Osiem godzin jazdy w wagonie panoramicznym przez ogromny kawał Szwajcarii, w znacznej części przez jej najbardziej malownicze strony, historycznymi odcinkami niegdyś samodzielnych, lokalnych linii kolejowych. Albulalinie należących do Kolei Retyckich (RhB – Rhätische-Bahn), Furka-Oberalp-Bahn i Visp-Zermatt-Bahn. Z których pierwsza w 2008 roku wpisana została, wraz z Berninalinie – linią kolejową z St. Moritz do Tirano we Włoszech przez przełęcz Bernina (2253 m n.p.m.), na Listę Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Przez niezliczone mosty, wiadukty, tunele i półki skalne, alpejskie wioski i miasteczka.
Z pokonywaniem różnic wysokości najpierw z 1775 m n.p.m. na których średnio leży St. Moritz, do 585 m w Chur. Aby stopniowo wjechać na najwyższy punkt całej trasy, przełęcz Oberalpass na 2033 m. Z niej zjechać na 658 m w Visp i znowu podnieść się na 1604 m n.p.m. w Zermatt.
Przejeżdżając, i w większości zatrzymując się, przez 72 stacje i przystanki kolejowe nie licząc początku i końca podróży. To chyba najkrótsza charakterystyka Glacier Expressu – Ekspresu Lodowcowego, reklamowanego przez koleje szwajcarskie jako, i rzeczywiście będący takim, najwolniejszy ekspres świata.
OFERTA SWISS TRAVEL SYSTEM
Czołowej atrakcji wśród 8 widokowych szwajcarskich pociągów panoramicznych, którymi przejazdy proponuje STS – Swiss Travel System obejmujący linie kolejowe, autobusowe i regularną żeglugę po jeziorach w całym kraju. A nabywcom kilkudniowych biletów zapewniający, poza nieograniczoną liczbą przejazdów nimi, także bezpłatną komunikację lokalną w wielu miastach, wstępy do wybranych muzeów, różne zniżki i ulgi.
Nie jest to przyjemność tania, zwłaszcza z polskiej perspektywy, ale popularna i warta wydanych na nią pieniędzy. Expresem Lodowcowym jeździ co roku po około 250 tys. pasażerów. Przy czym w szczycie sezonu letniego trzeba rezerwować w nim miejsca ze sporym wyprzedzeniem. Podstawowa cena biletu zależy od terminu i rodzaju pociągu oraz, oczywiście, trasy.
Bo wybrać się można także tylko na któryś z jej fragmentów. W lecie w obie strony kursują na tej trasie po 3 pary pociągów, w tym dwa z wagonami panoramicznymi: dwoma wagonami 1 klasy z 32 miejscami pasażerskimi, trzema 2 klasy o 48 miejscach oraz wagonem restauracyjnym. W trzeciej parze jest tylko jeden wagon 2 klasy.
DROGO, ALE WARTO
Maksymalna cena za przejazd w jedną stronę w 2 klasie na całej trasie z St. Moritz do Zermatt lub odwrotnie, to 145 CHF lub 120 €. W klasie 1 – 254 CHF lub 211,70 €. Dzieci do lat 6 lub z kartą Junior jadą bezpłatnie, od 6 do 16 lat ze zniżka 50%. Nie płacą też za przejazd posiadacze wspomnianych biletów STS oraz TVC i Eurail.
Ale wszyscy podróżni, poza dziećmi do lat 6 nie zajmującymi osobnego miejsca, muszą w GE wykupić miejscówki. W cenie 13 CHF/11 € w okresie od 15 grudnia do 9 maja gdy chcą podróżować bez opłaconego obiadu, lub 6 CHF/46,70 € z 3 daniowym obiadem podawanym na miejsce, na którym pasażer jedzie.
Natomiast we wspomnianych pociągach (nr 906 i 907) z tylko jednym wagonem panoramicznym 2 klasy, od 31 maja do 2 września, miejscówka kosztuje 12 CHF/10 €. Zaś dopłata do przejazdów głównymi pociągami Glacier Express w lecie, od 10 maja do 26 października, wynosi 33 CHF/27,50 € bez obiadu i 76 CHF/63,50 € z obiadem.
Każdy podróżny otrzymuje obszerną broszurę – informator o tym pociągu i jego trasie z mapką oraz schematem pokonywanych wysokości, w 6 językach: niemieckim, angielskim, włoskim, hiszpańskim, chińskim i japońskim. W tych językach może również słuchać opisów trasy przez udostępnione słuchawki.
PONAD 80 LAT SŁAWNEJ TRASY
Ewentualnie korzystać z 2 kanałów muzycznych. Obowiązuje całkowity zakaz palenia, a wagony mają klimatyzację co wyklucza otwieranie okien. I praktycznie, niestety, fotografowanie widoków za oknami, gdyż uniemożliwiają to refleksy świateł. Pierwszy Express Lodowcowy przejechał trasę z Zermatt do St. Moritz, a następnie w przeciwnym kierunku, 25 czerwca 1930 roku.
