INDONEZJA: KRAJ TORADŻÓW NA SULAWESI

Obyczaje Toradżów. Fot. Grzegorz Micuła
Obyczaje Toradżów. Fot. Grzegorz Micuła

Na mapie zarys wyspy indonezyjskiej wyspy Sulawezi (znanej też pod kolonialna nazwą Celebes) przypomina kształt kwiatu orchidei. Zawdzięcza go oraz zróżnicowana rzeźbę terenu zderzeniu się kontynentów w niezbyt odległej epoce geologicznej. Nazwę Celebes nadali wyspie Portugalczycy, którzy od początku XVI wieku przypływali po korzenie.


Dziś oprócz wanilii i goździków na Sulawezi rośnie doskonała kawa i kakao oraz drzewa hebanowe. Obecna nazwa pochodzi od słów sula – wyspa i besi, co w miejscowym języku oznacza żelazo, bowiem w okolicach jeziora Matano na wschodzie wyspy znajdują się największe w tej części Azji złoża rud żelaza. W krajobrazie Sulawezi dominują ostre szczyty gór pokrytych dywanem zielonej dżungli, szmaragdowa zieleń moknących w wodzie pól ryżowych, stożki wulkanów, malownicze wodospady i tajemnicze górskie jeziora.

Rybacy, żeglarze, rolnicy

Oblewana ciepłymi morzami tropikalna wyspa ma białe piaszczyste plaże z ocienionymi kokosowymi palmami wioskami rybaków oraz wspaniałe rafy koralowe. Zadziwia niezwykła różnorodność żyjących tu plemion. Zamieszkujący wybrzeże rybacy łowią latające ryby, rekiny, tuńczyki, makrele i ośmiornice. Żeglarze i kupcy z plemienia Bugisów, Makassarów i Manderów do dziś podróżują na swoich drewnianych żaglowcach na Malaje i do Australii.

Plemiona w głębi kraju uprawiają ryż, maniok, sago, warzywa, kakao, kawę i goździki. W górach do dziś żyją plemiona wypalające dżunglę i prowadzące prymitywną uprawę roli. Mieszkańcy wyspy wyznają islam, chrześcijaństwo, buddyzm i hinduizm, jest też wielu wyznawców pierwotnych religii. Są tancerzami, śpiewakami i muzykami, tkają jedwabne sarongi wyrabiają batiki, wyroby z żelaza, budują oryginalne domy oraz drewniane żaglowce o tradycyjnej konstrukcji, budowane przez miejscowych mistrzów bez użycia gwoździ.

Tajemnicze megality i podwodne ogrody koralowe

W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia wyspa odkryta została przez turystów, którzy podziwiają niezwykle kolorowe rytualne obrzędy Toradżów, odwiedzają dolinę Bada w centralnym Sulawesi z tajemniczymi megalitami i prymitywnymi posągami oraz zachwycają się pięknem podwodnych ogrodów koralowych w pobliżu Manado na północy wyspy.

Niezwykle skomplikowana linia brzegowa – długie półwyspy, głębokie zatoki i ponad sto przybrzeżnych wysepek sprawia, że z każdego miejsca tej sporej przecież wyspy nie ma nigdzie dalej niż 90 km do morza. W lasach w jej głębi można spotkać sympatyczne leniwce żywiące się liśćmi, pokryte czarnym futrem makaki, dzikie leśne bawoły wielkości psa oraz babirusy z czterema gigantycznymi kłami, a przede wszystkim wielkie, piękne kolorowe motyle.

Droga do Toradżów

Z Makassaru, stolicy południowej części wyspy zwanej też Ujung Pandang, do Kraju Toradżów jest ponad 300 kilometrów. Początkowo droga prowadzi wzdłuż wybrzeża, a w Pare Pare, nadmorskim mieście handlowym, skręca w głąb lądu i po kilkugodzinnej jeździe pnącą się do góry drogą dojeżdżamy do krainy zamieszkałej przez Toradżów, ludzi których zwyczaje do dziś fascynują naukowców i turystów. W oczy rzucają się charakterystyczne, niespotykane gdzie indziej, domy tongkonan z dachami w kształcie siodeł lub statków.

Tradycyjne dachy pokryte są palmowymi liśćmi. Ściany zdobią misterne malowidła i ornamenty, a częstym motywem jest piejący kogut. Przybite ponad wejściem rogi bawołów świadczą o bogactwie rodziny i dużej ilości potomstwa, bowiem po urodzeniu się dziecka rodzice przeznaczają na ofiarę dwa bawoły, a ich rogi wieszają na domu. Miejscowi mają ciekawy sposób rozwiązywania problemów. Siadają w kręgu rodzinnym i dyskutują dotąd, aż wszyscy zostaną przekonani.

