Po kilku latach nieobecności postanowiliśmy w gronie przyjaciół „zlustrować” Moskwę – podobno najdroższą stolicę Europy. Na termin podróży wybraliśmy specjalnie początek maja, bowiem w tym czasie było kilka ważnych dla tego miasta i kraju uroczystości. 1 maja, 7 maja – uroczyste przejęcie władzy prezydenckiej przez Putina i wreszcie największa feta – dzień Zwycięstwa – obchodzony 9 maja.
Podróż odbyliśmy legendarnym pociągiem „Polonez”, brudnym jak za czasów głębokiej komuny (ale tylko w rosyjskich wagonach). Obskurny bar, dołączono dopiero w Brześciu, gdzie przedziały zaatakowały tłumnie Białorusinki, oferując opakowane w gazety placki ziemniaczane i piwo. Blisko dwugodzinny postój w tym granicznym mieście wymuszony jest wymianą podwozia wagonów.
Najdłuższy weekend
To był chyba najdłuższy weekend w historii Rosjii – bowiem Putin m.in. z okazji swej „koronacji” dołożył kilka dni wolnych i tak właściwie weekend trwał od 30 kwietnia do 9 maja. Opozycja twierdzi, że nie był to bezinteresowny gest, powracającego po przerwie na główne stanowisko w państwie Putina. Otóż stary – nowy Prezydent bał się ponoć manifestacji jego przeciwników i dlatego tuż przed majowymi uroczystościami ogłosił dodatkowe wolne dni, aby moskwianie mogli opuścić miasto, jadąc na swe ulubione „dacze”. I rzeczywiście tak się stało – stolica wyludniła się niesamowicie. Ja tak opustoszałej, nigdy nie widziałem. Rzadko przejeżdżające samochody, puste stacje metra, większość miejsc siedzących wolnych. Metro mają Rosjanie genialne: ponad 300 kilometrów, 180 stacji, kilkanaście linii – do 2020 roku planowanych jest kilka kolejnych. Większość stacji metra to swoiste dzieła sztuki. System ma tylko jedną wadę – nie mają tu szans niepełnosprawni. Żadnej windy, żadnego podjazdu. Ale wracając do majowych wydarzeń, to mimo owych dni wolnych i wyludnionej Moskwy – Putin nie uniknął rozruchów i na słynnym Placu Bołotnym doszło do starć policji z demonstrantami (300 aresztowanych, kilkudziesięciu rannych) …i po raz pierwszy w historii rosyjskiej telewizji relacjonowano te wydarzenia na żywo, używając wozów transmisyjnych. Wyludniona Moskwa wyglądała trochę jak ogromna scena teatralna, bowiem nie było żadnej głównej ulicy czy też placu, na którym nie zawieszono by dziesiątek flag i ogromnych banerów, czczących zwycięstwo 9 maja i jego bohaterów. Dominował kolor pomarańczowy, ale i symbole dawnych czasów: sierp i młot. Ponoć dla bezpieczeństwa mieszkańców, już dwie doby przed słynną defiladą na Placu Czerwonym zamknięto kilka odcinków głównych ulic i oczywiście sam plac. Co prawda plac można było odwiedzić (ale nie w czasie uroczystości) pokonując trzy kordony policji i specjalnych bramek z kontrolą dokumentów włącznie – jak na lotnisku.
