Ponieważ wcześniej nie do końca wiedziałam, co jest kolejnym punktem programu wycieczki po Litwie, Park Grutas był dla mnie zabawnym zaskoczeniem.
Na pomysł zgromadzenia na obszarze ponad 200 hektarów parku przeróżnych monumentalnych i całkiem niewielkich pomników komunizmu wpadł przed trzema laty Vilumas Malinauskas, prawdopodobnie wcześniejszy dyrektor działającego pod litewskimi Druskiennikami państwowego gospodarstwa rolnego. Zaproponował osuszenie bagiennego terenu, nawiezienie ogromnej ilości ziemi. Obiecał, że w ciągu kilku następnych lat miejsce to stanie się jednym z najpopularniejszych punktów programu wycieczek zagranicznych. Słowa dotrzymał. Oficjalne otwarcie obiektu miało miejsce w kwietniu tego roku. Zanim to się stało, Park Grutas odwiedziło już ponad 100 tysięcy turystów.
Jak opowiada miejscowy przewodnik, na oficjalnym otwarciu parku, które miało miejsce w „prima aprilis”, po leśnych ścieżkach, nad jeziorem i w restauracji paradowało mnóstwo Leninów, Stalinów, Dzierżyńskich, komsomolców, radzieckich żołnierzy i innych postaci kojarzonych z epoką głębokiego komunizmu. Filmowały to kamery telewizji z całego świata. Obcokrajowcy nie mogli się nadziwić, dlaczego Park Grutas przyciąga tak wielu Litwinów. – Czyżby tęsknili za utraconym komunistycznym „rajem”? – zastanawiali się głośno.
Dziesięć kilometrów od jednej z dwóch największych miejscowości uzdrowiskowych Litwy, Druskiennik, leży wioska Grutas. Zjeżdżając z niej do lasu, wzdłuż brzegu jeziora należy w pewnym momencie pozostawić samochód, bo resztę trasy można pokonać tylko pieszo lub na rowerze. Chodzi oczywiście o ochronę środowiska. W tej części Litwy zwraca się na to szczególną uwagę.
Idziemy wzdłuż jeziora. Na jego środku znajduje się niewielka wyspa z wysokim, smukłym pomnikiem „Matki Rosji”. Potem napotykamy pociąg z kilkoma towarowymi wagonami. Takimi wagonami transportowano ludzi zesłanych za działalność antykomunistyczną na Syberię. – Założeniem właściciela parku były przejażdżki pociągiem po lesie, nad jeziorem – mówi przewodnik. – Zaprotestowali jednak ludzie, którzy przeżyli transporty takimi pociągami. Dlatego do wagonów można wejść, ale nigdzie się nimi nie pojedzie.
Po przejściu budki z biletami wita nas monumentalny pomnik władzy ludowej. Podobne można było spotkać jeszcze kilkanaście lat temu także i w Polsce. Żołnierze radzieccy z pepeszami, matki żegnające z dumną miną swych synów idących na wojnę przeciw wrogom bolszewizmu. Przewodnik opowiada, że Vilumas Malinauskas jeździł po terenie dawnego ZSRR i znajdował posągi, pomniki i popiersia porzucone w starych magazynach czy wręcz na śmietnikach. Nie wiedziano, co z tym zrobić. Władze poszczególnych miast zastanawiały się, czy traktować te przedmioty jak dzieła sztuki czy tylko jak świadectwo minionej epoki. Czy jednak w takim wypadku można takie świadectwo niszczyć? Malinauskas przychodził jak na zawołanie. Chętnie oddawano mu niezliczoną ilość Leninów, Marksów czy Stalinów. – On brał tylko te, które były w niezłym stanie – kontynuuje przewodnik. – Inaczej tych pomników byłoby w Parku Grutas więcej niż drzew.
Ścieżka spacerowa ma pięć kilometrów. Wiedzie wśród sosnowych lasów, które obfitują w grzyby. Niedaleko stąd znajduje się największa na Litwie przetwórnia grzybów. Prawdziwki, kurki, kozaki i mnóstwo innych kapeluszników jest marynowana, suszona, konserwowana. Ponad 90 procent produkcji trafia za granicę. Najwięcej do Włoch i Chin. W parku grzyby nie są jednak najważniejsze. Tu miejsce pierwsze należy się bezwzględnie Władimirowi Illiczowi Leninowi. Jego kamiennych podobizn jest tu najwięcej. Popiersia przedstawiają zasępionego, łysawego mężczyznę i są bardzo do siebie podobne. Co innego z pomnikami. Na jednym ma stopę lekko podniesioną do góry, na drugim prawą nogę wysuniętą do przodu, na kolejnym nogę lewą. Tu siedzi na ławeczce, tam głowę odwrócił, zapewne w stronę Kremla, gdzie indziej na coś wskazuje ręką.
W drewnianym budynku skonstruowanym chyba na wzór świetlic potrzebnych dla partyjnych zebrań zastajemy inną kolekcję. W środku oprócz popiersi, mnóstwo portretów tych samych postaci. Królują Lenin i Stalin. Można też obejrzeć ogromny zbiór komunistycznych medali i odznaczeń, chorągwi i flag.
Zmęczeni po pieszej podróży w minioną epokę zasiadamy przy stołach przytulnej, zbudowanej trochę na wzór zakopiański restauracji. Kelner natychmiast przynosi mocny trunek. Nie napój nas jednak zaskoczył, lecz szklanka, do której go nalano. Musztardówka ozdobiona portretami trzech bohaterów: Marksa, Lenina i Stalina na tle czerwonych flag. Z drugiej strony szklanki instrukcja picia. „100 gramów za ojczyznę, 150 gramów za partię, 200 za Stalina”. Takiego toastu nie mogliśmy wypić. Pozostaliśmy przy niewielkiej ilości rozgrzewającej litewskiej miodówki pijąc zdrowie wszystkich podróżników.