Nie z kosmosu, lecz południowych Chin

Tubylcy wierzą, że ich przodkowie przybyli na Ziemię z Kosmosu, chociaż badania naukowe wskazują, że ich ojczyzną były raczej południowe Chiny. Przez stulecia żyli w izolacji od nadmorskich ludów Bugisów i Mandarów uprawiając ryż (cztery zbiory w roku) którego rosną tu trzy gatunki, zwykły biały, czerwony (na wesela) i czarny, spożywany podczas uroczystości pogrzebowych. Bowiem najważniejsze święta Toradżów to ceremonie pogrzebowe. Poza ryżem Toradżanie uprawiają warzywa, kawę (wysokiej klasy arabika), kakaowce, goździki oraz hodują bawoły i świnie.

W Rantepao stolicy kraju jest targ bawołów i świń. Dziesiątki bawołów karmionych trawą przez opiekunów czekają na nowych właścicieli, natomiast świnie przywiązane linkami do bambusowych noszy leżą rzędami pokwikując cicho. Bawoły są zadbane i spasione, bo w odróżnieniu od innych części Indonezji nie pracują na polach tylko hodowane są na ofiarę podczas ceremonii pogrzebowych. Najcenniejsze są albinosy w biało-czarne łaty, które kosztują 30-40 milionów rupii, co w tutejszych warunkach stanowi majątek.

Ceremonie pogrzebowe

Biedniejsi muszą zadowolić się czarnymi bawołami. Jako że najważniejszą uroczystością w życiu Toradżanina jest ceremonia pogrzebowa, po śmierci mumifikuje się ciało i gromadzi pieniądze na wystawny pogrzeb, na który sprasza się całą rodzinę i mnóstwo znajomych. Ceremonia trwa zwykle od 5 dni do nawet dwóch tygodni. Najłatwiej trafić na nią latem, kiedy na polach jest mniej pracy i można pozwolić sobie na kilkudniową fiestę.

Podczas ceremonii pogrzebowej odbywają się barwne procesje po polach wokół wioski, pokazy kick-boksingu, walki bawołów oraz składane są ofiary ze zwierząt. W czasie arystokratycznego pogrzebu daje głowę kilkadziesiąt bawołów i setki świń. Bawołom podcina się gardło ostrym nożem, a świnie giną z wykrwawienia. Zgromadzeni – rodzina i przyjaciele (w arystokratycznych pogrzebach uczestniczą tysiące gości), jedzą mięso bawołów i świń oraz ciastka zrobione z czarnego cukru i kawy, popijając winem palmowym z bambusowych kubków.

W co wierzą tutejsi chrześcijanie

Nie zjedzone mięso soli się i suszy. Tubylcy wierzą, że ofiarowane bawoły torują drogę duszy do raju, a świnie towarzyszą im w tej niełatwej podróży przez siedem rzek i dziesięć gór. Pogrzeb musi się odbyć, nawet jeśli ktoś zginął na morzu i nie można odnaleźć ciała. Członkowie rodziny wychodzą wtedy na szczyt wysokiej góry i łapią wiatr z dusza zmarłego w jedwabny sarong, któremu urządza się tradycyjną ceremonię pogrzebową.

Większość Toradżan to chrześcijanie (pastorzy i księża uczestniczą w krwawych ceremoniach) i poganie. Wyznawców islamu jest tu niewielu, bowiem religia ta wyklucza bowiem jedzenie wieprzowiny i picie alkoholu. Kościoły i kapliczki widać na każdym kroku, przy czym świątynie katolickie zwieńczone są krzyżem zaś wieże protestanckich zdobi blaszana figura piejącego koguta. Po pogrzebie ciała składane są do tzw. domów bez komina, stawianych zwykle za wioską na skraju pól, czasem w górach.

Posiłki dla nieboszczyków

Tubylcy wierzą, że i po śmieci ich bliskim potrzeba jedzenia, picia i papierosów czy wina, tego co ich cieszyło za życia. Bogatsi budują więc specjalne domy, ale ponieważ zmarli nie mogą gotować, nie ma w nich kominów. Biedniejsi upychają trumny w pobliskich jaskiniach, układają je na stertach pod ścianami lub ustawiają na wbitych w skalną ścianę belkach, są to tzw. wiszące groby (hanging graves). W święta odwiedzają ich przynosząc żywność i papierosy.

W wiosce Lemo, po ceremonii ciała zmarłych składane są do wykutych w skale rodzinnych grot, zaś wykonane z drewna podobizny przodków, z pomalowanymi na czerwono twarzami zwane tau tau, ustawiane są na wykutych w skale balkonach, skąd obserwują wioskę i czuwają nad pomyślnością jej mieszkańców. Turyści przybywający do Kraju Toradżów kupują drewniane płaskorzeźby z bawołami, miniaturki tau-tau, misternie wykonane kopie tradycyjnych domów tongkonan, długie noże oraz miejscową kawę, uważaną za jedną z najlepszych na świecie.

Zdjęcia autora

 

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top