
Zorganizowała ją Pomorska Regionalna Organizacja Turystyczna w Gdańsku, a wśród jej dwanaściorga uczestników i uczestniczek byli tym razem wyłącznie członkowie Stowarzyszenia Dziennikarzy – Podróżników „Globtroter”.
Pomimo końcówki okresu wakacyjnego, chętnych do udziału w niej znalazło się o wiele więcej. Program był bowiem bardzo ciekawy, warunki podróży, z dolotem z Warszawy samolotem do Gdańska luksusowe, podobnie jak zakwaterowania i wyżywienia. Pogoda okazała się wspaniałą. Wyjazd ten był jednak zdecydowanie za krótki.

A my musieliśmy ograniczyć się do obejrzenia tylko jednej, chociaż bardzo ciekawej części ekspozycji. Bądź w tempie „japońskim” przebiegać przez zabytki czy świątynie, lub wręcz tylko przechodzić obok nich. A nawet w ogóle do nich nie dotrzeć, gdyż znajdowały się poza ustaloną trasą i nie starczyło czasu aby z niej zboczyć. Mimo, iż pozostał ogromny niedosyt i tak wrażeń było mnóstwo.

Program turystyczno – poznawczy rozpoczął się, jak już wspomniałem, od krótkiego, 1,5 – godzinnego spływu kajakowego po Słupi na trasie Bydlino – Wodnica. Miejsce jego startu okazało się wyjątkowo piękne. Skąpane w zieleni i kwiatach na brzegu dosyć wartkiej w tym miejscu rzeki.

Termin ten, określający obszar Pomorza Środkowego którego dominującym elementem krajobrazu wiejskiego jest zachowane XVIII-XIX – wieczne budownictwo szkieletowe, wymyślono dopiero w 1996 roku. Stanowi on jego znakomitą charakterystykę.

Już 15 z nich należy do tutejszego oddziału Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku i stale przybywają nowe. Są wśród nich domy mieszkalne, stodoły, kuźnia, remiza, dom chlebowy oraz gospoda. Mieliśmy okazję zapoznać się z najważniejszymi, ich historią oraz rekonstrukcją.

Ma ona w menu mnóstwo smakowitych dań zarówno pomorskich np. żurek na gęsinie, jak i bardziej kojarzących się ze Wschodem, z którego po zmianie granic Polski w 1945 roku przybyli tu nowi osadnicy. Zamówić więc można także chłodnik, pierogi z kaszą gryczaną, serem i sosem z kurek, pierogi ruskie z sosem miętowym, pielmieni, bliny gryczane ze skwarkami, bliny z jagodami lub porzeczką, czy zawijańce z młodej kapusty.

Popołudnie tego obfitującego w atrakcje dnia spędziliśmy w Ustce. Poznając „w biegu”, z przewodnikiem Marcinem Barnowskim, to miasto, w którym część z nas była po raz pierwszy, a większość dosyć dawno. Przejście głównymi ulicami tego uzdrowiska oraz miasta wypoczynkowego, rybackiego i portowego, które powoli zaczyna już zamierać po letnim wakacyjnym szczycie, pozwoliło zobaczyć jak bardzo jest zadbane i atrakcyjne.
Widzieliśmy sporo „domów w kratę”, tradycyjnych willi, blokowych „pamiątek po PRL” i nowego budownictwa. Wpadliśmy na chwilę, bo trudno to inaczej określić, do Muzeum Ziemi Usteckiej, aby zobaczyć najważniejsze w nim eksponaty, a przy okazji wystawę sztuki o tematyce erotycznej.

Nasz przewodnik sporo uwagi poświęcił nowej, dopiero właściwie powstającej, atrakcji Ustki – rewitalizowanym poniemieckim bunkrom Baterii Luftwaffe Blüchera na wydmach po zachodniej stronie kanału portowego, w pobliżu trzeciego mola. Kolację mieliśmy w restauracji o zachęcającej nazwie „Siódme Niebo” mieszczącej się w piękne utrzymanym, 3-piętrowym domu w centrum Starej Ustki.

Dania główne do wyboru: „Polędwiczki wieprzowe w sosie winno-balsamicznym i do tego ziemniaki puree” lub „Dorsz smażony na maśle podawany z ratatouille warzywnym, sosem pomidorowo-bazyliowym i ziemniakami gotowanymi” oraz deser „Creme brulee” z informacją: „Panna Cotta to XIX-wieczny deser z Piemontu podany tym razem z syropem z zielonej szyszki sosny” poza nazwami nie wyróżniały się niczym szczególnym.

Z doszukaniem się podobieństwa odlanej w brązie postaci do tak znanej i charakterystycznej twarzy aktorki – „kobiety pracującej, która żadnej pracy się nie boi” – mieliśmy trochę problemów. Może było już za ciemno. Ale wiemy przynajmniej, że moda „na ławeczki” dotarła także do Ustki. W roku przyszłym ma przybyć kolejna – piosenkarki, poetki i aktorki Agnieszki Osieckiej. Ona też tu bywała…

Żywy i podobny – przynajmniej rozmiarami – do zakopiańskich (i z filmu Barei) białych niedźwiedzi, ale z bardzo ładną historią. W roku 1887 w okolicach Słupska znaleziono figurkę niedźwiadka z bursztynu. Według ówczesnych badań był to amulet łowcy niedźwiedzi, a wiek znaleziska określono niezbyt precyzyjnie, co zresztą w przypadku bursztynu nawet obecnie nie jest proste, na lata od 1700 do 650 r. p.n.e.

