Jambo Mombasa!

Jeśli chcesz poznać prawdziwą egzotykę, koniecznie wybierz się do Mombasy. Nie dziw się niczemu, chłoń wrażenia i… dziękuj Bogu, że mieszkasz w Polsce.Mombasa_Kenia_Afryka

 

Droga wiodąca z lotniska do miasta jest zapowiedzią tego, co zobaczymy później. Wyboista, pełna wyrw, pozbawiona utwardzonych poboczy. Zamiast chodników lepianki, szałasy, budy, które pełnią funkcje sklepów, barów, domów. Sprzedawcy oferują kilka butelek coca-coli, kiść bananów, albo stare ciuchy. Nie wiadomo, czy stłoczeni obok kramów to handlarze, czy po prostu przechodnie odpoczywający przed dalszą drogą.

Wjeżdżamy na groblę wybudowaną przed laty przez Anglików. Łączy ona Mombasę, która jest wyspą, ze stałym lądem. Drewniane i gliniane budy zastąpiły niewysokie budynki – jedno, dwupiętrowe. Ale wszędzie tam, gdzie znajduje się choć trochę miejsca, natychmiast ustawiane są prymitywne stragany. Mam wrażenie, jakby jedynym zajęciem mieszkańców był handel.

Mombasa_Kenia_Afryka

Centrum – kilka wieżowców wetkniętych pomiędzy niskie kamienice. Mombasa nie jest miastem kontrastów. Tu wszystko tworzy spójną, biedną, zaniedbaną całość. Lepianki, fatalne drogi nie kłócą się z centrum, o którym nie można powiedzieć, że jest eleganckie. Dlatego miasto wciąż jest naturalne, „nieturystyczne”, służące przede wszystkim mieszkańcom i przybywającym z całego świata marynarzom. A turyści? Cenią tę naturalność, ale wolą odpoczywać kilka kilometrów dalej, na wybrzeżach północnym i południowym pełnych luksusowych hoteli położonych tuż nad morzem.

Dumą drugiego co do wielkości miasta Kenii jest Fort Jezus – nieźle zachowana budowla z początku XVI w. Zbudowali go Portugalczycy według projektu Włocha, który tak go opracował, by atakujący byli w każdym punkcie wystawieni na ogień z bastionów. Z fortu rozciąga się piękny widok na ocean i najbogatszą dzielnicę Nyali z ładnymi willami. W dzielnicy tej mieszkają przede wszystkim hindusi. Z drugiej strony, z dachu Domu Omańskiego zupełnie inny widok – Stare Miasto, w którym królują muzułmańskie meczety.

Mombasa_Kenia_Afryka

Milionowa Mombasa ma mnóstwo świątyń. Najpiękniejsze są hinduskie – czyste, kolorowe, zadbane, pełne rzeźb i płaskorzeźb. Tuż przy Starym Mieście znajduje się jedna z najpiękniejszych – z drzwiami, na których wyrzeźbiono postaci wszystkich hinduskich świętych. Obok meczety i chrześcijańskie kościoły. Wygląda na to, że w Mombasie żyją w zgodzie wyznawcy różnych religii.

W wąskich uliczkach Starego Miasta mnóstwo sklepów z pamiątkami, tkaninami, biżuterią. Nie radzę jednak robić tam zakupów. Ceny są wyśrubowane, a sprzedawcy niechętnie się targują. Budynki pokryte zawilgoconym tynkiem wydają się nie odnawiane od lat. O ich świetności przypominają jedynie balkony, jakby żywcem przeniesione znad basenu Morza Śródziemnego. Gdy wychodzę ze sklepu prowadzonego przez hindusa, podbiega do mnie czarnoskóry handlarz. – To ze mną powinnaś robić interesy, ja jestem tutejszy, on jest przybyszem – mówi z wyrzutem. Hindusi, którym w Mombasie najlepiej się powodzi, przybyli do Kenii na początku wieku, by budować kolej. Potem zajęli się przede wszystkim handlem i doskonale sobie z tym radzą do dziś.

W centrum natykamy się na wizytówkę Mombasy – dwie pary ogromnych skrzyżowanych kłów słoniowych, które tworzą coś w rodzaju bramy. Lepiej jednak oglądać je z daleka, z bliska to tylko metalowe rury.

