
Trójkę polskich – w tym przedstawiciela naszego portalu – zawiózł tam dyrektor Narodowego Centrum Turystyki Słowackiej w Polsce Ján Bošnovič. Na miejscu dołączyła do nas dwójka kolegów z Pragi i jeden z Berlina. Była to krótka, ale bardzo ciekawa podróż, której nie da się opisać w jednej relacji.

O zabytkach tego pięknego miasta, jego przygotowaniach do europejskiej stołeczności w dziedzinie kultury, o rewelacyjnym tokajskim regionie winiarskim Słowacji, a także na inne tematy napiszę wkrótce.
POLE GOLFOWE Z ŁOMNICĄ W TLE

Oglądałem tę panoramę w ciągu wielu lat już dziesiątki razy, zawsze z zachwytem. Patrząc teraz przypomniałem sobie jak w młodości wchodziłem wraz z dwoma studentami z Pragi na szczyt Łomnicy następnego dnia po „zdobyciu” najwyższego tatrzańskiego szczytu – Garłucha (Gerlachovský štit, 2.655 m n.p.m.).

Z Wielkiej Łomnicy, podobnie jak kilku innych miejscowości położonych u podnóża po południowej stronie Wysokich Tatr, są nie tylko wspaniałe widoki na te góry, ale obecnie także inna atrakcja: pola golfowe. Przyciągające coraz liczniejszych amatorów tego sportu także z Polski.
Dzięki połączeniom lotniczym do Popradu z Warszawy, a wkrótce także z Gdańska i Poznania oraz krótkiego tu dojazdu z lotniska, można błyskawicznie znaleźć się na polu golfowym i relaksować się przy pomocy kijka i białej piłeczki kierowanej do dołków. W scenerii jakiej, niestety, nie mamy w Polsce. Zatrzymaliśmy się w pobliżu 4* Hotelu International dysponującego dużym, profesjonalnym polem golfowym o 27 dołkach czynnym od marca do października.

NAJSTARSZY HOTEL NA SŁOWACJI
Spod Tatr szybko przejechaliśmy doskonałymi słowackimi drogami do Koszyc, gdzie czekała nas kolejna niespodzianka. Nocleg nie w mieście, lecz w odległym o 4 km od jego centrum, najstarszym na Słowacji, 4* Hotelu Bankov. Obecnie jednym z 10-ciu w tym kraju należących do stowarzyszenia Historyczne Hotele Słowacji. O bardzo ciekawej przeszłości oraz atrakcyjnym współcześnie.

Już w roku następnym został on jednak zniszczony podczas walk kuruców – anty habsburskich powstańców Ferenca (Franciszka) II Rakoczego z wojskami cesarskimi. Miasto nie dysponując na to środkami, pozwoliło w 1705 roku postawić nowy obiekt uzdrowiskowy prywatnemu przedsiębiorcy Janowi Pinterowi. Stał się on bardzo popularny wśród pątników.

Jego pierwszej rekonstrukcji dokonano po 60 latach eksploatacji – na początku lat 30-tych XX wieku. Niestety poszukiwawcze prace górnicze na wzgórzu spowodowały zniszczenie źródeł wód mineralnych. Kolejna rekonstrukcja w latach 1994-1996 przyniosła jego autorom i wykonawcom wysoko cenioną Nagrodę Jurkoviča, a hotelowi tytuł Budynku Roku 1997.

W ramach noclegu jest nie tylko śniadanie, ale także dowóz gości do i z centrum miasta taksówkami współpracującej z hotelem firmy VIP taxi. Więcej informacji o tym hotelu znajduje się na stronie: www.HotelBankov.sk. Aktualnie w jego korytarzach, restauracji i salach koszycka Galeria U Anjela ( www.galeriauanjela.sk) prezentuje pod tytułem „Labirynt serca” bogatą kolekcję malarstwa i rzeźby Nikolaja Fed’koviča.
JAK TO BYŁO Z „BRATANKAMI” ?

Nasz gospodarz przybliżył nam dzieje winiarstwa na ziemiach słowackich, które – przypomnę – przez 10 wieków, aż do roku 1918, wchodziły w skład Królestwa Węgier, a później wraz z nim, do Cesarstwa Austrowęgierskiego. Najstarsza wzmianka o winach słowackich pochodzi z roku…89 naszej ery.

A słynne powiedzenie „Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki” dotyczy przede wszystkim Słowaków, w kontaktach z którymi, w odróżnieniu od rodowitych Węgrów, nigdy nie mieliśmy bariery językowej. Tylko podobnie jak Polaków czy Białorusinów mieszkających na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego nazywano potocznie Litwinami, tak obywateli Królestwa Węgier: Słowaków, Serbów, Sasów Siedmiogrodzkich, Łemków itd. nazywano Węgrami.

WINA, BURCZAK I SMAKOŁYKI
A także o bardzo popularnym na Słowacji, a u nas praktycznie nieznanym burczaku. Jest to sok winogronowy w trakcie fermentacji, bardzo smaczny i orzeźwiający. Spośród win słowackich 32 producentów które znajdują się w winotece Villa Cassa, degustowaliśmy kilka. Oczywiście z odpowiednim wprowadzeniem, informacjami, a następnie zwyczajowym ceremoniałem.