9 maja
Jeszcze dzień wcześniej w Moskwie była znakomita pogoda, wręcz upał. Jednak ranek, kiedy zaplanowano główne uroczystości Dnia Zwycięstwa był fatalny: deszcz i ołowiane chmury. Ale to żaden problem dla organizatorów – tradycyjnie już w takich sytuacjach do „walki” ze złośliwą pogodą wysłano samoloty, które rozpyliły stosowne środki, i jak w przypadku cudów – chmury rozstąpiły się ( ale nie na tyle aby odbyła się parada lotnicza ) i nie spadła kropla deszczu. Defiladę oglądaliśmy z hotelu „Pekin” położonego w okolicy Placu Majakowskiego (skrzyżowanie Twerskoj i Sadowego Kalca), nie sposób się bowiem było dostać na Plac Czerwony – tam wstęp mieli tylko VIP. Po raz pierwszy więc w życiu miałem możliwość oglądania transmisji z owego placu w telewizorze, w pokoju hotelowym i przez okno weryfikować prawie to samo kilkanaście minut później. To co zaskakiwało to dość mało ludzi na trasie przejazdu wojsk (ponoć to wina długiego weekendu i wyjazdu mieszkańców stolicy), i wykorzystanie miejscowego MPO do zabezpieczenia uroczystości. Śmieciarkami blokowano bowiem mniejsze uliczki prowadzące do głównej trasy. Na wielu odcinkach przejazdu było więcej policji i Omonu niż gapiów. Defilady opisywać się nie podejmuję, bowiem sądzę, że przeciętny Polak zna ją z naszych przekazów telewizyjnych (warto tylko wiedzieć, że „chłopcy” uczestniczący w defiladzie, ćwiczyli krok paradny od stycznia, po 8 godzin dziennie). Po defiladzie podziwiałem niezwykłą organizację sprzątania trasy (głównie po smarach czołgów i innych ciężkich pojazdach). Dziesiątki, a może nawet setki „polewaczek” i jeżdżących „odkurzaczy” w godzinę oczyściło kilkukilometrową trasę. W południe dziesiątki tysięcy moskwian zjawiło się na ulicach, a szczególnie w miejscach, gdzie organizowano festyny dla uczczenia Dnia Zwycięstwa. Ale nie były już tak liczne tłumy jak przed laty. Główne uroczystości odbywały się na Górze Pokłonnej i wielu innych miejscach, m.in. w parku im. Gorkiego. Wszędzie tysiące flag, kwiatów i monstrualne dekoracje. Tradycyjnie grały wojskowe orkiestry, częstowano wojskową kaszą i bezpłatnie kwasem chlebowym (tym ostatnim chyba dlatego, że tego dnia w okolicach miejsca imprez obowiązywał zakaz sprzedaży alkoholu z piwem włącznie. Od zeszłego roku w ramach walki z alkoholizmem, mocne trunki sprzedaje się tylko do godziny 23-ciej). Wielka Wojna Ojczyźniana zakończyła się 67 lat temu, łatwo więc policzyć, że jej weterani muszą dziś liczyć około 90-tki. Z roku na rok coraz mniej można spotkać owych bohaterów (było to widać już w czasie transmisji z Placu Czerwonego). Sytuację „ratują” weterani z Afganistanu i… rodziny wojennych bohaterów, których członkowie ponoć mogą być zapraszani na uroczystości, po śmierci swych przodków, prezentując na „młodej piersi” dawne medale i odznaczenia. My przez kilka godzin spotkaliśmy kilkunastu weteranów obwieszonych odznaczeniami i obładowanych naręczami kwiatów. To niesamowite, ale dziesiątki ludzi młodych kupuje kwiaty i zupełnie bezinteresownie wręcza je owym weteranom, składając słowa podzięki, najczęściej używając prostego „dziękujemy wam”, „jesteście dla nas bohaterami”, „daliście nam wolność”. Całują staruszki i staruszków, robią sobie pamiątkowe zdjęcia, częstują słodyczami. Kliknij! W rewanżu bohaterowie tych wydarzeń dzielą się opowiadaniami o tragicznych wydarzeniach z II wojny światowej. Dłuższej rozmowie z 92 letnim weteranem przysłuchiwałem się na Placu Czerwonym, kiedy to przytaczał przykład swego trudnego do uwierzenia bohaterstwa (ponoś pięć razy uniknął śmierci). Były też inne wątki – choćby taki, że podobnie jak oni pobili Niemców, to 400 lat wcześniej zgromiono Polaków i wygoniono ich z Moskwy. Słuchającemu w tłumie młodemu pionierowi staruszek próbował też przybliżyć zasługi Lenina, mając ogromne pretensje, że jego mauzoleum na Placu Czerwonym zasłonięto trybuną honorową. Na Górze Pokłonnej odbył się główny koncert na cześć i pamięć zwycięzców (grano m.in. Rachmaninowa). Zaskakujący był jego początek: przedstawiciel rosyjskiej cerkwi podkreślał bohaterstwo rodaków w czasie II wojny światowej …ale i nie tylko. Podobnie jak cytowany już weteran, kościelny hierarcha wspomniał o zwycięstwie nad Polakami przed laty. W całym parku rozstawiono dziesiątki namiotów, w których m.in. można zapoznać się z wojenną pocztą, takową kuchnią, brać udział w wirtualnej bitwie, ułożyć puzzle z miejscami najsłynniejszych bitew, ale i skorzystać z karaoke …z wojennymi pieśniami. Można było też potańczyć, a także zostać (nie do końca oficjalnie) poczęstowanym samogonem. Ludzie nader serdeczni i przyjaźni (na co dzień także), szczególnie kiedy przekazujemy pozdrowienia z Polski i od Polaków. Prawie wszyscy w klapach ubioru mają wpięte symboliczne wstążeczki z dnia 9 maja w kolorach czarnym i pomarańczowym. Wieczorem tłumy kierują się na Plac Czerwony, przedzierając się przez kordony Omonowców i co chwila piszczące bramki. O 22-giej na koniec 9 majowych uroczystości – pokaz ogni sztucznych.
Więcej na: