To jednak Ciebie nie zjedli? To najczęściej słyszałem po powrocie z Papui – Nowej Gwinei. Wszystkich musiałem rozczarować, może gdybym pojechał 30-40 lat wcześniej mógłbym skończyć jako pieczyste.
NIE MA JUŻ LUDOŻERCÓW…
Dzisiaj turysta nie znajdzie się w kotle, ale nawet nie zobaczy tubylców w koteki czyli ochraniaczach na penisa zrobionych z tykwy i włókien drzew. Obyczaje, a zatem i kulturę Papuasów, zniszczyli wszelkiej maści misjonarze. Nie ma prawie wioski nawet w głębokim interiorze , która nie miałaby choćby krytego strzechą lub blachą falistą kościoła. Oczywiście plagą Papui były walki plemienne, a co zatem idzie ludożerstwo. To zostało praktycznie zlikwidowane. Minusów obecności misjonarzy jest znacznie więcej. Powszechne jest pijaństwo, bandytyzm, bo poprzez ewangelizację rozerwano więzi rodzinne i plemienne.
… ALE SĄ RABUSIE
Podczas 3 tygodniowego pobytu czterokrotnie chciano nas obrabować ustawiając bariery z drzew na drogach. Na szczęście mieliśmy czterech ochroniarzy z bronią. Jak zatem wygląda typowy Papuas? Ubiór z darów z całego świata, gdzie dziura goni dziurę i na nogach kalosze. Barwne stroje, które oglądamy na zdjęciach w czasopismach podróżniczych, są zakładane tylko z okazji przybycia do wioski turystów, lub gdy organizowane są festiwale folklorystyczne. Dawni odkrywcy opisują, że wszędzie wałęsały się świnie.
PROSIAKI KARMIONE PIERSIAMI PRZEZ PAPUASKI
Stanowiły o prestiżu właściciela, były też ważnym środkiem płatniczym. Często można było je spotkać w chatach, gdzie egzystowały jak członkowie rodziny, a Papuaski karmiły prosiaczki własną piersią. Obecnie nawet zgrupowanie kilkunastu chat nie gwarantuje, że zobaczymy w okolicy choćby jednego wieprzka. Zwiedzanie kraju jest bardzo utrudnione. Drogi z reguły są nieutwardzone i dziur mógłby im pozazdrościć szwajcarski ser. W miastach tylko główna arteria ma fragmenty asfaltu.
FATALNE DROGI, POWSZECHNE LOTNISKA
Wszystkie boczne ulice toną w błocie. Dlatego wielu nie tylko turystów, ale także bogatszych Papuasów wybiera samolot. Większość nawet małych miejscowości ma lotniska. Przyjmują o dziwo 100 miejscowe maszyny. Zaskoczeniem jest profesjonalizm obsługi lotnisk i personelu latającego. Dużym problemem jest wymiana pieniędzy, poza stolicą, czyli Port Moresby, nie ma bankomatów. Na prowincji nikt nie wyda reszty z większych nominałów. Poza hotelami, których jest niewiele, tubylcy „brzydzą” się dolarów i euro.
PRZYRODA, LUDZIE I BAZARY
Papua Nowa Gwinea zachwyca przyrodą i ludźmi, którzy są w większości bardzo przyjaźni. Uważać należy tylko na tych pod wpływem alkoholu. Zabytków nie ma, muzea są dopiero w powijakach. Co zatem warto zobaczyć? Na pewno plemię Huli, gdzie mężczyźni i kobiety żyją oddzielnie. Panowie dekorują swoje ciała kolorową gliną i noszą „pirackie” kapelusze z mnóstwem piór. Jak już wspominałem tak wyglądają podczas odwiedzin turystów. Centralnym miastem interioru jest Mont Hagen. Warto tam zobaczyć największy w kraju bazar. Kilkaset stoisk oferuje płody rolne i używane ubrania z całego świata.
PLANTACJE, POKAZY TAŃCÓW I PIĘKNE PLAŻE
W dolinie Waghi dominują plantacje kawy i herbaty, niestety większość jest bardzo zaniedbanych, po wyjeździe dotychczasowych właścicieli, czyli Australijczyków. Wokół miasta Goroka niemal każda wioska organizuje pokazy papuaskich tańców. Największe wrażenie robią wojownicy z plemienia Asaro, którzy maski wykonują z białego błota. W ten sposób udają duchy i przez lata budzili strach innych plemion. W Papui Nowej Gwinei, o czym niewiele osób wie, są również miejscowości z pięknymi plażami np. Madang. Niektóre hotele mogłyby być śmiało w kurortach europejskich. Zatem w drogę.
Zdjęcia z archiwum autora