Jest to nie tylko restauracja, ale także niewielki 3* pensjonat z siedmioma pokojami oraz 13 łóżkami, plus – w razie potrzeby – 3 przystawkami. Po kolacji odbyliśmy jeszcze jeden krótki spacer po nocnym już Starym Mieście. Głównym celem naszego przyjazdu do Koszyc był jednak udział w organizowanym tu od 6 lat Święcie Wina.

Przy Dolnej Bramie w pobliżu gotyckiej katedry św. Elżbiety oraz na ulicy Pri Mikulašovej väznici. W Święcie uczestniczyło ponad 30 producentów win słowackich, winiarze z węgierskiego Tokaju oraz importerzy win z rożnych krajów świata. Głównym miejscem był jednak podziemny, archeologiczny kompleks muzealny przy Dolnej Bramie.
CO MOŻNA DOSTAĆ ZA 7 EURO ?

Każdy chętny płacąc 7 euro otrzymywał plastykową opaskę na nadgarstek upoważniającą do nieograniczonej liczby wejść przez cały czas festiwalu. Ponadto na szyję torebkę z tkaniny z paseczkiem, a w niej kielich do wina z logo festiwalu oraz żetony na kwotę 6 euro. Tylko nimi bowiem można było płacić za wino.

Posiadanie przez uczestników degustacji własnych kieliszków rozwiązywało problem mycia ich ogromnych ilości i zapewniało higienę. Każdy mógł wypłukać wodą swój przed próbowaniem innego rodzaju wina. Impreza cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, zwłaszcza wieczorami. Producenci informowali o cechach sprzedawanego wina, oferowali informacyjne ulotki itp.

W pobliżu zorganizowano także 3 edycję Targów Staromiejskich, na których swoje wyroby oferowali rzemieślnicy i artyści. Uwagę zwracali wytwory ludowych instrumentów muzycznych prezentując ich dźwięk, rzeźb w drewnie, ceramiki, tkanin itp.
POCHÓD WOKÓŁ KATEDRY

Pewnym zaskoczeniem dla nas było oficjalne otwarcie Święta Wina nie pierwszego, lecz dopiero drugiego dnia popołudniu. Rozpoczęte pochodem miejskich notabli i oficjalnych gości, zespołów muzycznych itp. Zaczął się on wyjściem z gmachu ratusza burmistrza (primatora) i jego zastępców w oficjalnych strojach i nakryciach głów wzorowanych na średniowiecznych.

Po okrążeniu katedry burmistrz, przewodniczący rady miejskiej, starosta oraz mer portugalskiego miasta partnerskiego i zaproszona przedstawicielka ukraińskiego Użhorodu zaproszeni zostali na oficjalne otwarcie Święta i degustację świeżego słowackiego wina. A po tym były występy artystyczne, koncerty, degustacje w podziemiu i na wspomnianej już ulicy, zakupy na stoiskach Targów Staromiejskich itp.

SÁNDOR MÁRAI, MUZEUM WSCHODNIEJ SŁOWACJI I SYNAGOGA
Jedną z nich była wizyta w placówce poświęconej Sándorowi Máraiowi (1900 – 1989, prawdziwe nazwisko Grosschmid), węgierskiemu powieściopisarzowi i eseiście urodzonemu w Koszycach. Który pozostał koszyczaninem do końca życia mimo wyjazdu z niego w 1928 r. do Budapesztu, a następnie w 1948 za granicę – od 1952 r. mieszkał w USA.

Od domów w których urodził się i mieszkał, budynku gimnazjum w którym uczył się, poprzez cukiernię Megay (obecnie restauracja Carpano) gdzie poznał przyszłą żonę Lolę, hotel Europa w którym zatrzymał się podczas wizyty w Koszycach w 1941 roku i wzgórza otaczające Bankov – po wzniesiony mu w 2004 roku pomnik dłuta Pétera Gáspára.

Podobnie jak obchodzące w br. 140 – lecie działalności Muzeum Wschodniej Słowacji mieszczące się w secesyjnym gmachu byłego sztabu dywizji i koszar. Odwiedziliśmy też w towarzystwie artysty malarza Viktora Ševčika remontowaną obecnie pod jego nadzorem synagogę. Po zakończeniu jej rewaloryzacji – na razie udało się odnowić ją tylko z zewnątrz, trwają przygotowania do remontu podłogi, na odnowienie malowideł ściennych nie ma jeszcze środków – mieścić się w niej będzie galeria sztuki współczesnej, na górnych balkonach zaś wystawa Holocaustu.
LEWOCZA – MIASTO MISTRZA PAWŁA

W drodze powrotnej do Polski zatrzymaliśmy się jeszcze na krótko w jednym z najpiękniejszych słowackich miast (Lista UNESCO) – Lewoczy, aby obejrzeć odrestaurowany ratusz i liczne zabytkowe kamieniczki.
Ale i sporo, łącznie z kościołem św. Jakuba w którym są sławne gotyckie ołtarze Mistrza Pawła, czekających na przywrócenie im dawnej świetności. W sumie był to więc bardzo ciekawy i udany wyjazd potwierdzający tylko, że do kraju naszych południowych sąsiadów warto jeździć oraz poznawać zarówno jego zabytki i krajobrazy, jak i sympatycznych oraz życzliwych nam mieszkańców z którymi łatwo się porozumieć bez tłumacza.

Zdjęcia autora