Aleja baobabów, pełna okazałych drzew, w których, według tubylców, mieszkają złe duchy, prowadzi do promowego portu. Z jednego wybrzeża na drugie płynie się 5-10 min.

Mombasa_Kenia_Afryka

Droga coraz gorsza, budynki bardziej niż skromne. Zbliżamy się do wioski rzemieślników Akamba. To tu powstaje większość rzeźb, masek, dzid, posążków, obrazów sprzedawanych przez handlarzy w całej Kenii. Warto było wstrzymać się z zakupami, w Akambie ceny wydają się całkiem przystępne i, co dla mnie najważniejsze, nie trzeba się targować. Każdy wyrób ma określoną cenę.

Obładowani pamiątkami wracamy do luksusowego hotelu „Whitesands” należącego do sieci „Sarova Hotels” po drodze znowu mijając dzielnice nędzy. Ludzie żyją w nich w lepiankach bez wody, prądu. Swe potrzeby załatwiają obok domów, tam też wyrzucają wszelkie odpady. Między „budynkami” mnóstwo karoserii starych samochodów. Wygląda to jak złomowisko. Pytam, po co im te wraki. Tubylcy odpowiadają, że zawsze mogą je do czegoś wykorzystać, ale nie wiedzą do czego.

Zastanawiałam się, z czego żyją mieszkańcy Mombasy, w której bezrobocie osiąga 80 procent. Przewodnik bez ogródek odpowiada, że z drobnych kradzieży, przygodnego handlu, jałmużny. Byle do jutra. „Hakuna matata” (nie ma problemu) i „pole pole” (powili, nie spiesz się) – to najczęściej wypowiadane przez nich słowa. W tych warunkach klimatycznych i ekonomicznych nie da się inaczej.

Mombasa_Kenia_Afryka

W chaosie, tłumie, straganach zaskoczyły mnie czyste mundurki czarnoskórych uczniów (każda szkoła ma inne barwy). Mój zachwyt ostudziła jednak szybko informacja o wysokim stopniu analfabetyzmu. Edukacja w Kenii jest płatna i nieobowiązkowa. Kto nie ma pieniędzy, nie posyła dziecka do szkoły. Podobnie jest ze służbą zdrowia, dlatego w Mombasie tak wiele osób umiera na malarię. Gdyby na początku choroby zażyli odpowiednie leki, wszystko byłoby dobrze. Niestety, większości nie stać ani na wizytę u lekarza, ani na lekarstwa.

Niektórzy turyści lubią pożyczyć samochód, by samotnie zwiedzać okolicę. W Mombasie jest to bardzo trudne. Poza lewostronnym ruchem ogromny kłopot sprawia kompletne nieprzestrzeganie przez tubylców zasad jady. Dwa skrzyżowania posiadają sygnalizację świetlna, która… zazwyczaj jest nieczynna. Hakuna matata.

Wieczorem z pokładu statku, na którym jemy kolację, Mombasa wygląda jak miasteczko. Może dlatego, że energia elektryczna jest tu reglamentowana. Prąd włączany jest na 8-12 godzin na dobę. Hotele i bogate wille posiadają własne generatory, ubożsi mają kłopot z przechowywanie żywności. Cóż z tego, że posiadają lodówki, kiedy pełnią one głównie funkcję szafek.

Mombasa_Kenia_Afryka

Mimo wszystko w Mombasie panuje atmosfera, która przyciąga turystów z całego świata. Szczególnie upodobali sobie ją Amerykanie, Japończycy, Portugalczycy, Izraelici, w ostatnich latach także Polacy.

Podczas kolacji wypytywałam o typowe kenijskie potrawy. Okazało się, że posiłki, niezależnie od pory dnia, wyglądają podobnie. Ich podstawą jest ugali – gęsta papka z kukurydzy, do której dodaje się w zależności od chęci mięso, ryby, warzywa, fasolę, szpinak. Najsmaczniejsze przekąski to samosa – maleńkie kebaby, chapati – pieczone kolby kukurydzy, egg-bread – lekkie naleśniki z nadzieniem jajeczno – mięsnym oraz małe pączki – mandaazi. Ja wybrałam jednak owoce morza – krewetki, kalmary, ośmiornice. Delektowałam się nimi wystukując widelcem rytm najbardziej znanej kenijskiej piosenki „Jambo, jambo Bwana…”

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top