Obsługiwany był przez trzy wspomniane linie kolejowe. Tylko latem, gdyż początkowo turystyczny ruch zimowy był niewielki. Ale już od 1933 roku pociągi te zaczęły jeździć także zimą. Przy czym warto wspomnieć o ciekawostce. Cała ta trasa ma szerokość torów 1000 mm. Jest więc formalnie wąskotorowa, chociaż pasażerowie nie zauważają tego, bo wagony mają normalną szerokość.
W ogóle w Szwajcarii pociągi kursują po torach różnych szerokości, a korzystający z nich podróżni wsiadają nierzadko z tych samych peronów, chociaż z różnych ich stron. Najstarszym odcinkiem obecnej trasy Glacier Expressu jest linia kolei zębatej Visp – Zermatt oddana do użytku, po 3 latach trudnej budowy, w 1891 roku.
Na tym 44 kilometrowym odcinku pociągi pokonują różnicę wysokości z 658 m n.p.m. w Visp – do 1604 m n.p.m. w Zermatt, z nachyleniem 12,5%. Jest to możliwe dzięki sześciu odcinkom, o łącznej długości 7 km, z dodatkową szyną zębatą i odpowiednim kole w elektrowozie.
FANTASTYCZNE WIDOKI
Od 2003 roku ten odcinek linii obsługuje Matterhorn-Gotthard-Bahn, kolej powstała z połączenia Visp-Zermatt-Bahn i Furka-Oberalp-Bahn. Drugi, jeszcze słynniejszy odcinek (Lista UNESCO), Albulalinie Kolei Retyckich otwarty został w 1903 roku, docierając w roku następnym do St. Moritz. Zaś fragment Furka Oberalp Bahn Brig – Disentis w roku 1926.
Przy czym dopiero oddanie w 1982 roku tunelu Furka-Basistunnel zagwarantowało rzeczywiście całoroczne połączenia między St. Moritz i Zermatt. W 2006 roku pociągi te wyposażone zostały w nowe wagony panoramiczne 1 i 2 klasy. Jednym z nich właśnie jadę w niewielkiej grupce polskich dziennikarzy zaproszonych przez RhB z okazji 125-lecia tych kolei oraz Swiss Tourism.
Widoczność jest fantastyczna. Informacja przez słuchawki zwięzła, ale zawierająca także ciekawostki na temat mijanych miejscowości i oglądanych widoków. Niektóre odcinki trasy, zwłaszcza linii Albula z jej trzema tunelami o kształcie spirali oraz sześcioma wiaduktami pozwalającymi na pokonanie około 400 metrów różnicy poziomów.
Czy słynny Landwasser-Viadukt o długości 142 i wysokości 65 metrów oraz z 100 – stopniowym skrętem, zapierają dech w piersiach. Po przystanku w Reichenau jedziemy do najstarszego miasta Szwajcarii – Chur, aby tam zmienić kierunek i jadąc „do tyłu” wrócić do wspomnianej stacji.
WIELKIM KANIONEM SZWAJCARII
I dalej przełomem Renu (Reinschlucht) nazywanym Wielkim Kanionem Szwajcarii, Swiss Grand Canyon. Byłem w nim, a ściślej nad nim, przed dwoma laty, obserwując wspaniałe skały i wijąca się wśród nich rzekę, w tym miejscu jeszcze dosyć wąską. No i jadące w dole pociągi.
Przez Disentis – mniejsze miejscowości pomijam – w którym godne uwagi jest jedno z najstarszych w kraju opactwo benedyktyńskie oraz kościół z lat 1683-1695 z dwiema wieżami, docieramy do najwyższego punktu na trasie: przełęczy Oberalpass (2033 m n.p.m.). Pokonując od Disentis, przy pomocy kół zębatych i dodatkowej szyny, 903 metry różnicy poziomów. A z Chur blisko 1,5 kilometra wysokości. Aby następnie szybko zjechać ponad 600 metrów w dół do Andermatt.
Założonego w XII wieku, w którym znajdują się dwa zabytkowe kościoły oraz w wąwozie przy Diabelskim Moście (Teufelsbrücke) pomnik upamiętniający słynne przejście przez Alpy w 1799 roku rosyjskiej armii pod dowództwem kata warszawskiej Pragi w 1794 r., feldmarszałka Aleksandra Suworowa. Jest to popularna miejscowość turystyczna w której w br. oddano do użytku nowy zespół hotelowy – „Andermatt Swiss Alps”.