Doskonale zachowane – to rzadkość w naszym kraju – neogotyckie wnętrza ratusza z 1901 r., z kolumnami oraz łukowymi sklepieniami korytarzy, gabinet burmistrza, sala obrad rady miasta itp. są bardzo ciekawe. A ze szczytu ratuszowej wieży roztacza się ładna, szeroka panorama miasta i jego okolic.
Z zabytków gotyckich na pierwszym planie widać Bramę Nową z II połowy XIV wieku, wzbogaconą w 1650 r. o barokowy, metalowy hełm. W przeszłości mieściło się w niej więzienie, przędzalnia, warsztaty wojskowe. A po II wojnie światowej Muzeum Miejskie oraz Pracownia Sztuk Plastycznych. Obecnie na parterze jest sklep z dziełami sztuki i udającymi je pamiątkami.

Obecnie mieści się w niej pracownia konserwatorska Muzeum Pomorza Środkowego. Te zabytki, a także zbudowaną w XV w. ceglaną Basztę Czarownic i kilka młodszych, m.in. Zamek Książąt Pomorskich z pocz. XVI w. oraz parę budowli sztachulcowych, wśród nich XVIII w. Spichlerz Richtera, zdołaliśmy zobaczyć. Do kościołów nawet wejść na chwilę.

Zobaczenie jej z bliska trzeba było jednak odłożyć do innej okazji. W Muzeum Pomorza Środkowego mieszczącym się w Zamku Książąt Pomorskich czekała na nas już bowiem przewodniczka po wystawie twórczości plastycznej Witkacego – Stanisława Ignacego Witkiewicza. Zaś po niej, w mieszczącej się w piwnicach zamku restauracji „Anna de Croy”, pożegnalny obiad.

Kolekcję tę muzeum zaczęło tworzyć kupując w 1965 roku 110 pasteli Witkacego od mieszkającego wówczas w Lęborku Michała Białynickiego-Biruli, syna Teodora, zakopiańskiego lekarza i przyjaciela artysty. W latach następnych dokupiono kilkanaście kolejnych rysunków i portretów od rodziny innego związanego z nim inżyniera i fotografa, Józefa Jana Głogowskiego.
Ostatnim dużym uzupełnieniem zbioru było pozyskanie w 1974 roku 40 kolejnych prac od Włodzimierza Nawrockiego – dentysty zaprzyjaźnionego z Witkacym, który nimi rewanżował się za usługi stomatologiczne. Kolekcja była i jest stale uzupełniania w miarę możliwości finansowych muzeów. Znajdują się w niej również plakaty, rękopisy, dokumenty itp.
W stałej ekspozycji w dwu salach na II piętrze eksponowanych jest ponad 100 prac, częściowo zmienianych co kilkanaście miesięcy. Niestety w fatalnych warunkach. Pastele nie lubią światła, jest więc ono oszczędne. Przy czym obrazy i rysunki powieszone kilkupiętrowo jedne nad drugimi znajdują się za szkłem dającym odblaski.

Ale oprócz niej posiada ono i eksponuje inne prawdziwe skarby – książąt pomorskich. M.in. piękne XVII-wieczne, roboty gdańskich mistrzów, cynowe sarkofagi księżny Anny de Croy i ks. Ernesta Bogusława de Croy, haftowane chorągwie z tamtej epoki itp. Ponadto dawną sztukę Pomorza od XIV do XVIII w.
Są wśród niej średniowieczne rzeźby, późnogotycki poliptyk też gdańskiej roboty, holenderskie gobeliny, średniowieczne zbroje i broń, kielichy mszalne i inne akcesoria kościelne, gdańskie meble, zabytki kowalstwa artystycznego. Obejrzeć można również porcelanę znanych manufaktur: miśnieńskiej i berlińskiej, fajanse z Delft, obrazy oraz grafikę.

Mam więc, i nie tylko ja, prawo odczuwania niedosytu. Tyle bowiem pięknych oraz ciekawych zabytków i obiektów znajdowało się w zasięgu ręki, ale na poznanie ich zabrakło czasu. Może uda się je zobaczyć przy następnej okazji. Pomimo jednak tego mankamentu, ta study tour była bardzo udana, ciekawa, dobrze przygotowana i zorganizowana.

M.in. Zbyszek Buczkowski, popularny aktor i członek honorowy SD-P „Globtroter” „wcielił się” w postać ks. Boguslawa X. Michał Fajbusiewicz „dał twarz” ks. Annie Jagiellonce. Zaś dla prezesa „Globtrotera” Sławka Bawarskiego znalazł się już tylko otwór w miejscu twarzy małego ks. Jerzego I.
Oczywiście nie mogłem stracić takiej okazji i nie uwiecznić na zdjęciu całej trójki. A do najważniejszych miejsc o których napisałem, wrócę wkrótce w osobno poświęconych im publikacjach.
Zdjęcia autora