wejściu do nich.
A nie, jak w podobnych placówkach nie tylko w Polsce, a byłem już w wielu ich dziesiątkach na kilku kontynentach, także – informacyjnie – z innych ich stron, aby nawet z pewnej odległości łatwiej było je odszukiwać. Plusem natomiast są informacje o ponumerowanych budynkach w językach: polskim, angielskim i kaszubskim. Kolejnym minusem to, że tylko nieliczne wnętrza, m.in. szkoła i kościół, były w dniu, gdy byłem w tym skansenie, dostępne do zwiedzania. A z opisów wynikało, że warto w nich to i owo obejrzeć dokładniej.
Jakimś gigantycznym nieporozumieniem są na trasach zwiedzania kioski i stoiska, a zauważyłem co najmniej trzy, sprzedające słodycze, napoje i różnorodne „pamiątki”, w tym azjatyckie badziewie nie mające żadnego związku z tematyką ekspozycji. Tak! Na trasach! A nie, co przyjęte jest w muzeach, kioski czy stoiska, ale tylko z publikacjami, pocztówkami czy drobnymi pamiątkami muzealnymi. Przy czym zlokalizowane wyłącznie przy wejściu, zwykle obok kasy czy informacji turystycznej, ewentualnie w specjalnym pomieszczeniu, a nie wśród eksponatów!
Rozumiem, że kierownictwo tej placówki szuka dodatkowych źródeł wpływów, ale ten uważam za skandalicznie niedopuszczalny. Efekt jest taki, że młodzież szkolna, kolonijna, czy nawet dzieci towarzyszące dorosłym w zwiedzaniu, „rzucają się” do tych kiosków. Oglądają, bo trudno je odgonić i zdyscyplinować, jak mają za co, to kupują. Nie interesując się tym, co rzeczywiście powinny zobaczyć: muzealne eksponaty. A według danych muzeum, od maja do września zwiedza je po około 80 tysięcy osób. W tym mnóstwo młodzieży! Za duży plus tej placówki uważam natomiast organizowane w niej imprezy.
Doroczne folklorystyczne, np. w lipcu „Jarmark Wdzydzki”, czy we wrześniu „Z motyką na bulwy” A także odpusty, koncerty muzyki ludowej, kiermasze. Czy bardziej kameralne: lekcje, np. języka kaszubskiego, pokazy zajęć domowych, gospodarczych czy rzemieślniczych
Świetnym pomysłem są, wliczone w cenę biletów, godzinne pokazy i lekcje, zwłaszcza dla wycieczek młodzieżowych, malowania „po kaszubsku” na szkle. Z możliwością zabierania przez małych artystów namalowanych przez nich „dzieł” po ich wyschnięciu. Co przy używaniu farb akrylowych, następuje bardzo szybko.
Na terenie muzeum jest dosyć duża restauracja, w której zmęczeni lub głodni turyści mogą się posilić, organizowane są też w niej imprezy okolicznościowe. Poprawienie wspomnianej, niedostatecznej informacji: o stronach świata na mapce oraz tras zwiedzania w terenie, zwiększenie liczby budynków, które można oglądać również wewnątrz, bo na pewno warto, a także usuniecie poza park kiosków i straganów handlarzy, na pewno zwiększy atrakcyjność Kaszubskiego Parku Etnograficznego we Wdzydzach Kiszewskich,
Zdjęcia i reprodukcje autora