W MENU ZUPA… CHOLERA
Składający się z 6 hoteli 4 i 5* z, łącznie, około 500 pokojami. A także 25 willami oraz infrastrukturą sportową i wypoczynkową. Już wcześniej w naszym wagonie, w którym jedzie także spora grupa turystów japońskich, pojawili się kelnerzy roznosząc wodę mineralną i wino oraz zbierając zamówienia na obiad. Wybór nie jest wielki.
Sałatka warzywna albo zupa – krem, dwa dania drugie do wyboru – decyduję się na kaszę kukurydzianą z gulaszem wołowym i fasolką szparagową oraz deser. Obsługuje nas kelner Peruwiańczyk i jego ciemnoskóra koleżanka z RPA. Oboje mówią w kilku językach, są bardzo sprawni i sympatyczni.
W menu znajduję ciekawostkę, specjalność kantonu Wallis: zupę wegeteriańską o nazwie cholera. Okazuje się, że podczas epidemii tej choroby w 1830 roku zabroniono handlu artykułami spożywczymi. Ludzie gotowali i jedli tylko to, co było w domu, wrzucając do zup kartofle, pory, ser, jabłka i podając do tego białe wino. I pod nazwą cholera weszły one do miejscowej kuchi.
Obiad to jednak tylko przerywnik, najważniejsze są widoki za oknami oraz na stacjach i przystankach. Niestety postoje są tak krótkie, że niewiele udaje się podczas nich sfotografować. Przez chwilę widzę rowerzystów jadących równolegle z pociągiem. Z Andermatt przejeżdżając przez kilkanaście wiosek i miasteczek, stopniowo tracimy kolejne setki metrów wysokości.
Do Brig (670 m n.p.m.) w sumie niemal 800. To stolica niemieckojęzycznej części kantonu Wallis. Miasto założone około roku 1250, które szybko stało się ważnym ośrodkiem handlowym. W dalekiej przeszłości – czytam w informatorze – ruch towarowy tędy między Francją i Lombardią kontrolował Kaspar von Stockalper.
ATRAKCJE NA TRASIE
Pozostał po nim pałac ze słynnym dziedzińcem arkadowym oraz trzema wieżami zakończonymi cebulastymi kopułami. Brig jest miejscem wypadowym na ciekawe trasy wycieczkowe, zwłaszcza na lodowiec Aletschgletschers wpisany w 2001 roku na Listę UNESCO.
Dalej już tylko króciutki, niemal płaski (różnica poziomów wynosi tylko 12 m) przejazd do Visp, gdzie zaczyna się ostatni, ale znowu szalenie ciekawy technicznie odcinek trasy. Wspomniane już 44 km ze wspinaczką pociągu przy pomocy zębatych kół i trzeciej szyny na poziom n.p.m. wyższy o niemal 950 metrów.
Z pięknymi widokami na ośnieżone alpejskie szczyty, lodowiec, strome skalne ściany, iglaste lasy oraz zielone łąki. Z góry widzimy dolinę Matter (Mattertal) którą, w głębokim kanionie, płynie rzeka Matter, dopływ Rodanu. Przejeżdżamy przez Stalden gdzie od tej doliny oddziela się dolina Sass, w której znajduje się znany kurort Saas Fee.
Kolejne skalne półki, kryte galerie chroniące tory i pociągi przed lawinami, tunele i wiadukty. Stacyjki Embd, St. Niklas, Randa, Täsch w którym jest ogromny parking na 1700 samochodów pod dachem.
ZERMAT: BEZ SAMOCHODÓW I MOTOCYKLI
Na nim każdy przyjeżdżający do Zermatt na czterech lub dwu (motocykle, skutery) kółkach musi zostawić swój pojazd i dalej jechać kursującym wahadłowo pociągiem lub zamówić elektryczną taksówkę. W tym popularnym kurorcie dopuszczalny jest bowiem wyłącznie ruch pojazdów elektrycznych lub konnych.
Przez okna widzimy wysokie Alpy i jakże charakterystyczny, jeden z najpiękniejszych w nich 4-tysięczników, sławny Matterhorn. To od jego zdobycia w roku 1865 roku przez angielskiego alpinistę Edwarda Whympera wraz z dwoma miejscowymi przewodnikami, zaczęła się turystyczna kariera tej wioski. Do której wówczas można było dostać się tylko pieszo, bo droga dostępna dla zaprzęgów konnych kończyła się już w St. Niklas.
Na stacji końcowej w Zermatt, dziś jednym ze słynnych, „prestiżowych” jak mówią Rosjanie, szwajcarskich i w ogóle alpejskich kurortów zarówno zimowym, jak i całorocznym, wita nas na ścianie polski napis „Witamy”, bardzo widoczny wśród podobnych w innych językach. Ale tutejsze atrakcje, m.in. inna słynna kolej zębata na przełęcz Gornergrat ze wspaniałymi widokami na Matterhorn i ponad 30 innych 4-tysięczników, to już tematy na osobne relacje.
Zdjęcia autora