HACHETTE: TRASY MARZEŃ – AZJA

W bardzo bogato ilustrowanej i pięknie wydawanej przez Hachette Polska serii albumów „Trasy Marzeń” ukazała się właśnie „Azja”. Z tekstami napisanymi ciekawie i ze znawstwem, chociaż nie bez błędów i potknięć, stanowi on, podobnie jak inne w niej tytuły, połączenie albumu, przewodnika i atlasu.
 
Z tym, że typowo przewodnikowe informacje praktyczne ograniczone są do podstawowych na temat pory roku w której najlepiej wybrać się na każdą z proponowanych tras, o jej długości, czasie niezbędnym aby ją przebyć, uwag dla kierowców i odsyłaczy po dalsze szczegóły do portali internetowych.
 
Atlas – to plany centrów głównych miast oraz fragmenty map krajów przez które przebiegają trasy. Zdjęcia (ponad 800 !) są z reguły, chociaż z wyjątkami, bardzo dobre.
 
Ale zmniejszenie wielu z nich do formatu znaczków pocztowych utrudnia podziwianie tego, co przedstawiają. Autorzy proponują czytelnikowi 15 „tras marzeń” którymi przede wszystkim warto zwiedzać ten rozległy kontynent i zaliczane do niego wyspy: Japonię i Indonezję oraz przybrzeżne krajów kontynentalnych. Trudno w tym albumie znaleźć przedstawione w nim, a chociażby tylko wspomniane czy pokazane na zdjęciu miejsca, nie mówiąc już o państwach, nie warte zobaczenia.
 
Są to jednak oczywiście subiektywne propozycje autorów. Przy takim bogactwie kultury, zabytków, krajobrazów, przyrody i innych atrakcji turystycznych jakimi dysponuje Azja, można oczywiście zasugerować poznanie także wielu innych, nie mniej fascynujących tras, miejsc i obiektów. Chociażby całkowicie pominięte przez autorów, jak Izrael; przepiękne i przebogate w zabytki i krajobrazy kraje Zakaukazia – zwłaszcza Gruzja i Armenia; zachwycająca, wręcz oszołamiająca Birma; Sri Lanka, czy światowej sławy ruiny Imperium Khmerów (zespoły Angkor) w Kambodży.
 
W krajach himalajskich zabrakło przynajmniej Bhutanu. A to przecież tylko przykłady. Podobnie jak nie uwzględnione w tym albumie miejscowości i obiekty znajdujące się na opisanych trasach lub w ich pobliżu. Na niektóre zwrócę uwagę niżej. Przyjęta koncepcja prezentacji najciekawszych miejsc w Azji spowodowała też trochę powtórzeń.
 
Tak np. o Stambule, Bursie, Konyi czy Aleppo można przeczytać zarówno w opisie trasy wiodącej przez Turcję, jak i dawnym „Jedwabnym szlakiem” po Azji Mniejszej i Środkowej – ze Stambułu do Buchary. W przypadku Turcji zostałem zaskoczony, że w opisie Stambułu nawet nie wspomniano o jednym z najciekawszych tamtejszych zabytków, Cysternie Bazylikowej (Yerebatan Saray). Pominięto też, chociaż uwzględniono je na mapie, a znajdują się w pobliżu proponowanej trasy i szczycą się ciekawymi obiektami, takie miejscowości jak np. Manisa, Niğde czy Tars – miasto rodzinne św. Pawła.
 
Nie mówiąc już o całej północno – wschodniej części tego kraju z regionem Araratu. Konieczność dokonywania wyboru spowodowała również, że na żadnej z dwu proponowanych tras podróży po Indiach – Złoty Trójkąt: Delhi-Agra-Dżajpur i wzdłuż zachodniego wybrzeża na południe, a następnie wschodniego na północ, od Mumbaju (Bombaju) do Ćennaju, nie znalazło się niesamowite Varanasi (Benares), czy Kalkuta. O innych miejscowościach już nie wspominając.
 
To samo dotyczy uzbeckiej części „Jedwabnego szlaku”. Są na nim oczywiście Buchara i Samarkanda oraz Taszkient, bo droga musi prowadzić przez tę mało ciekawą stolicę. Ale także Szachrisabz (niewiadomo dlaczego pisany po angielsku Shahrisabz, chociaż ma on utrwaloną polską pisownię), który bez większej straty można pominąć. Odwrotnie niż nie uwzględnioną, fantastyczną Chiwę, perłę światowej klasy.
 
Jeżeli o pisownię chodzi, to obok wspomnianego już Shahrisabzu w wersji angielskiej, także na mapie, znajduje się na niej Szymkent, chociaż miasto to nazywa się po polsku Czymkent. Są to drobne potknięcia, bo trasy zwiedzania proponowane przez autorów warte są uwagi i poznawania. Wymaga to jednak czasu i niezłej kondycji, gdyż ogromna większość liczy po kilka tysięcy kilometrów długości, a przebycie każdej z nich wymaga od dwu, do sześciu tygodni.
 
Prowadzą one także przez kraje obecnie praktycznie niedostępne dla turystów, w których może im nawet grozić śmierć, jak Irak czy Syria. Poza już wspomnianymi państwami, w „Azji” przedstawiono – i jak już wspomniałem ciekawie, chociaż zwięźle opisano – Syrię i Jordanię, Jemen, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Iran, Turkmenistan, Tadżykistan, Kazachstan, Nepal i Tybet, Chiny z Hongkongiem i wspomnianym Makau, Tajlandię i Malezję oraz Singapur, Wietnam, Japonię i Indonezję.
 
Trasy, z nielicznymi wyjątkami, prowadzą przez rzeczywiście najciekawsze miejscowości i miejsca w uwzględnionych krajach. Chociaż, moim zdaniem, warto było znaleźć trochę miejsca dla jeszcze innych. Np. w Syrii Latakii i Hamy, w Chinach chociażby obok sławnej Armii Terakotowej znajdujących się w jej pobliżu rezerwatu pand wielkich oraz klasztoru i akademii kung–fu Szaolin. To samo dotyczy obiektów w poszczególnych miastach.
 
Nie rozumiem, jak można było przedstawić Dubaj i nie wspomnieć o otwartym tam 4 stycznia 2010 roku najwyższym (828 metry, 160 pięter użytkowych) budynku świata – Burdj Khalifa. Czy nie pokazać na zdjęciu wielkiego Białego Meczetu w Abu Zabi, jednej z oszałamiająco pięknych współczesnych budowli islamu. Znalazłem w tekstach również trochę ewidentnych błędów oraz nieścisłości.
 
Tak np. Michaił Frunze, którego imię nosiła przez kilka dziesięcioleci stolica Kirgistanu – Biszkek, nie był „generałem rosyjskim”, nigdy bowiem nawet nie służył w armii rosyjskiej, lecz sowieckim dowódcą i teoretykiem wojskowości. Najsławniejszy meczet i minaret Buchary nazywa się Kalian, a nie Kalon. Najsłynniejszym muzeum Szanghaju jest, nie wspomniane nawet, Muzeum Szanghajskie ze zbiorami około 120 tys. eksponatów, w tym najwspanialszej (Numerem 1. jest Muzeum Pałacowe w Tajpei na Tajwanie) kolekcji brązów w ChRL, kaligrafii, nefrytu, malarstwa, ceramiki itp.
 
Natomiast wymienione Muzeum Historii o rzekomo „wspaniałej architekturze” mieści się w wieży TV Oriental Pearl na Pudongu. Dosyć dyskusyjne jest też stwierdzenie autora, że w Hongkongu „fantastyczny widok na miasto i port roztacza się z pokładu promów Star Ferry Line, kursujących między Hongkong Island a Koulonem”. Chodzi oczywiście o Kowloon – kontynentalną część dawnej brytyjskiej kolonii.
 
Tymczasem za najbardziej fantastyczny uchodzi tam, a ja podzielam ten pogląd, widok ze szczytu wznoszącej się 395 m n.p.m. Góry Wiktorii, na którą wjeżdża się kolejką szynową lub samochodem dookoła ulicami. Oczywiście przy dobrej widoczności, która bywa tam nie tak znowu często. To są jednak w sumie drobne potknięcia. Za najpoważniejszą wadę tego świetnego albumu uważam brak w nim indeksu nazw, co bardzo utrudnia wyszukiwanie miejsc i informacji akurat potrzebnych.
 
I chociaż nie wyobrażam sobie wyjazdu w podróż na którąś z proponowanych tras z tym albumem, a nie przewodnikiem i mapami, to znakomicie pobudza on apetyt na takie podróże zawierając mnóstwo ważnych i ciekawie przedstawionych faktów, informacji oraz zdjęć zachęcających do zobaczenia w naturze tego, co przedstawiają.
 
TRASY MARZEŃ: AZJA. Praca zbiorowa (Ambros Brucker, Sebastian Kinder, Barbara Kreißl, Michael Neumann, Heinz Vestner), przekład Magdalena Jatowska i Katarzyna Skawran. Wydawnictwo Hachette Polska, wyd. I, Warszawa 2012, str. 240.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top